SzukajSzukaj
dołącz do nasFacebookGoogleLinkedinTwitter

Marcin Karabasz: redakcja „Głosu Wielkopolskiego” kłamie, że nie byłem źle traktowany, wcześniej się na to skarżyłem

Były współpracownik „Głosu Wielkopolskiego” (Polska Press Grupa) Marcin Karabasz ocenia, że oświadczenie pracowników gazety zaprzeczające jego zarzutom o złe traktowanie jest kłamliwe. - Podpisało się pod tym oświadczeniem także wielu prowodyrów wszystkich opisanych przeze mnie sytuacji - zaznacza. Zapewnia, że wcześniej bezskutecznie zwracał na to uwagę przełożonym.

fot. facebook.com/grupastonewallfot. facebook.com/grupastonewall

W zeszły piątek opublikowano list, w którym Marcin Karabasz zarzucił pracownikom „Głosu Wielkopolskiego”, że źle go traktowali, przede wszystkim wyśmiewali w kontekście rzekomego homoseksualizmu. Po tym jak podczas relacjonowania Marszu Równości zrobił sobie zdjęcie ze zdeklarowanym gejem Maciejem Nowakiem, fotografię z prześmiewczym dopiskiem zawieszono na tablicy w redakcji. Karabasz zapowiedział, że podejmie w tej sprawie działania prawne. W „Głosie” był zatrudniony na umowie o dzieło od stycznia br., odszedł z redakcji w minionym tygodniu.

Polska Press Grupa zadeklarowała, że wyjaśni wszystkie okoliczności sytuacji przedstawionych przez Marcina Karabasza. - W naszej firmie nie ma przyzwolenia na zachowania noszące znamiona mobbingu. W każdym zgłoszonym przypadku reagujemy zgodnie z naszą polityką antymobbingową - podkreśliła rzeczniczka spółki.

Karabaszowi rację przyznał Krzysztof M. Kaźmierczak, dziennikarz „Głosu Wielkopolskiego” kierujący Komisją Zakładową Związku Zawodowego Dziennikarzy przy Polska Press Grupie. W piśmie do szefów wydawnictwa stwierdził, że ta sprawa to tylko wierzchołek góry lodowej. - Zachowania ze strony osób ze szczebla kierowniczego wobec kol. Karabasza miały charakter długotrwały i ciągły. Sam byłem świadkiem przedmiotowego podejścia do tego dziennikarza (w tym na kolegium redakcyjnym z udziałem kierownictwa redakcji) i wypowiedzi na jego temat. Zwracałem uwagę na niestosowne wypowiedzi, ale było to lekceważone - napisał.

Za to 35 pracowników redakcji „Głosu” we wtorek we wspólnym oświadczeniu zaprzeczyło większości zarzutów Marcina Karabasza. Zaznaczyli, że prawdą jest jedynie umieszczenie jego zdjęcia z Maciejem Nowakiem na tablicy, ale zaznaczyli, że w podobny sposób żartowano z innych osób.

- Nie byliśmy świadkami nękania Marcina Karabasza, nie był także odizolowywany od pozostałych współpracowników przez członków naszego zespołu, z częścią zespołu utrzymywał towarzyskie kontakty. Marcin Karabasz pożegnał się z naszą redakcją w nieprzyjemny sposób, ale niemający nic wspólnego z opisywanymi przez niego wydarzeniami. Przyczyną jego odejścia były sprawy stricte zawodowe - stwierdzili w oświadczeniu.

Co na to były współpracownik „Głosu”? W oświadczeniu przesłanym portalowi Wirtualnemedia.pl twierdzi, że wersja przedstawiona przez zespół gazety jest kłamliwa i mało wiarygodna.

- Przede wszystkim smutne - po prostu smutne - jest to, że podpisało się pod tym dokumentem wielu ludzi bardzo młodych, nawet młodszych ode mnie, którzy są dopiero na początku swojej drogi w zawodzie. W imię ewentualnej przyszłej kariery wyzbywają się zasad zwykłej ludzkiej przyzwoitości. Podpisało się pod tym oświadczeniem także wielu prowodyrów wszystkich opisanych przeze mnie sytuacji - po tych ludziach nie spodziewam się jednak niczego dobrego, więc nie jestem zaskoczony ich postawą - ocenia Marcin Karabasz. - Mniej więcej połowa tych podpisów to podpisy fotoreporterów czy dziennikarzy portalu NaszeMiasto, którzy siłą rzeczy nie mogli być świadkami większości tych zachowań, gdyż siedzą w oddzielnym pomieszczeniu. Bulwersujący jest fakt, że podpisali się pod tym dziennikarze, którzy często podejmują temat mobbingu. Pokazuje to, jak nieuczciwie podchodzą do swojej pracy i jak przedmiotowo ją traktują - dodaje.

