SzukajSzukaj
dołącz do nasFacebookGoogleLinkedinTwitter

Jarosław Gugała

Rozmowa z nowy prowadzącym główne wydanie "Informacje" w Polsacie

Jego twarz zna w Polsce każdy. Był prezenterem WIADOMOŚCI, dyrektorem pierwszego programu telewizji i szefem TAI. Musiał odejść. Po czteroletnim pobycie w Urugwaju, jako ambasador RP, wrócił do kraju. Choć mówi, że kocha telewizję, odchodzi do konkurencji. Dlaczego? Wywiad tygodnika "Gala".

GALA: Jak się do pana zwracać? Panie ambasadorze?

Jarosław Gugała: Raczej nie, to byłoby dla mnie krępujące. Choć ten tytuł jest jednym z nielicznych, do których ma się prawo do końca życia. Na razie jednak nie zamierzam kontynuować kariery dyplomatycznej. To bardzo ciężki kawałek chleba. Rodziców widziałem w czasie tych czterech lat trzy razy. Urugwaj dzieli od nas 15 tysięcy kilometrów, trzy przesiadki, 20 godzin lotu. Pierwszy rok był bardzo bolesny. Brakowało mi Polski. Niewątpliwie jest to zupełnie inny rodzaj życia, choć dziennikarstwo i dyplomacja mają wiele wspólnego. I tu, i tu zbiera się i opracowuje informacje.

GALA: Oglądał pan w Urugwaju polską telewizję?

J.G.: Nie.

GALA: Przez cztery lata nie oglądał pan polskiej telewizji?!

J.G.: Nie docierały tam polskie programy. Czasami próbowałem przez internet oglądać WIADOMOŚCI czy TELEEXPRESS, ale było ciężko.

GALA: Jakie widzi pan zmiany w Polsce?

J.G.: Głównie pozytywne. To dziś zupełnie inny kraj. Domy, drogi, oświetlone ulice. Nowe centra handlowe, życie kulturalne. Kiedy wyjeżdżałem, połowa samochodów na ulicach to były maluchy.

GALA: Jak zmieniły się media?

J.G.: Rozwinęła się konkurencja. Wzmocniły się stacje prywatne. W moim odczuciu programy informacyjne i publicystyczne w mediach prywatnych pobiły na głowę telewizję publiczną. Dziennikarze pracują tam w innych warunkach.

GALA: To znaczy?

J.G.: Nie są pod nieustanną presją polityczną. Telewizja publiczna, moja macierzysta firma, którą kocham, niestety w tej chwili znalazła się w sytuacji, w jakiej jeszcze nigdy nie była. Jest prawie kompletnie kontrolowana przez polityków i rząd. W ten sposób straciliśmy medium, którego zadaniem jest patrzenie politykom na ręce. Dziś nie da się manipulować informacjami, bo mamy kilka, a nie jedno źródło wiadomości. Jeśli się jakąś pomija, wypacza, traci się wiarygodność. I tak się dzieje w TVP.

GALA: Wyjeżdżając do Urugwaju, wziął pan urlop na czas pełnienia funkcji dyplomatycznych. Bał się pan powrotu?

J.G.: Byłem w kontakcie z kolegami z telewizji i dowiadywałem się, że kolejni ludzie, których szanowałem i ceniłem, odchodzą. Żeby nie popaść w hipokryzję, dodam, że zawsze tak było. Za moich czasów politycy również próbowali naciskać na telewizję. Ale są pewne granice.

GALA: Kiedy do pana dotarło, że sytuacja jest tak zła, że nie chce pan tam wracać?

J.G.: Rozmawiałem z wieloma ludźmi, którzy mówili: "Chyba nie wrócisz do telewizji? To w tej chwili wstyd i obciach". Ja tak tego nie postrzegałem, bo myślałem, że to od ludzi zależy, czy to będzie wstyd i obciach, czy nie.

GALA: Ale nie wrócił pan.

J.G.: Po powrocie byłem bardzo szczęśliwy, bo dostałem kilka ciekawych propozycji. Między innymi z drugiego programu TV. Niestety, moje przyjście tam zostało zablokowane. Chyba osobiście przez prezesa Kwiatkowskiego.

GALA: Wie pan, z jakiego powodu?

J.G.: To może jest dobry moment, żeby o tym powiedzieć. Uważam, że ktoś taki jak on nigdy nie powinien zostać prezesem telewizji ze względu na bardzo wyraźne powiązania z jedną opcją polityczną. To zawsze budzi podejrzenia, że telewizja jest stronnicza, niewiarygodna. Prezes Kwiatkowski może być cały ze złota, ale mając tego rodzaju koneksje, nie spełnia w moim odczuciu podstawowego warunku - neutralności politycznej. Stało się, jak się stało, i kiedy został prezesem, trafił do mojego programu. Zapytałem, co zamierza zrobić jako człowiek związany z określoną opcją polityczną, aktywny uczestnik prezydenckiej kampanii wyborczej, żeby ta sytuacja nie szkodziła naszej firmie. Odpowiedział, że będzie się starał, żeby tak nie było. Jak jest, wszyscy widzą.

GALA: Nie polubił pana?

J.G.: Nie wiem, ale dowiaduję się dziś od różnych ludzi, że propozycje dyrektorów anten, którzy chcieli mnie u siebie widzieć, zostały zablokowane właśnie przez niego.

GALA: Nie walczył pan o swoje?

