SzukajSzukaj
dołącz do nasFacebookGoogleLinkedinTwitter

„Rzeczpospolita” z dodatkiem o „trotylu”. Hajdarowicz uzupełnia kodeks dla dziennikarzy

W sobotnio-niedzielnej „Rzeczpospolitej” ukazał się dodatek „Rzecz o mediach” wyjaśniający okoliczności powstania tekstu Cezarego Gmyza o trotylu. Ponadto właściciel „Rz” Grzegorz Hajdarowicz przypomina i uzupełnia kodeks dla dziennikarzy.

Czterostronicowy dodatek „Rzecz o mediach” rozpoczyna się od tekstu Grzegorza Hajdarowicza, właściciela wydającej „Rzeczpospolitą” Presspubliki, zatytułowanego „Cała prawda o ‘trotylu’”. Hajdarowicz, przypominając okoliczności przygotowywania i opublikowania artykułu Cezarego Gmyza „Trotyl na wraku Tupolewa”, skupia się na roli, jaką odegrał w tym Tomasz Wróblewski, były redaktor naczelny „Rzeczpospolitej”. Przypomnijmy, że Wróblewski tydzień temu zamieścił nagranie wideo, w którym zrelacjonował historię tego tekstu ze swojej perspektywy, podkreślając, że dostał od Hajdarowicza zgodę na jego opublikowanie (przeczytaj więcej i obejrzyj to wideo).

Grzegorz Hajdarowicz w „Rzeczy o mediach” deklaruje jednak, że nadal nie może zrozumieć postawy Tomasza Wróblewskiego w tej sytuacji. „Wielokrotnie zapewniał mnie, że daje do druku tekst zweryfikowany i sprawdzony w kilku źródłach oraz potwierdzony przez prokuratora generalnego. Wielokrotnie zapewniał mnie także o wielodniowej i kolegialnej pracy nad artykułem” - podkreśla Hajdarowicz. Dodaje, że w nocy z 29 na 30 października ok. godz. 00:30 (tekst „Trotyl na wraku Tupolewa” ukazał się 30 października) spotkał się z trzema członkami zarządu Presspubliki (w tym Wróblewskim). „Rozmawialiśmy na temat całej sytuacji. W trakcie spotkania padło pytanie o tekst i tytuł artykułu. Usłyszeliśmy od redaktora Wróblewskiego, że w redakcji nadal nad nim pracują, a tytuł będzie adekwatny do treści. Jak się potem okazało mutacja warszawska ‘Rzeczpospolitej’ była już wówczas zsyłana do drukarni” - opisuje Hajdarowicz. „Tekst napisał Cezary Gmyz, jego źródła nie tylko nie zostały zweryfikowane, ale mam poważne wątpliwości czy istniały w ogóle” - ocenia.

>>> Eksperci oceniają tłumaczenia Wróblewskiego. „Naczelny musi mieć stalowe jaja”

Według Grzegorza Hajdarowicza Tomasz Wróblewski popełnił też błąd następnego dnia, kiedy zaraz po konferencji prasowej prokuratorów dementującej informację o trotylu, zamieścił w serwisie internetowym „Rzeczpospolitej” oświadczenie, w którym redakcja przyznała się do pomyłki w artykule. „Robi to mimo mojej prośby, by nie dawać żadnych oświadczeń, zaczekać na konferencje premiera, potem wspólnie jeszcze raz przeanalizować źródła. Po dwóch godziny słowo ‘pomyliliśmy się’ znika ze strony. I nie jest to błąd anonimowego pracownika, jak sugeruje w swoim internetowym wystąpieniu, ale jego decyzja. Kolejny niezrozumiały zwrot” - opisuje właściciel Presspubliki. „Co więcej, 31 października na pierwszej stronie ‘Rzeczpospolitej’ umieszcza materiał podpisany przez red. Gmyza, że redakcja nie wycofuje się z niczego. Warto zapytać, o co chodziło Wróblewskiemu? Pomyliliśmy się, czy nie, mamy dowody na trotyl czy nie?” - pyta Hajdarowicz.

