SzukajSzukaj
dołącz do nasFacebookGoogleLinkedinTwitter

Donaldowi Trumpowi w zwycięstwie z Hillary Clinton pomogło doświadczenie biznesowe (opinia)

Donald Trump wygrał wybory prezydenckie w USA, bo postawił na konsekwencję. Nie stworzył nowego stylu czy wizerunku specjalnie na użytek kampanii, ale eksploatował dotychczasowy - bezkompromisowy, konkretny i nie bawiący się w okrągłe słówka - komentuje dla Wirtualnemedia.pl Zbigniew Lazar z agencji ModernCorp.

Donaldowi Trumpowi niezaprzeczalnie pomogło w wygraniu wyborów prezydenckich jego doświadczenie w biznesie i świadomość, jak działa sprzedaż - od strategii po najmniejsze szczegóły. Każdy produkt, a politycy to też produkt, zostanie przyjęty dobrze tylko wtedy, gdy już istnieje na niego bardzo wyraźne zapotrzebowanie, albo gdy takie zapotrzebowanie zostanie w społeczeństwie wytworzone. Potem trzeba tylko ten produkt wyróżnić na tle innych, podobnych, i rozreklamować go, by wrył się w pamięć odbiorców.

Niewykluczone, ze Trump zlecił nawet badania rynku - albo podparł się już istniejącymi - które pokazały lub potwierdziły, że poza pewnymi ośrodkami liberalnymi (Nowy Jork, Waszyngton, Los Angeles, itp.) istnieją w dużej części Ameryki zapomniane przez główne media i przez decydentów masy niezadowolonych „zwykłych” ludzi, których głos jest przez tenże główny nurt ignorowany, a bliskie im ciągle wartości wręcz wyśmiewane, jako zacofane. Mamy więc konkretną - i bardzo dużą - grupę osób gotowych poprzeć kogoś, kto sam będąc znanym, bogatym i wpływowym chętnie po stronie tych wyśmianych stanie, jak buntownik.

Partia Republikańska wykazała się dobrym zmysłem biznesowym nominując, po różnych zawirowaniach, właśnie Trumpa przeciw Hillary Clinton. Chyba żaden inny kandydat republikański nie był na tyle wyrazisty, aby mógł skutecznie odróżnić się od Clinton.

Ponieważ w polityce - jak w sprzedaży - liczy się skuteczność, Trump postawił na konsekwencję. Nie stworzył nowego stylu czy wizerunku specjalnie na użytek kampanii, ale eksploatował dotychczasowy - bezkompromisowy, konkretny i nie bawiący się w okrągłe słówka.

Znany Amerykanom ze swojego słynnego programu telewizyjnego i wyrażenia „Zwalniam Cię!” zachowywał się w ten sam sposób przed kamerami. Gdy przegonił z jednego ze spotkań wyborczych matkę z płaczącym dzieckiem („Swoją drogą, po kiego czorta przywlokła niemowlę na wiec partyjny...?”) to być może w Waszyngtonie zraził do siebie kilka zwolenniczek bezstresowego wychowania dzieci, które zapewne i tak nigdy nie będą jego zwolenniczkami, ale zyskał poparcie wielu innych, bardziej tradycyjnych wyborców. Przecież każdy z nas był choć raz w sytuacji, gdy jakiś nieodpowiedzialny rodzic przyszedł do restauracji z rozkapryszonym oseskiem, który czołgał się między stolikami i darł się, przeszkadzając innym gościom, albo jechaliśmy pociągiem przez kilka godzin z rozpłakanym niemowlęciem, którego matka ze słuchawkami w uszach sprawdzała sms-y ignorując płacz dziecka… I wiemy, co wtedy czuliśmy, prawda? Nawet w tak prostych sytuacjach Trump reagował, jak "normalny człowiek", podczas gdy Clinton zapewne zareagowałaby zupełnie inaczej, w sposób wygładzony, wyuczony i politycznie poprawny.

Hillary Clinton była, wbrew pozorom, w trudniejszej sytuacji. Na początku kampanii prowadziła, a prowadzącym zawsze jest trudniej. Muszą na więcej spraw zwracać uwagę, a wyborcy więcej od nich oczekują. To goniący może sobie na więcej pozwolić. Wyborcy są wobec niego bardziej tolerancyjni i przyznają mu większy margines błędu. Trochę jak ze starszym i młodszym rodzeństwem w rodzinie: „Jesteś starszy, bądź mądrzejszy, tak nie wypada”.

