SzukajSzukaj
dołącz do nasFacebookGoogleLinkedinTwitter

Arkadiusz Dawid: Gazety nie mogą robić studenci

O planach biznesowych, drogiej redakcji „Pulsu Biznesu”, kradzieży kontentu, kryzysie, inwestycji we “Wprost” oraz płatnym internecie rozmawiamy z Arkadiuszem Dawidem, prezesem Bonnier Business Polska.

Być może w przyszłości gazeta stanie się tylko wehikułem brandowym, a pieniądze będziemy czerpać z innych obszarów – mówi w rozpowie z portalem Wirtualnemedia.pl Arkadiusz Dawid, prezes Bonnier Business Polska (wydawca „Pulsu Biznesu”).- Jesteśmy w segmencie premium, ale nasze przyszłe produkty będą różne, nie tylko typu premium.

Jak zatem Bonnier chce zarabiać na polskim rynku? - Czasami będzie to informacja, czasami wiedza, kontakt biznesowych czy prestiżowa gala. Oznacza to również, że gazeta jako taka nie będzie skierowana do wszystkich segmentów naszej grupy docelowej – odpowiada prezes wydawnictwa.

Wydawca „Pulsu Biznesu” zapowiada również ostrą walkę ze z podmiotami kradnącymi należący do niego kontent. Na razie Bonnier Business Polska podpisuje z nimi ugody finansowe, ale jeśli zaistnieje potrzeba będzie również składać pozwy do sądu. - Na razie chcemy uporządkować sprawy związane z kradzieżą kontentu na dużą skalę, później weźmiemy się za tzw. „przeglądy prasy” - mówi Dawid. Przypomina również o precedensowym wyroku, „który mówi, iż nawet 11-wyrazowe streszczenie może być uznane za skrót i łamać prawo autorskie”.


Robert Stępowski: Jest Pan zadowolony z obecnego poziomu sprzedaży egzemplarzowej „Pulsu Biznesu”?
Arkariusz Dawid, prezes Bonnier Business Polska
: Zawsze oczekiwania są większe niż aktualny poziom sprzedaży. „Puls Biznesu” ma potencjał wzrostowy. Czemu tak twierdzę? Powody są trzy. Po pierwsze sposób konsumpcji prasy drukowanej nie zginął i dalej są na rynku osoby, szczególnie w naszej grupie docelowej, czyli ludzi w wieku 35+, managerów i właścicieli firm, które prasę biznesową kupują. Po drugie posiadamy unikalny kontent. Po trzecie – z naszych ostatnich badań wynika, że następuje zmiana oczekiwań czytelników w stosunku do naszej gazety i na te oczekiwania potrzebujemy odpowiedzieć.

Czego więc teraz oczekują czytelnicy od „Pulsu Biznesu”?
Trudno mi szczegółowo odpowiedzieć na pana pytania, gdyż przeprowadzone przez nas badania są zbyt ogólne, aby móc na ich podstawie postawić jakąś tezę. Wiemy, że przeniósł się akcent, potrzebujemy zbadać szczegółowe segmenty naszej grupy docelowej. Wiemy również, że ta zmiana nastąpiła w przeciągu ostatniego 1,5 roku.

Skoro z badań wynika, że czytelnik ma inne oczekiwania niż jeszcze 1,5 roku temu to zapewne wydawnictwo niebawem wprowadzi w tytule jakieś zmiany...
W tej chwili pracujemy nad nową strategią rozwoju Bonnier Buisness Polska. Proszę pamiętać, że poza „Pulsem Biznesu” mamy serwisy internetowe – gdzie wzmacniamy naszą obecność, prowadzimy działalność konferencyjną pod dwoma brandami, mamy zamiar opublikować pierwszą książkę. Te działalności są powiązane i jeśli zmieniać, to tak aby osiągnąć najlepszy efekt na wszystkich produktach.

Zdradzi Pan jaki poziom sprzedaży „Pulsu Biznesu” satysfakcjonowałaby Pana?
Mnie bardziej interesuje stworzenie takiego modelu biznesowego, który pozwala budować wartości dla naszej publiczności: czytelników, użytkowników stron internetowych czy uczestników konferencji, za którą zechcą nam zapłacić oni albo reklamodawcy. My pomagamy zarabiać pieniądze i osiągnąć sukces, budować relacje biznesowe. Maksymalizacja jednego elementu biznesu to za mało w dzisiejszym rozproszonym świecie mediów. Szczególnie, że nas interesują użytkownicy premium, a tych jest ograniczona liczba.

