SzukajSzukaj
dołącz do nasFacebookGoogleLinkedinTwitter

Polacy coraz mniej ufają TVP i Polskiemu Radiu. Na czele Polsat i RMF FM

Telewizja Polsat i RMF FM są najlepiej oceniane przez Polaków, na przeciwnym biegunie TVP i Polskie Radio - wynika z najnowszego sondażu CBOS.

Dołącz do dyskusji: Polacy coraz mniej ufają TVP i Polskiemu Radiu. Na czele Polsat i RMF FM

51 komentarze
Publikowane komentarze są prywatnymi opiniami użytkowników portalu. Wirtualnemedia.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii. Jeżeli którykolwiekz postów na forum łamie dobre obyczaje, zawiadom nas o tym redakcja@wirtualnemedia.pl
User
Ała ma Palikota (w umyśle i sercu)
"Polacy coraz mniej ufają TVP i Polskiemu Radiu"

Wprost przeciwnie: Polacy coraz więcej ufają TVP i Polskiemu Radiu, natomiast być może coraz mniej ufają tzw. PO-lacy. To normalne, gdyż tacy nie byli, nie są i zapewne nigdy już nie będą związani z państwem polskim.


Zastanów się czasem nad tym, co mówisz. Wedle tego badania z każdych trzech Polaków, dwóch ufa TVN. I co? Przytłaczająca większość Polaków, to nie Polacy?

Ała, zastanów się lepiej nad tym, co piszesz, a najlepiej w ogóle nad sobą (kim jesteś?). Może pomocne w tym będą przytoczone poniżej felietony. Może coś z nich zrozumiesz.

-----------------------------------------------

Wspólnota rozbójnicza walczy z Polską

6 listopada 2014

Szanowni Państwo!

Pierwsza dekada listopada znakomicie pokazuje, że tradycyjny, tysiącletni naród polski musi dzielić terytorium państwowe z polskojęzyczną wspólnotą rozbójniczą, odziedziczoną po komunie. Żeby bowiem mówić o jednym narodzie, musi on pielęgnować przynajmniej jakiś jeden wspólny ideał. Od roku 1944, kiedy to Sowieci zainstalowali w Polsce swoją agenturę, z narodu polskiego wypączkowała wspomniana wspólnota rozbójnicza, pomagająca im w ujarzmieniu narodu polskiego. Ciekawe, czy ten wątek zostanie kiedyś wyeksponowany w Muzeum Historii Żydów Polskich - a powinien, bo chyba nigdy w historii Żydzi, którzy w tej polskojęzycznej wspólnocie rozbójniczej stanowili rodzaj „partii wewnętrznej”, nie mieli w Polsce tak dobrego fartu, jak w czasach stalinowskich, kiedy to awansowali do roli szlachty mniej wartościowego narodu tubylczego. I nie mówię nawet o takim Jakubie Bermanie, który mógłby zostać patronem wspomnianego Muzeum, czy o Hilarym Mincu lub Romanie Zambrowskim - którym Stalin powierzył misję tresowania narodu polskiego do komunizmu, tylko o tysiącach funkcjonariuszy aparatu terroru, aparatu partyjnego i administracyjnego. Każdy z nich w czasach stalinowskich mocniej lub słabiej przyłożył rękę do zbrodni, dzięki czemu awansował zarówno w pozycji społecznej, jak i materialnej.

I oto 8 listopada przedstawiciele już trzeciego pokolenia tej wspólnoty rozbójniczej będą manifestować w Warszawie - tym razem w kostiumie „antyfaszystów” i przeciwko „nacjonalizmowi”. Nacjonaliści bowiem twierdzą, że Polska powinna być dla Polaków - z czym najwyraźniej trzecia generacja polskojęzycznej wspólnoty rozbójniczej pogodzić się nie może. Najwyraźniej uważa ona, że Polska nie jest dla Polaków - co oczywiście zmusza do postawienia pytania - a w takim razie - dla kogo? Wyraźna odpowiedź na razie jeszcze nie pada - bo widocznie animatorzy i protektorzy rozbójniczej młodzieżówki nie chcą Polaków przedwcześnie płoszyć - ale kiedy przyjdzie czas, to wszystko zostanie nam objawione. Warto przypomnieć, że wspomniana, polskojęzyczna wspólnota rozbójnicza już raz wystąpiła zbrojnie przeciwko niepodległościowym aspiracjom narodu polskiego. Mam oczywiście na myśli stan wojenny w grudniu 1981 roku - ale ten precedens zawsze może się powtórzyć - o czym świadczy choćby podpisana 24 stycznia br. przez prezydenta Komorowskiego ustawa o tzw. „bratniej pomocy”, a więc o uczestnictwie obcych formacji zbrojnych w tłumieniu rozruchów na terenie Rzeczypospolitej Polskiej.

