SzukajSzukaj
dołącz do nasFacebookGoogleLinkedinTwitter

Nina Terentiew: W telewizji jest jak w modzie - wszystko się zmienia

Z Niną Terentiew, dyrektor programową i członkiem zarządu Telewizji Polsat, rozmawiamy o reaktywacji talent show „Idol”, planach programowych Polsatu na najbliższe miesiące, najważniejszych trendach panujących na rynku telewizyjnym, a także m.in. o tym, czy chciałaby znowu pojawić się na antenie z własnym programem i jak wspomina lata pracy w Telewizji Polskiej.

Nina Terentiew, fot. PolsatNina Terentiew, fot. Polsat

Krzysztof Lisowski: Wiosną przyszłego roku na antenie Polsat zostanie reaktywowany talent show „Idol”. Skąd ten pomysł - w czasach, kiedy - zdaniem wielu osób - talent show powoli się wypalają?

Nina Terentiew, dyrektor programowy oraz członek zarządu Telewizji Polsat: Nie sądzę, aby tego typu programy się wypalały, ponieważ nigdy nie zabraknie ludzi, którzy mają talent i będą chcieli pokazać to innym. Proszę spojrzeć na współczesny polski rynek muzyczny: znakomita większość dużych nazwisk to właśnie osoby wyłonione z różnych talent show: Kamil Bednarek, LemON, Grzegorz Hyży, Enej, Dawid Podsiadło i wielu innych - wszyscy oni zajmują najwyższe pozycje w notowaniach. W wytwórni muzycznej decyzję - dobrą lub błędną - podejmuje kilka osób, natomiast w talent show startujący mają natychmiastową weryfikację publiczności. Przykładowo LemON - zwycięzca naszego show „Must be the music” - nie wykonuje łatwej muzyki i sami nie wierzyliśmy, że widzowie właśnie ten zespół pokochają i zdecydują, że to on powinien wygrać. Talent show umożliwia podwójną weryfikację: z jednej strony młody człowiek słyszy opinie jurorów i przechodzi coraz dalej, a potem okazuje się, że opinia autorytetów jest spójna z opinią publiczności. Jeśli zaś chodzi o samego „Idola”, to był to pierwszy muzyczny talent show, właściwie wszystkie pozostałe są jego takimi czy innymi modyfikacjami. „Idol” powstał w 2001 r. w Wielkiej Brytanii, Polsat jako pierwszy kupił ten format, a dopiero potem zakupiło go 100 krajów na świecie i z powodzeniem jest emitowany do dziś w Ameryce, Wielkiej Brytanii, Francji, Niemczech, Szwecji i w wielu innych krajach. Historia czasami lubi zataczać koło, bo przecież w przyszłym roku Polsat będzie obchodził swoje 25-lecie.

Rozumiem zatem, że powrót „Idola” ma mieć pewien sentymentalny wymiar?

Dokładnie tak. Był to pierwszy wielki show Polsatu oparty na formacie, przez który przewinęły się naprawdę znaczące nazwiska - tu debiutowała, wówczas 16-letnia, Sylwia Grzeszczak, siostry Przybysz, Ania Dąbrowska, Monika Brodka, Wojtek „Łozo” Łozowski, Ala Janosz, a także śpiewające aktorki - Anna Czartoryska-Niemczycka, Joanna Kulig czy czołowy głos RMFu Kamil Baleja. Kiedyś wydawało mi się, że rynek tych, którzy zechcą przyjść na eliminacje do talent show się wyczerpie, ale rosną wciąż nowi kandydaci. Jestem zatem dobrej myśli.

Kto poprowadzi wiosenną edycję „Idola” i kto zasiądzie w fotelach jurorskich?

Nad tym, kto poprowadzi „Idola” nie musieliśmy się ani chwili zastanawiać. Maciek Rock prowadził go przed laty - był wtedy młodym gniewnym, bardzo wyluzowanym chłopakiem o tlenionych włosach. Od wielu lat zajmuje się w stacji głównie programami muzycznymi. Do „Idola” ma wręcz osobisty stosunek, zatem znowu go zobaczymy. Wśród jurorów znajdzie się na pewno największy autorytet dla tych, którzy chcą śpiewać, czyli Elżbieta Zapendowska.

