SzukajSzukaj
dołącz do nasFacebookGoogleLinkedinTwitter

Naród oczami Tomasza Lisa (audio)

Już 4 października ukaże się nowa książka Tomasza Lisa "My, naród".Dziennikarz opowiada o kulisach jej powstawania oraz celach jakiemu towarzyszyły podczas jej pisania. Patronem medialnym książkijest portal Wirtualnemedia.pl.

Książka "My, naród", traktująca między innymi o społeczeństwieobywatelskim i sposobach jego budowania, ukaże się 4 października wnakładzie 40 tysięcy egzemplarzy i będzie dostępna w księgarniach wcałej Polsce. Jej wprowadzenie zostanie wsparte działaniamimarketingowymi. Przewidziano kampanię na nośnikach zewnętrznych(citylighty), promocję w punktach sprzedaży, reklamy w prasie("Newsweek", "Polska The Times") oraz w internecie (WirtualnaPolska, Wirtualnemedia.pl).

mynarod

Dziennikarz po raz kolejny wyruszy także w trasę promującąnajnowszą publikację. Tomasz Lis spotka się z czytelnikami wWarszawie, Łodzi, Lublinie, Poznaniu, Trójmieście, Wrocławiu orazKatowicach.

Książka ukaże się nakładem wydawnictwa "Świat książki". Będziedostępna w cenie 29,90 zł. Patronem medialnym "My, naród" jestportal Wirtualnemedia.pl.

Tomasz Lis wydał dotychczas dziewięć książek. Premiera ostatniejz nich, "PiSneyland-u",miała miejsce przed rokiem.


tomaszlis

Tomasz Lis specjalnie dla portalu Wirtualnemedia.pl opowiada okulisach powstawania książki "My, naród" oraz celach jakie mutowarzyszyły podczas jej pisania

przeczytajwywiad






Tomasz Lis "My, naród" - poniżej wstęp do książki w wersjiaudio





Wstęp
Na pomysł napisania tej książki wpadłem w Chinach, w 2007 roku, wczasie spotkania Młodych Globalnych Liderów (dość pretensjonalnanazwa, przyznaję). Młodzi ludzie z całego świata, którzy jużzdążyli osiągnąć sukces w biznesie, w działalności charytatywnejczy w mediach, przyjechali tam, by zastanawiać się, co właśnie onimogą zrobić, by pomóc rozwiązać niektóre problemy świata. Całetowarzystwo podzieliło się na podgrupy, by wypracować jakieśrozwiązania, a to w sprawie głodujących dzieci w Afryce, a to wsprawie dostępu do edukacji w krajach Trzeciego Świata, a to wsprawie dystrybucji komputerów za 100 dolarów. Było to imponujące,bo większość zebranych stanowili milionerzy albo multimilionerzy,od założyciela Wikipedii, przez wiceszefa Google'a, powiceprezydenta nowojorskiej giełdy, a wszyscy nie żałowali czasu ienergii, by zmierzyć się z problemami, które, dokładnie rzeczujmując, w najmniejszym stopniu nie były ich problemami. Jest wAmeryce takie sformułowanie, określające część motywacji ludzipróbujących się zmierzyć z problemami większymi niż oni sami - tomake the difference - uczynić różnicę, krótko mówiąc, sprawić, że wkwestii X, Y czy Z coś się ruszy, choćby o parę centymetrów.Młodzi, a ściślej mówiąc, jeszcze młodzi ludzie, przyjechali doDalian w Chinach właśnie po to, by "uczynić różnicę". Pełenszacunku dla nich wszystkich pomyślałem wtedy jednak, że zanimzajmę się problemami globalnymi, chciałbym spróbować zmierzyć się zproblemami lokalnymi, naszymi, polskimi.

