Prezydent Duda musi przyciągnąć wyborców z centrum, a do tego potrzebuje mediów innych niż prawicowe (opinie)

Po poniedziałkowym wecie dwóch przygotowanych przez klub Prawa i Sprawiedliwości ustaw, które miały składać się na wielką reformę sądownictwa, na prezydenta Andrzeja Dudę spadła fala krytyki ze strony mediów prawicowych. - Prezydent stał się ważnym graczem na arenie politycznej, to dopiero początek jego obecności na okładkach. „Gazeta Polska” nie pomoże mu przyciągnąć wyborców z centrum - oceniają rozmówcy Wirtualnemedia.pl.

W poniedziałek rano prezydent Andrzej Duda ogłosił weto ustaw o KRS i Sądzie Najwyższym. To dwa spośród trzech ważnych dla PiS projektów, które w ostatnich tygodniach procedował Sejm i Senat. Politycy i komentatorzy spodziewali się, że prezydent skieruje ustawę o SN do Trybunału Konstytucyjnego, a swój podpis złoży pod ustawami o ustroju sądów oraz o KRS. Tak się jednak nie stało, co wywołało ogromne zaskoczenie wśród publicystów i duże rozczarowanie polityków obozu rządzącego.

Tuż po oświadczeniu Dudy w mocnych słowach skrytykował prezydenta Patryk Jaki, wiceminister sprawiedliwości i polityk Solidarnej Polski Zbigniewa Ziobry. Ale w pierwszej dobie po ogłoszeniu decyzji prezydenta, PiS nie miał ustalonej linii przekazu dla mediów. Zapytani przez Wirtualnemedia.pl o ocenę tej sytuacji dziennikarze zwracają uwagę, że ważni politycy PiS opowiadali w mediach o swoim zawodzie i rozczarowaniu oraz przeciągnięciu w czasie właściwej reformy sądownictwa. To publicyści „Gazety Polskiej” i „W Sieci” krytykowali prezydenta, a w TVP Info - w poniedziałek po wieczornych orędziach - wyemitowano krytyczne materiały na temat weta Andrzeja Dudy.

- „Gazeta Polska” i „W Sieci” są znacznie bliżej centrum PiS, co znacznie usprawnia komunikację między redakcjami a partią - stawia sprawę jasno Marek Tejchman, zastępca redaktora naczelnego „Dziennika Gazety Prawnej”. Podkreśla przy tym, że posiadanie przez dziennikarza własnych poglądów na konkretne sprawy oraz umiejętność ich przedstawienia są wyrazem uczciwości wobec czytelnika. - Problemem nie tylko prawicowych, ale i lewicowych mediów w Polsce jest przekonanie o tym, że należy się aktywnie włączyć w politykę, czego najlepszym przykładem jest niewłaściwy apel Marcina Kąckiego, czy głębokie zaangażowanie niektórych dziennikarzy lewicowych - takich jak Tomasz Lis - w aktywność wiecowo-organizacyjną - komentuje Tejchman.

W podobnym tonie wypowiada się dziennikarz i publicysta Cezary Łazarewicz. - Większość tytułów prasowych prawicowych pełni rolę biuletynu partyjnego. Są one finansowane ze spółek Skarbu Państwa albo kapitałowo połączone z prominentnymi działaczami PiS. Zatem opinie tych gazet są opiniami partyjnymi, one są dumne z tego - uważa Cezary Łazarewicz. Dziennikarz wskazuje na jeden z ostatnich felietonów Michała Karnowskiego o decyzji prezydenta Dudy, opublikowanego na portalu wpolityce.pl. - W mojej opinii nie jest to tekst felietonisty tylko partyjnego stratega. Partia zajęła stanowisko po czasie, ale sądzę, że publicyści tych mediów znają partyjne życie PiS i dlatego w ten sposób się wypowiadają - zaznacza.

