SzukajSzukaj
dołącz do nas Facebook Google Linkedin Twitter

Paweł Trochimiuk o problemach PR: w pandemii często reagowano w sposób odrealniony

- Mamy sporo historii w naszej branży, gdzie sam fakt pojawienia się pandemii i lockdownu, z miejsca sprawił, że wypowiadano umowy na obsługę PR. W momencie, kiedy była ona najbardziej potrzebna - mówi w rozmowie z portalem Wirtualnemedia.pl Paweł Trochimiuk, prezes Partner of Promotion i wiceprezes Stowarzyszenia Agencji Public Relations.

Paweł Trochimiuk, prezes Partner of Promotion Paweł Trochimiuk, prezes Partner of Promotion

W październiku powstało Stowarzyszenie Agencji Public Relations. Obecnie tworzy je blisko 30 agencji z różnych regionów. SAPR to trzecia organizacja branżowa na polskim rynku usług public relations, obok Związku Firm Public Relations i Polskiego Stowarzyszenia Public Relations. Wiceprezesami SAPR są Paweł Trochimiuk i Adam Łaszyn (z Alert Media). Ich agencje w połowie zeszłego roku opuściły grono ZFPR.

„U podstaw rezygnacji leży nasze przekonanie o trwałym odejściu przez władze ZFPR od wielu wartości i społecznych funkcji, dla których organizacja ta - jako demokratyczne stowarzyszenie branżowe - została powołana niemal dwie dekady temu. Nie widzimy także perspektyw zmiany niekorzystnego kierunku, w którym od dłuższego czasu prowadzony jest ZFPR” - argumentował wówczas Paweł Trochimiuk.

Partner of Promotion nie uczestniczył w ostatniej edycji konkursu branżowego ZFPR – Złote Spinacze. Teraz SAPR zapowiada, że wiosną ogłosi własny konkurs. - Nasz koncept jest inny, siłą rzeczy na pewno nie będzie absolutną konkurencją. A czy wizerunkowo będziemy konkurować? No zobaczmy. Na pewno naszym motorem napędzającym nie jest chęć konkurowania ze Związkiem - podkreśla Paweł Trochimiuk w rozmowie z portalem Wirtualnemedia.pl.


Koronawirus, lockdown, obawy o utratę klientów. To był ciężki rok dla branży PR.

Paweł Trochimiuk: To był duży test, który miał pokazać czy firmy działające w branży PR są dobrze zorganizowanymi podmiotami gospodarczymi. I jak się okazało większość go zdała, ale oczywiście nie wszyscy. A był to test, do którego nikt nas nigdy nie przygotował, ani nikt z nas nie mógł go przewidzieć. Możemy być przygotowani na kryzysy gospodarcze, krajowe czy międzynarodowe, ale nie na sprawdzian tego rodzaju. W pandemii jak się okazało ludzie często reagowali w sposób nieuzasadniony, a nawet odrealniony.

Ma pan na myśli klientów?

Tak. Mamy sporo historii w naszej branży, gdzie sam fakt pojawienia się pandemii i lockdownu, z miejsca sprawił, że wypowiadano umowy na obsługę PR. W momencie, kiedy była ona najbardziej potrzebna. Nie ukrywam, że dobrzy i świadomi klienci doskonale to rozumieli. Dziś mogę być dumny, że 100 proc. klientów mojej firmy takimi się okazało.

Nie zmniejszyli budżetów?

Wyzerowaliśmy praktycznie tę część, która dotyczyła konferencji prasowych, meetingów czy innych spotkań. Ale w ciągu trzech pierwszych miesięcy pandemii zdobyliśmy trzech ogromnych klientów, m.in. Medisept (producent środków do dezynfekcji). To świadczy o tym, że nie tylko dojrzali klienci wiedzieli, że nie wolno pozbywać się specjalistów od komunikacji, ale byli tacy, którzy szukali bardziej wydajnych firm i z ich pomocą mogli zmierzyć się z trudną sytuacją jaka nastąpiła.

Na rynku jest pan od lat. Zna wiele agencji, wielu ich szefów. Jak duża ich część miała w 2020 roku poważne kłopoty?

Powiem uczciwie, że firmy średniej wielkości potrafiły potracić nawet 50 proc. klientów. A przecież to nie były agencje mające po 40 klientów. Raczej powiedzmy 8. Z mojego punktu widzenia utrata 4 klientów nie brzmi tak drastycznie, ale w przypadku tych firm wyglądało to źle. Stąd znaczące zmniejszenie stanowisk pracy w niektórych agencjach, czy częsta redukcja wynagrodzeń do 80 proc. Byli też klienci renegocjujący w tym czasie umowy, w których po prostu zmniejszali fee.