Manifestacja 8 listopada organizowana jest w przeddzień rocznicy Kryształowej Nocy w Niemczech, kiedy to hitlerowcy dokonali pogromu tamtejszych Żydów. Urządzanie z tej okazji antyfaszystowskiej manifestacji akurat w Warszawie stwarza wrażenie, że Polska w jakiś sposób jest z tamtym pogromem związana, a poza tym - że w naszym kraju dzieje się coś niepokojącego i groźnego, czemu należy położyć kres. To wrażenie i ta sugestia wychodzi naprzeciw dwóm skoordynowanym politykom historycznym: niemieckiej i żydowskiej. Celem niemieckiej polityki historycznej jest stopniowe zdejmowanie z Niemiec odpowiedzialności za II wojnę światową, zaś celem żydowskiej polityki historycznej jest przerzucanie tej odpowiedzialności na winowajcę zastępczego, na którego najwyraźniej została wytypowana Polska. Tylko bowiem przerzucenie odpowiedzialności na winowajcę zastępczego umożliwia kontynuowanie materialnego eksploatowania holokaustu. Z tych powodów obydwie polityki historyczne nie tylko są ze sobą ściśle skoordynowane, ale będąca ich następstwem propaganda sufluje światu wizerunek Polaków, jako narodu zbrodniarzy, wobec których powinno się zastosować intensywna pedagogikę wstydu.

Uczestnicy warszawskiej manifestacji 8 listopada nie tylko wychodzą naprzeciw tej propagandzie, ale w dodatku wystawiają jej certyfikat wiarygodności. Czy robią to świadomie, czy z głupoty - to nie jest takie ważne, bo w polityce skutki liczą się bardziej niż intencje. Celem zaś tej propagandy jest przekonanie opinii międzynarodowej, że Polaków nie można zostawić samopas, że trzeba roztoczyć nad mini kuratelę starszych i mądrzejszych, bo w przeciwnym razie ZNOWU zrobią coś okropnego. Ta propagandowa formuła, podobna zresztą do tej, która w wieku XVIII miała stanowić pozór moralnego uzasadnienia rozbiorów Polski, dzisiaj też służy w charakterze pozoru moralnego uzasadnienia dla scenariusza rozbiorowego. Okazuje się, że trzecie pokolenie polskojęzycznej wspólnoty rozbójniczej kontynuuje dzieło swoich ojców i dziadków z ta różnicą, że dzisiaj wysługują się komu innemu.

Stanisław Michalkiewicz

------------------------------------------------------------------------------

Rozbójnicza wspólnota obrzyguje – Stanisław Michalkiewicz
Aktualizacja: 2016-09-14