Na antenie Polsatu wyemitowano aż 11 edycji show „Must be the music”. Dlaczego zrezygnowaliście z tego formatu, który - jak sama Pani wspomniała - wylansował sporo gwiazd?

Jedenaście edycji to swoisty rekord. „Must be the music. Tylko muzyka” skierowany był głównie do zespołów, teraz znów chcemy oddać scenę wokalistom.

W jesiennej ramówce Polsatu postawiliście na produkcje znane z poprzednich ramówek, nie umieszczając w niej - poza dwoma nowymi serialami paradokumentalnymi i niedzielnymi „Kabaretami na żywo”- prawie żadnych nowości. Czy rzeczywiście jest tak, że najlepiej sprawdzają się te programy, które widzowie dobrze znają i lubią?

Program w telewizji powinien żyć tak długo, jak długo życzą sobie tego widzowie, którzy głosują pilotami. Kiedy zaczyna im się nudzić, szukamy innego. Wyniki Polsatu pokazują, że szacunek do przyzwyczajeń widzów daje wyniki.

Czy wiosną przyszłego roku na antenie Polsatu pojawią się jakieś nowe seriale obyczajowe?

Tak, pokażemy 13 odcinków nowego serialu „Niania w wielkim mieście”. Główna bohaterka, którą gra Magda Lamparska, to absolwentka studiów psychologicznych. Nie może znaleźć pracy, więc ima się różnych zajęć, na przykład roznosi ulotki. Przez przypadek trafia do warszawskiej agencji, która zapewnia opiekę dzieciom - na godziny. W każdym odcinku pokazywana jest historia innej rodziny i jej problemy z dziećmi. Oprócz tego poznajemy życie uczuciowe głównej bohaterki, kłopoty, miłości. Spodziewam się, że tematyka ta spodoba się widzom Polsatu. Magda Lamparska to fantastyczna aktorka, gra przysłowiową dziewczynę z sąsiedztwa, a do tego ma niesamowity kontakt z dziećmi. Zagrają też Kamila Baar, Przemysław Sadowski i wiele gwiazd polskiego kina.

Na Pani programach w TVP wychowywały się rzesze ludzi. Doskonale pamiętam takie tytuły, jak choćby „Bezludna wyspa” czy „Zwierzenia kontrolowane”. Nie tęskni Pani za ekranem? Nie myślała Pani o tym, aby w Polsacie zrealizować jakiś autorski program?

Nie tęsknię za ekranem. Zrobiłam w telewizji wszystko, co chciałam, co umiałam i co dawało mi satysfakcję. Mój pierwszy program poprowadziłam tuż po studiach - tak więc byłam obecna bardzo długo na ekranie. Dyrektorem TVP2 byłam przez kilkanaście lat, a dyrektor to przecież menedżer. W Polsacie jestem podwójnym menedżerem, bo jestem członkiem zarządu oraz dyrektorem programowym. Żeby zrobić porządny wywiad na ekranie, trzeba bardzo mocno się przygotować, poznać bohatera, a ja najzwyczajniej w świecie nie miałabym na to czasu. U nas w Polsacie wszyscy się śmieją, że na spotkanie ze mną czeka się jak w poczekalni u dentysty. Przez mój gabinet przewijają się codziennie dziesiątki osób, a ja analizuję najróżniejsze pomysły, eventy, które muszę ocenić pod kątem programowym, biznesowym, usiłuję przewidzieć, z jakim odbiorem propozycja może spotkać się u widzów, a później nadzoruję ich realizację. Tak więc moje programy sprzed lat to „słodki wspomnień czar”, są do dziś najcudowniejszą przygodą mojego życia. Ale tamte czasy już minęły. Teraz mam zupełnie inne zadania i ta praca jest dla mnie nowym wyzwaniem.

Skoro mówimy o TVP, to chciałbym zapytać, czy nie boli Panią serce, gdy patrzy Pani na to, co dzieje się obecnie na Woronicza?