A pana agencja?

Zdobyliśmy trzech nowych stałych klientów, poszerzyłem zespół o dodatkowych pracowników i nikt w firmie nie miał obniżonego wynagrodzenia, obecnie cała firma dzięki odpowiednim warunkom lokalowym pracuje normalnie w biurze – to chyba mówi samo za siebie.

Czy ta nowa rzeczywistość nauczyła pana, jak zarządzać firmą w sytuacji kryzysowej?

Prowadzę agencję od ponad 26 lat, miałem do czynienia z dwoma poważnymi kryzysami gospodarczymi, i zawsze uważałem, że z każdego z nich można wyjść silniejszym. Dlatego dla mnie w tym przypadku nowe były tylko elementy konieczne do zastosowania w pandemii. Chodzi o reżim sanitarny, gdzie np. nie można wejść grupą do kuchni, gdzie ludzie nie powinni mijać się krzyżowo na korytarzach. Rok temu bym nie uwierzył, że tak można i trzeba działać. Jednak nas to dotknęło i niektóre rozwiązania pewnie z nami zostaną na dłużej. Dużo większym problem było to, że musieliśmy się zmierzyć ze strachem. On w przeciwieństwie do kryzysu ekonomicznego nigdy nie dorówna temu w pandemii. Strach nie tylko o pracę, ale przede wszystkim o zdrowie, życie. Nie zawsze o siebie, ale na pewno o bliskich – rodziców czy dziadków. To wyłączyło nas ze standardowego myślenia o kryzysie. Pierwsze trzy miesiące siedzieliśmy na pracy zdalnej.

A jak rok 2020 zakończył się dla pana agencji pod względem finansowym?

Zaskakująco Partner of Promotion miało znacząco większe przychody w 2020 roku. Od dawna przekraczały one 40 mln zł rocznie. W roku 2019 było to 44 mln zł. A w roku 2020 mamy o 5 mln zł więcej, to wzrost o ponad 10 proc. Zwiększyła się też liczba klientów. Jak już mówiłem, na samym początku pandemii pozyskaliśmy trzech stałych, ale jako firma uczestniczmy w wielu przetargach i z nich również doszło sporo projektów. To oczywiście bywają klienci bardzo specyficzni, ministerialni, publiczni. Nie są to kontrakty trzyletnie czy dłuższe, raczej projekty ograniczające się do jednego roku a nawet krótsze, ale mamy co robić.

Nie udało nam się zachować jednak takiej dynamiki zysku. Zanotowaliśmy zysk, ale już niestety nie taki jak w roku 2019. Na to się jednak złożyło wiele rzeczy: inwestycje w trwające projekty które zwrócą się w bieżącym roku, wydatki na zabezpieczenie się przed Covid-19, znaczące ograniczenie a nawet wyeliminowanie tak zyskownych przedsięwzięć, jakimi była organizacja licznych spotkań. I nie chodzi o eventy, bo od tego mamy spółkę Silver Plate. Ta jeszcze w 2019 roku osiągnęła przychody rzędu 11 mln zł, ale w marcu 2020 jej przychody wyniosły 0 zł. Teraz pnie się ponownie w górę.

Jesienią zeszłego roku, też w trudnym momencie dla rynku, powstało Stowarzyszenie Agencji Public Relations. Jest pan wśród jego twórców, został wiceprezesem. Wcześniej przez lata szefował pan innej organizacji - Związkowi Firm Public Relations. Czy ten trzeci byt wśród organizacji branżowych jest potrzebny?

Zdecydowanie jest potrzebny. Uczestniczyłem w wąskiej grupie inicjacyjnej SAPR. Ponad 20 lat temu podobnie było w ZFPR. Przez 11 lat, gdy się tam udzielałem jako prezes czy wiceprezes, to były złote czasy tego Związku. Rocznie robiliśmy po 30 efektownych i zarazem efektywnych projektów. Tego co robi Związek dzisiaj nie będę mocno komentował. Poza konkursem Złote Spinacze, dzięki któremu ta organizacja w ogóle funkcjonuje, wszystko zostało porzucone. Sama nagroda została spauperyzowana. Jest taka liczba kategorii pomnożona przez miejsca w każdej z nich, że w efekcie dyskusja, kto ile ich ma jest bez sensu. W tym roku w tym konkursie nie uczestniczyłem, a mam u siebie naprawdę „las” Spinaczy. Ale co z tego? Związek doprowadził wieloma działaniami do sytuacji, że one po prostu przestały mieć znaczenie.

To oznacza, że SAPR będzie przyznawał własne nagrody?