Dlatego np. Trump konsekwentnie nie mówił o swojej przeciwniczce, nawet w bezpośrednich debatach twarzą w twarz w telewizji, „pani Clinton”, „Hillary”, „moja oponentka”, ale w bardzo nieuprzejmy sposób „ona”, „jej wina” itp. Ten ton lekceważenia odkładał się  w podświadomości odbiorców, ale nikt nie mógł mu zarzucić, ze obraża  kobietę wprost.

Clinton z kolei dała się sprowokować i pod koniec kampanii nazywała Trumpa bez ogródek „wariatem”, a to już brzmiało obraźliwie, zwłaszcza z ust cywilizowanej damy i światowej dyplomatki, i mogło do niej niektórych zniechęcić. Gdy ktoś nazywa jednego z naszych wariatem - wspieramy go jeszcze bardziej.

Zgodnie z tą zasadą Trump z kolei prowokował swoimi wypowiedziami media tzw. establishmentowe, które stawały mu się coraz bardziej nieprzychylne. Tu chyba te właśnie media popełniły wielki błąd strategiczny. Zamiast po prostu relacjonować i informować - zaangażowały się w instruowanie i pouczanie, jak i na kogo (Clinton) Amerykanie mają głosować. Znamy to zjawisko również z polskiej sceny medialnej. Ponieważ nikt nie lubi być traktowany, jak bezwolny idiota to oczywiście takie zaangażowanie głównych mediów po jedynie słusznej stronie (Clinton) mogło jedynie zrazić sporo przeciętnych Amerykanów i spowodować ich kontr-reakcję przy urnach wyborczych.

Z perspektywy wyniku wyborów trudno jest powiedzieć, że Trump popełnił jakieś znaczące błędy - przecież wygrał! Potrafił nawet swoje potknięcia (kontrowersyjne wypowiedzi, nie zawsze chlubne czyny w przeszłości) przerobić skutecznie na zwycięstwo. A przecież w polityce liczy się skuteczność.  Nawet jego "obciachowa" czerwona czapeczka stała się charakterystycznym wyróżniającym gadżetem, symbolem zwyczajności i łączności z przeciętnym Amerykaninem. Clinton takiego wyborczego gadżetu, albo innego rozpoznawalnego symbolu ani sloganu nie stworzyła. Jej hasło „Stronger Together - Mocniejsi razem” to typowe mdłe marketingowe bla-bla. Również jej garnitury-uniformy tylko podkreślały elitarność i odseparowanie od codzienności.

Jak wizerunek Trumpa wpłynie na wizerunek Ameryki w świecie zależy oczywiście w dużej mierze od niego samego i jego działań w najbliższym czasie - ale także od tego, jak zachowają się przegrani w obecnych wyborach, czyli Demokraci i ich zwolennicy. Jeśli "w obronie demokracji" będą palić i demolować swoje miasta - ja to się już zaczęło dziać - to wizerunek USA, jako ostoi tejże demokracji ucierpi bardziej, niż z powodu fryzury lub gaf językowych ich  nowego prezydenta.


Zbigniew Lazar, szef i współzałożyciel agencji ModernCorp., specjalista ds. wizerunku politycznego

Dołącz do dyskusji: Donaldowi Trumpowi w zwycięstwie z Hillary Clinton pomogło doświadczenie biznesowe (opinia)

3 komentarze
Publikowane komentarze są prywatnymi opiniami użytkowników portalu. Wirtualnemedia.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii. Jeżeli którykolwiekz postów na forum łamie dobre obyczaje, zawiadom nas o tym redakcja@wirtualnemedia.pl
User
jestem w szoku
bardzo mądra analiza jak na wirtualne! super
odpowiedź
User
Lojza
„Partia Republikańska wykazała się dobrym zmysłem biznesowym nominując, po różnych zawirowaniach, właśnie Trumpa przeciw Hillary Clinton” – o tym zdecydowali raczej prawyborcy. Gdyby konwencja republikanów to zlekceważyła, byłby skandal jakich mało, pewnie największych od ponad 100 lat i starcia Roosevelt – Taft.
odpowiedź
User
tom
Bardzo dobra analiza.
odpowiedź