SzukajSzukaj
dołącz do nas Facebook Google Linkedin Twitter

Prof. Aleksander Welfe: polscy naukowcy wydają miliony złotych na publikowanie w pismach, które naukowe są tylko z nazwy

Polscy naukowcy wydają dziesiątki milionów złotych rocznie na publikowanie w czasopismach, które naukowe są tylko z nazwy, a niewiele mają wspólnego z jakością naukową – powiedział PAP makroekonomista, wiceprezes PAN i były członek Komisji Ewaluacji Nauki prof. Aleksander Welfe.

fot. Shutterstock.com fot. Shutterstock.com

Od lat problemem w środowisku naukowym jest publikowanie w tak zwanych drapieżnych czasopismach, które tylko pozornie są naukowymi. Różnica jest taka, że w odróżnieniu od wydawnictw naukowych tworzone są tylko po to, aby publikować wszystkie nadsyłane artykuły – i to bez jakiejkolwiek redakcji i nadzoru recenzenckiego. Ich celem jest wyłącznie zysk – autorzy publikowanych tam artykułów muszą uiścić opłatę. Z kolei naukowcy mogą pochwalić się publikacją.

Jak najlepiej scharakteryzować czasopisma drapieżne?

Prof. Aleksander Welfe, makroekonomista, wiceprezes PAN i były członek Komisji Ewaluacji Nauki: Warto najpierw powiedzieć, czym jest publikacja naukowa. Najprościej mówiąc: jest świadectwem dobrze wykonanej pracy. Musi przejść proces recenzencki będący gwarantem, że to, co w niej napisano, jest zgodne ze stanem nauki. Dodatkowym świadectwem, że jest ona dowodem rzetelnej pracy naukowej, jest opublikowanie jej w dobrym czasopiśmie.

Proces rzekomej recenzji u "drapieżcy" trwa zwykle kilka dni, podczas gdy w prawdziwych czasopismach naukowych – od złożenia artykułu do publikacji – czasem zdecydowanie ponad rok. Na stronach internetowych czasopism drapieżnych polityka publikacyjna wygląda dobrze, ale to fikcja.

Możliwość kupienia publikacji niewiele różni się od kupna dyplomu ukończenia studiów lub świadectwa maturalnego na bazarze. Jest to dokładnie takie samo fałszerstwo, tylko za jego ujawnienie – w przypadku np. kupna dyplomu – grożą poważne konsekwencje, za kupowanie publikacji naukowych nikt ich nie ponosi.

Czy zatem powinno się karać naukowców, którzy publikują w drapieżnych wydawnictwach?

Nie. Byłoby to nadzwyczaj trudne. Ale jest wiele sposobów na to, żeby zatrzymać ten proceder. I to w niektórych państwach się dzieje.

Jakie są możliwości?

Trzeba ustalić listę kanałów publikacyjnych, które są nierzetelne albo nie spełniają pewnych zasadniczych norm. Mówię o kanałach, bo nie są to często pojedyncze publikacje, lecz całe ich strumienie, a nawet konferencje, które przyjmują każdego, kto się zgłosi i zapłaci.

Czyli stworzenie czarnej listy?

Można tak powiedzieć. Należy wykluczyć te kanały publikacyjne ze wszelkiego rodzaju systemów ocen naukowców: we wnioskach awansowych, aplikacjach dotyczących zatrudnienia, itp. Należy też wykluczyć je z list punktowanych publikacji (w Polsce MEiN przygotuje listę publikacji, w których publikacje są odpowiednio wyceniane. Punkty są brane pod uwagę przy ocenie uczelni i rozdysponowywaniu subwencji – PAP). Sprawa jest zatem banalna. Należy ignorować te drapieżne kanały. Wówczas naukowcy nie będą mieli żadnych powodów, by w nich publikować

