„Botoks” to manifest antyaborcyjny, przeplatany seksem z psem. Podpisały się pod tym Dygant, Szapołowska i media (recenzja)

W drugiej scenie „Botoksu” Patryka Vegi naga kobieta uprawia seks z owczarkiem niemieckim, pies jest zakleszczony, więc ratownicy próbują jej pomóc, ale zwierzę odgryza palec. Kilkadziesiąt minut później dostajemy zbliżenie na abortowany płód, umierający na tacy w pustej szpitalnej sali. - Scenariusz jest głęboki, niepozbawiony głębszych refleksji, zadający fundamentalne pytania o 'jestem' - promują tego filmowego potwora największe polskie aktorki. Dziennikarze biją brawo i zachęcają do oglądania. Co tu się dzieje?

Pamiętacie komediodramat Andrzeja Saramonowicza i Tomasza Koneckiego „Lejdis” z 2008 roku? Były tam cztery humorzaste bohaterki, które mściły się na swoich byłych. Przeklinały, spotykały się cyklicznie na wino i uprawiały seks z podwładnymi. Robiły to mało subtelnie, ale przez to film był zabawny, choć scenariusz pozostawał gorzki - napisano go tak, aby każda tytułowa „Lejdis” dojrzewała emocjonalnie.

W „Botoksie” jest odwrotnie: Patryk Vega wykreował cztery kobiece postacie związane ze służbą zdrowia, które cofają się w rozwoju emocjonalnym i mszczą się na biednych pacjentach. Przez dwie godziny męczą się straszliwie, aby widzowie dostali opartą o uprzedzenia prymitywną rozrywkę oraz ideologię pro-life. I choć tak naprawdę powinno się opuścić kino już na początku seansu to jednak sale pozostają pełne do samego końca. Widzowie są ciekawi - w jaki jeszcze sposób aktorzy upodlą się w imię historii „inspirowanych prawdziwymi wydarzeniami” i „głębi scenariusza”.

Zmiana płci, seks z psem i depresja lekarki-aborcjonistki

Wszystkie główne bohaterki pracują w tym samym szpitalu. Potwornie brzydka Daniela (w tej roli Olga Bołądź) jest tak naprawdę zniszczonym przez wódkę menelem, który nagle postanawia zostać ratownikiem medycznym. Na ten sam pomysł wpada jej ociężały umysłowo brat (Tomasz Oświeciński), więc naprute rodzeństwo jeździ razem karetką. Agnieszka Dygant gra cyniczną lekarkę Beatę, która kpi z uśmiercanych pacjentów, a po wypadku motocyklowym zaczyna ćpać i zostaje dawczynią komórek jajowych do in vitro. Niezłe zestawienie cech. Patrycji (Marieta Żukowska) jako chirurga i urologa nie szanuje szef kliniki, więc kobieta swoje umiejętności lekarskie udowodnia mu… sikając do umywalki. To nie żart! Ostatnią jest Magda, czyli ginekolog specjalista od aborcji na życzenie, która to, co robi w szpitalu odchorowuje w domu. Wciela się w nią Katarzyna Warnke.

W charakterystycznym dla siebie stylu Patryk Vega zlepia tabloidowe historie. Choć w „Pitbull. Nowe porządki” jeszcze trzymało się to kupy, tym razem chaos goni chaos. Standardowo zwiastun ujawnia wszystkie najśmieszniejsze sceny. Te najbardziej obrzydliwe „smaczki” dostajemy już na początku. W drugiej scenie Bołądź i Oświeciński przyjeżdżają do wezwania - naga kobieta uprawia seks z owczarkiem niemieckim. Tak, to również jest scenariusz filmu „Botoks” Patryka Vegi. Pies się zakleszczył, dlatego ratownicy próbują pomóc kobiecie. Niczym Warren z kabaretowego serialu „Spadkobiercy” nagle w sypialni pojawia się ojciec kobiety - policjant. Chce sprawdzić, co się stało, próbuje oderwać psa, ale zwierzę odgryza mu palec. Policjant wyciąga broń. Zgadnijcie, jak kończy pies? Właśnie tak. To jedna z tych „prawdziwych historii”, którymi film rzekomo jest inspirowany.