Mnie boli serce, kiedy źle się dzieje w Polsacie. Pracuję tu 10 lat, w związku z czym nie przeżywam ani sukcesów ani porażek TVP, nie dają mi one żadnej satysfakcji lub braku satysfakcji. Świat się posuwa do przodu, zmieniamy miejsca pracy i tak naprawdę jesteśmy zainteresowani tym miejscem, w którym się znajdujemy i w którym mamy coś konkretnego do zrobienia. Kiedy rodził się komercyjny rynek telewizyjny, do wielu stacji trafili ludzie, którzy doświadczenia zdobywali w TVP - z tej prostej przyczyny, że przez długie lata była to jedyna telewizja. W moim sercu TVP budzi ciepłe uczucia i tak już pozostanie, co nie zmienia faktu, że jestem w innym punkcie życia. Oczywiście doskonale znam problemy TVP, które zawsze były i są takie same. W telewizji komercyjnej jest jasno sprecyzowany cel: musi ona zdobywać widzów i reklamodawców, bo musi na siebie zarobić. Telewizja publiczna zawsze miała ten sam problem: z jednej strony było oczekiwanie, by była telewizją misyjną, a z drugiej strony do życia potrzebne jej były reklamy. Z dawnych lat pamiętam, że rada programowa zawsze chciała telewizji misyjnej, a rada nadzorcza miała wymagania biznesowe. Oba te cele bardzo trudno było pogodzić i tak jest do dziś.

Obecnie najwięcej dyskusji wywołuje kwestia rzekomego upolitycznienia przekazów informacyjnych w Telewizji Polskiej. Zauważa Pani taki problem?

Dla jednych TVP kłamie, dla innych mówi prawdę. Niestety jesteśmy w takim momencie, że społeczeństwo jest podzielone, a zatem opinie na temat przekazywanych informacji również są podzielone. Wystarczy spojrzeć na opinie w internecie czy prasie, by się przekonać, że to, co pewna grupa obywateli uważa za złe, inna ocenia pozytywnie.

W ciągu ostatniego roku z Telewizji Polskiej odeszło bądź zostało zwolnionych bardzo dużo wielkich gwiazd. Niektóre z nich znalazły zatrudnienie w innych stacjach czy w internecie. Dlaczego nikt z tej grupy dziennikarzy nie pojawił się w Polsacie? Nie chciałaby Pani mieć u siebie np. Grażyny Torbickiej?

Chciałabym i mając dla Grażyny odpowiednią propozycję, zgodną z jej zainteresowaniami, na pewno jej ją złożę.

Jaka jest przyszłość polskiego rynku telewizyjnego? W ciągu ostatnich lat powstało wiele stacji tematycznych, rynek staje się coraz bardziej rozdrobniony.

Trudno wyrokować, jaka jest przyszłość telewizji. Telewizja publiczna w czasach, gdy była sama na rynku, miała fantastyczną sytuację, gdyż widzowie mieli do wyboru tylko Program 1 albo 2. Potem egzystowały na rynku 4 wielkie telewizje i rynek był podzielony pomiędzy nimi. Później zaczęły powstawać kanały tematyczne. Największym problemem dużych telewizji nie jest jedynie to, jak będzie wyglądała ramówka konkurencyjnej dużej stacji, ale to, ile rynku zabiorą nam małe kanały. A one zabierają go coraz więcej. Są dni, kiedy cztery duże stacje mają 40 procent udziału widowni, a 60 procent widowni odpływa do stacji tematycznych. Ale tak jest na całym świecie. Staramy się temu przeciwdziałać atrakcyjnym programem, lecz, jak wiadomo, telewizja to najbardziej nieprzewidywalny biznes, i nieraz to, co ma się podobać, nie przypada do gustu, a to, do czego nie przywiązywaliśmy wielkiej uwagi, staje się hitem. Myślę, że dobrym kierunkiem jest otwieranie przez dużych nadawców własnych kanałów tematycznych.

Coraz częściej mówi się o tym, że tradycyjna telewizja odejdzie niedługo do lamusa, a w przyszłości rządzić będzie taka telewizja, gdzie każdy za pomocą różnych urządzeń będzie mógł sam tworzyć „ramówkę”.

Zawsze znajdą się leniwi telewidzowie, którzy będą woleli, by ktoś za nich „ugotował dania i podał im na tacy”. Nie sądzę, by miał kiedykolwiek nastąpić kres telewizji w rozumieniu tradycyjnym. Oczywiście mam świadomość, że wielu, zwłaszcza młodych ludzi nie posiada telewizora i nie potrzebuje zaprogramowanego oglądania, nie oznacza np. w „Tele Tygodniu” kółeczkiem filmu o konkretnej godzinie, a jeśli już otwiera telewizor, to ogląda to, co chce i nie ma w sobie żadnej wierności. Wierzę, że zawsze pozostanie grupa ludzi, którzy będą lubili tradycyjne oglądanie telewizji.

