Michał Nowosielski: PiS jest partią populistyczną, więc ma gdzieś wizerunek Polski w świecie

PiS jest partią populistyczną, więc ma gdzieś wizerunek Polski w świecie, pod warunkiem, że nie odbiera mu to elektoratu na własnym podwórku. Ma też w tym samym miejscu tę część elektoratu, która nigdy na niego nie zagłosuje. Problemem PiS-u nie było zepsucie wizerunku Polski w świecie, lecz towarzyszący wszystkim działaniom i wypowiedziom naszych przedstawicieli coraz silniejszy swąd kompletnej wtopy - komentuje dla Wirtualnemedia.pl Michał Nowosielski, były dyrektor kreatywny agencji BBDO Warszawa, Ogilvy, Publicis.

Ludwik Dorn miał chyba trochę racji, twierdząc, że wybór Donalda Tuska na drugą kadencję wpisuje się w makiaweliczny plan szeregowego posła.

Plan ten zakłada, że PiS będzie teraz prowadził politykę konfrontacyjną wobec Unii. Będziemy ją drażnić, ostentacyjnie lekceważyć zalecenia i unijne przepisy, za co Unia zacznie nam obcinać kasę. W efekcie będą narastać w Polakach nastroje antyeuropejskie, które tylko trzeba będzie skutecznie podsycać. A za dwa lata wystawi się swojego, polskiego kandydata na prezydenta, który przeciwstawi się kandydatowi popieranemu przez obce mocarstwa.

W powyższej kwestii ja się właściwie z Dornem zgadzam, z takim tylko zastrzeżeniem, że jest to - moim zdaniem - plan, który zrodził się stosunkowo niedawno. Konkretnie w momencie, kiedy okazało się, że w żaden sposób nie da się odwieść unijnych przywódców od poparcia kandydatury Donalda Tuska na drugą kadencję. PiS, jak na typową formację populistyczną przystało, ma nadprzyrodzone zdolności adaptacyjne. To działa trochę tak jak nawigacja samochodowa: jeśli zaprogramujemy cel podróży, a potem pojedziemy inną drogą niż sugerowana, system po kilku sekundach otrząśnie się z szoku, po czym miła pani bez cienia wyrzutu w głosie zacznie udzielać nam nowych instrukcji i proponować nową trasę przejazdu.

Ja uważam, że desperacja, z jaką rząd PiS próbował nie dopuścić do przedłużenia kadencji Tuska, świadczy o tym, że pierwotny plan szeregowego posła był jednak zgoła odmienny. Żeby zrozumieć, dlaczego rząd PiS posunął się do odstawienia tej tragifarsy na oczach całej Europy, trzeba pamiętać, że prezes Kaczyński ma kompleks Donalda Tuska od czasu, kiedy ten spuścił mu strasznie lanie w debacie przed wyborami w 2007. I teraz należy zadać sobie pytanie, kim byłby Tusk, jeśli musiałby wrócić do Polski dziś, a kim będzie, jeśli wróci za 2,5 roku.

Zaryzykuję tezę, że dziś byłby nikim. I to nawet nie byłby najgorszy scenariusz, bo mogłoby być jeszcze gorzej: wracający Tusk mógłby rozsadzić Platformę Obywatelską, którą Grzegorz Schetyna zdążył właśnie jakoś ogarnąć.

Ryszard Petru, który dziś wciąż uważa się chyba za potencjalnego lidera opozycji i przyszłego premiera, straciłby resztę fasonu i musiałby zająć się budowaniem tożsamości swojej partii .N jako antytezy dla PO. Generalnie opozycja pogrążyłaby się w wewnętrznej walce i kompletnie by się rozjechała, czyli stałoby się z nią to samo, co kilka lat temu z naszą niby-lewicą. Piszę 'niby-lewicą', bo staram się zawsze podkreślać, że prawdziwa lewica ma się w Polsce świetnie, właśnie jest u władzy i zajmuje się jak najszybszym zawłaszczaniem państwa. Powyższy scenariusz bardzo cieszyłby serce szeregowego posła, pod warunkiem, oczywiście, że ma on jakieś serce.

Ale wróćmy do Tuska, a konkretnie wróćmy do dywagacji o jego powrocie. Bo jeśli z kolei Donald Tusk dokończy swoją kadencję – dziś już wiemy, że najprawdopodobniej tak się stanie – i powróci za te 2,5 roku, to jest bardzo prawdopodobne, że z fotela szefa Rady Europejskiej przesiądzie się wprost pod żyrandol w Pałacu Prezydenckim. Jakoś bowiem nie chce mi się wierzyć, że w wyborach powszechnych, w których ostatecznie stanie naprzeciw siebie tylko dwóch kandydatów i w których cała opozycja będzie musiała postawić wszystko na jedną kartę, Donald Tusk nie rozłoży na łopatki Mistrza Szybkiego Podpisu. A ta perspektywa już tak serca szeregowego posła – o ile ma on jakieś serce – radością nie przepełnia.