- Rolą publicysty jest wyrażanie opinii, ale problem polega na tym, w czyim imieniu zabiera głos. Czy pozostaję niezależny, czy może jest to powiązane z tym, że moją gazetę finansuje PiS, a jak przestanę mówić głosem PiS-u to moja gazeta nie będzie dostawać reklam ze spółek Skarbu Państwa. Znam kilku publicystów po prawej stronie, którzy potrafią się wyrwać z tego chóru - na przykład Łukasz Warzecha. Często się z nim nie zgadzam, ale on mówi własnym głosem - ocenia Cezary Łazarewicz.

„Pierwszymi gorliwymi” nazywa publicystów „Gazety Polskiej” i „W Sieci” medioznawca dr hab. Tomasz Gackowski, który zauważa, że w pierwszej chwili wobec braku odgórnie przyjętej narracji chcieli oni przedstawić własną i wskazać odbiorcom zwycięzcę, ofiarę i winnego. - Media bliższe jądra partyjnego sytuować będą prezydenta jako tego, który wychylił się z programowej linii przebudowy Polski. Ale są też tacy ze środowiska prawicowego, którzy zwracają uwagę, że prezydent wytrącił opozycji argumenty do kontynuowania protestów. Tak pewnie postrzegają rzeczywistość w „Do Rzeczy” - wyjaśnia dr Gackowski, Laboratorium Badań Medioznawczych UW i Wydział Dziennikarstwa Informacji i Bibliologii UW.

Różnice w ocenie decyzji prezydenta jako dowód na pluralizm na prawicy

Zdaniem Gackowskiego, różnice w ocenie decyzji prezydenta są dowodem na pluralizm wewnętrzny w środowisku prawicowym, także medialnym. Medioznawca zauważa, że te podziały nie idą tylko liniami wyznaczanymi przez media i wskazuje na opisywaną przez Wirtualnemedia.pl wymianę krytycznych opinii Jana Pawlickiego (managera w Telewizji Polskiej) oraz Michała i Jacka Karnowskich, którzy prowadzą w TVP Info program oraz często pojawiają się w roli komentatorów.

- Te dyskusje nie są prowadzone w domu przy koniaku tylko publicznie, na Twitterze. Ciekawe jest samo zjawisko autorefleksji prawicy nad sobą. Ci, którzy byli w jednej drużynie, nagle zaczynają patrzeć na siebie jak na zdrajców. Tym bardziej, że każdy ma inna rolę do wykonania. Władza wykonawcza w postaci rządu ma inną rolę do wykonania niż prezydent. Niektórzy nie są w stanie zaakceptować tej niezgodności - tłumaczy dr Tomasz Gackowski. - Prezydent nie znika z mapy nagle, powinien być nadal w kręgu zainteresowań mediów. Ale gdyby po swojej decyzji nie mógł liczyć na uczciwe i rzetelne relacjonowanie w mediach narodowych i prawicowych tego, czym się zajmuje, to byłby to ogromny błąd tych mediów - dodaje.

- W momencie ogłoszenia decyzji o wecie prezydent stał się samodzielnym bytem i ważnym graczem na arenie politycznej. Dzisiaj nie jest już tak łatwo przewidzieć kolejnych jego ruchów. To dopiero początek jego obecności na okładkach gazet, jakich? - to bez znaczenia. Media nie-prawicowe zawsze były zainteresowane szczerymi wywiadami z prezydentem, tylko Kancelaria Prezydenta nie godziła się na takie rozmowy. Żeby wygrać wybory prezydenckie trzeba przyciągnąć wyborców, którzy są w centrum. „Gazeta Polska” raczej ich nie przyciąga - tłumaczy Łazarewicz.

Robert Feluś, redaktor naczelny "Faktu", przypomina, że "Fakt" pisał o straszeniu Andrzeja Dudy przez PiS jeszcze zanim prezydent wyrzucił do kosza dwie PiS-owskie ustawy. - To wcale nie on musi być kandydatem partii w kolejnych wyborach prezydenckich. W roli straszaka miała w tym planie wystąpić właśnie premier Beata Szydło. To był plan szykowany na wieść o tym, że Duda zamierza zawetować ustawę podnoszącą ceny paliwa. Teraz, kiedy prezydent o wiele mocniej postawił się PiS-owi, będzie zapewne bardzo grillowany przez partię. I Szydło będzie używana w roli straszaka - wyjaśnia Feluś.

