Brytyjczycy nie chcą filtru na e-pornografię, operator wyśmiewa pomysł Camerona
Pomysł premiera Davida Camerona, by zablokować Brytyjczykom dostęp do internetowej pornografii, spotkał się z falą krytyki. Z projektu kpią nawet dostawcy usług, którzy mieliby wprowadzić odpowiednie filtry.

Firma Andrews & Arnold, brytyjski operator internetowy, ostro zareagowała na pomysł Camerona, by wprowadzić w Wielkiej Brytanii filtry blokujące internautom dostęp do stron pornograficznych (więcej o tej inicjatywie). W ironicznym oświadczeniu przedsiębiorstwa czytamy, że w takim razie klienci mają do wyboru dwie opcje: dostęp do sieci niefiltrowany lub filtrowany, bez treści nie zatwierdzonych przez rząd.
- Jeżeli wybraliście cenzurę, to przykro nam, ale musicie zmienić operatora albo wyjechać do Korei Północnej. Nasze usługi pozostaną niefiltrowane - kategorycznie stwierdza Andrews & Arnold. - Czy to Pańskim zdaniem wystarczająca alternatywa, Panie Cameron? - czytamy dalej.
Brytyjski operator podkreśla, że rozumie obawy rodziców, którzy nie chcą, by ich pociechy natknęły się na w sieci nieprzyzwoite materiały. Nie jest jednak jego rolą czuwać nad tym, kto ma dostęp do jakich treści. Ponadto Andrews & Arnold zwraca uwagę na to, jak nieskuteczne są tego rodzaju blokady. Firma zaleca więc rodzicom, by poszukali w internecie odpowiednich rozwiązań, które pozwolą im lepiej kontrolować to, co oglądają w sieci ich dzieci.
Z kolei brytyjski i muzyk i aktywista Dan Bull opublikował piosenkę (patrz wideo poniżej), w której ostro skrytykował pomysł filtrowania pornografii w sieci.
Pomysł Davida Camerona, by filtrować nieprzyzwoite treści oraz stworzyć „czarną listę” słów blokowanych przez wyszukiwarki, odbił się w mediach szerokim echem. Spotkał się jednak z bardzo negatywną reakcją. Ostro skrytykowali go również eksperci zapytani o opinię przez Wirtualnemedia,pl (przeczytaj ich wypowiedzi). Projekt skomentował też Michał Boni, minister administracji i cyfryzacji, podkreślając, że to nie państwo a przede wszystkim rodzice w powinni czuwać na tym, do jakich treści dostęp mają najmłodsi,
- Nie chodzi o filtry, ale o skuteczne przeciwdziałanie problemowi. W Polsce mamy już mechanizmy przeciwdziałania: do Dyżurnet.pl, zespołu NASK (Naukowej i Akademickiej Sieci Komputerowej) można zgłaszać przypadki łamania prawa - mówię tu o pornografii. W zeszłym roku Dyżurnet.pl reagował 690 razy. To dotyczyło oczywiście tylko polskich serwerów - zwalczanie takich treści na obcych serwerach wymaga poprawiania współpracy międzynarodowej, co też trzeba robić. Wielką rolę w ograniczeniu dostępu dzieci do treści szkodliwych mają rodzice i państwo nie może ich tu zastąpić - powiedział Michał Boni.
Dołącz do dyskusji: Brytyjczycy nie chcą filtru na e-pornografię, operator wyśmiewa pomysł Camerona