Coraz więcej stacji telewizyjnych inwestuje w seriale paradokumentalne. Skąd bierze się taki trend?

Myślę, że od paru lat mamy do czynienia ze swoistym boomem na polu docu soap. Widzowie polubili te produkcje - pewnie dlatego, że pokazują one kawałek prawdziwego życia i prawdziwych emocji. Gatunek ten przez lata mocno ewoluował. Pamiętam, gdy pierwszy raz zobaczyłam odcinek serialu scripted docu „Dlaczego ja?” (pierwszego docu w telewizji, wyemitowanego właśnie w Polsacie blisko 7 lat temu). Pomyślałam, że jest dość „byle jakie” - zastanawiałam się, dlaczego bohaterowie są tak źle ubrani, dziwnie mówią itd. Ale emocjonalność pokazywanej historii tak mnie wciągnęła, że nie mogłam od niej oderwać oczu. Jako pierwsi wprowadziliśmy z powodzeniem ten gatunek do ramówki, a dziś ramówki telewizji komercyjnych stoją tym gatunkiem.

W tej chwili na antenie Polsatu można oglądać m.in. dwie nowe produkcje paradokumentalne „Gliniarze” i „Na ratunek 112”. Czy planujecie kolejne? Jaka tematyka scripted docu ma szansę przyciągnąć przed ekrany najwięcej widzów?

Każda, która pokaże kawałek prawdziwego życia.

Stacje telewizyjne coraz chętniej pokazują na swoich antenach dość kontrowersyjne reality shows. W taki sposób zaryzykował np. TVN wprowadzając „Ślub od pierwszego wejrzenia”, na antenie TLC można już oglądać polską wersję „Undressed - Randka w łóżku”. Co Pani myśli o takich formatach?

Ja jestem wychowana na telewizji publicznej i wciąż jeszcze odczuwam pewien dyskomfort oglądając takie programy. Nie jestem pewna, czy osoby biorące udział w takich programach będą zachwycone na przykład za pół roku albo za rok, kiedy zobaczą się w kolejnej powtórce, będąc w innym momencie życia.

Ale przed kilkoma laty jednak Pani zaryzykowała i na antenie Polsatu pojawił się bardzo kontrowersyjny amerykański program „Moment prawdy”, w którym uczestnicy musieli odpowiadać na najtrudniejsze pytania dotyczące ich życia prywatnego, zawodowego, a nawet intymnego, ich prawdomówność sprawdzał wariograf, a za prawdę dostawali pieniądze, za fałsz je tracili.

Z jednej strony był to bardzo ekscytujący program, padały pytania bez litości, ale za każdym razem zastanawiałam się nad tym, jak ci ludzie wrócą do domu. Był to program balansujący wręcz na granicy i byłam zadowolona, gdy zakończyliśmy jego produkcję. Spadł mi wtedy kamień z serca.

Tomasz Raczek nazwał Panią kiedyś „carycą telewizji”, co od lat jest powielane przez media i do Pani przylgnęło. Czuje się Pani tą „carycą” czy może raczej przeszkadzają Pani takie określenia?

Dla mnie takie określenia nie mają żadnego znaczenia, bo nie czuję się żadną carycą, ikoną czy legendą. Ja po prostu czuję tylko to, że wygrałam los na loterii i dostałam od Pana Boga takie życie, jakie można sobie wymarzyć. Robię to, co umiem, daje mi to wielką przyjemność, a do tego jeszcze pieniądze. Dni mijają bardzo szybko, w ogóle nie czuję upływu czasu ani swojego wieku. Mam fantastyczne dzieci, wnuki, przyjaciół, jestem zdrowa. I to wszystko jest dla mnie najważniejsze.

W środowisku dziennikarskim jest Pani często postrzegana jako osoba, której udało się zmienić Polsat ze stacji nieco przaśnej na tzw. stację „na poziomie”. Zgadza się Pani z takimi opiniami?