11 września papież Franciszek beatyfikował księdza Władysława Bukowińskiego. Uroczystości odbyły się w Karagandzie, gdzie ksiądz Bukowiński został pochowany w roku 1974. Ksiądz Bukowiński był Polakiem, ale obywatelem sowieckim z wyboru – o czym sam pisał – bo nie chciał pozostawiać żyjących tam katolików bez posługi kapłańskiej nie tylko w Kazachstanie, gdzie posługiwał w przerwach między pobytami w łagrach, ale również w innych rejonach ZSRR, na przykład w Ałtaju, gdzie też przebywali Polacy, zesłani tam jeszcze w latach 30-tych w ramach „operacji polskiej” NKWD. Każdy, kto choćby pobieżne zna życiorys księdza Władysława Bukowińskiego, nie ma wątpliwości, że właśnie on jest znakomitym kandydatem nie tylko do beatyfikacji, ale również – do kanonizacji. Kanonizacja bowiem zawiera w sobie między innymi akt uznania, że osoba kanonizowana praktykowała cnoty chrześcijańskie w stopniu heroicznym. Pierwsza kanonizacja, dokonana osobiście przez Pana Jezusa na krzyżu, dotyczyła tzw. „dobrego łotra”. Jak wiadomo, kiedy drugi łotr, ten „zły” zaczął Panu Jezusowi ubliżać, „dobry” łotr ofuknął go stwierdzając, że „my sprawiedliwą karę cierpimy”, podczas gdy On nic złego nie uczynił – po czym zwrócił się do Pana Jezusa z prośbą, by o nim pamiętał, kiedy już znajdzie się w Raju. Pan Jezus w odpowiedzi kanonizował go mówiąc, że będzie z Nim w Raju „jeszcze dziś”. Jest to bodaj pierwsza kanonizacja w historii chrześcijaństwa, a niektórzy powiadają nawet, że jedyna, która nie budzi wątpliwości. Nawiasem mówiąc, ta ewangeliczna scena dostarcza argumentu na rzecz kary śmierci – że jest ona karą sprawiedliwą. Chodzi o deklarację „dobrego” łotra, że „my sprawiedliwą karę cierpimy”. W ten sposób zademonstrował przywiązanie do sprawiedliwości, która należy do chrześcijańskich cnót i to w warunkach własnej egzekucji, na co nie każdy potrafiłby się zdobyć. Zademonstrował tedy przywiązanie przynajmniej do jednej z chrześcijańskich cnót w stopniu niewątpliwie heroicznym. Ponadto warto zauważyć, że Pan Jezus nie kanonizowałby go za poświadczenie nieprawdy, a to pośrednio dowodzi, że kara śmierci jest sprawiedliwa – bo ów „dobry łotr” tak właśnie ją scharakteryzował. Skoro zaś kara śmierci jest karą sprawiedliwą, to państwo nie powinno wykreślać jej z arsenału kar, ponieważ tylko dlatego akceptujemy od strony moralnej państwowy monopol na przemoc, ze przemoc ta może i powinna być używana w służbie sprawiedliwości. Zatem państwo nie powinno pozbawiać się żadnego instrumentu służącego wymierzeniu sprawiedliwości, bo w przeciwnym razie sprzeniewierza się własnemu posłannictwu. Quod erat demonstrandum.

...Nie istnieje już jednolity naród polski. Historyczny naród polski został bowiem w roku 1944 zmuszony przez bolszewików do dzielenia terytorium państwowego z polskojęzyczną wspólnotą rozbójniczą...

Wracając do księdza Władysława Bukowińskiego, to wydaje się, iż jego beatyfikacja też nie nastręcza żadnych wątpliwości. Praktykował on chrześcijańskie cnoty w stopniu rzeczywiście heroicznym, w odróżnieniu od wielu osób, które ostentacyjnie eksponują swoje męczeństwo na pluszowym krzyżu, o którym poeta: „z małpią zręcznością wdrapałbym się na krzyż – ale pluszowy – bo to ważne przecie, wisieć na krzyżu, który cię nie gniecie.” Świadectwem tego heroizmu są lata spędzone w łagrach właśnie za posługę kapłańską. Wydawałoby się tedy, że beatyfikacja księdza Władysława Bukowińskiego nie powinna prowokować nikogo do krytycznych, czy nawet obraźliwych komentarzy, zwłaszcza w Polsce, bo przecież ksiądz Bukowiński wprawdzie był obywatelem sowieckim, ale nigdy nie przestał być Polakiem. Niestety tak nie jest i zamieszczoną na internetowym portalu „Onet” informacją o uroczystościach beatyfikacyjnych w Karagandzie, z ogromną przykrością przeczytałem wiele komentarzy nie tylko krytycznych i złośliwych, ale wprost obrzydliwych. Ich autorzy z zagadkowych powodów chlustają na osobę księdza Bukowińskiego całymi kubłami ubeckich rzygowin – co rzuca pewne światło na specyfikę upodobań i uprzedzeń czytelników internetowego portalu „Onet”. Skąd te upodobania i uprzedzenia – trudno zgadnąć, chociaż pewne światło na tę sprawę rzucać może fakt, iż portal ten został przejęty przez telewizyjną stację TVN, którą podejrzewam, iż została utworzona przy wydatnym udziale wywiadu wojskowego, być może nawet z pieniędzy, które RAZWIEDUPR ukradł w ramach afery Funduszu Obsługi Zadłużenia Zagranicznego. Jak wiadomo, pod koniec lat 80-tych państwo wyasygnowało na nielegalną operację skupienia polskiego długu zagranicznego 1700 mln dolarów. Długi wykupiono, ale tylko za 60 mln dolarów, zaś cała reszta została rozkradziona przez tych, którzy mogli wtedy takiej kradzieży dokonać bezkarnie, a więc – przez wywiad wojskowy. Kozłem ofiarnym FOZZ został Grzegorz Żemek, który zresztą zamilczał roztropnie, dzięki czemu uniknął wizyty seryjnego samobójcy oraz Janina Chim, księgowa FOZZ, której najbliższą współpracownicą była pani Renata Pochanke, matka gwiazdy TVN, pani red. Justyny Pochanke. Jak powiadają, wystarczy poruszyć kamień, by zobaczyć kłębiące się pod nim robactwo.

