Wbrew Monice Olejnik nie wszyscy dziennikarze są przeciw Tuskowi - Żakowski, Lis, Blumsztajn...

Monika Olejnik na czwartkowej konferencji prasowej powiedziała Donaldowi Tuskowi: „całe środowisko dziennikarskie jest przeciwko panu”. Polemizowali z nią Ewa Milewicz i Jacek Żakowski, a zachowanie Sylwestra Latkowskiego i całej redakcji „Wprost” wobec ABW i prokuratorów skrytykowali też m.in. Stefan Bratkowski, ks. Kazimierz Sowa, Tomasz Lis, Seweryn Blumsztajn i Adam Szostkiewicz.

tw
tw
Udostępnij artykuł:
Wbrew Monice Olejnik nie wszyscy dziennikarze są przeciw Tuskowi - Żakowski, Lis, Blumsztajn...
fot. pap

Na porannej konferencji prasowej w czwartek Monika Olejnik wyliczyła premierowi, jakie zastrzeżenia ma wobec postępowania jego rządu i służb w sprawie nagrań podsłuchanych rozmów opublikowanych przez „Wprost”, podsumowując to stwierdzeniem: „całe środowisko dziennikarskie jest przeciwko panu”.

Po południu dziennikarka wytknęła jednak prawicowym dziennikarzom niewłaściwe jej zdaniem zachowanie w czasie konferencji. Podczas spotkania z premierem sprzeczali się Michał Rachoń z Telewizji Republika i Samuel Pereira z „Gazety Polskiej Codziennie”.

- Jestem zbulwersowana chamskim zachowaniem prawicowych dziennikarzy wobec premiera! Czy jak Jarosław Kaczyński dojdzie do władzy, też bedą na niego wrzeszczeć? Swoją drogą, gdzie tuzy dziennikarskie? 8 rano w Boże Ciało to za wcześnie? - napisała Monika Olejnik na swoim fanpage’u facebookowym.

Ze słowami dziennikarki Radia ZET i TVN24 do Donalda Tuska nie zgodziła się publicystka „Gazety Wyborczej” Ewa Milewicz, już w tytule swojej polemiki stwierdzając: „Przecież żyjemy w wolnym kraju”.

- Redakcje to nie są sanktuaria. Skoro prokurator może sięgnąć do komputera księdza, lekarza, to dlaczego nie może sięgnąć do komputera redakcji? Przecież nie ma tam - mam nadzieję - danych o informatorach. Bo to byłaby gratka dla hakerów - napisała Milewicz. - Redakcja „Wprost” ma nagrania podstępnie zrobione, zrobione być może nie dla poszerzenia wiedzy ludzkości o knowaniach polityków. Nie wiem, po co prokuraturze laptop redaktora Sylwestra Latkowskiego. Mam nadzieję, że ona wie - dodała.

Monikę Olejnik skrytykował za tę wypowiedź także Jacek Żakowski. - To powiedziała jedna z naszych koleżanek, która łatwo się unosi. I myślę, że się pomyliła. Mam nadzieję, że się bardzo pomyliła. Bo z faktu, że grupa rozhisteryzowanych prawicowych dziennikarzy rzeczywiście doznawała takich uniesień, nie wynika, że całe środowisko zwariowało - stwierdził na antenie TOK FM.

Według Stefana Bratkowskiego, honorowego prezesa Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich w przypadku posługiwania się przez media materiałami pozyskanymi dzięki przestępstwu, np. nagraniami z nielegalnego podsłuchu, zgodnie z kodeksem Międzynarodowej Federacji Dziennikarzy nie obowiązuje ochrona źródła informacji gwarantowana tajemnicą zawodową. - Dyskusja nad treścią tak uzyskanych informacji oznacza legitymizowanie przestępstwa. Jeśli już kogoś aż tak zafascynowały ujawnione treści, może drążyć interesujący go temat w bezpośredniej rozmowie. Inaczej zamieniamy dziennikarstwo w szambo. To szambo dziś zalewa media polskie - stwierdził Bratkowski w felietonie zamieszczonym na stronie Studioopinii.pl.

- Nie akceptuję udziału mediów w nieuzasadnionej próbie zamachu stanu, inaczej mówiąc, występuję w obronie szacunku do władz własnego państwa, nie dla własnego interesu czy przyjemności, lecz w interesie tego państwa - MOJEGO państwa - podkreślił Stefan Bratkowski. - Kwestionowanie prawnych podstaw funkcjonowania tych władz, a zwłaszcza absurdalne oskarżenia i permanentne wymysły z obelgami, przy równoczesnym odgrywania roli zapasowych władz państwa - składają się na ciągłą destabilizację konstytucyjnie uformowanego państwa - dodał.