Jedna osoba nie jest w stanie sama niczego zdziałać. Potrzebny jest zespół, z którym chce się pracować, a taki jest w Polsacie. Trzeba zarazić innych swoją energią i przekonać do nowych wyzwań właściciela. A odnosząc się już bezpośrednio do Pana pytania, to uważam, że przed laty Polsat miał znacznie gorszą opinię niż na to zasługiwał. Myślę, że wynikało to z tego, że na antenie Polsatu królowało disco polo. Proszę spojrzeć, jak wygląda chichot historii. Minęło ponad 20 lat i nie ma gwiazdy bardziej pożądanej niż Zenek Martyniuk czy zespoły Weekend lub Boys. Potrzeba było ponad 20 lat, aby ludzie mogli sobie uświadomić, że każdy ma prawo słuchać takiej muzyki, jakiej chce. Uważam, że Polsat przed laty wcale nie był złą stacją. Obserwowałam tę stację od początku, kiedy byłam w TVP2. Zawsze były tu najlepsze filmy - i tak zostało do dzisiaj, nasz poniedziałkowy Mega Hit od lat bije rekordy popularności. To w Polsacie oglądałam Titanica. To Polsat był pierwszą w Europie stacją telewizyjną, która zrobiła polską edycję „Idola”. Czasami przypominam sobie zdenerwowanie w TVP2, gdy Polsat emitował „Idź na całość” i miażdżył całą konkurencję. Podam jeszcze jeden przykład - serial „Świat według Kiepskich”. Wiele osób przed laty drwiło z tego serialu - a teraz jest to kultowa produkcja.

No właśnie, na czym polega fenomen tego serialu?

Sama nie wiem. Myślę, że jedni oglądają ten serial jak lustro, w którym odbija się ich rzeczywistość. Inni traktują go jak pastisz. Jest to serial, który może być oglądany przez profesora uniwersytetu, ale równie dobrze przez jego gospodynię. Jest po prostu uniwersalny. Pamiętam, jak wiele złego musiał usłyszeć Andrzej Grabowski, który gra genialną rolę Ferdynanda Kiepskiego, zanim został doceniony. A jest to przecież jeden z najlepszych polskich aktorów, który grał w większości najważniejszych polskich filmów. I Kiepscy nie przeszkodzili mu w tym. Więc i ja postanowiłam dać mu jeszcze jedną wielką rolę. Gdy powiedziałam mu, że będzie siedział w smokingu obok Beaty Tyszkiewicz w „Tańcu z gwiazdami” odpowiedział tylko, że takiej roli jeszcze nigdy nie grał. I jest zabawny, dowcipny i cudowny. Nie powinniśmy pochopnie oceniać, ani niczego szufladkować.

Czy wierzy Pani jeszcze w festiwale? Polsat w pewnym momencie organizował dwa festiwale w Sopocie, wciąż toczą się rozmowy nad przyszłością najstarszego sopockiego festiwalu, który być może wróci na antenę TVP.

Organizacja festiwalu to bardzo kosztowne przedsięwzięcie i nam wystarczy jeden festiwal, który organizujemy w Sopocie zawsze przed wakacjami. Dla nas dużo ważniejsze są przeróżne eventy, które robimy zazwyczaj w okresie wakacyjnym. Nie wiem, co trzeba byłoby pokazać podczas festiwalu sopockiego, o którym Pan mówi, żeby spotkało się to z zainteresowaniem ze strony widzów, było czymś niepowtarzalnym i przede wszystkim spięło się finansowo. Mamy w Polsce już wiele festiwali, do naszego kraju przyjeżdżają na swoje koncerty największe gwiazdy. My zdecydowaliśmy się pójść nieco inną drogą. W polskich miastach powstaje coraz lepsza infrastruktura, zbudowane są piękne hale, miasta chcą pokazać się Polsce. Organizujemy więc tam imprezy, a koszty są dzielone. Taki model sprawdza się u nas świetnie. Mówiąc brutalnie - za te pieniądze, które byśmy wyłożyli na kolejny duży festiwal możemy mieć dziesięć innych eventów. I planujemy takie eventy także do końca tego roku. W listopadzie br. zorganizujemy 2,5-godzinny jubileusz bardzo kochanego przez widzów i przeze mnie kabaretu Neonówka w hali w Szczecinie, odbędzie się także dwudniowa Rybnicka Jesień Kabaretowa - Ryjek 2016, prowadzona przez Kabaret Młodych Panów, oczywiście przygotowujemy się także do Sylwestra. A w grudniu oczywiście kolędy.

