SzukajSzukaj
dołącz do nasFacebookGoogleLinkedinTwitter

Znane serwisy zamieściły fałszywą plotkę o wpadce CNN z filmem pornograficznym. „W pogoni za klikami na bok poszły reguły”

W weekend wiele popularnych serwisów internetowych podało informację o pomyłkowym nadaniu przez CNN filmu pornograficznego zamiast programu podróżniczego Anthony Bourdain’a. Wiadomość była nieprawdziwa, ale nie została sprawdzona i nabrała viralowego charakteru. - To potwierdzenie, że w czasach wyścigu o czytelnika na bok idą podstawowe reguły dziennikarstwa, a kiedy jeden biegacz popełni falstart reszta bezmyślnie podąża za nim - oceniają dla serwisu Wirtualnemedia.pl Paweł Nowacki i Artur Roguski.

Sensacyjne informacje na temat rzekomej wpadki kompromitującej stację CNN pojawiły się w internecie w piątek, a jednym z pierwszych źródeł, które je podały był serwis The Next Web.

Według materiału opublikowanego na TNW w czwartek o godzinie 22 lokalnego czasu dla wschodniej części USA stacja CNN miała nadać zgodnie z ramówką kolejny odcinek podróżniczo - kulinarnej serii filmów „Anthony Bourdain: Parts Unknown”, w której znany szef kuchni i prezenter pokazuje ciekawe i nieznane miejsca na świecie i w USA.

Jednak zamiast zapowiadanego programu według TNW na ekranach telewizorów pojawił się ostry film pornograficzny, którego emisja trwała całe 30 minut - dokładnie tyle, ile trwa każda z części programu „Anthony Bourdain: Parts Unknown”. Serwis podał, że pomyłkowa emisja dotyczyła jedynie rejonu Bostonu, a odpowiedzialna za całe zamieszanie nie była stacja CNN, ale lokalny operator kablowy RCN.

Pachnąca skandalem wiadomość szybko została powtórzona przez wiele serwisów internetowych, w tym tych najbardziej znanych i traktowanych jako sprawdzone źródła newsów – m.in. The Independent, Variety, Mashable, Esquire, New York Post, Maxim i The Sun. Niektóre z nich podały, że omyłkowa emisja dotknęła ponad 300 tys. widzów z okolic Bostonu.

Twitterowicz @solikearose jedynym źródłem

Wkrótce pojawiły się jednak wątpliwości co do tego, czy na kanale CNN rzeczywiście omyłkowo nadano porno w miejsce programu Bourdain’a. Sprawę zaczął badać serwis BuzzFeed. W rozmowie z nim stacja CNN obiecała zwrócić się o wyjaśnienia do operatora, z kolei RCN zastrzegł, że nie otrzymał żadnych niepokojących informacji o nadaniu niewłaściwych treści.

W swoich artykułach kolportujących wiadomość o wpadce CNN wszyscy wydawcy powoływali się jedynie na jeden wpis na Twitterze zamieszczony tam przez konto o nazwie @solikearose, które zresztą obecnie zostało już usunięte.

Użytkowniczka o imieniu Rose zapewniała w swoim poście, że na ekranie jej telewizora w porze emisji programu Bourdain’a pojawiło się porno, na dowód czego dołączyła odpowiednią grafikę. BuzzFeed dotarł do Rose. Internautka zapewniła, że napisała prawdę i posiada jeszcze kilka innych screenów potwierdzających jej przygodę. Jednak oprócz niej żaden z mieszkańców Bostonu i okolic nie potwierdził podobnych informacji.

Ostatecznie więc CNN i RCN potwierdziły oficjalnie, że do incydentu wcale nie doszło, a Rose mogła obejrzeć w telewizorze niewłaściwą treść w wyniku awarii jej sprzętu do odbioru kablówki.

Wyścig o kliki zabija dziennikarstwo

W tej sytuacji wspomniane wcześniej serwisy na wyścigi zaczęły uaktualniać swoje artykuły i wyjaśniać jak naprawdę wyglądała kwestia porno w CNN.

Dla ekspertów internetowego dziennikarstwa, z którymi rozmawiał serwis Wirtualnemedia.pl, historia nieistniejącej wpadki CNN jest jaskrawym przykładem tego jakimi zasadami kierują się obecnie wydawcy w sieci i odsuwania na bok podstawowych reguł rządzących dziennikarstwem informacyjnym.

- Jak to się dzieje, że dziś - w nieuzasadniony sposób - nagłą popularność zyskuje niesprawdzona informacja opublikowana na Twitterze? Wyjaśnieniem jest chyba tylko to, że w zadziwiający sposób dziennikarze przestali stosować się do jednej niepodważalnej zasady: zawsze sprawdź zaskakującego newsa u źródła, a przynajmniej w dwóch niezależnych od siebie źródłach – ocenia całą historię Paweł Nowacki, business development director w Delvein.pl, a wcześniej zastępca redaktora naczelnego „Dziennika Gazety Prawnej” ds. online. - W pogoni za newsem dość bezkrytycznie udostępnia się dziś cudze treści i powołuje na „gorące” informacje.

