Jak wynika z danych Państwowej Komisji Wyborczej opublikowanych w środę przez „Gazetę Wyborczą”, Radio Wnet otrzymało w ub.r. 143 tys. zł od PiS, a Stanisław Janecki (były redaktor naczelny „Wprost”, a obecnie felietonista „Sieci”) zarobił od partii 40 tys. zł za usługi public relations. - Nie mam sobie, ani nic do zarzucenia, ani nic do ukrycia - zadeklarował Krzysztof Skowroński, dyrektor Radia Wnet i zarazem prezes Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich. Janecki wyjaśnił, że realizował zlecenie dla PiS w okresie, gdy nie pracował w mediach, zarabiając w ten sposób na leczenie ciężko chorej córki (więcej na ten temat).
Te wyjaśnienia nie przekonują Tomasza Lisa, redaktora naczelnego „Newsweeka Polska” i autora programu „Tomasz Lis na żywo” w TVP2. - Moralista Skowroński, klezmer pana Kaczyńskiego, daje kolejne dowody totalnej moralnej degrenolady tłumacząc ten żałosny sponsoring - napisał Lis na swoim blogu w NaTemat.pl. - Jestem pełen współczucia dla chorego dziecka i jego rodziców, ale stosowanie obrzydliwego emocjonalnego szantażu dla usprawiedliwiania totalnie amoralnego procederu jest wyjątkowo niskie - komentuje słowa Stanisława Janeckiego.

Zdaniem Tomasza Lisa ci dwaj i inni dziennikarze o poglądach prawicowych popierają PiS, bo tylko po powrocie tej partii do władzy będą mogli znowu pracować i występować w publicznych mediach.
- Skowroński znowu będzie dyrektorem w Polskim Radiu. Prezesem radia będzie mógł znowu zostać kandydat PIS w ostatnich wyborach, pan Czabański. Gwiazdą Polskiego Radia będzie inny PZPR-owiec, pan Wolski. Bronisław Wildstein będzie mógł być znowu prezesem TVP. Pan Ziemkiewicz dostanie znowu program w TVP i nie będzie problemu w tym, że podobnie jak poprzednim razem program nie będzie miał widzów - wylicza Lis. - Pan Semka i wybitna publicystka pani Lichocka będą zarabiać w Polskim Radiu i w TVP Historia. Semka niepokornie się znowu podejmie się dzieła edukowania Polaków. Jeden z Karnowskich znowu będzie mógł być szefem Panoramy, albo Wiadomości, w zależności od tego na który odcinek propagandowej roboty rzucą go towarzysze z PIS. O innych niepokornych też PIS nie zapomni - dodaje naczelny „Newsweeka Polska”. - Gdy więc klezmer Kaczyńskiego Skowroński, mówi, że w sprawie mediów ma takie same poglądy jak PIS, to akurat tym razem prawdę mówi. Władza, stołki, kasa - podsumowuje.

Tomasz Lis wyśmiewa deklarowaną przez tych dziennikarzy niepokorność i niezależność, przypominając ujawnione już wcześniej związki części prawicowych mediów ze SKOK-ami. - Pamiętamy przecież relacje o tym jak to związana z panem Sakiewiczem spółka sprzedawała raport zespołu pana Macierewicza. Pamiętamy niedawne relacje o tym jak to w 50-te urodziny niepokornego pana Zaremby biesiadowano za pieniądze od SKOK-ów. Pamiętamy informacje o tym jak to od stefczyk.info, całkowicie niezależnego serwisu całkowicie niezależnych od PIS-u SKOK-ów, pieniądze biorą inni niepokorni - wymienia. - To jest niepokorny biznes, drodzy moi, nic więcej - ocenia.
Redaktor naczelny „Newsweeka” zauważa, że to od kierowanego przez Skowrońskiego zarządu Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich dostał trzy miesiące nominację do tytułu Hieny Roku - za kontrowersyjną okładkę tego tygodnika (przeczytaj o tym więcej). - Nie mam z tym problemu. Jeśli Skowroński jest niezależnym dziennikarzem, to ja nie tylko nie obrażam się na hienę, mnie hiena zaszczyca. Czekam więc na hienę roku, ale z jednym zastrzeżeniem. Na dziś, a jesteśmy na półmetku roku, nominuję pana Skowrońskiego do nagrody "utrzymanka roku" - ironizuje dziennikarz.

Tomasz Lis zaznacza, że ma prawo krytykować obecność prawicowych dziennikarzy w mediach publicznych, mimo że sam od 5,5 roku prowadzi program w TVP2 (w ostatnim sezonie miał on średnio 2,12 mln widzów - zobacz szczegóły). - W ciągu ponad pięciu lat telewizja publiczna zarobiła dzięki mojemu programowi dziesiątki milionów złotych, będzie tego już pewnie pod 100 milionów (w ostatnim sezonie cennikowe wpływy reklamowe wyniosły 20,3 mln zł - przyp.red.). Precyzyjnie więc ujmując nie tylko nie jest mój program sponsorowany z abonamentu, ale dzięki niemu emeryci i renciści nie muszą abonamentu płacić - podkreśla Lis. - Ktoś przecież musi utrzymywać program pana Pospieszalskiego - kpi.