Zamierzacie ściągnąć w tym roku na Sylwestra jakąś wielką gwiazdę?

W tym roku nasz Sylwester odbędzie się już po raz drugi w Katowicach. Sylwester to jest koncert, podczas którego trzeba zapewnić widzom świetną muzykę, zabawę i różnorodność. Dlatego wystąpi u nas ponad 20 różnych artystów. Na scenie pojawi się m.in. zespół Modern Talking, który na pewno porwie ludzi do tańca, poza tym największe polskie gwiazdy, m.in. Kamil Bednarek, Sylwia Grzeszczak, Bajm, Feel, Enej.

Jaka będzie przyszłość produkcji telewizyjnej w Polsacie? W TVP jest wyraźna tendencja, aby coraz więcej tytułów produkować wewnętrznie, z kolei TVN tę produkcję dzieli i część rzeczy produkowana jest samodzielnie, a część przez producentów.

W Polsacie wszystkie programy entertainmentowe realizowane są na zasadzie koprodukcji z producentami zewnętrznymi. Jeśli chodzi natomiast o seriale, to na przykład TVP posiada ogromny majątek - hale produkcyjne, zatrudnia wielu operatorów, czyli ma infrastrukturę i kierunek, jaki został tam obrany jest słuszny. My takiej infrastruktury nie posiadamy, dlatego oddajemy kwestię produkcji seriali producentom zewnętrznym. Oczywiście ściśle współpracujemy w kwestii scenariusza, doboru obsady itd.

Była Pani niedawno na targach w Cannes. Czy pojawiły się tam jakieś pomysły, trendy, które wydały się Pani szczególnie ciekawe?

W telewizji jest jak w modzie, wszystko się zmienia. Teleturnieje są detronizowane przez reality, reality są wypierane przez programy kulinarne, następnie mamy sezon na śpiewanie, tańczenie i ekstremalne podróże, pojawia się nowy hit - docu soap, po jakimś czasie wracają gameshows, a zaraz po nich znów moda na reality, i tak dalej. A co się nosi w tym roku? Zobaczą państwo w telewizji wiosną .

O rozmówcy

Nina Terentiew - z Polsatem związana jest od 2006 roku, obecnie pełni funkcję dyrektora programowego oraz członka zarządu stacji. Wcześniej, w latach 1971 - 2006 pracowała w Telewizji Polskiej, gdzie była m.in. dyrektorem programowym TVP2. Podczas pracy w TVP2 prowadziła także różne programy – specjalizowała się w przeprowadzaniu wywiadów. Ma na koncie takie tytuły, jak m.in. „Bezludna wyspa”, „Zwierzenia kontrolowane” czy „Rozmowy z…”. Została odznaczona m.in. Krzyżem Kawalerskim Orderu Odrodzenia Polski. Jest absolwentką polonistyki na Uniwersytecie Warszawskim.

Dołącz do dyskusji: Nina Terentiew: W telewizji jest jak w modzie - wszystko się zmienia

27 komentarze
Publikowane komentarze są prywatnymi opiniami użytkowników portalu. Wirtualnemedia.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii. Jeżeli którykolwiekz postów na forum łamie dobre obyczaje, zawiadom nas o tym redakcja@wirtualnemedia.pl
User
Piotr
Polsat od zawsze był przaśny i nadal taki jest za kadencji pani Terentiew. Po wywiadzie widać, że ów pani bardzo mocno siedzi na stołku stąd jej brak refleksji nad własnym działaniem. Obawiam się, że Polsat za pare lat obudzi się z ręką w nocniku jak dalej będzie serwował widzom 10 godzin dziennie seriale paradokumentalne.
odpowiedź
User
wuwu
Przed Idolem, TVN emitował "Drogę do gwiazd". Idol był pierwszym talent show w Polsce.
odpowiedź
User
Pan Bubu
Siapu ciapu i wielka nuda. Jaki jest sens takiego wywiadu, w którym pani dyrektor częstuje wszystkich pączkami z lukrem, a dziennikarz nie ma śmiałości powiedzieć, że pączki są już passe.
odpowiedź