Skandal za skandalem w Gdyni
Anna Mucha - dotychczasowa prowadząca festiwalową galę została z powodów różnic artystycznych zastąpiona inną aktorką. Nową prowadzącą jest Tamara Arciuch-Szyc. To już drugi skandal trwającego 31. Festiwalu Polskich Filmów Fabularnych.
Wydarzeniem trwającego 31. Festiwalu Polskich Filmów Fabularnych była zmiana głównej prowadzącej – Annę Muchę zastąpiła aktorka Tamara Arciuch-Szyc i od teraz to ona będzie wraz z Maciejem Orłosiem prowadzić prelekcje filmów w teatrze muzycznym. To pierwsza taka sytuacja w historii gdyńskiej imprezy.
– Podjęliśmy decyzję o zakończeniu współpracy, gdyż uznaliśmy, iż formuła prowadzenia, zaprezentowana przez panią Annę Muchę, nie pasuje do takiego wydarzenia, jakim jest festiwal. Prowadzący, to osoba, która prezentuje twórców filmów i to oni są tutaj na pierwszym planie – tłumaczył swoją decyzję Mirosław Bork, dyrektor artystyczny festiwalu. – Chciałbym podkreślić, że z panią Anną Muchą pozostaliśmy w przyjaźni. Jest gościem festiwalu tak długo, jak zechce - dodał.
Dyrektor festiwalu Leszek Kopeć przyznał w rozmowie z IAR, że jedną z przyczyn był typ humoru, jaki prezentowała Anna Mucha. - Już nie będę przynudzać, bo na tym filmie i tak pośniecie... - cytuje jedną z wypowiedzi aktorki dziennik "Fakt". Przed pokazem polskiego westernu "Summer Love" Piotra Uklańskiego, filmu pokazywanego w tym roku na festiwalu w Wenecji, Mucha miała natomiast powiedzieć: "Zaraz się przekonamy, czy lepiej debiutować późno, czy wcale..." Kopeć dodał, że nie było możliwości dogadania się co do koncepcji prezentowania artystów i prowadzenia pokazów. - Gdy przygotowywaliśmy się, nic nie zapowiadało takiej sytuacji - tłumaczy Orłoś.
Zaznaczył również, że zastrzeżenia do Anny Muchy zaczęły się od gali otwierającej festiwal. Galę w gdyńskim Teatrze Muzycznym (11 września) prowadzili prezenter Maciej Orłoś i Anna Mucha, która dworowała sobie z filmów umieszczonych w festiwalowym konkursie. Aktorka Dorota Stalińska weszła wtedy na scenę i oświadczyła, że jest oburzona niewybrednymi dowcipami, także tym, że nikt nie wspomniał o rocznicy zamachu na World Trade Centre. Ten incydent był szeroko komentowany przez festiwalowych gości. Także dyrektor artystyczny imprezy, Mirosław Bork w gazecie 31. Festiwalu Polskich Filmów Fabularnych oświadczył, że "oczywiście była to dość przykra niespodzianka, ale "w pierwszym dniu festiwalu, w rocznicę wydarzeń 11 września, odbyła się już uroczystość uczczenia pamięci ofiar tamtego zamachu na skwerze Kościuszki, niedaleko kina »Gemini«, czyli centrum festiwalowego."
Tymczasem festiwal w Gdyni dobił do półmetka. Powoli można się domyślać, które filmy najbardziej podobały się publiczności, jednak o przyznaniu Złotych Lwów zadecyduje jury pod przewodnictwem Feliksa Falka. Ich zdanie poznamy dopiero na zakończenie festiwalu – w sobotę.
