SzukajSzukaj
dołącz do nasFacebookGoogleLinkedinTwitter

Dziennikarze o „Alarmie!” TVP1: kopia „Uwagi!”, materiały jednostronne, brak wyjaśnienia co z nich wynika (opinie)

TVP1 od tygodnia emituje po „Wiadomościach” nowy program reportersko-interwencyjny „Alarm!”, nad którym pracuje redakcja pod kierownictwem Przemysława Wenerskiego. Poproszeni przez Wirtualnemedia.pl o ocenę magazynu dziennikarze zauważają profesjonalną oprawę i wykorzystywane w materiałach ujęcia z ukrytej kamery, jednak zwracają uwagę na jednostronność. - „Alarm!” to kopia „Uwagi!” - mówi wprost Tomasz Sekielski.

Jacek Łęski, fot. TVP1Jacek Łęski, fot. TVP1

Nowy program interwencyjny jest emitowany w TVP1 od poniedziałku do piątku po głównym wydaniu „Wiadomości”, serwisie sportowym i prognozie pogody. Każdy odcinek trwa ok. 15 minut i składa się z jednego lub dwóch materiałów reporterskich. Premierowy odcinek Jedynka wyemitowała 26 lutego. Telewizja Polska zapowiada, że reporterzy „Alarmu!” mają przybliżać widzom m.in. dziennikarskie interwencje, śledztwa, opowieści o realnych problemach Polski i Polaków. Prowadzącymi są Jacek Łęski i Agnieszka Świdzińska.

- „Alarm!” to kopia „Uwagi!” TVN. Skopiowano wszystko, w tym wygląd studia i konstrukcję programu. Niestety kopia nie przystaje do oryginału - ocenia dla portalu Wirtualnemedia.pl Tomasz Sekielski, twórca m.in. programów „Teraz My!” czy „Po prostu”.

Dziennikarz nie wie, czy jest to magazyn śledczy, interwencyjny, czy po prostu propagandowy.

- Dla mnie ten podział nie jest jasny. Propaganda jest silnie obecna, że wspomnę powiązanie dziennikarzy Edwarda Miszczaka, Moniki Olejnik i Jarosława Gugały z aferą reprywatyzacyjna w Warszawie. Chciałbym się mylić, ale pierwsze wydania świadczą o tym, że to będzie raczej cep na przeciwników politycznych. Ciekawi mnie czy redakcja zajmie się na przykład sprawą 15 milionów złotych, które przy użyciu kart kredytowych wydali urzędnicy MON? - pyta Sekielski.

Według niego program jest nierówny. - Materiały są montażowo słabe, brakuje ciekawych zdjęć, pojawiają się wpadki warsztatowe. Mam wrażenie, że wielu autorów musi się jeszcze nauczyć telewizji - stwierdza Sekielski. - Obejrzałem wszystkie programy w minionym tygodniu, ale żaden z nich nie wnosi niczego ciekawego do mojej wiedzy o świecie. Nie mam też przyjemnych doświadczeń wizualnych - podsumowuje.

- To jest program propagandowy, a nie interwencyjny - stwierdza w rozmowie z Wirtualnemedia.pl Wojciech Czuchnowski, dziennikarz "Gazety Wyborczej". - Od dłuższego czasu jesteśmy przyzwyczajeni, że publiczna telewizja przekracza w swoich programach kolejne granice przyzwoitości. To nie jest dziennikarstwo. Na przykład materiał o powiązaniu Miszczaka, Olejnik i Gugały z aferą reprywatyzacyjną wskazuje, że to jest program, który ma za zadanie tylko szczucie - stwierdza Czuchnowski. - Można ten program różnie nazywać, ale ma on jednoznaczny wymiar. Wszystko sprowadza się do walenia w przeciwników rządu. To nie ma nic wspólnego z żadną interwencją, a poruszane tematy natychmiast trafiają na czerwone paski w TVP Info. Od samego początku nie wierzyłem w to, że "Alarm!" stanie się dobrym i niezależnym programem interwencyjnym. TVP nie jest telewizją nakierowaną na rzetelną informację i patrzenie władzy na ręce - podkreśla dziennikarz "GW".

Prof. Jacek Dąbała, medioznawca z Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego zwraca uwagę na świetny i nośny tytuł.

