SzukajSzukaj
dołącz do nasFacebookGoogleLinkedinTwitter

Zebrano ponad 130 podpisów pod apelem w obronie zwolnionych fotoreporterów PAP. Sprawą zajmie się RMN

PAP pod koniec stycznia br. miała zakończyć współpracę z czterema fotoreporterami zatrudnionymi w agencji. W akcję w ich obronie zaangażował się Maksymilian Rigamonti, który w tej sprawie zbierał podpisy pod listem otwartym do szefa Rady Mediów Narodowych. Pod apelem podpisała się ponad setka pracowników mediów, Krzysztof Czabański ma rozpatrzyć pismo w przyszłym tygodniu.

Szefostwo Polskiej Agencji Prasowej zdecydowało, że nie przedłuży od lutego umów czterem fotoreporterom agencji. Chodzi o Jacka Turczyka, Bartłomieja Zborowskiego, Stacha Leszczyńskiego i Marcina Kmiecińskiego. Przez ostatnie kilka miesięcy - co dwa/trzy miesiące - mieli przedłużane umowy w formie aneksu, jednak pod koniec stycznia br. agencja nie przedłużyła z nimi umowy (były to umowy typu firma-firma).

W obronie zwolnionych stanął Maksymilian Rigamonti - fotograf na stałe współpracujący z „Dziennikiem Gazetą Prawną” . Na Twitterze oraz na Facebooku opisał sposób, w jaki fotoreporterzy PAP mieli zostać zwolnieni, sugerując, że stało się to nagle i bez żadnego uprzedzenia, mimo ich dużego doświadczenia w zawodzie. Dodatkowo oburzyła go odpowiedź Wojciecha Surmacza, prezesa PAP, który na Twitterze użył stwierdzenia „Tak się kończy dojenie PAP Foto” w odniesieniu do nadmiernych wydatków PAP na usługi fotograficzne.

Rigamonti zbierał podpisy pod petycją do szefa RMN, inicjatywę poparło ponad 130 osób

Maksymilian Rigamonti na swoim koncie na Facebooku zamieścił screen rozmowy z Surmaczem (w którym stwierdził on, że zwolnieni fotoreporterzy "doili" PAP), wzywając do wsparcia dziennikarzy, fotografów, fotoreporterów i osoby pracujące w mediach i apelując: „jeden za wszystkich, wszyscy za jednego”. Wspólnie z Donatem Brykczyńskim wystosował list do Krzysztofa Czabańskiego, przewodniczącego Rady Mediów Narodowych.

W treści opublikowanego w sieci apelu można było m.in. przeczytać: - Oczekujemy, że prezes PAP natychmiast przedstawi dowody, że zwolnieni dziennikarze „doili” – czyli okradali PAP. Jeśli tego nie zrobi, oczekujemy jego natychmiastowego odwołania z pełnionej funkcji oraz ponownego nawiązania współpracy przez Polską Agencję Prasową ze zwolnionymi fotoreporterami Polskiej Agencji Prasowej - podkreślono.

Organizację akcji wspierał Press Club Polska, w którego siedzibie można było podpisywać list w dniach 4 - 6 lutego. Rigamonti pochwalił się w czwartek, że zebrano ponad 130 podpisów (w czwartek po południu podał, że było ich dokładnie 136). Zastrzegł jednak, że list podpisywali nie tylko pracownicy mediów w Warszawie, ale również z Wrocławia, Krakowa, Poznania, Gdańska i Śląska (ich listy z podpisami spłyną do stolicy w przyszłym tygodniu).

Jednocześnie dodał, że pismo do przewodniczącego Rady Mediów Narodowych zostało złożone w czwartek, w Biurze Podawczym Rady Mediów Narodowych przy Kancelarii Sejmu.

W rozmowie z nami Maksymilian Rigamonti stwierdził, że podpisy pod listem otwartym do szefa RMN złożyli pracownicy mediów z całej Polski.

- Nie zabieraliśmy głosu, jeśli chodzi o sam fakt zwolnienia fotoreporterów PAP - każdy pracodawca sam dobiera swoich pracowników, wedle własnego uznania. Natomiast zbulwersowała nas forma zwolnienia przez państwową agencję naszych  kolegów fotografów - ostatniego dnia miesiąca, w godzinach popołudniowych, dwudziestosekundowa rozmowa przez telefon - tłumaczy nam Rigamonti.

Dodaje, że sprawę w jego ocenie pogorszył także komentarz prezesa agencji.