Jeszcze mocniej postawę redakcji „Wprost” w tej sytuacji skrytykował ks. Kazimierz Sowa, współzałożyciel i dyrektor Religia.tv. Jego zdaniem w solidarnym wsparciu dla tygodnika, które wyraziły skonfliktowane i krytykujące się zazwyczaj redakcje, nie chodzi o obronę wolności mediów, tylko „utrzymanie za wszelką cenę (w tym przypadku osłabienia państwa) prawa do bycia ponad wszystkim i wszystkimi”.

- Chęć bycia przez sporą część świata dziennikarskiego faktyczną władzą trochę mnie przeraża - stwierdził ks. Sowa. - I nie zamierzam podpisywać żadnych listów protestacyjnych czy „w obronie wolności słowa”, bo nie jestem karpiem, który głosuje za przyspieszeniem Wigilii - zadeklarował.

Dziennikarz „Polityki” Edwin Bendyk przypomniał, kiedy w ub.r. „Guardian” ujawnił informacje przekazane przez Edwarda Snowdena, śledczy szybko pojawili się w redakcji gazety, a kiedy redaktorzy nie chcieli udostępnić im dysków z odpowiednimi danymi, uzgodniono, że zostaną one zniszczone w obecności funkcjonariuszy. - Część kolegów uwierzyła, że metaforyczny mandat czwartej władzy oznacza więcej niż prawo i obowiązek zadawania przenikliwych pytań, by wydobyć informację, lecz także daje prawo do podejmowania decyzji politycznych, wydawania wyroków i interpretacji przepisów prawa. Również we własnej sprawie (choć prawa tego odmawia się w oczywisty sposób przedstawicielom innych władz) - dodał Bendyk, odnosząc się do obecnej sytuacji „Wprost”.

W środę po południu komentarz popierający działania ABW (jeszcze przed eskalacją zamieszania w redakcji „Wprost”) napisał publicysta „Polityki” Adam Szostkiewicz.

- Nakaz prokuratorski ma uzasadnienie, Agencja działa nie tylko zgodnie z prawem, ale i w interesie publicznym, bo nie może być tak, by sprawcy zuchwałego przestępstwa pozostali bezkarni - napisał Szostkiewicz w komentarzu zamieszczonym w serwisie internetowym tygodnika. - Rzeczywiście, prawo do ochrony źródeł informacji jest jednym z filarów niezależności mediów w systemie demokratycznym. Ale czy w obliczu tej konkretnej sprawy nie należałoby od „Wprost” oczekiwać trochę innej reakcji niż odmowy? Wolne media są częścią demokracji, ale mają nie tylko prawa, lecz i obowiązki wynikające z ich uprzywilejowanej roli. Gdy rzecz dotyczy przestępstwa, media nie mogą stawać po stronie łamiących prawo (chyba że chodzi o tak zwane nieposłuszeństwo obywatelskie, ale na razie nic nie wskazuje, by taki był charakter skandalu podsłuchowego) - dodał publicysta.

W czwartek z Szostkiewiczem na swoim blogu polemizował dziennikarz „Wprost” Cezary Łazarewicz. - To teraz sobie jeszcze wyobraźmy, że po publikacji tekstu „Przychodzi Rywin do Michnika” w redakcji Gazety zjawia się Agencja Bezpieczeństwa Publicznego, domaga się wydania nośników i grozi redakcji rewizją. Czy również wtedy Adam Szostkiewicz napisałby, że są granice tajemnicy dziennikarskiej? Czy zacierałby wówczas ręce, pisząc, że należałoby się tego spodziewać - pytał Łazarewicz.

- Panie Adamie, taśmy „Wprost” więcej mówią o naszych politykach niż tysiące artykułów, które my dziennikarze o nich przez dziesiątki lat napisaliśmy. Ubolewam, że zostały nagrane skrycie. Ale gdyby tak nie było - nie zobaczylibyśmy ich prawdziwego oblicza - a tylko maski. Panie Adamie, przecież, gdybyście to wy zdobyli te nagrania pierwsi to też byście je opublikowali. Taką mam przynajmniej nadzieję - podkreślił dziennikarz „Wprost”.

