Fałszywych informacji w internecie będzie przybywać. Opłacają się autorom, rozprzestrzeniają się w social media

- Zjawisko publikowania w sieci fałszywych newsów to rosnący problem także w Polsce, choć nie osiągnęło jeszcze takiej skali jak na Zachodzie. Fake news stają się powszechne, bo przynoszą korzyści finansowe autorom, a skuteczna walka z tym będzie wymagała zaangażowania w równym stopniu dziennikarzy i odbiorców - oceniają dla Wirtualnemedia.pl Bogusław Chrabota, Michał Broniatowski, Bartosz Węglarczyk, Filip Cieślak, Cezary Łazarewicz, Paweł Nowacki i Paweł Stremski.

O zjawisku publikowania w internecie, a szczególnie w kanałach społecznościowych fałszywych informacji mających przyciągnąć uwagę odbiorców (tzw. fake news) zrobiło się głośno od kilku miesięcy. Szerzenie dezinformacji w sieci uznano za groźną tendencję gdy okazało się, że za pomocą fake news wpływano na wyniki referendum w sprawie Brexitu w Wielkiej Brytanii oraz na kampanię prezydencką w Stanach Zjednoczonych.

Groźbę ze strony fałszywych newsów zdają się coraz bardziej doceniać w równym stopniu władze konkretnych krajów, firmy medialne i same serwisy społecznościowe zapowiadając walkę z fake news.

Oto przykłady: na początku stycznia br. w Czechach powołano rządową komórkę do walki z dezinformacją, a BBC tworzy specjalny zespół do zwalczania fake news. Kwestię fałszywych newsów dostrzega także Facebook uruchamiając pilotażowo w Niemczech mechanizm odsiewania fake news zamieszczanych na platformie.

Powstaje pytanie: Czy zjawisko internetowej dezinformacji jest zauważalne i istotne także w Polsce i czy są skuteczne metody na walkę z fake news w naszym internecie? Swoją diagnozą problemu dezinformacji w internecie, jego źródeł i sposobów zwalczania fake news podzielili się w rozmowach z Wirtualnemedia.pl dziennikarze, eksperci segmentu social media oraz wydawcy.

Fake news to biznes - polityczny i finansowy

Wydawcy i redaktorzy naczelni dużych polskich tytułów w rozmowie z nami zgodnie podkreślają, że w Polsce fake news stanowią już kłopot, i w dodatku będzie on coraz bardziej widoczny. Jednym z nich jest Bogusław Chrabota, redaktor naczelny „Rzeczpospolitej”.

- Dezinformacja w internecie to poważny problem - przyznaje Bogusław Chrabota. - Zwłaszcza w epoce wojny hybrydowej. Kiedyś fake news były izolowane barierą braku dostępu do profesjonalnej prasy. Dziś, w epoce rozmycia się granic zawodowego dziennikarstwa funkcjonują na równych prawach z profesjonalną informacją.

Na pytanie jak skutecznie walczyć z fake news Chrabota wskazuje konieczność traktowania z rezerwą informacji pojawiających się w sieci. - Trzeba wspierać profesjonalne media i pozostawać z dystansem do tego co niesie Twitter i inne społecznościówki. Bezmiar bzdury i chamstwa, który się z nich wylewa powinien dawać do myślenia. Zwłaszcza zawodowym dziennikarzom. Niestety nie daje. Współtworzą świat, który ich zabija. To krótkowzroczność – ocenia zdecydowanie naczelny „Rzeczpospolitej”.

Bartosz Węglarczyk, dyrektor programowy Onet.pl, potwierdza rosnącą w Polsce falę fake newsów, ich genezę widzi w chęci osiągnięcia celów politycznych lub po prostu zarobienia pieniędzy.

- Zjawisko rozprzestrzeniania się w internecie fałszywych informacji staje się coraz bardziej dostrzegalne także w Polsce – potwierdza Bartosz Węglarczyk. – Pomimo wszystko jednak u nas jest to problem na nieco mniejszą skalę niż np. w Wielkiej Brytanii czy Stanach Zjednoczonych. Dlaczego tak jest? Trzeba pamiętać, że większość tak zwanych fake news ma podłoże lub cele polityczne. Wbrew pozorom stworzenie fałszywego newsa, który odniesie zamierzony skutek nie jest tanie. W Polsce zaś partie i ugrupowania polityczne wciąż nie dysponują tak wysokimi budżetami jak partie za granicą i często nie stać ich na publikowanie fake news odpowiedniej „jakości”.