W 2003 roku napisałem książkę Co z tą Polską? Pisałem o tym, cotrzeba zrobić w naszym kraju, byśmy naprawdę ruszyli z kopyta.Prawdę mówiąc, pisałem jednak głównie o tym, co powinni zrobićpolitycy. I co? Niewiele, niemal nic. Po tych pięciu latach mamwięc głębokie przekonanie, że stratą czasu jest pytanie, copolitycy powinni zrobić dla nas. Wolę zapytać, co my samipowinniśmy zrobić dla siebie. Bo jeśli spadło bezrobocie, to dziękizaradności, przedsiębiorczości i pomysłowości Polaków, a nie dziękipaństwu. Coś się więc udało raczej mimo państwa, a nawet wbrewpaństwu niż dzięki niemu. Stop. Dobry moment, by wyciągnąć z tegownioski. Otóż to, co w Polsce ma sens i ma przyszłość, dzieje sięraczej dzięki obywatelom niż dzięki politykom, a więc jeśli chcemy,by zmieniło się jeszcze więcej, dużo więcej, powinniśmy się doroboty wziąć sami, sami odrobić zadanie domowe.

Była w 1980 roku taka wspaniała wystawa w krakowskim MuzeumNarodowym - Polaków portret własny. Przed muzeum stały ogromnekolejki. Najwyraźniej odczuwaliśmy głęboką potrzebę, by przejrzećsię w lustrze. Nie po to, żeby się przekonać, jacy wspanialijesteśmy. Raczej po to, by odpowiedzieć na pytanie, jacy byliśmy,skąd jesteśmy, dlaczego jesteśmy, jacy jesteśmy i co zrobić, by,jakby powiedział Jan Paweł II, odmieniło się "oblicze ziemi, tejziemi". Wystawa była przebojem zimy 1980 roku. Kilka miesięcypóźniej narodziła się Solidarność. Dziś o pomyśle podobnej wystawynic nie słychać, ale mam wrażenie, że gdzieś w powietrzu krążą nanowo zadawane pytania: skąd jesteśmy? kim jesteśmy? w jakim punkciejesteśmy? dokąd powinniśmy iść? Taki nasz nowy Polaków portretwłasny. Portret, który pozwoliłby nam odpowiedzieć na pytanie,jakim jesteśmy społeczeństwem, gdy już możemy być takimspołeczeństwem, jakim chcemy; jak dziś wykorzystujemy olbrzymiąhistoryczną szansę, którą dostaliśmy; czy rację mieli wieszczowie,którzy uważali, że jesteśmy wielkim narodem, ale żadnymspołeczeństwem; czy rację mają ci, którzy mówią, że jesteśmyzasługującym na szacunek narodem niezbyt zasługujących na szacunekjednostek - wspaniałym narodem kiepskich, małych ludzi.