Nie ma jednak tego złego, co by na dobre nie wyszło. Komentarze czytelników portalu „Onet” pod informacją o beatyfikacji księdza Władysława Bukowińskiego utwierdzają mnie w przekonaniu, iż nie istnieje już jednolity naród polski. Historyczny naród polski został bowiem w roku 1944 zmuszony przez bolszewików do dzielenia terytorium państwowego z polskojęzyczną wspólnotą rozbójniczą. Korzeni tej wspólnoty należy doszukiwać się w roku 1939, kiedy to w obliczu klęski wojennej władze wypuściły więźniów, by nie dostali się w ręce niemieckie. Zdecydowaną większość uwolnionych stanowili kryminaliści, którzy natychmiast powrócili do swoich ulubionych zajęć, to znaczy rabunków i wymuszeń. Sprzyjały temu warunki okupacyjne, bo zwłaszcza w rejony wiejskie Niemcy zaglądali raczej sporadycznie. Z tego powodu bandytyzm w Generalnej Guberni stał się prawdziwą plagą – o czym wspomina w swoich pamiętnikach Adam hr. Ronikier, podówczas prezes Rady Głównej Opiekuńczej, obok Polskiego Czerwonego Krzyża jedynej oficjalnie działającej w GG polskiej instytucji. Państwo Podziemne próbowało bandytyzm zwalczać, ale było to zadanie ponad siły. Sytuacja pogorszyła się po wybuchu wojny niemiecko-sowieckiej. Kiedy już władze sowieckie ochłonęły po pierwszych ciosach, zaczęli pojawiać się sowieccy spadochroniarze z zadaniem organizowania komunistycznej partyzantki. Postawili oni bandytom propozycję nie do odrzucenia; jeśli przyjmą naznaczonych dowódców i politruków, to Stalin roztoczy nad nimi polityczną ochronę, a jeśli nie, to zginą do ostatniego. Dla bandytów była to propozycja nęcąca tym bardziej, że wcale nie musieli zmieniać dotychczasowego sposobu życia. Świadczą o tym choćby dzienniki bojowe komunistycznej partyzantki, gdzie jako zdobycz uzyskaną dzięki „akcji bojowej” wymienia się „bieliznę damską i pościelową”. Te majtki damskie na pewno zdobywali na SS-manach. Po wkroczeniu sowietów, dawni kryminaliści masowo zasilili tak zwany „resort”, czyli bezpiekę, no i oczywiście – szeregi PPR, stając się elitą Polskiej Rzeczypospolitej Ludowej, która reprodukuje się w kolejnych pokoleniach ubeckich i partyjnych dynastii. Ta polskojęzyczna wspólnota rozbójnicza gotowa jest wysługiwać się każdemu, kto obieca jej możliwość dalszego pasożytowania na historycznym narodzie polskim i 13 grudnia 1981 roku nawet wystąpiła zbrojnie przeciwko jego niepodległościowym aspiracjom. Toteż nic dziwnego, że nawet informacja o beatyfikacji księdza Władysława Bukowińskiego, chociaż już dawno umarł i ani żadnej „zdobyczy” odebrać im nie może, ani nic innego złego nie może im zrobić, wzbudziła taką wściekłość, że obrzygują żółcią cały „Onet”.

Stanisław Michalkiewicz

Komentarz • serwis „Prawy.pl” (prawy.pl) • 14 września 2016


odpowiedź
User
OLO
no wyborcy pisu i jaruniu kwaknij, że badania są fałszywe. jak to, że ludzie mają mniejsze zaufanie do obecnej władzy? jak oni mogą? trzeba mieć zaufanie do miłościwie nam panującego Jarka. przeprała się miarka. nie głosuję na Jarka.
odpowiedź
User
swojak
"dziennikarze" z tvp1 czyli pani B., panowie G., D., i wielu innych usłużnych młodziaków ciągnie to wszystko w dół......
odpowiedź