Szef programowy Onet.pl podkreśla, że oprócz motywacji politycznych tworzenie i publikowanie fałszywych newsów po prostu się opłaca. - Dopóki Google i Facebook będą premiować treści zdobywające najwięcej kliknięć w mediach społecznościowych, dopóty tworzenie i publikowanie fałszywych informacji będzie korzystne finansowo. Tworząc fake newsa z jednej strony bowiem dostaję pieniądze od zleceniodawcy, z drugiej zaś mogę uzyskać dodatkowe przychody z reklam towarzyszących takiemu newsowi – zaznacza Węglarczyk. – Właściwie nie ma wątpliwości, że zalew dezinformacji w sieci będzie przybierał na sile.

W odpowiedzi na pytanie o skuteczność walki z fake news nasz rozmówca nie kryje swojego sceptycyzmu, mimo że właściciele największych platform społecznościowych zapowiadają skuteczną walkę z tym zjawiskiem. - To na razie jedynie deklaracja intencji. Zaczekamy na rezultaty, wtedy będzie można mówić o tym czy istnieje dobry sposób na walkę z fake news – ocenia Węglarczyk. – Problem polega na tym, że dla Google czy Facebooka ograniczenie zasięgu fałszywych newsów jest działaniem na ich własną szkodę. Dla operatorów mediów społecznościowych istnienie fake news jest korzystne, bowiem napędza ruch w sieci i w konsekwencji przynosi pieniądze.

Zdaniem Węglarczyka najbardziej skuteczną metodą ograniczenia fake news może być uświadamianie odbiorcom co oznacza termin „wiarygodne źródło”. - W Polsce problem polega na tym, że dla większości internautów wiarygodne źródło to źródło, które myśli tak jak oni. Tymczasem chodzi o to, by odróżniać wiarygodne źródła informacji nawet wśród tych, które prezentują odmienny punkt widzenia. Dopóki wśród internautów nie powstanie mechanizm samodzielnego odróżniania rzetelnych i nierzetelnych źródeł informacji walka z fake news będzie trochę jak walka z wiatrakami – przewiduje Węglarczyk.

W opinii Michała Broniatowskiego, redaktora naczelnego „Forbesa”, w skutecznej walce z fake news nie pomogą żadne automatyczne mechanizmy zapowiadane przez serwisy społecznościowe, bowiem tamę dla dezinformacji w sieci może stanowić wyłącznie zdrowy rozsądek czytelników.

- Polska nie jest wyjątkiem i fałszywe informacje również i u nas robią mnóstwo szkód – przyznaje Michał Broniatowski. - Przynosząc jednocześnie pożytek tym, którzy je szerzą. To nie jest nic nowego, bo propaganda od zawsze posługiwała się kłamstwem i tylko teraz dostała do jego rozgłaszania znakomite narzędzie.

Według naczelnego „Forbesa” walka z fake news jest bardzo utrudniona, ale możliwa. - Jakieś super algorytmy czy panel cenzorski w Facebooku niewiele poradzi - jak się nie zna kontekstu, to za prawdę w takim wypadku uznaje się to co najczęściej było powtarzane w publicznej domenie – ocenia Broniatowski. - W efekcie np. o Majdanie mówi się, że to była „krwawa rewolucja", bo tak nieustannie nazywa go moskiewska propaganda. I fejsbukowy algorytm uzna za fałsz prawdziwą informację, że to był pokojowy bunt, który dyktatorska władza postanowiła utopić we krwi, ale przegrała.

Dezinformacja nie do wyeliminowania, bo nakręca ruch w sieci

- Fake news jest tematem, na którego rozwój ogromny wpływ mają media społecznościowe – przyznaje w rozmowie z nami Filip Cieślak, social media manager w Grupie Wirtualna Polska. - Każdy w tej sferze jest „medium” i może przekazywać informacje takie jakie uważa za słuszne i mieć taki sam zasięg jak największe marki medialne. To powoduje, że są one dość często niesprawdzone i mylące. Co gorsza tego typu informacje są również podchwytywane przez tradycyjne media, zarówno na świecie jak i w Polsce. Tutaj pojawia się największy problem, bo „fake” dostaje turbodoładowania i dla odbiorców staje się prawdziwą informacją.

Cieślak zaznacza, że Polska nie jest wyjątkiem i ma w kwestii fake news taki sam problem jak reszta świata. - Nie wierzę, że uda się wyeliminować to zjawisko, niemniej dzięki ciągłej edukacji newsroomów jesteśmy w stanie zapobiegać takim sytuacjom, potrzeba nam więcej doświadczenia – uważa nasz rozmówca. - Bardzo ciekawą inicjatywą jest program Facebooka dla środowisk dziennikarskich, który zainaugurowano 11 stycznia - jest to dodatkowe wsparcie, które pomoże w bardziej świadomym zarządzaniu informacjami pochodzącymi z tego serwisu. Dobrze, że gigant z Palo Alto również bierze odpowiedzialność za to zjawisko i przeciwdziała. Inaczej w przeciągu kilku kolejnych lat Facebook stałby się zlepkiem przypadkowych oraz słabej jakości treści. Zobaczymy czy uda się odwrócić ten trend.