Jak do tej pory w konkursie pokazano m.in. debiuty reżyserskie Andrzeja Seweryna "Kto nigdy nie żył..." z Michałem Żebrowskim w roli księdza zarażonego wirusem HIV oraz "Chaos" Xawerego Żuławskiego, opowiadający o losach czterech młodych bohaterów, pochodzących z różnych środowisk społecznych, ale z jednej rodziny. W konkursie o Złote Lwy zaprezentowano również znane już polskim widzom z kinowych ekranów "Jasminum" Jana Jakuba Kolskiego oraz "Palimpsest" Konrada Niewolskiego. Najwięcej kontrowersji jak do tej pory wzbudził polski western "Summer Love", zaprezentowany wcześniej na festiwalu w Wenecji. Projekt powstawał w Polsce, m.in. w krajobrazach Jury Krakowsko-Częstochowskiej, a aktorzy mówią w nim jednak po angielsku. Akredytowani przy festiwalu dziennikarze skrytykowali ten pomysł. - Dla mnie ważne było to, żeby film był zrealizowany w Polsce. Myślę, że gdyby aktorzy mówili w języku polskim, byłoby to komiczne; nie wyobrażam sobie westernu po polsku - bronił się reżyser w czasie konferencji prasowej.
W środę w cyklu Kino Niezależne pokazany został najnowszy film kultowego w niektórych kręgach reżysera, aktora i scenarzysty – Mariusza Pujszo – o bardzo znaczącym tytule "Polisz kicz projekt… kontratakuje". Z pierwowzorem, dziełem "Polisz Kicz Projekt", który to publiczność gdyńska miała okazję oglądać 4 lata temu, podczas pierwszej edycji Konkursu Kina Niezależnego (wtedy obraz otrzymał wyróżnienie), film ma wspólnego znacznie więcej, niż tylko tytuł. Podobnie jak oryginał, utrzymany jest w konwencji paradokumentu z planu filmowego – oglądamy "film o filmie". Dokładniej, jesteśmy uczestnikami castingu do filmu "Legenda", który nota bene miał w listopadzie zeszłego roku swoją premierę kinową. Pojawiają się ci sami aktorzy i aktorki, co w pierwszej części, ale "Polisz kicz projekt… kontratakuje" jest znacznie bardziej dopracowany – można odnieść wrażenie, że tym razem film miał nawet spisany przed rozpoczęciem zdjęć scenariusz. Nadal jednak jest to zabawa w kino – od początku do samego końca, bez żadnych wielkich ambicji. Po projekcji jeden z widzów powiedział: "Ten film był tym wszystkim, czego się można było po nim spodziewać" i nie sposób się z nim nie zgodzić. Obraz jest bez wątpienia jednym z najśmieszniejszych filmów pokazywanych na festiwalu.
Wieczorem pokaz "Placu Zbawiciela" w reżyserii Krzysztofa Krauze i Joanny Kos-Krauze zakończył środowy konkurs główny. Film, znany już polskim widzom – miał swoją premierę kinową 8 września, opowiada prawdziwą historię młodego małżeństwa, które wkrótce ma odebrać klucze do nowego mieszkania. Niestety developer bankrutuje i okazuje się, że przenosiny do nowego mieszkania stoją pod znakiem zapytania. Zmuszeni sytuacją wprowadzają się do matki chłopaka. Tak rozpoczyna się początek dramatu, który wraz z coraz gorszą sytuacją bohaterów staje się coraz bardziej przejmujący. To, co odróżnia "Plac Zbawiciela" od podobnych dzieł, to brak popadania w moralizatorski patos, o co tak łatwo. Bohaterowie nie są czarno-biali, jednowymiarowi, wręcz przeciwnie - każdy z nich popełnia błędy i tak samo każdy z nich ma swoje racje. Uderza również wiarygodność opowiadanej historii, po części opartej na faktach – właściwie mogła się ona przydarzyć każdemu z nas. Wszystko wskazuje, że jest to jeden z tytułów mających w tym roku szansę na główną nagrodę – Złote Lwy. Można tak sądzić po zgromadzonej na seansie publiczności – sala teatru muzycznego była wypchana po brzegi, obecności gwiazd (m.in. Janusz Gajos, Grażyna Szapołowska, Janusz Morgenstern), opiniom widzów, jak i po długości braw na koniec seansu (trzeci rezultat, niewiele krócej niż "Kto nigdy nie żył…" i "Chaos").
Dołącz do dyskusji: Skandal za skandalem w Gdyni