Ważne są pieniądze, ale nie ma co się łudzić, przy niskiej sprzedaży reklamodawcy nie będą chcieli u Państwa zostawiać dużych pieniędzy.
Nasza gazeta ma charakter czysto biznesowy, jest bardzo opiniotwórcza i skierowana do świadomego, zamożnego odbiorcy. Wokół tego brandu budujemy masę innych elementów, które interesują reklamodawców i przynoszą nam pieniądze. Wszystko zależy od tego jak ułożymy tą biznesową układankę. Gazeta jest rentowna, reklamodawcy doceniają naszą grupę docelową. 95 proc. sprzedanych egzemplarzy stanowi prenumerata co jest świetnym argumentem. Być może w przyszłości gazeta stanie się tylko wehikułem brandowym, a pieniądze będziemy czerpać z innych obszarów. Nasza grupa docelowa wbrew ogólnemu przekonaniu wcale nie jest jednolita. To są różni ludzie, potrzebujący informacji, wiedzy czy kontaktów różnorodnego typu. My dokonujemy segmentacji tego rynku i poszczególnym naszym odbiorcom dostarczymy interesujących ich informacji. Jesteśmy w segmencie premium, ale nasze przyszłe produkty będą różne, nie tylko typu premium.

Chcecie zatem, jak rozumiem, inwestować i rozwijać internet oraz działalność konferencyjną?
W obu branżach już istniejemy. Realistycznie obserwując polski rynek, mamy nadzieję niebawem stać się liderem branży konferencyjnej. Drugim naszym celem jest zbliżenie się do naszej grupy docelowej za pomocą wszystkich produktów jakie posiadamy. My chcemy odpowiadać na potrzeby naszych klientów, dostarczając im tego czego od nas oczekują, koncentrując się na potrzebie a nie na produkcie. Czasami będzie to informacja, czasami wiedza, kontakt biznesowy czy prestiżowa gala. Oznacza to również, że gazeta jako taka nie będzie skierowana do wszystkich segmentów naszej grupy docelowej.

Jakie więc macie Państwo plany w stosunku do swojej aktywności w internecie?
Zapewne będziemy chcieli wprowadzić część płatnej zawartości, ale nie demonizowałbym tego. Narzędziowość i budowanie relacji (głębszych i bardziej owocnych niż powierzchowne społeczności facebookowe) to nasze cele.

Jaki model pobierania tych opłat chcecie Państwo u siebie wprowadzić?
Nie podjęliśmy jeszcze ostatecznych decyzji w tym zakresie. Mamy co prawda pewne założenia, na których budujemy mechanizmy pobierania opłat. Jesteśmy skłonni wprowadzić mieszany system obejmujący płatny dostęp do serwisów (np. czasowy) i opłaty za dostęp do poszczególnych elementów naszej zawartości.

Czy nasz kraj jest już przygotowany – głównie mentalnie - na taki model biznesowy? Czytelnicy, nawet biorąc pod uwagę Państwa grupę docelową i fachowe materiały, zechcą za te treści płacić?
Odbiorca jest gotów zapłacić za treść, która stanowi dla niego wartość i nie znajdzie w ogólnodostępnych kanałach jej substytutu. Również wtedy, kiedy sposób „podania” jest dla niego wygodny. Ludzie są z natury niechętni do wysiłku i za wygodę są skłonni płacić.

Nie da się finansować kontentu tylko z reklam?
Zawsze kiedy ktoś twierdzi, że powinno się utrzymywać taki model biznesowy jaki mamy obecnie, czyli darmowy dostęp do wszystkich materiałów w sieci, mam wrażenie, że ta osoba ma w tym jakiś swój biznesowy cel. Zazwyczaj takim biznesom zależy by treść była darmowa, aby mogli ją wziąć, przetworzyć i dystrybuować do własnego grona odbiorców. Jeśli ja byłbym właścicielem portalu pure player także popierałbym model treści ogólnie dostępnej finansowanej tylko z reklam.

