Europejski Trybunał Sprawiedliwości za swobodą linkowania (opinia)

W połowie lutego Europejski Trybunał Sprawiedliwości zajął się legalnością umieszczania odnośników do chronionych prawem utworów. O wyroku dla Wirtualnemedia.pl pisze adwokat Paweł Marcisz z kancelarii Łaszczuk i Wspólnicy.

Paweł Marcisz

Sytuacja, której dotyczy wyrok (z dnia 13 lutego 2014 r. w sprawie C-466/12, Nils Svensson i in. p. Retriever Sverige AB), wygląda następująco. Dziennikarze szwedzkiej gazety Göteborgs-Posten publikują swoje teksty zarówno w wersji papierowej, jak i na stronie internetowej. Spółka Retriever Sverige prowadzi portal internetowy, w którym publikuje odnośniki do artykułów znajdujących się na innych stronach. Znalazły się wśród nich artykuły z Göteborgs-Posten. Artykuły te są utworami chronionymi prawem autorskim. Dziennikarzom nie podobało się, że ktoś zamieszcza odnośniki prowadzące bezpośrednio do ich publikacji. Co więcej, uznali, że Retriever Sverige wprowadza internautów w błąd, ponieważ po kliknięciu na odnośnik artykuł otwiera się w ramce portalu i można odnieść wrażenie, że stanowi jego część. W związku z tym pozwali Retriever Sverige o odszkodowanie za wykorzystanie utworów bez zgody ich autorów.

>>> Linking park - czy linkowanie jest legalne w Polsce i za granicą?

Warto przystanąć chwilę nad problemem, który pojawił się w sprawie. Z jednej strony wszyscy intuicyjnie godzimy się, że linkowanie powinno być ogólnie dozwolone i że każdy ma prawo podać link do dowolnej, legalnej i publicznie dostępnej treści, nawet jeśli autor by sobie tego nie życzył. Tak jak mamy prawo powoływać czyjeś stanowisko, streszczać je i cytować, czy też robić przypisy. Swobodne linkowanie stanowi kościec Internetu. Z drugiej strony koncepcja biznesowa portalu nie powinna opierać się na korzystaniu z owoców cudzej pracy – bez odpłatności i bez zgody twórcy. Jeśli jakiś portal gromadzi linki do wybranych artykułów publikowanych gdzie indziej, zabiera czytelników stronom, z których pochodzą artykuły. Mniej wizyt oznacza dla tych stron mniejsze wpływy z reklam, co przekłada się na mniejsze możliwości wynagradzania autorów. W rezultacie cierpią ci, których teksty linkuje portal.

Nie twierdzę tutaj, że portale gromadzące linki są złe czy nieproduktywne. Gdyby takie były, można by je po prostu ograniczyć prawem autorskim lub prawem konkurencji. Problem jest ciekawy właśnie dlatego, że wiele z tych portali jest użytecznych: pozwalają internautom szybko sprawdzić, co ostatnio opublikowano na interesujące ich tematy i zaznajomić się jednocześnie z wieloma ujęciami tych samych wiadomości. Co więcej, zdarza się, że ciekawą stronę internetową poznamy dopiero za pośrednictwem takiego portalu gromadzącego linki.

Trybunał Sprawiedliwości nie zagłębiał się w te sprawy i ograniczył swoje rozważania do prawa autorskiego. Stwierdził po pierwsze, że linkowanie utworu jest jego udostępnieniem. Nie każde udostępnienie pozostaje jednak pod kontrolą autora – jego zgody wymaga jedynie udostępnienie utworu publiczności. W przypadkach, gdy autor udostępnił już komuś utwór, zgody wymaga jedynie udostępnienie utworu nowej publiczności. Dziennikarze, którzy pozwali portal, udostępniali utwory na stronie Göteborgs-Posten. Umieszczanie linków do tych utworów zdaniem Trybunału nie udostępnia ich nowej publiczności, ponieważ już pierwotną publicznością byli wszyscy internauci. To ważna teza. Oznacza, że linkowanie utworów opublikowanych na publicznie dostępnych stronach internetowych nigdy nie wymaga zgody autora.

Inaczej sprawy się mają, gdy utwór nie jest publicznie dostępny i dostęp do niego ograniczono do użytkowników serwisu (w szczególności chodzi tutaj o systemy paywall). W takich przypadkach będzie naruszać prawa autorskie umieszczenie linku, który obchodzi zabezpieczenia strony i umożliwia dostęp innym osobom niż jej użytkownicy. Dochodzi bowiem wtedy do udostępnienia utworu nowej publiczności.

Trybunał doprowadził swoje rozumowanie do radykalnego wniosku, że praw autorskich nie narusza nawet linkowanie artykułów w ten sposób, że po kliknięciu na odnośnik mamy wrażenie, że artykuł jest częścią portalu, w którym znajdował się link. Trzeba przyznać, że jest to logiczna konkluzja: nadal nie dochodzi do udostępnienia utworu nowej publiczności. Można jednak argumentować, że naruszone zostaje prawo autora do decydowania o formie publikacji i sposobie wykorzystania utworu. Trybunał nie rozważył tych aspektów, zapewne dlatego, że nie dotyczyło ich pytanie szwedzkiego sądu, na które odpowiadał.

Takie rozstrzygnięcie bardzo wzmacnia portale zbierające linki w stosunku do stron publikujących teksty. Gdyby istotnie dopuścić, by takie portale linkowały teksty jak opublikowane przez siebie, zniknęłyby ostatnie korzyści dla stron, z których teksty pochodzą – odsyłanie czytelników na te strony, informowanie o istnieniu tych stron powodujące wyświetlenia reklam. Uważam jednak, że z orzeczenia Trybunału nie wynika taka swoboda ukrywania źródeł. Umieszczenie takich odnośników należy rozpatrywać w kategoriach innych dziedzin prawa i przypisywanie sobie tekstów opublikowanych na innych stronach może stanowić czyn nieuczciwej konkurencji. Trybunał zastrzegł co prawda, że państwa członkowskie nie mogą poszerzyć prawnoautorskiej ochrony utworów. Nie znaczy to jednak, że nie mogą udzielać ochrony już nie autorom, ale właścicielom stron internetowych, na podstawie przepisów innych niż prawo autorskie. Tym bardziej, że wymaga tego również ochrona konsumenta przed wprowadzaniem w błąd co pochodzenia utworu.


dr Paweł Marcisz, adwokat w kancelarii Łaszczuk i Wspólnicy

łb