Według niego przypięcie na tablicy wyśmiewającego go zdjęcia to tylko jedna z szykan, które dotknęły go w redakcji. - Sam fakt istnienia „tablicy”, której celem jest wyśmiewanie innych pracowników, jest poniżej krytyki. Z łatwością można jednak porównać wywieszenie obrazka gotującego kota, który nawiązuje do nazwiska jednej z redaktorek, do umieszczenia mojego zdjęcia, wraz z wulgarnym i prymitywnym komentarzem - opisuje Karabasz. - Zachowania homofobiczne zdarzały się już wcześniej. Marsz Równości nazywano „marszem pedałów”, radzono mi, żebym przyznał się do swojej rzekomej homoseksualnej orientacji - wylicza. - Większość tych zachowań traktowałem jako przejaw znanej z wojska „fali”, stosowanej wobec młodych pracowników - dodaje.

Karabasz zapewnia, że zwracał na to uwagę swoim przełożonym. - Nie jest prawdą, że nie skarżyłem się na to zachowanie. Gdy wyraziłem oburzenie wywieszeniem zdjęcia, wydrukowano je po raz kolejny i dodano „dymek” (w pierwotnej wersji zdjęcie było bez tekstu, ze względu na moje zbulwersowanie postanowiono żart ten udoskonalić) - stwierdza. - Żaliłem się także wielokrotnie swojemu bezpośredniemu przełożonemu na takie traktowanie mnie. Prosiłem, żeby mnie nie prowokować, bo w końcu mogę nie wytrzymać. Słyszałem wtedy w odpowiedzi, że „o to chodzi”. Żaliłem się na pensję - od kwietnia słyszałem, że będę zarabiał ok. 1400 zł - dodaje.

Dziennikarz uważa, że nie był w tak dobrych relacjach z innymi osobami z redakcji „Głosu” jak przedstawiono to w ich oświadczeniu. - Nie jest prawdą, że utrzymywałem z kimkolwiek z redakcji stosunki towarzyskie. Jeśli chodzi o picie piwa - faktycznie, raz była taka sytuacja, że wyszedłem na Stary Rynek z kolegami z pracy. Trudno nazwać to jednak utrzymywaniem stosunków towarzyskich. Zresztą sam nieszczególnie o to zabiegałem - opisuje. - Byli to jednak ci pracownicy, którzy nie dopuszczali się do nikczemnego zachowania względem mnie - podkreśla.

Dlaczego zdecydował się ujawnić tę sprawę? - Uznałem, że stało się za dużo, że nie wolno milczeć. Jest to główny naoczny dowód moich słów. Gdy wcześniej poinformowałem wicenaczelnego redakcji o niektórych problemach (wcześniej żaliłem się tylko szefowi mojego działu), otrzymałem odpowiedź, że każdy przez to przechodził i może mi odpisać „dziecko, idź spać”. Miałem także „zrozumieć swoje błędy i przeprosić” - uzasadnia.

W rozmowie z Wirtualnemedia.pl Marcin Karabasz stwierdza, że oczekuje od redakcji „Głosu” przyznania, że opisane przez niego sytuacje zdarzyły się, i przeproszenia za nie. Jest to jedna z czynności, dzięki której rozważyłby zrezygnowanie z drogi sądowej.

Po ujawnieniu sprawy Karabasza zaprosił na spotkanie Marek Rodwald, prezes poznańskiego oddziału Polska Press Grupy.

Dołącz do dyskusji: Marcin Karabasz: redakcja „Głosu Wielkopolskiego” kłamie, że nie byłem źle traktowany, wcześniej się na to skarżyłem

14 komentarze
Publikowane komentarze są prywatnymi opiniami użytkowników portalu. Wirtualnemedia.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii. Jeżeli którykolwiekz postów na forum łamie dobre obyczaje, zawiadom nas o tym redakcja@wirtualnemedia.pl
User
k.
Sam byłem obiektem dwuznacznych kpin w nowej pracy i jest to bardzo ale to bardzo nieprzyjemne, szczególnie dla świeżego pracownika, który musi się odnaleźć wśród zupełnie nowych okoliczności/ludzi/zależności. To co dla jednego będzie tylko żartem, dla drugiego może okazać się cierpieniem, bo każdy z nas jest inny, ma inne progi wrażliwości i doświadczenie życiowe. Dlatego zanim jeden c3bulak z drugim postanowi, że zabawią się kosztem żółtodzioba, niech się dwa razy zastanowi, bo karma wraca. A szef który ignoruje takie sygnały (u mnie też tak było) nie nadaje się na kierowanie zespołem pracowniczym.
odpowiedź
User
CenzurowaneMedia.pl
Czemu zablokowaliście komentarze pod poprzednim artykułem? Robiliśmy niezły pojazd na tych śmieci z Głosy Wielkopolskiego. Niech wiedzą, że są niedorozwojami.
odpowiedź
User
SBT
Nasz kraj to jednak cebulandia pełną cebulową gębą. Mamy piękne samochody, mieszkania z żurnala, galerie handlowe lepsze niż na zachodzie, jesteśmy wykształceni i mamy różne zainteresowania, ale z cebuli jeszcze długo nie wyrośniemy. Szczerze to wolałbym żeby było odwrotnie, żeby to postęp mentalny przychodził jako pierwszy. A tak - cóż cebula to wspaniałe warzywo ale w niewielkich proporcjach do całości menu. W przeciwnym razie szypie niemiłosiernie w oczy i ciężko z takim cebulo-pozytywnym wytrzymać, nawet w nowym Mercedesie klasy S.
odpowiedź