SzukajSzukaj
dołącz do nasFacebookGoogleLinkedinTwitter

Utalentowany pan Andrew Scott. Recenzja serialu „Ripley” od Netfliksa

Kolejna ekranizacja słynnej powieści Patricii Highsmith pod tytułem „Utalentowany pan Ripley” wydawała się niepotrzebna. Wystarczy wspomnieć film „W pełnym słońcu” z Alainem Delonem z 1960 roku, „Amerykańskiego przyjaciela” z 1977, czy „Utalentowanego pana Ripleya” z Mattem Damonem sprzed ćwierć wieku, aby uznać, że popkultura na dobre rozprawiła się z Tomem Ripleyem. A jednak nowy serial Netfliksa zaskakuje swoją interpretacją tej niejednoznacznej postaci.

„Ripley”, Netflix„Ripley”, Netflix

Wielka w tym zasługa Andrew Scotta. Aktor nie raz dowiódł już swojego wybitnego talentu, ale to, co robi w „Ripleyu” to prawdziwa wirtuozeria. Serial Stevena Zailliana opiera się na występie Scotta, jest to właściwie teatr jednego aktora, w najlepszym wydaniu. Nieprzypadkowo nawiązuję do teatru, ponieważ „Ripley” jest produkcją, która stara się być bardzo blisko widza. Na przestrzeni ośmiu odcinków, większość czasu spędzamy z Tomem Ripleyem. Oglądamy go z każdej możliwej strony: gdy siedzi, myśli, pisze, pakuje walizki, kombinuje, oszukuje, zapętla się w swoim szaleństwie. Przyglądamy się jego dłoniom, twarzy, analizujemy marsowe miny, fałszywe uśmiechy, zafrasowanie malujące się na czole. Wszystko to dzięki roli Andrew Scotta jest niezwykłym widowiskiem. Nawet obserwowanie jak bohater wkłada sygnet na palec, staje się wydarzeniem.

Impresyjne lato  
Co ciekawe, akcja „Ripleya” toczy się bardzo niespiesznie. Pierwsze odcinki są właściwie impresją na temat tego, jak wyobrażamy sobie włoskie wakacje. Nie bez znaczenia jest również fakt, że serial powstał jako produkcja czarno-biała więc skojarzenia z włoską kinematografią lat 60. są nieuniknione, podobnie jak z późniejszymi jej reinterpretacjami.

Toma Ripleya poznajemy w Nowym Jorku. Jest rok 1960, a ten zaradny młodzieniec zajmuje się większymi i mniejszymi oszustwami. Za pomocą sobie tylko znanych sztuczek (zestaw odpowiednich pieczątek, maszyna do pisania, lista kontaktów, papier do korespondencji) wymusza podwójne płatności za usługi, które już dawno zostały opłacone. Wydzwania do starszych osób, aby opłaciły koszt wizyty lekarskiej, straszy działaniami windykacyjnymi i tak mu upływają dni. Noce spędza na rozmyślaniu, kogo by jeszcze oszukać. Wszystko zmienia się, gdy otrzymuje propozycję sprowadzenia z Włoch krnąbrnego syna właściciela nowojorskiej stoczni. Tom ma pojechać do Dickiego Greenleafa (w tej roli Johnny Flynn) i przekonać go do powrotu do Ameryki, za co zostanie sowicie wynagrodzony.

W nowej skórze  
Bohater z łatwością wchodzi w nową rzeczywistość. Zachwycają go ubrania, które zamawiają dla niego Grennleafowie, zanim wyruszy w podróż na stary kontynent. Uwielbia wizyty u krawca, wybór butów, szlafroków (jak się okazuje, wybór szlafroka zdradza jego niewyrafinowany gust, co boli go szczególnie gdy z dwóch różnych źródeł słyszy krytyczną opinię na temat tego, co sam uznał ze piękne). Pochłania go nowy świat, dotychczas oglądany przez szybę. Łatwo odnajduje się w europejskim stylu życia Dickiego i rozgaszcza w nieswoich przywilejach.