- Alarm z wykrzyknikiem, to przyciąga uwagę. Niestety, sam program jest przeciętny, w typie magazynów publicystycznych obecnych w innych kanałach - twierdzi Dąbała i dodaje: - Mam niedosyt. Oczekiwałem, że pewne problemy zostaną rozwiązane do końca, że to będzie program, w którym w sposób nieustępliwy i zdeterminowany ukarani zostaną ci wszyscy, którzy odpowiadają za nieszczęścia, ból, smutek i wszelkie nieprawidłowości. Oczekiwałem konkretnych działań i się zawiodłem.

Medioznawca wskazuje na nierówności warsztatowe poszczególnych materiałów i wymienia m.in. senną dramaturgię oraz pozostawione niedopowiedzenia. - Widzowie dziś oczekują czegoś więcej, konkretnych efektów. To nie może być tylko zbiór kilku materiałów z ośrodków regionalnych - mówi Dąbała.

Ekspert ostrożnie podchodzi do kwestii "propagandy" uprawianej w "Alarmie!". - W naturalny sposób każda interwencja pokazana obecnie w telewizji publicznej, może wywołać wrażenie, że chodzi o walkę z przeciwnikami politycznymi. Jeśli taki program w TVP się pokazał, to wiadomo, że znajdą się w nim uszczypliwości, czy pewne oskarżenia wobec opozycji lub konkurencji - tłumaczy i jako przykład podaje materiał o aferze reprywatyzacyjnej, gdzie współwinnych wskazano celebrytów. - Należy jednak nieco stonować emocje. Według mnie na razie mamy do czynienia z rozpoznawaniem odbiorcy, badaniem jego reakcji oraz oczekiwaniem na wyniki oglądalności. To właśnie od tych wyników będzie zależało, w którą stronę zdecyduje się pójść redakcja. Należy jednak podkreślić, że niebezpieczeństwo podgrzania propagandowego materiałów w tym wypadku istnieje. Jest całkiem realne - przestrzega prof. Jacek Dąbała.

Także dziennikarz polityczny „Faktu” Dariusz Grzędziński dostrzega w „Alarmie!” wyraźne inspiracje podobnymi formatami z konkurencyjnych stacji. Zwraca on także uwagę na dobór tematów do odcinka, które są zupełnie z sobą niepowiązane.

- Trudno zresztą zarzucić mu bardzo poważne braki realizacyjne, zestawiając z w/w. W tego typu programach, głównym zadaniem producentów jest nie odwracanie uwagi widza od pokazywanego przez dziennikarzy materiału i to się udało. Gorzej ze wspomnianymi materiałami - wskazuje Dariusz Grzędziński. - W pierwszym, dotyczącym wyprawy na K2 widz dostaje chaos - zestawienie znanych już z prawicowej prasy zarzutów wobec francuskiej alpinistki z bohaterstwem i jednocześnie niesubordynacją Denisa Urubki. W drugiej historii, przedstawionej o wiele za krótko, brakuje głębszego pokazania problemu i stanowiska władz szpitala w Opatowie. Dwie odrębne historie w 11-minutowym programie to o jedną za dużo - wylicza.

W ocenie Wojciecha Wybranowskiego z tygodnika „Do Rzeczy”, w realizację programu zaangażowali się bardzo dobrzy i doświadczeni dziennikarze: Przemysław Wenerski i Jacek Łęski. - Mam nadzieję, że ze swojego bogatego doświadczenia będą czerpać, by program był lepszy - komentuje.

- Uderzyła mnie bardzo agresywna narracja, jej ton, która od początku narzuca widzowi, czego w programie ma się spodziewać. Po 30 sekundach odcinka wiedziałem, kto będzie tym złym. Bardzo chciałbym, żeby docelowo był to program interwencyjny, śledczy jakich w polskich telewizjach brakuje - zostaną przedstawione fakty, okoliczności, tło, wskazane możliwe rozwiązania, przyczyny, a wnioski widz wyciągnie sam - argumentuje Wojciech Wybranowski.

- Na dziś „Alarm!” za bardzo przypomina mi „Uwagę!” TVN, która podaje widzowi konkretne gotowe - nazwijmy to umownie - prawdy i nie zmusza tegoż widza do samodzielnego myślenia. Samo studio tez wzorem przypomina z TVN-u. Za dużo podobieństw za mało kreatywności. Myślę jednak, że Przemek Wenerski i Jacek Łęski potrafią zrobić dobry program śledczy - dodaje.

