SzukajSzukaj
dołącz do nasFacebookGoogleLinkedinTwitter

„The Crown” w piątym sezonie próbuje obalić monarchię i nie oszczędza nikogo. Recenzja serialu Netfliksa

Od środy na platformie Netflix dostępny jest piąty sezon „The Crown”. Brytyjczycy od września mają nowego króla, a to właśnie losom księcia Karola najwięcej uwagi w premierowych odcinkach poświęcił twórca serialu, czyli Peter Morgan.

Serial wkracza w końcu w lata 90., a jak wiemy, był to szczególnie gorący okres w dziejach brytyjskiej monarchii. Sama królowa Elżbieta II przyznała w 1992 roku, z okazji swojego czterdziestolecia na tronie, że to najgorszy rok w życiu jej rodziny. Lata 90. zaczęły ujawniać słabość monarchii, jej przestarzały model i koszty, których Brytyjczycy nie chcieli ponosić. Ten dualizm trwa od kilku dekad – z jednej strony rodzina królewska to oczko w głowie poddanych, z drugiej – ich utrzymanie coraz bardziej uderza w kieszeń podatników.

To, co rzuca się w oczy od pierwszych minut serialu, to fakt, że królowa się zmieniła. I nie chodzi wcale o to, że tym razem Elżbietę II gra Imelda Staunton, ale o to, że widzimy ją jako inną kobietę. Mocno dotykają ją problemy dorosłych już dzieci, traci panowanie nad sobą, częściej milczy niż zabiera głos, widzimy – chociaż przy jej opanowaniu i powściągliwości bywa to trudne – że częściej także się irytuje, albo odcina od źródła nieprzyjemnych informacji, a tych w piątym sezonie nie brakuje.

Książę Karol na pierwszym planie

Królowa zdaje sobie sprawę, że najlepsze lata jako monarchini ma za sobą, a Karol mocno depcze jej po piętach. Wydaje się też bardziej nieustępliwa w negocjacjach z premierem, co rzuca na nią nie najlepszy cień. Gdy oczekuje, że podatnicy „zrzucą się” na remont „Britannii”, wygląda to jak typowe pasożytnictwo rodziny królewskiej, od czego podobno Windsorowie bardzo chcą się odciąć, a że słabo im to wychodzi, no cóż.


Zaryzykowałabym twierdzenie, że w tym sezonie królowa została przyćmiona przez młodszą generację bohaterów. Być może nie stałoby się tak, gdyby księcia Karola zagrał ktoś inny niż Dominic West. West jest fenomenalny w roli kapryśnego księcia. Myślę, że król Karol III powinien obejrzeć serial i docenić maestrię z jaką aktor wcielił się w jego postać. Chociaż West nie jest zbyt podobny do Windsora, to udowodnił, że nie o wygląd zewnętrzny tu chodzi. Z detalami odtworzył mimikę księcia, jego ruchy, gesty, pociągnięcia nosem, sposób chodzenia, a nawet śmiech. To jest jedna z najlepszych kreacji tego sezonu. Na pewno pomogło to, że West miał co grać. W końcu na lata 90. przypadło wiele skandali z udziałem księcia. Jego niesławna rozmowa telefoniczna z Camillą Parker Bowles i słynne cytaty z wypowiedzi Karola o „pragnieniu bycia tamponem”, albo otwarta krytyka przestarzałego modelu monarchii.

O ile poprzednie sezony ukazywały księcia jako krnąbrnego intelektualistę, który nie potrafi postawić się swojej matce, o tyle teraz widzimy, że to nadal skomplikowany człowiek, ale mimo burz w życiu prywatnym, wie czego chce i potrafi to obronić. Jestem pod wrażeniem kreacji, jaką stworzył Dominic West. Nie trzeba od razu lubić Karola Windsora, ale można się z nim po prostu czasem zgodzić. Chyba najbardziej szokujące jest to, że Karol stara się po prostu nie kłamać - a jak wiadomo jego rodzina lubiła „nabierać wody w usta” - w słynnym wywiadzie udzielonym Jonathanowi Dimbleby, lawiruje i stosuje uniki, ale gdy musi, to jednak mówi prawdę, tę niewygodną, uciążliwą, upokarzającą prawdę o zdradzaniu żony.

Windsorowie to system, a nie rodzina

Pierwsza połowa sezonu pokazuje Windsorów jako ludzi, których nie lubimy, ale czasem rozumiemy. O ile nie jest nam po drodze z parą królewską, o tyle problemy ich dzieci w jakimś stopniu podzielamy. Diana w wykonaniu Elizabeth Debicki jest bardzo neurotyczna, zwiewna, nieuchwytna. Mówi cicho i niepewnie, ale bywa też duszą towarzystwa, zależy od tego z kim rozmawia. Debicki garbi się lekko jak księżna Diana, którą pamiętamy z materiałów filmowych pokazywanych w polskich mediach lat 90. Te same ruchy, ten sam uśmiech dowodzi, że obsadzenie aktorki to kolejny strzał w dziesiątkę. Widzimy sceny w słynnej „sukience zemsty”, w serialu Diana pojawia się na ważnych eventach, ale pierwsza połowa należy raczej do Karola. W serialu nie spotkamy tej pary razem, ten czas już minął. Każde z nich funkcjonuje oddzielnie.