J.G.: Mówiono mi, że można to jakoś załatwić. Proponowano: ?Umówimy cię na rozmowę. Możemy zadzwonić do Millera?. Jednak dziennikarz, który ma ambicje zajmować się polityką, nie może nikomu niczego zawdzięczać. Nie chcę, by posądzono mnie o megalomanię, ale sporo w telewizji zrobiłem. Pełniłem rozmaite funkcje. Byłem "twarzą" telewizji. Dyrektorem pierwszego programu, szefem TAI w czasach, kiedy telewizja gwałtownie się rozwijała. Dziś to wszystko stanęło. To bolesne, bo telewizja publiczna ma najlepsze warunki. Materialne i organizacyjne. Skoro urzędujący prezes tego nie wie lub nie chce wiedzieć, to ja nie mam nic do powiedzenia. Postanowiłem o tę rozmowę nie zabiegać. Nie chcę być jeszcze jednym sfrustrowanym chodzącym po korytarzach telewizji i rzucającym na nią kalumnie.

GALA: Czuje pan niesmak?

J.G.: Składając podanie o rozwiązanie umowy o pracę, nie czułem żalu, raczej ulgę. Coś tam jednak we mnie siedzi. Z ludzi trzeba umieć wyciągnąć ich potencjał. Gdybym ja był szefem, to pierwszym moim ruchem byłoby pytanie, co możemy zrobić razem dla firmy. Tu nie ma tego odruchu. Tu jest myślenie: pogonić tego dziada, szczura, bo nie jest jednym z naszych. Pewnie wiedzą, że muszą bazować na ludziach, którzy z uśmiechem na ustach wykonają każde ich polecenie. A ja za stary jestem na to.

GALA: Mówi pan o tym wszystkim z uśmiechem, może tylko lekko bębniąc palcami w stół.

J.G.: Zawsze bębnię, bo moim hobby jest gra na fortepianie.

GALA: Nie obawia się pan, że z powodu tych kilku lat nieobecności pana wartość rynkowa w mediach spadła?

J.G.: Polsat podszedł do mnie profesjonalnie. Zlecili badania fokusowe na mój temat. Okazało się, że wszyscy mnie pamiętają, dobrze się kojarzę.

GALA: Wynegocjował pan sobie dobre warunki?

J.G.: Bardzo dobre, ale ważne jest co innego. Perspektywy, zaufanie i lojalność pracodawcy. A wiem od kolegów, bo przeszło ich tam z TVP wielu, że w Polsacie tak właśnie jest.

GALA: Żadnych obaw?

J.G.: Żadnych. Nie boję się konkurencji. Z tego co wiem, nie panują tam obyczaje typowe dla TVP i ludzie nie znikają z dnia na dzień, bo komuś podpadli.

GALA: Nie mogę zrozumieć, dlaczego, wiedząc to, chciał pan jednak wrócić do TVP?

J.G.: Bo kocham tę firmę. Chciałem wracać do telewizji, a nie do kilku patafianów, którzy tam obecnie mieszają. Zaproponowałem np. projekt dużego talk show z udziałem prezydentów, polityków, przyjeżdżających z oficjalnymi wizytami do Polski. To łączyłoby moje doświadczenia dyplomatyczne i dziennikarskie. Wyobraża sobie pani, przyjeżdża do Polski Jacques Chirac i mamy go w studiu.

GALA: Nie miał pan ochoty tupnąć nogą? Cichutko złożył pan wypowiedzenie i sobie poszedł?

J.G.: Tak właśnie zrobiłem i nawet nie zadzwoniłem do Radia Zet, które podobno płaci za newsy, i przepadło mi parę złotych (śmieje się). Chcę odejść, nie szkodząc telewizji, ale mówienie o złych rzeczach może jej tylko pomóc. Tam pracują setki wspaniałych fachowców. Zaszczytem jest pracować z nimi. Chciałem tam zostać pomimo tego, że kiedy Kwiatkowski został prezesem, próbowano mnie do pracy zniechęcić.

GALA: W jaki sposób?

J.G.: Wymyślono, że każdy prowadzący będzie miał przypisany jeden dzień tygodnia. Kto będzie miał najniższą oglądalność, odejdzie. Jasne było, że wypadnie na prowadzącego w poniedziałek. Był wtedy Teatr Telewizji i oglądalność spadała do poziomu poniżej zera. Proszę zgadnąć, kto został "panem poniedziałkiem"? Ale zrobiłem im numer i w ten cholerny poniedziałek wypuściłem kilka naprawdę świetnych i oglądanych programów. Zdjęli mnie dopiero, gdy już było wiadomo, że zostanę ambasadorem. A to, że w ten sposób straciłem na kilka miesięcy środki do życia, to już szczegół.

GALA: Co pan robi ze złością? Ma pan worek treningowy w domu czy dobrych przyjaciół?

J.G.: Nie mam w sobie złości, ale gdy się wściekam lub martwię, gram na fortepianie. Myślę zawsze do przodu, zgodnie z przesłaniem prezydenta Kwaśniewskiego: wybieram przyszłość.

GALA: Jakie ma pan oczekiwania w nowej pracy?

J.G.: Na początek chcę prowadzić INFORMACJE. Zadebiutuję 24 grudnia na antenie Polsatu. Wystąpię razem z Dorotą Gawryluk.

GALA: Ma pan świadomość swoich atutów?

J.G.: Tak. Jak mówi się w tej branży, "przez szkło udawało mi się przechodzić".

Rozmawiała Monika Berkowska

Gala Nr 50, od 8 do 14 grudnia - Onet.pl

2003-12-11

Dołącz do dyskusji:

 komentarze
Publikowane komentarze są prywatnymi opiniami użytkowników portalu. Wirtualnemedia.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii. Jeżeli którykolwiekz postów na forum łamie dobre obyczaje, zawiadom nas o tym redakcja@wirtualnemedia.pl