Jako „poprawny i interesujący” ocenia „Alarm!” Jan Kunert, dziennikarz związany z redakcją magazynu „Państwo w państwie” w Polsacie i Polsat News oraz z portalami Bezkompromisowo.pl i Politykawarszawska.pl. - Nie ma fajerwerków, ale też nie jest to katastrofa. Nieźle wygląda studio. Wbrew wielu opiniom, mi czerwone paski nie przeszkadzały w odbiorze. Jacek Łęski to doświadczony dziennikarzy, więc do prowadzenia programu nie mam uwag. Materiały są krótkie, kilkuminutowe, ale w sposób jasny przedstawiają, o co chodzi - tłumaczy Jan Kunert.

- Zastanawia mnie dobór tematów. Za dużo polityki, za mało ludzkich historii i interwencji w ich imieniu. Tak jak to jest w „Państwie w Państwie”. W dwóch odcinkach były dwa materiały uderzające w Platformę Obywatelską. Trzeba pamiętać, że za kilka miesięcy wybory samorządowe. Mam nadzieję, że do tego czasu reporterzy programu z równą zaciętością będą również tropić nieprawidłowości w samorządach rządzonych przez Prawo i Sprawiedliwość - dodaje Kunert.

- Dwa materiały - jeden polityczno-interwencyjny, a drugi „michałkowy” - co najmniej dziwią. Twórcy programu zapewne chcieli upiec dwie pieczenie przy jednym ogniu, dając dla każdego coś miłego, ale przez to nie do końca wiadomo, jaki ma być ten program - magazyn reporterów, program interwencyjny czy coś reportersko-publicystycznego - opisuje Łukasz Rogojsz, dziennikarz „Newsweeka” i Onetu. - Ale, jak mawiają, po owocach ich poznamy. Być może szerokie grono widzów uzna, że taki mariaż treści poważnych z lekkimi, łatwymi i przyjemnymi to dobre połączenie. Tyle, że wypadałoby wtedy nie nazywać programu interwencyjnym - zwraca uwagę Rogojsz.

Widzowie i komentujący w social mediach zwracają uwagę na czerwoną oprawę magazynu, zwłaszcza na czerwone pasy, które przepływają za plecami prowadzącego i mogą odwracać uwagę od prowadzącego. Łukasz Rogojsz nie dostrzega jednak takiego zagrożenia.

- Czerwone tło z napisem nie stanowi, przynajmniej dla mnie, żadnego problemu. Migające za plecami prowadzącego czerwone pasy można „ścierpieć”, aczkolwiek jest to coś, czego w podobnych produkcjach się nie widuje. Zapewne miało wyjść bardziej sensacyjnie, a mamy przerost formy nad treścią - podkreśla dziennikarz „Newsweeka”.

Dariusz Grzędziński nie ma poważnych zastrzeżeń warsztatowych do prowadzącego Jacka Łęskiego. - Jego krytyczny wobec władz PO-PSL komentarz poprzedzający materiał o opatowskim szpitalu nie jest w dzisiejszej TVP rzeczą zaskakującą - zaznacza.

Dołącz do dyskusji: Dziennikarze o „Alarmie!” TVP1: kopia „Uwagi!”, materiały jednostronne, brak wyjaśnienia co z nich wynika (opinie)

27 komentarze
Publikowane komentarze są prywatnymi opiniami użytkowników portalu. Wirtualnemedia.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii. Jeżeli którykolwiekz postów na forum łamie dobre obyczaje, zawiadom nas o tym redakcja@wirtualnemedia.pl
User
kacper
Ja bym powiedział inaczej: zarówno Alarm! jak Uwaga są kopiami formatu zagranicznego. Zresztą w stacjach TVN chyba 100% audycji opartych jest o sprawdzone na zachodzie formaty, wystrój studia, oprawa graficzna i dźwiękowa, meble, ubiory, fryzury i makijaż prezenterów - dosłownie każdy szczegół jest podrobiony. Można wręcz zaryzykować twierdzenie, że sami dziennikarze są plastikowymi figurkami swoich zachodnich odpowiedników.
odpowiedź
User
xxx
Ale wiecie, że gdzieś na świcie są programy, na których wzorowała się Uwaga, to nie jest opatentowane przez tvn. Wiecie, że ci z tvp mogli podglądać programy produkowane na całym świecie i na nich się wzorować.
odpowiedź
User
iksiński
Ciekaw jestem ile kosztuje nie pisanie o Hipnozie i synu Vizira? Czy to było w pakiecie artykułu prasowego że spodoba się wszystkim z każdym wieku?
odpowiedź