PiS jest partią populistyczną, więc ma gdzieś wizerunek Polski w świecie, pod warunkiem, że nie odbiera mu to elektoratu na własnym podwórku. Ma też w tym samym miejscu tę część elektoratu, która nigdy na niego nie zagłosuje, co wyraźnie demonstruje rozmaitymi prowokacyjnymi gestami i wypowiedziami w stylu słynnego zdania z filmu Miś: „Nie mamy pańskiego płaszcza i co nam pan zrobisz?!” W tym kontekście niedawna deklaracja pani premier, wygłoszona na szczycie w Brukseli, o tym, że „nie zgodzi się nigdy na prymat siły nad zasadami”, brzmiałaby nawet zabawnie, gdyby to wszystko nie było takie straszne.

Problemem PiS-u nie było zepsucie wizerunku Polski w świecie, lecz towarzyszący wszystkim działaniom i wypowiedziom naszych przedstawicieli coraz silniejszy swąd kompletnej wtopy. Wszyscy widzieli, jak strasznie rząd PiS chciał utrącić Tuska, i wszyscy zobaczyli, czym to się skończyło. Z punktu widzenia PiS to bardzo niedobrze, gdyż część elektoratu tej partii to ludzie, którzy wybaczą jej wszystko oprócz porażki.

Polska w ruinie, państwo teoretyczne, afera taka, afera śmaka, czyli rosnące przeświadczenie coraz większej części społeczeństwa, że jacyś cwaniacy robią wszystkich w balona i drenują kraj, doprowadziło do sytuacji, w której o losach Polski zadecydowali ci, którzy uważają, że „trzeba to wszystko chwycić za mordę”. Któż z nas nie słyszał takich opinii z ust rozmaitych wujków na imieninach, taksówkarzy, lekko napitych sąsiadów w windzie etc.? W Polsce trzeba zrobić porządek: studenci na studia, żydzi na Madagaskar, sędziowie pod sąd, a złodziejom trzeba ucinać ręce – kiedyś tak robili i złodziejstwa nie było. Dlatego PiS dobrze robi, że rozwala ten jakiś tam trybunał, skoro ten mu przeszkadza, że się nie liczy z opozycją, skoro ta rzuca mu kłody pod nogi. Trzeba zmienić prawo, to ciach, zbieramy się w nocy, zmieniamy co trzeba i rano leży na biurku prezydenta gotowe do podpisu. Jedynym warunkiem społecznej aprobaty dla tych działań jest ich bezwarunkowa skuteczność.

By tę skuteczność zagwarantować, PiS tworzy swoiste nadpaństwo. Nadpaństwo ma dużo szersze uprawnienia niż zwykłe państwo, zarządzają nim nadurzędnicy, którzy stoją ponad prawem. Na czele nadpaństwa stoi nadprezydent, który jest zarazem nadpremierem i który jest jedyną instancją kontrolującą zespół nadministrów. Gdyby któregokolwiek z nich zaprosić do studia i podać mu pigułkę prawdomówności, a następnie zapytać o wizerunek Polski w świecie w kontekście całej tej awantury o Tuska, odpowiedziałby: Wizerunek-srizerunek! Ważne jest, że mamy wciąż 35 proc., a kasa jeszcze się nie skończyła. Zanim się skończy i zaczniemy tracić poparcie, zdążymy obsadzić swoimi ludźmi wszystkie stanowiska i zmienić przepisy tak, że będziemy mieli władzę zagwarantowaną do końca świata. A w takiej sytuacji, co za różnica, co o nas myślą jacyś Niemcy, Francuzi, Holendrzy czy Belgowie. A na to dziennikarz zapytałby, co się wtedy stanie? No jak to – padłaby odpowiedź – wtedy ostatecznie zwyciężymy!

Pojawiające się ostatnio sugestie o możliwej współpracy PiS-u z frontem narodowym Marine Le Pen Jarosław Kaczyński skomentował ponoć słowami, że tyle mniej więcej łączy go z Marine Le Pen, co z Putinem. W tej sprawie, wyjątkowo, może mieć rację.


Michał Nowosielski, były dyrektor kreatywny agencji BBDO Warszawa, Ogilvy, Publicis oraz współtwórca kampanii wyborczych PO w latach 2007-2013

bg