Grzegorz Hajdarowicz przyznaje, że „wyłania się z tych wydarzeń obraz pracy redakcji i działu krajowego, źle zorganizowanych, z kierownictwem o nieokreślonych kompetencjach, opartych na braku przywiązania do warsztatu i standardów pracy dziennikarskiej”. I tym uzasadnia zwolnienie w poniedziałek 5 listopada Cezarego Gmyza, Tomasz Wróblewskiego, a także szefa działu krajowego Mariusza Staniszewskiego i zastępcy redaktora naczelnego Bartosza Marczuka. Hajdarowicz zaznacza, że ta decyzja personalna „nie ma żadnego związku z wolnością słowa czy próbą cenzurowania czegokolwiek i kogokolwiek”. „Prowadząc wydawnictwo jestem gotów ryzykować codziennie swoimi pieniędzmi, ale muszę wierzyć, że zatrudnieni w nim ludzie wiedzą co czynią, i działają racjonalnie. Dążenie do prawdy nie może wiązać się z łamaniem prawa, manipulacjami czy pomijaniem niewygodnych dla założonej tezy faktów” - podkreśla właściciel Presspubliki.

>>> Dla prawie połowy Polaków zwolnienia w „Rzeczpospolitej” to zamach na wolność słowa

Na końcu tekstu Grzegorz Hajdarowicz przypomina credo dziennikarskie Dariusze Fikusa, legendarnego redaktora naczelnego „Rzeczpospolitej” w I połowie lat 90. Hajdarowicz dopisuje do tego kodeksu nowe punkty. „Będzie obowiązywał wszystkich dziennikarzy pracujących w moim wydawnictwie” - zaznacza.

Kodeks składa się z siedmiu punktów:
1. Dziennikarz to zawód zaufania publicznego.
2. Fundamentami warsztatu dziennikarskiego są niezależność, prawdomówność, uczciwość i wolność wypowiedzi.
3. Odpowiedzialność to podstawa wolności słowa w pracy dziennikarza.
4. Dziennikarz rzetelnie i bezstronnie przekazuje informację opartą o wielostronne i w pełni potwierdzone źródła, wyraźnie oddziela fakty od domysłów i własnych opinii.
5. Dziennikarz nie angażuje się w działalność polityczną, nie należy do struktur administracji publicznej.
6. Dziennikarz ze względów etycznych nie przyjmuje żadnych korzyści majątkowych bez zgody przełożonych.
7. Wydawca ponosi współodpowiedzialność prawną i finansową za błędy dziennikarzy. Dlatego w przypadku pojawiających się wątpliwości co do rzetelności przygotowanego materiału ma prawo zażądać ujawnienia źródeł redaktorowi naczelnemu, gwarantując ich poufność wobec świata zewnętrznego.

W „Rzeczy o mediach” oprócz tekstu Grzegorza Hajdarowicza znalazło się kalendarium wydarzeń związanych z publikacją „Trotylu na wraku tupolewa”. Czytamy w nim, że Tomasz Wróblewski już 12 października podpisał… zwolnienie Cezarego Gmyza. Przy czym nie zostaje wyjaśnione, dlaczego dziennikarz nie otrzymał tego wypowiedzenia i nie zakończył pracy w redakcji. Według kalendarium o tym, że Gmyz pracuje nad sensacyjnym tekstem dotyczącym katastrofy smoleńskiej, kierownictwo „Rzeczpospolitej” wiedziało od 23-24 października, ale szczegóły znał tylko Tomasz Wróblewski. 25 października Wróblewski powiedział Mariuszowi Staniszewskiemu, który przygotowywał wydanie „Rzeczpospolitej” na kolejny dzień, że artykuł Gmyza się w nim nie znajdzie. Wróblewski stwierdził, że sam zdecyduje, kiedy ukaże się ten tekst. Do poniedziałku 29 października „w redakcji nie ma rozmów o źródłach, na podstawie których red. Gmyz pisze tekst, poza bardzo ogólną informacją o ‘oświadczeniu’ informatora”.