Cezary Łazarewicz także docenia zagrożenia ze strony zjawiska fake news, podaje przykłady i ujawnia genezę dezinformacji w sieci. - Pewnie, że problem fake news dotyczy polskiego internetu. I ma niebywały wpływ na to co ludzie myślą – podkreśla Łazarewicz. - Pamiętam jaką ogromną karierę zrobił ostatnio news o tym, że szefowa PR Barbara Stanisławczyk wytykała braki warsztatowe Wojciechowi Mannowi. Ja się o tym dowiedziałem podczas gali Grand Press, gdy jeden z jurorów powiedział o tym ze sceny. Informacja trafiła na podatny grunt więc na portalach społecznościowych powielana była tysiące razy, aż do chwili, gdy zdementował ją sam Wojciech Mann. Tylko, że dementi nie było już tak szeroko komentowane i powielane. Z tego powodu fake news ma ogromną przyszłość i moc oddziaływania na opinię publiczną. Fake newsy istniały zawsze, ale dziś dzięki internetowi mają niebywałą moc rażenia.

Nasz rozmówca ocenia przyczyny publikowania fałszywych informacji w internecie. - Skąd się biorą fake newsy? Z podkręcania informacji – ocenia Łazarewicz. -  Kiedyś słynął z tego „Wprost” za czasów Janeckiego. W niedzielę wpuszczali w internet niesamowicie podkręcone newsy zapowiadając poniedziałkowe wydanie gazety, a od poniedziałku ukazywały się w internecie sprostowania. Efekt był taki, że przez wiele lat mieli najwięcej cytowań.

Na pytanie o to jak walczyć z dezinformacją w sieci Łazarewicz wskazuje tylko jeden skuteczny sposób. - Trzeba sprawdzać informację u źródła. To zadanie dla dziennikarzy. I takim factcheckinem będą w przyszłości zajmować się wyspecjalizowane portale - takie jak OKO.press - przewiduje dziennikarz.


Paweł Nowacki, business development director Delvein.pl i były zastępca redaktora naczelnego „Dziennika Gazety Prawnej” ds. online, szeroko omawia dla nas narastające zjawisko fake news.

- Problem jest już bardzo poważny i chyba nie do końca wszyscy zdają sobie sprawę, że żyjemy już w świecie półprawdy – przestrzega Paweł Nowacki. - I to aż na trzech poziomach. Zacznijmy od tego, że media społecznościowe niezwykle przyspieszyły obieg informacji (choć internet już był najszybszym medium), ale - niestety - coraz częściej zwiększają skuteczność tych fake newsów. Walka jest możliwa, ale trzeba zacząć wreszcie przywracać właściwą rangę informacji wiarygodnej, rzetelnej, sprawdzonej. Za takie powinno uznawać się te sprawdzone przez redakcje, przez dziennikarzy. Rolą mediów jest też pokazywanie jak powinno się korzystać z mediów, stawiać pytania, nawet trudne. Zawód dziennikarza to - moim zdaniem - zawód usługowy. Mamy wyjaśniać ludziom świat.

Dalej Nowacki w kilku punktach diagnozuje problem dezinformacji w sieci. - Poziom 1 to Wiarygodność, sprawdzanie faktów. Proszę przeanalizować choćby przypadek z ub. tygodnia i popularności newsa o zburzeniu polskiego kościoła w Abchazji. Przez nasze media przetoczyła się fala publikacji o zdewastowaniu w Cebelda i kościoła i polskiego cmentarza. Tylko - jak udowodnił Wojciech Górecki, ekspert z portalu Nowa Europa Wschodnia - w Cebeldzie nie ma i nigdy nie było polskiego cmentarza, ani tym bardziej kościoła. A wszystko zaczęło się od propagandowego rosyjskiego portalu Sputnik-Abkhazia.ru, który z powodzeniem funkcjonuje w polskiej wersji językowej. I wiele profili oraz internautów świadomie lub nieświadomie udostępnia takie treści. Nie wgłębiając się w to czy to prawda - opisuje.

- Poziom 2 to rola mediów i dziennikarzy. - Wspomniany news funkcjonował w wielu polskich serwisach. Portal TVN24 daje tytuł: „Media: ‘Rosjanie zniszczyli pozostałości kościoła i polskiego cmentarza w Abchazji’”. W czasach gdy większość internautów czyta tylko tytuły (zwłaszcza obserwując cudze wpisy np. na Facebooku) jeszcze większą odpowiedzialność ponoszą media za to jak interpretują treści, jak je „opakowują”, jak komunikują newsy swoim odbiorcom - dodaje Nowacki.