„Botoks” jest utkany z prymitywnych stereotypów. Wśród drugoplanowych postaci mamy więc „pielęgniarkę Gosię”, która po zmianie płci staje się Markiem - agresywnym od nadmiaru testosteronu homofobem. Gra go Sebastian Fabijański. Obserwując dorobek artystyczny aktora można stwierdzić, że pielęgniarka po zmianie płci w filmie Patryka Vegi to jak na razie jego rola życia. W Marku zakochuje się Beata, która uznaje, że transseksualista będzie dobrym ojcem dla dziecka i poddaje się in vitro. Jej twarz staje się zapadła, blada, pojawiają się cienie pod oczami. In vitro to choroba, nie metoda leczenia - zdaje się mówić widzom scenariusz.

W stajni Patryka Vegi debiutuje Grażyna Szapołowska, która w „Botoksie” jako szefowa koncernu farmaceutycznego udowodnia, że potrafi rzucać „chujami” do kamery tak samo przekonująco jak przekonująco podrywała Pawła Małaszyńskiego w „Magdzie M.”, choć od tamtej roli minęło już kilkanaście lat. Daniela zostaje przedstawicielem handlowym, a Szapołowska wciela się w jej szefową i opiekunkę. Obie kantują, sprzedają fałszywe leki, nie mają przy tym żadnych wyrzutów sumienia. Liczy się kasa. Daniela „robi sobie ryj”, czyli przechodzi szereg operacji plastycznych. Właśnie na upiększeniu bohaterki Olgi Bołądź skojarzenia tytułu „Botoks” z chirurgią plastyczną się kończą.

Nie można zapomnieć o Piotrze Stramowskim, czyli filmowym Michale. Pomysł reżysera na tę postać był banalnie prosty - zrobić z niego lekko niedorozwiniętego, a dalej samo pójdzie. Poszło, Stramowski po prostu ściąga majtki przed kamerą i masturbuje się. W innej scenie podczas randki opowiada, że kiedy na granicy uchodźca wskakuje na jego busa to „cały bus jest do wyrzucenia, kwarantanna”. Skąd my to znamy? Z codziennych polskich uprzedzeń. Po co je powielać? W filmie „Ciacho” grający upośledzonego Paweł Małaszyński tarzał się w psiej kupie, a Tomasz Karolak jako ginekolog fantazjował o seksie analnym. Poziom scen ze Stramowskim jest podobny. Został on skonfrontowany z Marietą Żukowską, która - i to jest w sumie najbardziej komiczne - potraktowała swoją postać bardzo serio i teatralnie, a drewniane dialogi jak z paradokumentu (- Wożę sery. - Jesteś konwojentem? - Mam firmę, handluję serami. - Wozisz sery uchodźcom? - Chciałabyś zjeść ser z uchodźcą?) gra tak jakby była Ofelią w „Hamlecie”.

Antyaborcyjna agitka, którą promują polskie aktorki

Jeśli po scenie seksu z psem widz nie opuści sali kinowej, czekają go niemiłe widoki - zbliżenia na cięcia cesarskie, przekuwany worek owodniowy i wytryskujące wody płodowe czy wyjmowanie sinego noworodka z rozciętego i zakrwawionego brzucha. Te prawdziwe nagrania z porodów nic nie wnoszą do scen, prócz zniechęcenia. Wszystko to, czego mężczyzna nie chce wiedzieć uczestnicząc z partnerką w cudzie narodzin, zobaczy w tym filmie.

Grana przez Warnke Magda jest najważniejszą dla całego filmu (w sensie negatywnym) postacią. Za nią kryje się bowiem prawdziwy przekaz kierowany do zwabionych zwiastunem widzów - aborcja to ludobójstwo, lekarze mordują nienarodzone dzieci, każą Polkom „rodzić trupy”. Lekarka Magda najpierw sama namawia do aborcji, potem jest zmuszana do przeprowadzania zabiegów przez dyrektora szpitala. Pacjentka przychodzi, żąda i ma dostać to, co chce. „Zaadoptuj te wszystkie dzieci z Downem. Jak się nie podoba to wypierdalać” - słyszy Magda. Doświadczenia ostatnich lat pokazują, że sytuacja w polskich szpitalach jest zupełnie odwrotna, ale producent broni się planszą na końcu „wszelkie wydarzenia i postaci są fikcyjne”.