Jak czytamy w kalendarium, w poniedziałek 29 października Tomasz Wróblewski o godz. 12 bez dyskusji z kierownictwem redakcji zdecydował, że artykuł Gmyza znajdzie się na czołówce jutrzejszego wydania. Przed godz. 15 Wróblewski pojechał zweryfikować tezy z tekstu do prokuratora generalnego Andrzeja Seremata „odrzucając propozycję kolegów, by zabrał kogoś ze sobą”. Za godzinę Wróblewski przekazał redakcji polecenie „Seremet potwierdził, drukujemy”, a Grzegorza Hajdarowicza poinformował, że „przygotowuje do publikacji tekst o katastrofie smoleńskiej, sprawdzony w kilku źródłach i potwierdzony w głównej  tezie przez prokuratora Seremeta” i poprosił o powrót z Barcelony.

Według kalendarium redagujący artykuł Mariusz Staniszewski dodał do niego akapit o prokuratorze Seremecie ze zdaniem „Wykrycie materiałów wybuchowych sprawia, ze hipotezę o zamachu należy ponownie rozpatrzyć”, ale po odesłaniu tekstu prze Wróblewskiego nie było już w nim tego fragmentu. Wieczorem Cezary Gmyz potwierdził u swojego informatora, że materiałami wykrytymi na wraku tupolewa były trotyl i nitrogliceryna. Grzegorz Hajdarowicz pojawił się w siedzibie Presspubliki po północy i dostał od Wróblewskiego zapewnienie, że tekst Gmyza jest potwierdzony w czterech źródłach (przez „podmiot zewnętrzny” i prokuratora generalnego), a od wielu dni pracowała nad nim grupa osób z redakcji.

Co ciekawe, ani w tekście Grzegorza Hajdarowicza, ani w kalendarium wydarzeń nie ma informacji o nocnym spotkaniu Hajdarowicza z rzecznikiem rządu Pawłem Grasiem, na którym właściciel Presspubliki poinformował Grasia o artykule Cezarego Gmyza (przeczytaj o tym więcej).

W dodatku „Rzecz o mediach” znalazły się jeszcze trzy artykuły: „Nawet najpoważniejsze media się mylą” opisujący wpadki i pomyłki zagranicznych mediów, „Medialny biznes - właściciele i kapitał” przedstawiający polski rynek mediów oraz „Co może wydawca, co może redakcja - prawne aspekty”.

Dołącz do dyskusji: „Rzeczpospolita” z dodatkiem o „trotylu”. Hajdarowicz uzupełnia kodeks dla dziennikarzy

12 komentarze
Publikowane komentarze są prywatnymi opiniami użytkowników portalu. Wirtualnemedia.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii. Jeżeli którykolwiekz postów na forum łamie dobre obyczaje, zawiadom nas o tym redakcja@wirtualnemedia.pl
User
medioznawca
pokażcie mi chociaż jedna gazet lub telewizję gdzie te punkty są przestrzegane. A Hajdorawicz moze sobie dokadać nawet całowanie w 4 litery szefa, bo to jego firma i inni będa go cmokać gdy każe..
odpowiedź
User
Dobry ruch
Powinno być więcej takich głosów wśród wydawców. Gratulujemy panu Grzegorzowi Hajdarowiczowi rozsądku.
odpowiedź
User
enter
"2. Fundamentami warsztatu dziennikarskiego są niezależność, prawdomówność, uczciwość i wolność wypowiedzi."
I dlatego trzeba było się o 2 giej w nocy spotkać z władzą aby tę niezależność przypieczętować - niezależnie co by napisano, to konsultowanie treści artykułu i audycji z władzą jest jakąś kpiną- może od razu zaproście rano na kolegium redakcyjne delegata władzy, któremu opowiecie jakimi sprawami się dziś zajmujemy- z pewnością doradzi w jakim kierunku należy iść, a co można pominąć
odpowiedź