Historia Al - Fayedów

Warto też wspomnieć wyjątkowy odcinek poświęcony historii rodziny Al - Fayed oraz kolejny, dedykowany księżniczce Małgorzacie. Ten o rodzinie Al - Fayed pokazuje jak Mohamed (Salim Dau), czyli ojciec Dodiego budował swoje imperium, a także kim był jego kamerdyner. To bardzo ciekawa historia, polecam ją zgłębić jako aspekt historii rodziny królewskiej. W tym odcinku zobaczymy wiele wydarzeń zbliżających Al - Fayedów i Windsorów mimo że królowa długo nie miała pojęcia, kim jest Mohamed Al - Fayed, a gdy doszło do spotkania, nie potraktowała go najlepiej. Sezon piąty pokazuje, że królowa zaczęła „odpuszczać” pewne sprawy i nie zauważyła, że to ma swoje konsekwencje.

Z kolei odcinek poświęcony Małgorzacie (Lesley Manville) jest bardzo sentymentalny, nieco melodramatyczny. Rozumiemy jej ból, prywatną stratę i tragizm jej położenia. Jak zawsze w przypadku tej bohaterki, wracamy do jej historii miłosnych, rozstań i tego, co sama postać uznawała za najlepsze momenty jej życia. Małgorzata czuje, że grunt usuwa się spod jej stóp i podejmuje ostatnią walkę, ale wie, że jest ona z góry przegrana.

Z drugiej strony wiemy z przekazów medialnych, że życie księżniczki było raczej beztroskie, syte i pełne dobrej zabawy więc przesadą wydaje się pochlipywać nad jej frustracją i niespełnieniem ponieważ, powiedzmy sobie to szczerze, nie jest to osoba, która oczekiwałaby od kogokolwiek współczucia. Ciekawe jest to, jak twórcy widzą Małgorzatę – głownie jako samotną singielkę poszukującą wielkiej miłości. Nic w tym złego, ale prawdopodobnie sama zainteresowana dorzuciłaby kilka innych życiowych „zainteresowań”.

Diana i Karol – historia wielkiej (nie)miłości

Diana również ukazana jest jako osoba szukająca przyjaźni, miłości, relacji z ludźmi spoza „systemu”. Małgorzata mówi o niej, jak i o sobie, że są outsiderkami w rodzinie. Z kolei Karol udowadnia, że ma dużo ambicji, angażuje się w działalność własnej fundacji - chce pomagać młodym ludziom, których braki finansowe czy społeczne sprawiły, że nie mogą rozwijać swoich talentów.

Owszem, jest w tym arogancki i nieco nadąsany, ale jego fundacja przyniosła wymierne korzyści dla młodych Brytyjczyków więc warto to podkreślić i docenić. W piątym sezonie, to Karol błyszczy i przyćmiewa swoją małżonkę. To może być perspektywa zaskakująca dla widowni.


Odcinek ósmy, zatytułowany „Proch” rzuca mocne światło na Dianę, nie tylko z uwagi na jej nowe randki, ale przede wszystkim za sprawą słynnego wywiadu z 1995, którego udzieliła Martinowi Bashirowi na antenie BBC. To w tym wywiadzie padły słowa: „Było nas troje w tym małżeństwie więc było trochę zbyt tłoczno”. Serial od zawsze skutecznie równoważył sprawy publiczne i problemy prywatne rodziny, ich osobiste batalie, rezygnacje, poddanie się woli królowej, ale w sezonie piątym Peter Morga wspina się na wyżyny trafnych diagnoz, które zdaniem Judy Dench stanowią pogoń za sensacją, ale najprawdopodobniej widownia oceni to nieco łagodniej.

Być może nieco melodramatycznie wypada rozmowa Karola z Dianą w finale odcinka „Para numer 31”, w tym wypadku Morgan fantazjuje nad tym, jak mogło wyglądać definitywne rozstanie pary i co mieli sobie do powiedzenia przy okazji rozwodu. To jedyna konfrontacja pomiędzy tymi bohaterami.

Z pewnością ostatni odcinek będzie zaskakujący dla widzów, którzy spodziewali się, że akcja serialu dotrze do 31 sierpnia 1997. Czy tak się stało, przekonajcie się osobiście. Mocny, dobrze obsadzony sezon wart waszej uwagi.

Piąty sezon „The Crown” dostępny jest na Netfliksie.