SzukajSzukaj
dołącz do nasFacebookGoogleLinkedinTwitter

Polskie kino akcji w natarciu, czyli „Dzień Matki” z główną rolą Agnieszki Grochowskiej. Recenzja nowości Netfliksa

Z okazji Dnia Matki przedstawiamy nowy polski film Netfliksa, który dla wielu widzów będzie zaskoczeniem. Jeśli spodziewacie się dramatu obyczajowego o matce desperacko walczącej o odzyskanie dziecka, będziecie rozczarowani. Jeśli jednak lubicie eksperymenty gatunkowe i redefiniowanie rodzimego kina akcji, „Dzień Matki” Mateusza Rakowicza jest dla was pozycją obowiązkową.

„Dzień Matki”, Netflix„Dzień Matki”, Netflix

Na wstępie należy wyjaśnić, że „Dzień Matki” to specyficzna produkcja, w której scenariusz gra drugorzędną rolę i można wręcz powiedzieć, że fabuła filmu jest bardziej niż pretekstowa. W pierwszych minutach poznajemy Ninę, kobietę po przejściach, która powoli człapie do osiedlowego sklepu, żeby uzupełnić zapasy piwa. Ekspedientka dobrze ją zna i jej jedynym zadaniem jest odgadnięcie, ile piw chce kupić bohaterka. Gdy Nina wraca ze sklepowej wyprawy do domu, natyka się na grupę dresiarzy napastujących dziewczyny. Wtrąca się w konflikt i za chwilę musi mierzyć się z bandą agresywnych wyrostków, którym nie podoba się, że popsuła im zabawę. I wtedy widz już rozumie, z jakim filmem ma do czynienia.

Matka Polka w akcji

Prawdopodobnie podczas pierwszej siłowej konfrontacji, część widowni zrezygnuje z sensu, niezainteresowana oglądaniem Agnieszki Grochowskiej żonglującej puszkami piwa niczym Anthony Gatto. W filmie Mateusza Rakowicza sceny walki stanowią bowiem fundament całej historii. Nie służą rozwojowi narracji, ani uatrakcyjnieniu fabuły, ale są celem samym w sobie. Dbałość realizacyjna, za którą odpowiada operator Jacek Podgórski, przywodzi na myśl kultowe amerykańskie kino. Pod tym względem film wyróżnia się na tle wcześniejszych polskich obrazów Netfliksa. Wystarczy wspomnieć zeszłoroczny „Plan lekcji” Daniela Markowicza, gdzie walka wręcz była jednym z głównych elementów widowiska, ale wizualnie nie wypadła najlepiej, zbyt często ujawniając markowane uderzenia. Tym razem jest znaczenie lepiej, chociaż i film Rakowicza nie uniknął podobnych wpadek. Sebastian Mialik brawurowo zmontował film, a jeśli oglądaliście serial pt. „Ślepnąc od świateł”, to od razu rozpoznacie jego styl.

Nina walczy wszystkim, co ma pod ręką – puszkami pełnymi piwa, ale również… warzywami, a przede wszystkim marchewką. Gdy przypadkowy widz dotrwa do sceny walki  przy użyciu marchewek, na pewno zrozumie, że pora zmienić repertuar. Problem „Dnia Matki” polega na tym, że mimo świetnej realizacji, wyraziście napisanej bohaterki i dobrej gry Agnieszki Grochowskiej, brak scenariusza rzuca się w oczy tak bardzo, że nie da się tego zignorować. Nawet jeśli chcemy docenić pomysłowość twórcy, który po raz kolejny udowadnia, że ma własną, autorską wizję kina (Mateusz Rakowicz zadebiutował jako reżyser głośnego „Najmro. Kocha, kradnie, szanuje” opowiadającego historię inspirowaną biografią Zdzisława Najmrodzkiego), dziura scenariuszowa razi całą mocą. Eksperymenty gatunkowe to coś, czego polskie kino bardzo potrzebuje, ale fakt, że scenariusz „Dnia Matki” zmieściłby się w jednym tweecie, wciąż jest problemem. Nawet jeśli nawiązuje do klasyki w rodzaju „Johna Wicka”.

Agnieszka Grochowska vs. Jennifer Lopez

Netflix w tym roku przygotował się podwójnie na Dzień Matki. Zanim w ofercie pojawił się film Mateusza Rakowicza i Łukasza M. Maciejewskiego, na platformie zadebiutowała „Matka” z Jennifer Lopez w roli głównej. Mimo że fabuła obydwu produkcji brzmi bardzo podobnie, są to zupełnie inne obrazy. Film z Jennifer Lopez to klasyczna mieszanka kina akcji z elementami obliczonymi na wzruszenie (próba nawiązania relacji z córką, którą bohaterka oddała do adopcji, etos w postaci służby w Afganistanie oraz widoki zaśnieżonej Alaski). „Matka” jest wykalkulowana i napisana przez algorytmy, a „Dzień Matki” na tle produkcji z Lopez jawi się jako odważny i autorski.

Drugi plan

Agnieszka Grochowska świetnie wypada w roli Niny, byłej agentki służb wydrenowanej trudami pracy, na co dzień przypominającej zombie poruszające się bezwiednie od punktu A do B. Dopiero sprawa uprowadzenia jej syna, mobilizuje bohaterkę i pobudza do życia. Widać, że aktorka przygotowała się kondycyjnie, świetnie wypada zarówno jako bogini zemsty, jak i apatyczne widmo. Na drugim planie godna odnotowania jest epizodyczna rola Sebastiana Deli (aktor ostatnio wystąpił w głośnym serialu „#BringBackAlice” dostępnym na HBO Max) oraz Konrada Eleryka („Pati” i „Klangor”), a także – niecodzienny występ – Szymona Wróblewskiego w roli Woltomierza.

Czy warto obejrzeć?

Jeśli szukacie produkcji o złożonej relacji matka-córka, albo matka-syn, to zdecydowanie nie ten adres. W tym wypadku lepsza będzie wspominana wyżej „Pati”, czyli głośna nowość Playera, albo „Ginny i Georgia” dostępna na Netfliksie. Relacja Niny z synem Maksem (w tej roli Adrian Delikta) zostaje ledwie zasygnalizowana, ale niewykluczone, że film doczeka się kontynuacji jeśli widzowie będą go chętnie oglądać w najbliższym miesiącu. Finał zostawia twórcom furtkę do napisania ciągu dalszego.

„Dzień Matki” i „Matka” dostępne są na platformie Netflix.