Jeśli daliśmy coś światu poza podobno czysto polskim wynalazkiemwidelca, to było tym czymś słowo "Solidarność". To przecież mynadaliśmy mu konkretny wymiar. Jedno z najpiękniejszych słów, ijeszcze tak pięknie solidarycą pisane. Ale, ośmielam się twierdzić,właśnie test solidarności przegrywamy z kretesem. Wielki Polak,pewnie największy z Polaków, mówił w swej słynnej homilii:"Solidarność to znaczy zawsze jeden z drugim, nigdy jeden przeciwdrugiemu". No to kiepsko wypadamy w skoku przez tak stawianąpoprzeczkę. Bo u nas frazesów bez liku, odwołań do Solidarności isolidarności ile dusza zapragnie, a w praktyce? Za grosz nie mamydo siebie zaufania i że pod względem wzajemnej nieufnościabsolutnie przodujemy wśród państw cywilizowanych. Nie lubimy anisiebie, ani siebie nawzajem. Mamy tonę kompleksów, któreodreagowujemy w formie niechęci i agresji wobec innych. Żadnaniespodzianka. Cóż, często bywamy bardzo niefajni, obcy dla siebie,a czasem dla siebie podli. Podkreślam - bywamy. Bo obok politykówtroglodytów jest jednak w naszej polityce grupa ludzi poważnych, boobok draństwa jest masa altruizmu i dobroci, bo obok medialnegobandytyzmu (obcokrajowiec Beenhakker mówi, a ja nie mam argumentów,by z nim polemizować, że 30 procent polskich mediów zajmuje sięwyłącznie rozpowszechnianiem kłamstw - rozumiem tylko, że owe 30procent, to przez grzeczność) jest też masa przykładówdziennikarstwa z klasą, że obok ludzi i sytuacji świadczących onaszych kompleksach jest też multum przykładów, że z kompleksamisobie radzimy, wyrzucając je na śmietnik, bo obok ludzi karmiącychsię zawiścią są miliony Polaków, które wzięły i biorą swój los wswoje ręce, podejmują wielkie ryzyko i zwykle wygrywają. Zamiastwięc załamywać ręce, bo jest tak strasznie, wolę odnotować, jakwiele nam się udało, jak wielu ludzi każdego dnia pokazuje, żepotrafią wykorzystać swą szansę, jak bardzo nieuzasadnione są naszekompleksy. Nie chcę tu serwować ani czarnej propagandy, anipropagandy sukcesu, choć kilka rozdziałów dalej będę czytelnikówprzekonywał, że racjonalna propaganda sukcesu bardzo by się namprzydała. Padnie tu wiele bardzo gorzkich słów, ale wierzę, że jestw niej też wiele rzeczy pokrzepiających, nie z prozy wziętych - czyw prozie ujętych - ale z życia. I nie mam ochoty bawić się wbuchalterię - na każdy przykład czegoś złego jeden przykład czegośdobrego. Piszę o tym, co złe, i o tym, co dobre, by pokazać, żenaszej jaźni, naszej postawy, naszego stanu umysłu nie da sięsprowadzić do jakiegoś prostego wzoru. Piszę o tym, co dobre, byudowodnić, że czarnowidztwo nie jest uzasadnione, a piszę o tym, cozłe, bo wciąż do wykonania mamy wielką pracę.

Dziś wyjechać z Polski jest tak łatwo jak nigdy. A przecież jakoś,nie tylko ze strachu przed nowym, wyjeżdżać nie chcemy (powiedzmy -większość nie chce), przecież w głębi serca, wcale nie na jegodnie, jest w nas wiara, że możemy być fajnym społeczeństwem żyjącymw fajnym kraju, jest w nas przekonanie, że nie mamy powodów dowstydu (no parę by się znalazło), ale mamy wiele powodów do dumy,że naprawdę jesteśmy w stanie odrobić naszą narodową pracę domową,czyniąc Polskę lepszą i nasze życie lepszym. Czasem ta wiara zderzasię z naprawdę mocnymi argumentami, naprawdę uderzającymi faktami,ale nic nie poradzę - wierzę w nas. Coś tam złego pewnie poprzodkach dziedziczymy, pewnie nawet niemało, ale już pokazaliśmy,że potrafimy ciężką pracą obalić parę antypolskich stereotypów.Dziś, prawie 20 lat po odzyskaniu własnego państwa, nie piszą jużnigdzie o polnische Wirtschaft, polskiej dziadowskiej gospodarce.Nikt już nie mówi o narodzie leni i nieudaczników. Nikt nie mówi,że dla Polaków można coś zrobić, ale z Polakami nie, a sami Polacydla siebie to już absolutnie nie. Ale nic za darmo, nic na skróty,wysiłku z naszej strony trzeba jeszcze wielkiego. Pot, krew i łzy?Dzięki Bogu już bez krwi, może z paroma łezkami, ale z całąpewnością z hektolitrami potu.