W naszej redakcji pracują wysoce wykwalifikowani dziennikarze i redaktorzy a nie studenci. Przygotowują bardzo wysokiej jakości materiały, ale za taką pracę oczekują również godziwej zapłaty. Tak powinno to działać. Internet w Polsce w tej chwili ignoruje jakość. My uparcie twierdzimy jednak, że mamy użytkownika zamożnego i świadomego, który zwraca uwagę na reklamy – mimo wszystko cały czas dostajemy od klientów propozycje bardzo niskich stawek za emisje reklam w naszych serwisach.

Jak radzicie sobie z typowymi kradzieżami kontentu?
Trzy miesiące temu wprowadziliśmy wewnątrz wydawnictwa bardzo konkretną zasadę – „zero tolerancji dla złodziei kontentu”. Długo rozmawialiśmy z podmiotami, które w nieuczciwy sposób korzystały z naszych treści. W pewnym momencie powiedzieliśmy „koniec”. Nie zależy nam na procesach i wydaje nam się, że naszym klientom także nie. Cały czas rozmawiamy, mamy zawartych wiele ugód. Nie z wszystkimi podmiotami zapewne uda nam się porozumieć na drodze rozmów biznesowych. Procesy nam grożą, ale jesteśmy do nich dobrze przygotowani.

Jak najczęściej kończą się takie rozmowy?
Ugodą finansową.

 

Jak podchodzicie do kontrowersyjnych przeglądów prasy, które de facto stanowią skrót tego co znajduje się w gazecie i jednocześnie sprawiają, że odbiorca nie ma już potrzeby kupna gazety i przeczytania całego tekstu.
Proszę zauważyć, że to przecież bardzo często nawet nie są skróty, tylko niezgodne z prawem opracowania. Na razie chcemy uporządkować sprawy związane z kradzieżą kontentu na dużą skalę, później weźmiemy się za tzw. „przeglądy prasy”. Chciałem tylko, ku przestrodze, przypomnieć że jest precedensowy wyrok, który mówi, iż nawet 11-wyrazowe streszczenie może być uznane za skrót i łamać prawo autorskie.

Inaczej sytuacja wygląda w przypadku odniesienia do oryginału. Jeśli ktoś tylko zapowiada tekst na swojej stronie, ale aby przeczytać go w całości odsyła czytelnika do naszej gazety, czy serwisu – to dla mnie takie zachowanie jest wystarczającą zapłatą. Większość firm nie stosuje jednak tej zasady. Chcą za wszelką cenę zatrzymać czytelnika u siebie i zaproponować mu treść, którą przygotował i za nią zapłacił ktoś inny.

Należy Pan chyba do niezbyt licznego grona prezesów działający w branży medialnej, który mówi, że ma drogą redakcję i że aby mieć wysokiej jakości treści taka właśnie musi ona być. Jak zatem poradziliście sobie z tym w czasie kryzysu, który mieliśmy (mam nadzieje, że można już o nim mówić w czasie przeszłym) w minionym roku?
My w minionym roku rozpoczęliśmy niełatwy proces restrukturyzacji w naszym wydawnictwie. Wówczas zostałem niemal odsądzony od wszelkiej czci i wiary, ale dziś mogę powiedzieć, że to był chyba nasz najlepszy ruch jaki wykonaliśmy w minionym roku.

To nie była fajna praca. Usiedliśmy jednak nad gazetą i przeanalizowaliśmy jej zawartość pod kątem oczekiwań naszych czytelników. Wycięliśmy wszystkie nie przynoszące zwrotu projekty, nawet te ciekawe oraz te, które były jeszcze w zbyt wczesnej fazie, by dochody móc przynosić. Pracowaliśmy również nad poprawą efektywności pracy. Efektywność to słowo klucz naszych właścicieli. Jeszcze nie raz będziemy musieli badać oczekiwania naszych czytelników, użytkowników czy uczestników, by dostarczać im dokładnie tych treści, których oni potrzebują i w cenie, którą są w stanie zapłacić. Jeśli chcemy mieć treści najwyższej jakości to nie mogą przygotowywać ich studenci drugiego roku, bo oni się dopiero mają uczyć.