Najpotworniejszą sceną w całym filmie jest zbliżenie na płód tuż po aborcji, leżący na tacy w pustej szpitalnej sali i czekający na śmierć. Co chwila do sali wchodzi pielęgniarka, która nachyla się nad tacą i sprawdza. „- Jeszcze żyje. - To uduś poduszką” - taki dialog prowadzi z lekarzem.

Jest to manipulacja, bo na tacy widać prawidłowo rozwiniętego noworodka, odpoczywającego po porodzie, który został zmniejszony do rozmiarów nierozwiniętego płodu. W innej scenie bohaterka Agnieszki Dygant trzyma w dłoniach małą laleczkę, która ma symbolizować wydalony z ciała po poronieniu płód. Tymi dwiema scenami Patryk Vega obrazuje i ociepla całą ideologię ruchów pro-life, które żądają wprowadzenia całkowitego zakazu aborcji w Polsce. I żeby nie było - ma do tego prawo, jest twórcą tego filmu. Ale przyjmując role w „Botoksie” podpisały się pod tym obrazkiem aktorki, te same, które rok temu solidarnie wspierały „Czarny protest”, nawołując do uczestnictwa w akcji. Teraz promując film o aborcji mówią do kamer: "przyjdźcie do kina i zajmijcie stanowisko w sprawie". W jakiej sprawie? Abortowany płód tak nie wygląda. Opowiadacie z Vegą o jednostkowych przypadkach lekarzy, których odnalezienie wymagało researchu. Jak nazwać waszą postawę, drogie panie?

Media promują, aktorzy pozują na ściankach

Premiera galowa odbyła się tuż przed wejściem "Botoksu" na ekrany kin. Przed pierwszym pokazem filmu wystrojone gwiazdy na gali opowiadały o doświadczeniach z planu, o konsultacjach z lekarzami i uczestniczeniu w operacjach, tak jakby odwracając uwagę od tego, co za chwilę miało być wyświetlone na ekranie. Niektórzy przyznawali, że jeszcze filmu nie wiedzieli. Może po obejrzeniu znikną na kilka miesięcy? Patryk Vega przyznał, że współpracy przy „Botoksie” odmówiło mu kilkunastu aktorów.

- Scenariusz był bardzo interesujący i głęboki, niepozbawiony głębszych refleksji, zadający fundamentalne pytania o „jestem”. Mną wstrząsnął i naprawdę czytałam go z ciekawością, bo byłam ciekawa, jak się skończy cała historia - przekonywała Agnieszka Dygant. - Dla mnie jest to akceptowalne, bo jest to usprawiedliwione. Ja wiem, dlaczego Patryk Vega to pokazuje, te sceny są konsekwentne. Czasami prawda boli i jest przykra - opowiadał Piotr Stramowski. - Film jest o wiele głębszy niż pokazano w trailerze. (...) Sięga do bardzo poważnych rzeczy, do zagadnień absolutnie fundamentalnych na temat życia, śmierci - podkreślała Dygant.

„Do kin trafia najlepszy i najbardziej oczekiwany film Patryka Vegi” - mówi w radiu prowadząca poranne pasmo. Opowiadając o filmie wprowadza aurę jakiegoś genialnego dzieła, które trzeba obejrzeć, pompuje film do granic możliwości. Ja byłem już w kinie i wiem, że ten opis to ściema. W innym radiu bardzo znany dziennikarz kulturalny nazywa „Botoks” „najbardziej gorącym tytułem” i rozmawia z aktorką „Botoksu”, ale nie zadaje jej ani jednego niewygodnego pytania, np. jak zareagowała na scenę seksu z psem albo na płód umierający na tacy. Bo skoro czytała scenariusz to te sceny musiały tam być. „Dlaczego warto obejrzeć „Botoks”?” - taki tytuł ma relacja z premiery dużej stacji telewizyjnej, która w swoim newsowym tematyku każdego dnia toczy polityczne spory światopoglądowe, a rok temu aktywnie relacjonowała „Czarny Protest”. „5 powodów, dla których musisz obejrzeć „Botoks””, tytułuje swój głupawy artykuł portal internetowy.

Łukasz Brzezicki