Marek Król w wywiadzie dla „Uważam Rze” podtrzymał swoje słowa o Tomaszu Lisie jako redaktorze naczelnym „Wprost” wypowiedziane w czerwcu 2010 roku, kiedy Lis obejmował tę funkcję. Król stwierdził wtedy, że czuje się, jakby oddał córkę do domu publicznego. Przypomnijmy, że był właścicielem „Wprost” od 1989 do 2009 roku, a przez kilka lat również jego redaktorem naczelnym.
Teraz Marek Król ocenia, że Tomasz Lis „zeszmacił całkowicie” ten tygodnik. „To, co on tworzy, to są wyroby prasopodobne. Żadnej samodzielnej myśli, tylko konfekcja. I powtarzanie opinii wygłoszonych już wcześniej w ‘Gazecie Wyborczej’” - stwierdza Król. Na sugestię rozmawiających z nim braci Karnowskich, że Lis służy bezrefleksyjnie systemowi władzy, były właściciel „Wprost” zauważa, że dziennikarz może jeszcze zmienić swoje poglądy. „Może pod wpływem sumienia, a może uzna, iż sytuacja rynkowa wymaga korekty stosunku do władzy” - zastanawia się Król. A po chwili dodaje, że jego zdaniem „wielu odpowiedzi trzeba szukać w tym, co nazywamy rosyjską agenturą wpływu. Na to przecież rosyjskie służby wydają 90 proc. swoich wydatków”.

Marek Król ironicznie komentuje wymianę dziennikarzy między „Wprost” a „Newsweekiem”, która następuje po zwolnieniu Tomasz Lisa z tego pierwszego pisma i zatrudnieniu w drugim. „Zapewne stracą na tym oba tytuły. W mojej ocenie jeden z nich musi zniknąć z rynku, a nie wiadomo, czy i ten zwycięski się utrzyma” - uważa.
Równie ostro Marek Król wypowiada się o przyznaniu w ubiegłym roku przez „Wprost” Nagrody Kisiela dziennikarce „Polityki” Janinie Paradowskiej (więcej na ten temat). „Sądzę, że jak się kiedyś spotkają już po drugiej stronie, to Stefan powie jej, co o tym myśli. I swoją głowę z brązu odbierze” - mówi Król. Dodaje przy tym, że jego zdaniem Nagrodę Kisiela „obecnie złajdaczono”.