- Poziom 3. Odbiorcy = internauci. Banał - żyjemy coraz szybciej, dzieje się coraz więcej, konsumujemy informacje coraz powierzchowniej. Sprzyjają temu bierne postawy, czyli np. na FB, czy Twitterze bezwiedne udostępnianie newsa po pobieżnym przejrzeniu tytułu. Wielokroć zdarza się, że „karierę” robią posty prowadzące do fake newsów, do półprawd, do kompletnie niesprawdzonych informacji. Kolejni internauci udostępniają te treści, nawet nie chcąc zapoznać się z ich treścią (chętniej bo „informacja” pasuje do ich poglądów), nie przyjdzie im nawet do głowy spróbować zweryfikować takie „informacje” – kończy Paweł Nowacki

Z kolei Paweł Stremski, dyrektor portalu Gazeta.pl podkreśla, że dla zjawiska fake news naturalnym środowiskiem stały się media społecznościowe. - Kilka lata temu hasło fake news kojarzyło się głównie z satyrycznymi serwisami typu AszDziennik czy Faktoid oraz amerykański The Onion – przypomina Paweł Stremski. - Dziś niestety nie pomaga to, że w mediach pojawia się coraz więcej prawdziwych informacji, które jeszcze niedawno uznalibyśmy za żarty, jak np. świeża historia wymazania serduszka WOŚP z kurtki posła PO przez Wiadomości TVP. Dla części odbiorców linia podziału idzie tu głównie po linii politycznego sporu - ta informacja jest na tyle nieprawdopodobna, że szybko w odpowiedzi w social mediach pojawiają się alternatywne i stanowcze, choć nieprawdziwe, wyjaśnienia (np. serduszka nigdy nie było, zostało doklejone w Photoshopie, żeby ośmieszyć TVP), które zaczynają żyć własnym życiem. Spirala się nakręca, a im więcej chętnych do powielenia nieprawdziwej wersji, tym bardziej prawdopodobne, że dla dużej grupy stanie się ona „prawdziwa".

Dla Stremskiego nie ulega wątpliwości, że fake news napędzane są przez social media, w których kreowanie nieprawdziwego obrazu jest standardem. - To, jak każdy z nas pokazuje siebie w mediach społecznościowych, to kreacja – podkreśla szef Gazeta.pl. - Cały ten ekosystem jest w jakimś stopniu oparty na selekcji i budowaniu często fałszywego wizerunku. Jednocześnie ma niezwykle zdrową i potrzebną siłę demaskowania nieprawdy, a przede wszystkim rozprzestrzeniania tzw. „debunków", czyli dobrze opracowanych dementi.

Zdaniem naszego rozmówcy media społecznościowe uwielbiają demaskujące doniesienia ubrane w formę quasi naukowych wyjaśnień, dotyczących np. globalnego ocieplenia czy smogu.

- Takie materiały udostępniane są setki tysięcy razy i zdecydowanie wpływają na opinię publiczną – ocenia Stremski. - Część z nich, co wynika z uproszczeń, niekompetencji autorów lub po prostu złej woli, także jest nieprawdziwa. Podobnie jak quasi dokumentalne filmy na YouTubie, dotyczące np. smug chemicznych zostawianych przez samoloty, które dają początek kuriozalnym artykułom, takim jak niedawny tekst z serwisu Fronda.pl z dramatycznymi pytaniami o dziwne smugi na niebie nad Warszawą.

Jak z tym walczyć? Stremski zaznacza, że walka z fake news spoczywa zarówno na barkach autorów, jak i odbiorców informacji. - Tu czytelników i dziennikarzy obowiązuje ten sam mechanizm - trzeba sprawdzać źródła – podkreśla z naciskiem dyrektor Gazeta.pl. - Bardzo łatwo ulec pokusie powielenia czegoś tylko dlatego, że wpisuje się w nasze przekonania. Tu nie ma taryfy ulgowej - za każdym razem warto sprawdzić, gdzie jest źródło danej informacji i być czujnym, czy np. 10 tekstów z różnych redakcji nie powstało przypadkiem na bazie jednego, mało wiarygodnego źródła. I zawsze powstrzymać się przed kliknięciem „udostępnij" jeśli nie jesteśmy przekonani czy informacja jest prawdziwa.

Stremski uważa też, że fake news to kolejne internetowe zjawisko, które nakierowuje dziennikarstwo na jego podstawową funkcję. - Najpierw internet dał mediom szansę realizowania podstawowej potrzeby jak najszybszego dotarcia z informacją do odbiorcy - i jest w tym bezkonkurencyjny. Dziś na pierwszy plan mediów w internecie wysuwa się właśnie rola weryfikatora informacji - podsumowuje Stremski.


ps