Niecierpliwy widz może uznać, że w pierwszych trzech odcinkach „nic się nie dzieje”, ale na tym właśnie polega niezwykły urok tej sennej włoskiej atmosfery, która usypia naszą czujność. Wszystko, co zdarzy się później, decyzje podejmowane przez Ripleya, próby wejścia w cudzą skórę, życie biografią kogoś innego, asymilowanie się z obcym światem, prowadzą nas do śledztwa; w końcu to także rasowy thriller. Niezwykły thriller, bo nie stara się być spektakularny w scenach zbrodni, ale w scenach poznawania nas ze zbrodniarzem.

„Dawid z głową Goliata”  
To jak bardzo niespiesznie prowadzona jest intryga, jak mocno zanurzamy się w szczegóły z życia bohatera (pozornie nieistotne, jak choćby wspominany już wybór szlafroka, czy upodobanie do kosztownych sygnetów), rodzi w nas uczucie, że jesteśmy razem z Ripleyem na łódce, w zacinającej się windzie i w samochodzie, który parkuje przy Akwedukcie Klaudiusza. Duszna atmosfera włoskich miast (od Rzymu, przez Neapol i San Remo), brukowanych uliczek, niekończących się schodów, buduje poczucie zagrożenia, a to z czasem coraz mocniej zaciska się na szyi bohatera. Pospolita zbrodnia zderza się ze sztuką, bo w „Ripleyu” gdy dochodzi do morderstwa, to od razu twórcy przypominają nam malarstwo Caravaggia. „Dawid z głową Goliata” prześladuje Toma i mówi więcej o jego poczynaniach niż sam bohater komukolwiek ze swoich znajomych z nowego, czy starego świata.

Tom jest samotną wyspą. W swoim pragnieniu awansu, dostąpienia zaszczytów, nie dba o uczucia innych; dowodzi tego list, który wysyła do swojej ciotki, kończąc go wymownym zdaniem: „masz mnie z głowy, a ja ciebie”. Brutalne, ale szczere. Tak właśnie działa Ripley, ale gdy zaczyna się proces demaskowania jego intencji (co dzieje się na przestrzeni czasu i dotyczy różnych bohaterów), wtedy bezwzględnie walczy o przetrwanie, rozdaje ciosy i nie bawi się w subtelności. Jest już tylko brutalny.

Popis jednego aktora  
„Ripley” to wybitny popis Andrew Scotta. Oglądanie jego interpretacji Toma Ripleya to prawdziwa przyjemność. Drugi plan radzi sobie również doskonale, ale nie sposób przyglądać się komukolwiek innemu, gdy na scenie pojawia się Scott. Aktor już dawno udowodnił, że jest znakomity zarówno w wydaniu dramatycznym, jak i komediowym (wystarczy wspomnieć jego występ w „Sherlocku” i „Fleabag”), a „Ripley” to wisienka na torcie jego dotychczasowego dorobku.

Poza rolą Scotta, serial budują detale. To jak wygląda noc, podczas której dochodzi do zbrodni, a zbrodniarz przewozi ciało w odludne miejsce, z jednej strony przypomina zabawę kinem noir, z drugiej staje się ukłonem dla wiernych fanów tegoż. Ostatni akt (odcinki od szóstego do ósmego) to kryminał - śledczy tropi sprawcę. Zmienia się tempo akcji, wkraczają nowi bohaterowie i rozpoczyna się pościg. Serial zyskuje nowy oddech.

Koniec końców i tak najważniejszy jest Ripley i jego intencje. Czy jesteśmy w stanie go zrozumieć, sympatyzować z nim, walczyć o nierówno rozdystrybuowane dobra luksusowe, czy potępić za to, że próbował wejść bez zaproszenia? Po seansie padną różne odpowiedzi.

Ośmioodcinkowy serial „Ripley” od 4 kwietnia dostępny jest na platformie Netflix.

Dołącz do dyskusji: Utalentowany pan Andrew Scott. Recenzja serialu „Ripley” od Netfliksa

0 komentarze
Publikowane komentarze są prywatnymi opiniami użytkowników portalu. Wirtualnemedia.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii. Jeżeli którykolwiekz postów na forum łamie dobre obyczaje, zawiadom nas o tym redakcja@wirtualnemedia.pl