Tomasz Lis: „Miasto 44” w niemieckiej telewizji dzięki Axel Springer, repolonizacja mediów to repisizacja

Tomasz Lis poinformował, że film „Miasto 44” zostanie wyemitowany w niemieckiej telewizji publicznej m.in. dzięki działaniom jego i prezesa Axel Springer. Przy okazji skrytykował koncepcję rynku medialnego zaproponowaną przez PiS.

We wpisie na swoim blogu w portalu naTemat.pl Tomasz Lis stwierdził, że o zaproponowaniu Niemcom emisji „Miasta 44”, filmu Jana Komasy opowiadającego o Powstaniu Warszawskim, pomyślał zaraz po tym, jak obejrzał go na premierowym pokazie pod koniec lipca ub.r. Po uzgodnieniu tego z producentem filmu Michałem Kwiecińskim kilkanaście dni później przekazał Mathiasowi Doepfnerowi, prezesowi Axel Springer (wydawcy m.in. „Newsweeka Polska”), płytę DVD z filmem i książkę „Warszawa 44” Alexandry Richie, synowej Władysława Bartoszewskiego. Doepfner zainteresował sprawą szefa niemieckiej telewizji publicznej ZDF, Thomasa Belluta, który zdecydował, że „Miasto 44” zostanie w niej pokazane. Emisja jest zaplanowana wieczorem 2 sierpnia.

- W ostatnich tygodniach wiele słyszę o strasznych niemieckich mediach, które trzeba repolonizować. Warto jednak wiedzieć, że w tych „złych” niemieckich mediach mamy prawdziwych przyjaciół, takich jak Mathias Doepfner - skwitował to Tomasz Lis. - Z góry deklaruję, że jak tylko pojawi się kolejny wartościowy polski film, stanę na głowie, żeby pomóc w tym, by kolejne polskie ważne dzieło mogli obejrzeć Niemcy. A jak w Niemczech powstanie kolejny film ważny dla Niemców, to będę wspierał wszelkie decyzje o tym, by Polacy mogli je obejrzeć - zapowiedział.

Jednocześnie redaktor naczelny „Newsweeka” ocenił jako słuszną emisję w Telewizji Polskiej niemieckiego serialu „Nasze matki, nasi ojcowie” o II wojnie światowej (w czerwcu 2013 roku w TVP1 obejrzało go 3,35 mln widzów), w którym żołnierzy Armii Krajowej przedstawiono jako antysemitów (wiosną 2013 roku prezes TVP protestował przeciw temu w liście do Thomasa Belluta, na co ten wyraził ubolewanie i tłumaczył, że celem produkcji nie było relatywizowanie faktów historycznych). - Niezależnie od tego, że rozłożenie w nim akcentów wydawało mi się dla Polaków krzywdzące, a już przedstawiony w tym filmie obraz Armii Krajowej, uznawałem za krzywdzący bardzo. Jednocześnie jednak uważam, że polski widz powinien mieć prawo zapoznania się z tym, jak na wojnę patrzą Niemcy, a w każdym razie jaki obraz wojny Niemcy otrzymują - skomentował Tomasz Lis.

Zwrócił też uwagę, że polską politykę historyczną realizują w Telewizji Polskiej produkcje takie jak serial „Czas honoru”. Z drugiej strony dobrze, że TVP wspiera filmy historyczne budzące kontrowersje, np. „Pokłosie”. - Sztuka nie jest od głaskania narodowego dobrego samopoczucia. Sztuka jest po to, żeby zmuszać do myślenia. A przede wszystkim, żeby rodzić wartościowe dzieła. Wolę film "patriotycznie niesłuszny", niż słusznego patriotycznego gniota - stwierdził dziennikarz.

Tydzień temu PiS na swojej konwencji programowej przedstawił program reformy rynku mediów. Partia postuluje m.in. zablokowanie dalszej konsolidacji mediów przez zagraniczne firmy, ułatwienia dla mniejszych (regionalnych i lokalnych) nadawców i wydawców oraz duże zmiany w mediach publicznych (które mają zostać przemianowane na narodowe), w tym ograniczenie reklam i produkcji komercyjnych na rzecz programów, seriali i filmów historycznych, edukacyjnych i publicystycznych (więcej na ten temat).

Według Tomasza Lisa taki program jest „narodowy w formie i socjalistyczny w treści”, a nie ma w nim miejsca na takie produkcje jak „Pokłosie” czy „Ida”. - Repolonizacja to w gruncie rzeczy repisizacja, po której naród zostanie ustawiony do pionu, z rączkami złożonymi do modlitwy - wszystko pod czujnym okiem księdza Oko - ocenił dziennikarz we wstępniaku w nowym numerze „Newsweeka”. Zwrócił też uwagę, że posłanka PiS Barbara Bubula, prezentująca tę koncepcję na konwencji, ma cykl felietonów „Myśląc ojczyzna” w Radiu Maryja, w których ostro krytykowała m.in. Lisa, TVP i zagranicznych wydawców prasowych.

tw