W chińskim Dalian pomyślałem sobie, że trzeba Polsce programu"Polska na tak", a właściwie "Polacy na tak". Hasło łatwo obśmiać,przypominając trenera naszej narodowej reprezentacji, który głosiłhasło "futbol na tak", po czym pojechał z piłkarzami na mistrzostwaświata i dostał tęgie lanie. Hasło nie było jednak złe, tylkowykonawstwo fatalne. A więc "Polacy na tak". Co to znaczy wpraktyce? Może na początek pozornie małe rzeczy i guzik mnieobchodzi, że zaraz od tego i owego usłyszę, że to banalnawyliczanka, że to rzeczy nieważne. One są niezwykle proste iniezwykle ważne. Życzliwość wobec sąsiada, uprzejmość wobecnieznajomych, nieprzypisywanie ludziom z założenia jak najgorszychmotywacji, niedoszukiwanie się w czyichś działaniach zwyklenieistniejącego drugiego i trzeciego dna, pozytywne myślenie osobie, o nas, o tym, co przed nami, duma, która nie jest w żadensposób tożsama z poczuciem wyższości wobec innych, ani nie jest teżbanalną odruchową reakcją na odczuwane przez wielu poczucieniższości. Co zrobić, by nie tylko "Polska rosła w siłę i ludzieżyli dostatniej" (to też), ale przede wszystkim, by nam tutaj, natych ponad 320 tysiącach kilometrów kwadratowych, było naprawdęwygodnie? Byśmy dobrze się czuli w swojej skórze i w swoim kraju,ale też byśmy, świadomi własnej wartości, spokojnie stanęli doglobalnego wyścigu, w którym organizacja, struktura, porządek,wspólnota zawsze odniosą zwycięstwo nad egoistycznymindywidualizmem i zwykłym egoizmem? Słyszę już tego i owego, że znaszym charakterem narodowym daleko nie zajedziemy. Ten i ów nie maracji. Bo z tym niby-skazującym nas na klęski wszelakie charakteremnarodowym jesteśmy w najlepszym punkcie naszej historii. A jeśli,jako się rzekło, odrobimy narodowe zadanie domowe, będziemy wpunkcie jeszcze lepszym. Gdy to się uda, wtedy spokojnie powiemy,że nie zawiedliśmy ani tych, którzy nam wywalczyli wolność, anitych, którzy przyjdą po nas. To jest nasze zadanie - make thedifference, uczynić różnicę, dać w sztafecie pokoleń dobrą zmianę,przekazać sprawy innym w poczuciu, że naprawdę zrobiliśmy swoje.Tylko tyle. Aż tyle. W tym celu musimy jednak naprawdę wnikliwiespojrzeć w lustro i podjąć próbę odpowiedzi na pytanie już nie "coz tą Polską", ale "co z nami, Polakami".

Sęk w tym, że większość w naszej polityce stanowią nie ci, którzyidą do niej, bo im się coś w życiu udało, ale ci, którzy trafiajądo niej, bo nigdzie nic im się nie udało, a chcieliby, by bezryzyka udało im się w życiu cokolwiek. Do tego system politycznyjest hermetyczny, zawłaszczony przez tych, co już w układzie są, ichoć toczą oni ze sobą gorszące potyczki, w gruncie rzeczy sąnaturalnymi sojusznikami, którzy zjednoczą się, gdy ktokolwiekbędzie próbował do tego systemu wejść i reguły w nim obowiązującezmienić.

Dajmy im jednak spokój. Na razie. Na nich przyjdzie czas później.Teraz zajmijmy się sobą. Bo właśnie teraz sami sobie musimy daćodpowiedź na najważniejsze z pytań: kim naprawdę jesteśmy? Właśnieteraz. Bo, że potrafimy radzić sobie w warunkach absolutnieanormalnych, to już wiemy. Pytanie, czy jesteśmy sobie w stanieporadzić w warunkach normalnych. Czy może przygniecie nas do ziemita nieznośna lekkość normalności? Dostaliśmy największą szansę wpolskiej historii. A wielka szansa to i wielkie ryzyko. Możnawygrać wszystko. Można też ogromną okazję przegapić i zasłużyć naszyderstwo. Otóż my damy radę. Zamiast jednak zaczynać odwskazywania palcem tamtych, winnych, złych, "onych", zacznijmy odsiebie. Jak pisał poeta, jeden z naszych największych, "plwajmy natę skorupę i zstąpmy do głębi".

Dołącz do dyskusji: Naród oczami Tomasza Lisa (audio)

0 komentarze
Publikowane komentarze są prywatnymi opiniami użytkowników portalu. Wirtualnemedia.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii. Jeżeli którykolwiekz postów na forum łamie dobre obyczaje, zawiadom nas o tym redakcja@wirtualnemedia.pl