Tak, ale w inny sposób. Chcemy otworzyć rynek dla tej części branży, która do tej pory nie uczestniczyła w konkursie Związku. Przeprowadziliśmy dogłębną analizę i staramy się stworzyć konkurs, który jest pozbawiony  błędów dotyczących Złotych Spinaczy. Pracujemy w gronie SAPR-u. Mam nadzieję, że wiosną tego roku uda się wszystko ogłosić.

To po prostu konkurencyjny konkurs.

Nasz koncept jest inny, siłą rzeczy na pewno nie będzie absolutną konkurencją. A czy wizerunkowo będziemy konkurować? No zobaczmy. Na pewno naszym motorem napędzającym nie jest chęć konkurowania ze Związkiem. Powiem wprost: nie wiem kto napędza to myślenie, ale chyba ktoś zbyt skupiony na własnym ego. Nas napędza chęć zrobienia czegoś co jest potrzebne, a czego nie robi Związek, który popadł w marazm. I SAPR stał się dziś niezbędny.

Mieliście już w nowej organizacji pierwszy wizerunkowy kryzys. SAPR po publikacjach medialnych dotyczących kontrowersji wobec metod współpracy agencji R4S zawiesił później jej członkowstwo w organizacji. A sama agencja opuściła wasze szeregi.

W mojej prywatnej ocenie, kryzys związany z R4S miał swój zakulisowy scenariusz. Tu bardziej chodziło o napiętnowanie człowieka, który wyszedł z polityki, i te swoje doświadczenie wykorzystywał do robienia biznesu w nieakceptowany sposób (chodzi o Adama Hofmana, partnera i współwłaściciela R4S – przyp.red.). My zapraszając ich oczywiście nie wiedzieliśmy o istniejących zarzutach, ale kiedy pewne informacje wyszły na jaw, należało je wyjaśnić. Zawieszając R4S w prawach członka do wyjaśnienia tych zarzutów nie mieliśmy zamiaru dla zasady usuwać tej agencji z grona Stowarzyszenia. Natomiast na temat tego, czy R4S wyszło z SAPR, bo uniosło się honorem czy obraziło, to trudno mi się wypowiadać.

To duża rysa na początkowej działalności SAPR?

Ja tak nie uważam. R4S zostało zaproszone do grona firm tworzących SAPR tuż przed spotkaniem założycielskim, dosłownie w ostatnich dniach. SAPR przygotowywał  się do powstania wcześniej przez kilka miesięcy. R4S nie miało więc wpływu ani na kształt ani na dokumenty SAPR. I w sumie na szczęście bo pojawiły się insynuacje, które sięgnęły absurdu. Już po ich odejściu doszło do nas trzech innych członków, więc nie płaczemy nad rozlanym mlekiem. Działamy dalej.

Czy dziś R4S dostałby zaproszenie do SAPR?

Dziś na pewno nie. Ponieważ ta historia wciąż nie jest wyjaśniona. Na pewno po oczyszczeniu ich dobrego imienia zarząd SAPR uczciwie by to rozważył. Obawiam się jednak, że ta sprawa może nigdy nie zostać jednoznacznie zakończona. W stronę tej agencji padły poważne zarzuty i czy ona bez  działań prawnych może się z nich oczyścić? Tego po prostu nie wiem.


Paweł Trochimiuk to prezes i właściciel agencji Partner of Promotion. Firmy, która działa na rynku od 1994 roku. Był współzałożycielem, a później wieloletnim prezesem Związku Firm Public Relations. Po odejściu z tej organizacji był jedną z osób, które założyły Stowarzyszenie Agencji Public Relations. Został jego wiceprezesem.

Przychody agencji Partner of Promotion wzrosły w 2019 roku o 5,5 proc. w porównaniu z 2018 rokiem, z 42,4 mln zł do 44,7 mln zł. Spółka zamknęła 2019 rok zyskiem w wysokości 1,03 mln zł - wobec 943,6 tys. zł rok wcześniej.

Dołącz do dyskusji: Paweł Trochimiuk o problemach PR: w pandemii często reagowano w sposób odrealniony

3 komentarze
Publikowane komentarze są prywatnymi opiniami użytkowników portalu. Wirtualnemedia.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii. Jeżeli którykolwiek z postów na forum łamie dobre obyczaje, zawiadom nas o tym redakcja@wirtualnemedia.pl
User
Że co prosze?
w czym?
0 0
odpowiedź
User
A
Kim jest ten człowiek?
0 0
odpowiedź
User
fotograf
To zdjęcia ma conajmniej 20 lat, poprosimy o aktualne panie Pawle ;)
0 0
odpowiedź