Zdaniem Nowackiego dodatkowo mocno zaciera się granica między tym co robi dziennikarz na swoim profilu w serwisach społecznościowych, a co publikuje na profilu marki dla której pracuje. - Dziennikarze zaczynają też często traktować wszystkie informacje znalezione na FB czy Twitterze jak prawdy objawione - zauważa nasz rozmówca. - W pogoni za kilkami na bok poszły reguły. Szkoda. To prowadzi do wynaturzenia obecności mediów w kanałach społecznościowych, gdzie fake’owe newsy łatwo zyskują na popularności - przykładem ostatnie wątpliwości mediów z rolą Facebooka w propagowaniu niesprawdzonych informacji. A dziennikarze jeszcze przykładają ręce do rozchodzenia się takich „wieści” w tempie viralowym.

W podobnym tonie sprawę komentuje dla Wirtualnemedia.pl Artur Roguski, product manager Fakt24.pl, autor bloga Whysosocial.pl.

- Obecnie głównym źródłem ruchu w serwisach informacyjnych w USA są media społecznościowe: zwłaszcza w takich serwisach jak BuzzFeed czy Mashable - zaznacza Artur Roguski. - Co więcej, ten rodzaj ruchu ma największy potencjał wzrostowy jeśli chodzi o nadchodzące kwartały, a nawet lata. Nic zatem dziwnego, że na wydawcach ciąży niesamowita presja. Rynek mediów w kanałach społecznościowych działa na zasadzie „zwycięzca bierze wszystko”. Jeśli jesteś trzecim, czwartym medium, które podaje daną informację, na przykład na Facebooku, to nie masz szans na duży ruch na stronę, ponieważ użytkownicy mediów społecznościowych dany materiał widzieli już u konkurencji. Wiąże się to oczywiście z mniejszymi wpływami z reklamy. Dlatego co pewien czas obserwujemy sytuację znaną z wyścigu sprinterów na 100 metrów: gdy jeden zawodnik popełni falstart, to następni intuicyjnie ruszają za nim, tylko dlatego, żeby nie stracić dystansu.

Według Roguskiego konsumenci mediów (bo tak trzeba nazwać czytelników portali i serwisów na świecie) stają się coraz bardziej wybredni. - Serwis, który zbyt często będzie popełniał wspomniany wcześniej „falstart”, będzie ich tracił, ponieważ straci zaufanie. Nie sądzę, że media, które dały się złapać na historię z pornografią w kablówce, w najbliższym czasie zaliczą podobną wpadkę - przewiduje Roguski.

Dołącz do dyskusji: Znane serwisy zamieściły fałszywą plotkę o wpadce CNN z filmem pornograficznym. „W pogoni za klikami na bok poszły reguły”

11 komentarze
Publikowane komentarze są prywatnymi opiniami użytkowników portalu. Wirtualnemedia.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii. Jeżeli którykolwiekz postów na forum łamie dobre obyczaje, zawiadom nas o tym redakcja@wirtualnemedia.pl
User
specjalista
Przede wszystkim dla osoby technicznej całe zdarzenie było z góry nierealne, gdyż CNN jako kanał ogólnokrajowy nie emituje osobnych bloków w tylko np. jednym mieście (ma podział tylko na region wschodni i zachodni). Gdyby wpadka miała miejsce - zobaczyłaby ją spora część USA, a nie abonenci tylko jednej sieci w jednym mieście.

Mogło do tego co najwyżej dość jako "awaria" po stronie operatora sieci kablowej, bo nie jest problemem wrzucić coś innego na stacji czołowej przez pomyłkę, ale oczywiście ktoś musiałby przy tym dłubać.

Dlatego jeśli ktoś się zna, to od początku tylko się uśmiechał i o tym nie pisał :)
odpowiedź
User
czytelnik
W serwisie "The Next Web" początek artykułu to opisującego, gdy jeszcze nie było wiadomo, że to fake, znalazło się zdanie: "ciekawe czyja głowa za to poleci". Dziś należałoby zapytać: który z serwisów to opisujących (w Polsce np. antyweb.pl) zdobędzie się na przeprosiny za naruszenie standardów dziennikarskich, który z tych serwisów zwolni ludzi, którzy informacji nie sprawdzili u źródła? A może w dobie Facebooka są tylko blogersi, piszący co im tam przyjdzie do głowy?
odpowiedź
User
0101100111011
Tak dzisiaj polityka i to na skalę masową. To już nie jakiś Lepper tylko np. Trump, który m.in. na pomówieniach, szkalowaniu, plotkach wygrał wybory. Facet, który 18 lat nie płacił podatków wmówił części społeczeństwa, że będzie walczył z establishment xD
Mówił o imigrantach np. z Meksyku, ale sam korzystał z pracy imigrantów, przegrał nawet w sądzie bo nie płacił im pełnych stawek.
Ludzie potrafili jako tako się poruszać w świecie radia, telewizji, prasy. Internet dał pozorną wolność, ale Lem miał rację. Bo jak widać wygrywa tandeta, plotka, niedomówienia, głupota.
Do tego mamy globalną propagandę, nie potrzeba gazety, dziennikarzy w danym państwie, wystarczy propaganda np. z Rosji. Ciekawe jakie środki i działania podjęła Rosja w sprawie np. Brexitu, wyborów w USA...
odpowiedź