W jego opinii, dywagowanie dziś o tym, czy za 2,5 roku Jarosław Kaczyński namaści Beatę Szydło na kandydatkę na prezydenta jest bezcelowe. - Sytuacja na scenie politycznej zrobiła się tak dynamiczna, że możliwych jest wiele scenariuszy. Na przykład taki, że Andrzej Duda będzie w stanie stworzyć wokół siebie nową partię na prawicy - zaznacza naczelny "Faktu".

Wicenaczelny „DGP” zgadza się, że po wecie prezydenta Polska znalazła się w zupełnie innej rzeczywistości politycznej, na którą wskazuje emisja dwóch różnych w przekazie orędzi - głowy państwa i premiera. - Od bardzo dawna w PiS-ie buzowało między przedstawicielami republikańskiej prawicy czy prawicy bardziej populistycznej. Brakowało wewnętrznej dyskusji, tak jak kiedyś brakowało jej w Platformie Obywatelskiej, choć tym razem ciśnienie było o wiele większe. Kłótnia i spór są potrzebne, a tu tego zabrakło - dodaje Marek Tejchman.

Dorota Gawryluk: Prawica nigdy nie była jednolita, a różnorodność opinii powinna cieszyć

Środowisko prawicowe nigdy nie było jednorodne, a jednoczył je wspólny cel: zwycięstwo w wyborach - ocenia dziennikarka Telewizji Polsat Dorota Gawryluk. - To różne patrzenie na wiele spraw daje się wyczuć w mediach prawicowych, które nigdy nie tworzyły jednolitego frontu. Gdyby nie było różnorodności na prawicy nie byłoby tylu mediów po prawej stronie. Różnorodność opinii i pluralizm powinny cieszyć - uważa Dorota Gawryluk.

Jej zdaniem, w interesie mediów leży zabieganie o obecność najważniejszych polityków. - Każdemu poważnemu medium zależy na wywiadzie z prezydentem. Nie sądzę, aby z powodu niechęci do jego decyzji stosowano ostracyzm. Prezydent powinien podpisywać dobre ustawy, a skoro tych dwóch nie podpisał to znaczy, że uznał, że nie są dobre. Może ta myśl dojrzeje w głowach polityków partii rządzącej dostrzegą, że popełniają błędy i to z ich błędów wzięła się ta sytuacja. A jeśli nie to czeka nas ciekawa jesień, co z punktu widzenia dziennikarzy będzie bardzo ciekawy okres - dodaje.

Dla lepszego zobrazowania coraz mocniejszego zaangażowania dziennikarzy w politykę, Marek Tejchman przywołuje wykonaną w Sudanie fotografię umierającego z głodu afrykańskiego dziecka, na którego śmierć wyczekuje stojący z tyłu sęp. Autorem zdjęcia jest fotoreporter Kevin Carter, który w 1994 roku otrzymał za pracę Nagrodę Pulitzera.

- On zrobił to zdjęcie, odgonił sępa i poszedł dalej. Ale ciągle z tym żył. Tak samo jest z dziennikarzami, którzy protestują przeciwko upadkowi demokracji. Naszą, dziennikarzy, rolą nie jest odganianie tych sępów i zaangażowanie społeczne. Nie jesteśmy Kapuścińskim, żeby odłożyć pióro i złapać za karabin. Największą siłą dziennikarstwa jest relacjonowanie wydarzeń - tłumaczy wicenaczelny „Dziennika Gazety Prawnej”.

- Tymczasem dziennikarze mediów prawicowych i lewicowych popełniają błąd, uznając, że ludzie, których opisują nie potrafią zrobić tego, co oni by chcieli aby zrobili i dlatego angażują się bardzo głęboko politycznie. Dziennikarze nie są od zmiany rzeczywistości i uprawiania polityki tylko od jej opisywania - podkreśla.

łb