To wszystko brzmi wręcz idealistycznie. Nie podziela Pan opinii jednego z polityków, który powiedział „Polska to dziki kraj”?
W pewnych kwestiach rzeczywiście „Polska to dziki kraj”, choć odcinam się od pierwotnego kontekstu tej wypowiedzi. Kiedy rozmawiam z moją radą nadzorczą i mówię im o łamaniu prawa autorskiego to oni słuchają mnie z pewnym niedowierzaniem. Mimo to chcemy posiadać redakcję dostarczającej wysokiej jakości kontent, za który klienci chcą zapłacić. Będziemy także pilnować, by nikt naszej treści nie kradł. Jeśli dopuścimy do kradzieży na rynku pojawi się darmowy substytut i nasza treść przestanie być unikalna.

Nie uważa Pan, że na rynku mediów biznesowo-ekonomicznej robi się trochę ciasno? Są wąsko sprofilowane serwisy informacyjne, stacje TV, radio, do podobnej grupy docelowej chce trafiać „Rzeczpospolita” i „Dziennik Gazeta Prawna” mówi się również o tygodniu „Wprost”, który ma mieć charakter bardziej biznesowy niż obecnie.
„Dziennik Gazeta Prawna” trafia jednak do innego odbiorcy niż „Puls Biznesu”. Gazeta dostarcza niezbędne informacje do działów księgowych, finansowych i prawnych. My trafiamy do kadry kierowniczej i właścicieli przedsiębiorstw. Ludzi, którzy zarabiają i inwestują – również na giełdzie oraz mają bardzo jasne oczekiwania w stosunku do nas. Czytelnicy „Rzeczpospolitej” często korzystają z tego medium z rozpędu, bez refleksji nad swoimi potrzebami.

A co Pan myśli o projekcie tygodnika „Wprost”?
Biorąc pod uwagę polski rynek to bardzo ambitny plan. Na rynku magazynów jest jednak pewna luka, pytanie brzmi: czy jest opłacalna? Tak naprawdę mamy „Forbesa” i później długo, długo nic. Nikt inny nie zarabia w naszym kraju na magazynach biznesowych w dystrybucji kioskowej. Ja życzę projektowi „Wprost” dużo szczęścia ze względu na moją sympatię i szacunek do Michała Lisieckiego.

Życzy Pan szczęścia, czy wierzy w jego realny sukces?
My dwa lata temu przyglądaliśmy się tygodnikowi „Wprost”. Nie weszliśmy w ten projekt, bo nie znaleźliśmy modelu biznesowego, który by nas przekonał.

Dołącz do dyskusji: Arkadiusz Dawid: Gazety nie mogą robić studenci

14 komentarze
Publikowane komentarze są prywatnymi opiniami użytkowników portalu. Wirtualnemedia.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii. Jeżeli którykolwiekz postów na forum łamie dobre obyczaje, zawiadom nas o tym redakcja@wirtualnemedia.pl
User
yogurt
„Polska to dziki kraj”, bez watpienia i kraj zlodziei! Kradzieże tresci sa tak nagminne i powszechne, ze za chwile zostana usankcjonowane prawem.
Zycze Panu powodzenia w sciganiu przestepcow! Dosc sepienia!
odpowiedź
User
jan88
pb.pl ma podaje niesprawdzone dane finansowe firm gieldowych co powoduje ze inwestorzy gieldowi traca swoje ciezko zarobione pieniadze wziazku z tym nie wazne jak by sie to pismo nie zmienilo i tak pozostanie g.....nem!
odpowiedź
User
dzikus
To dziki kraj dzikich właścicieli mediów, którzy szukając ciecia kosztów zatrudniają głupiomądrych studentów w zamian za możliwość zdobycia "doświadczenia". Ci, zagnani do roboty uczą się, jak szukać informacji w internecie, nie zastanawiając się skąd te informacje w sieci się biorą, a później wydawcy "dogadują" się, jak jeden z drugim się zdenerwuje na kradzieże kontentu (sic!). I tak w bilansie wychodzi to taniej niż zapłacić komuś za myślenie. Zresztą to dopiero początek. Wszak przyszłość dziennikarstwa, to dziennikarstwo obywatelskie... marzenie każdego wydawcy banda idiotów, którym wydaje się że ma misje do spełnienia i płodzi farmazony inspirowane, nomen omen, informacjami, które są dostępne w sieci, czyli tymi, które wrzucili do niej studenci kradnący je z innych miejsc i kółko się zamyka. Tylko prezesi uśmiechnięci zmieniają koncerny dumni ze swoich racjonalizatorskich rozwiązań, jak budowniczy Nowej Huty.
odpowiedź