Trzeba powiedzieć, że drapieżne czasopisma żądają horrendalnych opłat za publikowanie na ich łamach. Zawsze publikują w otwartym dostępie, czyli w open access (oznacza to, że czytelnik nie płaci za dostęp do nich – przyp. PAP). Nie oznacza to jednak, że wszystkie publikacje naukowe publikowane w otwartym dostępie są drapieżne. Jest wiele świetnych pism wydawanych w ten sposób. MEiN wykupiło w nich otwarty dostęp, odpowiednie licencje, dlatego w przypadku publikacji przez polskich naukowców nie ponoszą oni z tego tytułu dodatkowych opłat. Jednak drapieżne wydawnictwa żądają olbrzymich kwot za taki model publikacyjny. Wynoszą nie mniej niż 1500 franków szwajcarskich. To opłata płacona nie przez autorów, ale przez uczelnie. Tymczasem te kwoty można by przeznaczyć na stypendia lub granty naukowe. To dziesiątki milionów złotych rocznie.

Na ile w Polsce powszechne jest publikowanie przez naukowców w czasopismach drapieżnych?

Niestety, obecnie jest to zjawisko bardzo powszechne. Ma to wręcz charakter katastrofy. Są poważne państwowe uczelnie, które w ostatniej ewaluacji (ocenie jakości działalności naukowej – PAP), jeśli chodzi o publikacje artykułowe, przedstawiły do oceny zbiór, w którym blisko połowę stanowiły artykuły w wydawnictwach drapieżnych. Rujnuje to cały system ewaluacji, rankingu jednostek. O tym procederze wiedzą też dziekani i rektorzy, bo to oni akceptują wydatki na te czasopisma.

Motywacją do publikowania przez polskich naukowców jest zdobywanie punktów niezbędnych w czasie oceny ich pracy. Czy oznacza to, że czasopisma drapieżne znajdują się na ministerialnej liście?

Tak. Jednak na tej liście jest ich stosunkowo niewiele. Na liście liczącej ponad 30 tys. czasopism kilka "drapieżnych" zostało upatrzonych przez naukowców. Przed tym, jak znalazły się na liście ministerialnej, Polacy publikowali w nich sporadycznie. Teraz – zostały przez nich zdominowane.

Co zrobić, by pozbyć się tego zjawiska?

Po pierwsze zakazać finansowania z państwowych środków publikacji na tych łamach. Jeżeli autor będzie musiał sam zapłacić parę tysięcy złotych za publikację artykułu, to skłonność do wybierania tych łamów gwałtowanie się załamie. Druga kwestia – to usunięcie tych czasopism z listy ministerialnej lub obniżenie ich punktacji do minimalnej.

Powinna powstać centralna komisja, która by analizowała czasopisma naukowe, monitorowała je i podejmowała decyzje, które z nich powinny trafić na listę drapieżców.

Nie powinno być to trudne, ale nadal to zjawisko występuje.

Najwidoczniej jest wystarczająco silne lobby, któremu zależy na podtrzymaniu takiej możliwości. Nie widzę innego wytłumaczenia.

Rozmawiał Szymon Zdziebłowski (PAP).

Dołącz do dyskusji: Prof. Aleksander Welfe: polscy naukowcy wydają miliony złotych na publikowanie w pismach, które naukowe są tylko z nazwy

4 komentarze
Publikowane komentarze są prywatnymi opiniami użytkowników portalu. Wirtualnemedia.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii. Jeżeli którykolwiek z postów na forum łamie dobre obyczaje, zawiadom nas o tym redakcja@wirtualnemedia.pl
User
Mądra Jola
A Welfe to gdziei co i za ile i za czyje publikuje, może by uprzejmie napisał
0 0
odpowiedź
User
gg
Liczba udanych innowacji pomnożona przez liczbę polskich aut elektrycznych daje wynik stanu naszej kadry naukowej i myśli politycznej na dłużej niż jedne wybory. Czyli zero. Dlatego kupując za miliardy czołgi od Niemców musimy ich pytać, czy możemy je przekazać za darmo Ukrainie. Nasza niezależność i potęga w regionie na jednym obrazku.
0 0
odpowiedź
User
Widz777
A Welfe to gdziei co i za ile i za czyje publikuje, może by uprzejmie napisał


https://www.uni.lodz.pl/pracownicy/aleksander-welfe

https://pl.m.wikipedia.org/wiki/Aleksander_Welfe
0 0
odpowiedź