Wojciech Surmacz: wynagrodzenia w PAP dramatyczne, szeregowi dziennikarze zarabiają mniej niż kasjerki w Biedronce

Prezes Polskiej Agencji Prasowej Wojciech Surmacz stwierdził, że najważniejszym z powodów, z których niektórzy dziennikarzy odchodzą z PAP, są niskie zarobki. - Niestety szeregowy dziennikarz PAP zarabia mniej niż kasjerka Biedronki - przyznał w rozmowie z „Dziennikiem Gazetą Prawną”.

Wojciech Surmacz na prezesa Polskiej Agencji Prasowej został powołany na początku stycznia br. przez Radę Mediów Narodowych. Jednocześnie na członka zarządu firmy wybrano Tomasza Przybka.

W wywiadzie dla „Dziennika Gazety Prawnej” Surmacz stwierdził, że głównym problemem PAP jest niedoinwestowanie, które ma dwie główne konsekwencje: zapóźnienia technologiczne oraz niskie pensje większości dziennikarzy.

Według Surmacza warunki finansowe w PAP są dramatyczne, co jeszcze bardziej uświadomiła mu niedawna rozmowa z przedstawicielem Jeronimo Martins narzekającym, że PAP rzadko podaje informacje o podwyżkach dla pracowników Biedronki.

- Niestety szeregowy dziennikarz PAP zarabia mniej niż kasjerka Biedronki. Z całym szacunkiem dla tych pań, bo bardzo ciężko pracują. Pod tym względem jest w PAP dramatycznie i głównie dlatego ludzie odchodzą - powiedział Wojciech Surmacz.

Na początku stycznia Jeronimo Martins poinformowało, że wszyscy pracownicy firmy dostają od 200 do 550 zł brutto podwyżek. W efekcie sprzedawca-kasjer zaczynający pracę na pełny etat zarabia minimum 2650 zł brutto (z uwzględnieniem nagrody za brak nieplanowanych nieobecności), po roku pracy dostanie podwyżkę, a po trzech latach kolejną i wtedy będzie zarabiał minimum 2950 zł brutto.

Niedawno minister kultury i dziedzictwa narodowego w odpowiedzi na interpelację poselską poinformował, że na koniec ub.r. w Polskiej Agencji Prasowej pracowało 418 osób, podczas gdy dwa lata wcześniej było 371 pracowników. Liczba osób na stanowiskach kierowniczych i menedżerskich wzrosła o jedną. W 2016 roku PAP zanotowała 167 tys. zł zysku netto.

Niskie zarobki powodują, że PAP ma kłopoty z zatrudnieniem korespondentów zagranicznych w niektórych krajach. - Potrzebujemy np. korespondenta w Izraelu. Ale nie jest nam łatwo znaleźć ludzi, bo nie mamy środków na odpowiednie wynagrodzenia. Brak pieniędzy to pięta achillesowa PAP - powiedział Surmacz w „DGP”.

Zaznaczył, że niektórym pracownikom zostały już przyznane podwyżki. - Spore kwoty już poszły na ten cel. Chyba nie jestem upoważniony do tego, żeby ujawnić jakie - stwierdził.

Dotacja dla PAP z budżetu państwa stanowi dużo niższą część przychodów firmy niż abonament-radiowo telewizyjny w budżetach Telewizji Polskiej i Polskiego Radia. - Chciałbym dostać choć 10 proc. tego, co Polskie Radio. A z 10 proc. tego, co dostaje telewizja, zrobilibyśmy najlepszą agencję informacyjną w tej części Europy - powiedział Wojciech Surmacz.

- Rozmawiamy z Radą Mediów Narodowych, Ministerstwem Kultury i KPRM nad wypracowaniem formuły finansowania. Dziś PAP utrzymuje się głównie ze sprzedaży serwisu - poinformował prezes firmy.

W ub.r. PAP dostała 8,9 mln zł dotacji z budżetu państwa.

tw