– Potem komentarz Wojciecha Surmacza, prezesa PAP: dość dojenia PAP. Język, forma zwolnienia, sugerowanie, że fotoreporterzy coś „przeskrobali”, coś „wydoili”  i dlatego zostali zwolnieni. To musiało wywołać reakcję środowiska, poparcie fotografów i dziennikarzy - zaznacza. - Oczekujemy, że prezes Surmacz natychmiast przedstawi dowody, że zwolnieni dziennikarze „doili”, czyli okradali PAP. Jeśli tego nie zrobi, oczekujemy jego natychmiastowego odwołania z pełnionej funkcji oraz ponownego nawiązania współpracy przez Polską Agencję Prasową ze zwolnionymi fotoreporterami Polskiej Agencji Prasowej. Nie bawmy się w piaskownicę, „w poetykę Twittera” - mówi w rozmowie z Wirtualnemedia.pl Rigamonti.

W przyszłym tygodniu w piątek mają zostać złożone kolejne listy z podpisami popierających akcję z pozostałych miast Polski.

Krzysztof Czabański, szef Rady Mediów Narodowych przekazał nam, że zapozna się w pismem w przyszłym tygodniu.

Surmacz: Akcja niepotrzebnie nabrała emocjonalnego kontekstu

Pisaliśmy już o tym, że w rozmowie z nami Wojciech Surmacz, prezes PAP tłumaczył, że „Polska Agencja Prasowa nie przedłużyła umów z firmami, prowadzonymi przez wymienionych fotoreporterów w ramach redukcji kosztów”.

Pytany, co rozumie poprzez stwierdzenie o „końcu dojenia PAP Foto” odpowiedział: - Słowo "dojenie" było skrótem myślowym, wynikającym z poetyki Twittera i odnosiło się do nadmiernych wydatków PAP na usługi fotograficzne – tłumaczył Surmacz.

Jednocześnie stwierdził, że „Maksymilian Rigamonti nie pracuje w PAP. Stanął w obronie kolegów, co dobrze o nim świadczy, ale nie usprawiedliwia faktu, że cała akcja - zupełnie niepotrzebnie - nabrała emocjonalnego podtekstu”.

Surmacz: PAP nie zakończył współpracy z 4 fotoreporterami

Ponad miesiąc od publikacji pierwszego tekstu o fotoreporterach PAP, Wojciech Surmacz prezes Polskiej Agencji Prasowej przekazał Wirtualnemedia.pl: - PAP nie zakończył współpracy z 4 fotoreporterami. Firmy Stacha Leszczyńskiego i Marcina Kmiecińskiego kontynuują współpracę z PAP na nowych warunkach, którymi ich właściciele byli zainteresowani oraz zaakceptowali je z własnej i nieprzymuszonej woli.

Natomiast Jacek Turczyk i Bartłomiej Zborowski nie wyrazili zainteresowania dalszą współpracą z PAP, co nie zmienia faktu, że ich firmy wciąż otrzymują cykliczne, miesięczne wypłaty za faktury wystawiane z tytułu tzw. sprzedaży wtórnej (sprzedaż zdjęć z archiwum fotograficznego PAP). W związku z powyższym nie jest również prawdą, że PAP „nie przedłużył współpracy” z wymienionymi fotoreporterami - podkreślił.

Wojciech Surmacz dodał, że "nie informował telefonicznie w czwartek, 31 stycznia o godz. 16.30 tych fotoreporterów o tym, że ich umowy z PAP nie zostaną przedłużone". - W ogóle z nimi nie rozmawiałem. Nie unikałem rozmów. Nigdy się do mnie nie zgłosili z taką potrzebą - stwierdził.

Zaznaczył także, że "nigdy nie twierdził, że >>fotografowie okradali PAP i dlatego zostali zwolnieni<< i że >>zwolnieni dziennikarze doili – czyli okradali PAP<<".

Dołącz do dyskusji: Zebrano ponad 130 podpisów pod apelem w obronie zwolnionych fotoreporterów PAP. Sprawą zajmie się RMN

12 komentarze
Publikowane komentarze są prywatnymi opiniami użytkowników portalu. Wirtualnemedia.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii. Jeżeli którykolwiekz postów na forum łamie dobre obyczaje, zawiadom nas o tym redakcja@wirtualnemedia.pl
User
Qytg
Nikt ich nie zwolnił. Nie byli zatrudnieni na umowę o pracę.
odpowiedź
User
czytelnik
Ci panowie mają jednoosobowe działalności gospodarcze, więc o jakim zwolnieniu tu mowa? Sami są sobie szefem.
odpowiedź
User
Gk
Surmacz tak wywalił już wiele osób. W sposób przynajmniej prostacki. Radek ( redaktor naczelny PAP) ty tez się wstydź. Harcerz a takie metody.
odpowiedź