Z kolei Szostkiewicz w czwartek zamieścił na swoim blogu komentarz „Nie wszyscy są dziennikarzami ‘Wprost’”, który zaczął od deklaracji: „Nie w moim imieniu, proszę, nie wszyscy w mediach są dziś przeciw premierowi”.

- Korporacyjny odruch mediów w obronie tygodnika przypomina odruchy lekarzy od deklaracji wiary. Lekarzowi sumienie nie pozwala przestrzegać prawa, okazuje się, że dziennikarzom też. Samo prawo, jak to u nas, mało kogo obchodzi - napisał publicysta „Polityki”. - A przecież ABW działała w redakcji legalnie, jawnie, z polecenia prokuratury. Działała w sprawie nielegalnego zakładania podsłuchów, co jest przestępstwem. Działała nieudolnie, niestety, ale gdyby nie działała, a premier nie występował na konferencjach prasowych, też by było źle pod innym rytualnym zaklęciem: Tusk nic nie robi - zauważył.

Szostkiewicz odniósł się też do zarzutów Łazarewicza. - W histerycznej dyskusji pojawia się też argument, że gdyby ABW wkroczyło do redakcji „Wyborczej” w związku z tzw. aferą Rywina, to pewnie tacy jak ja by nie protestowali. Nietrafiony. W tej aferze wiedzieliśmy, kto i po co nagrywał Rywina. Służby nie były potrzebne. Dziś są potrzebne, ale na razie nie dają rady. Na tym polega kłopot - stwierdził.

W piątek pojawiły się kolejne komentarze krytykujące stwierdzenie Moniki Olejnik i zachowanie dziennikarzy na czwartkowej konferencji prasowej z premierem. - Tej atmosferze, temu owczemu pędowi w pierwszym momencie ulegli tak znakomici dziennikarze jak Monika Olejnik, która na szczęście ocknęła się i w „Gazecie Wyborczej” nie może się nadziwić temu chamstwu i zalewowi agresji - stwierdził Tomasz Wołek na antenie TOK FM. - To była próba sądu nad premierem, takiego wulgarnego, brutalnego, agresywnego. To nie ma nic wspólnego z dziennikarstwem - ocenił czwartkową konferencję.

- Większość dziennikarzy nie jest w stanie pojąć, że prokuratura naprawdę nie jest częścią w dyspozycji Donalda Tuska. Prokuratura ponosi odpowiedzialność za to co się stało. Ale rozumiem, że pojęcie "prokuratura nie podlega premierowi" jest dość trudne... Równie dobrze o to, co się dzieje we „Wprost”, można oskarżyć mnie, a o to, co się dzieje w „Newsweeku”, oskarżyć redaktora Władykę (publicystę „Polityki” - przyp.red.) - powiedział w tej dyskusji Tomasz Lis.

- W ostatnich dniach widać onanistyczną skłonność dziennikarzy do zajmowania się głównie sobą i występowania w roli twórców i uczestników różnych happeningów - ocenił Lis. - Jeśli chodzi o samą akcję - bardzo mi się nie podobała, wyglądało to fatalnie, przeprowadzone beznadziejne. Głosy prawników są różne, dla mnie prawnie akcja była wątpliwa. Politycznie - niemądra. PR-owsko - katastrofalna. Sprawiało takie wrażenie, jakby tę akcję prokuratury i ABW zorganizowała firma PR-owska Sylwestra Latkowskiego - dodał.

Z kolei Seweryn Blumsztajn już w tytule swojego komentarza w „Gazecie Wyborczej” ocenił: „To nie wojna o demokrację i wolność słowa, ale o stabilność państwa”. - Nie histeryzujmy i nie opowiadajmy o dyktaturze Tuska, tym bardziej że to nie on wysyłał ABW do redakcji „Wprost”. W kraju, gdzie najście służb na redakcję transmitowane jest w telewizji, a niemądra nastolatka bezkarnie może wyzywać premiera od zdrajców, trudno mówić o braku wolności. I nie kreujmy na ikonę wolności słowa redakcję, która specjalizuje się w publikowaniu materiałów z nielegalnych podsłuchów - stwierdził publicysta. - Polska funkcjonuje według scenariusza napisanego przez zleceniodawcę podsłuchów i redaktora Latkowskiego, który dozuje nam kolejne nagrania, tak by zwiększyć sprzedaż swojego tygodnika - ocenił.

W porannym programie TVN24 dziennikarz przypomniał Stefanowi Bratkowskiemu, że ten w 2006 roku miał inne zdanie o podsłuchach. Wówczas w programie „Teraz My” komentował sprawę podsłuchanej rozmowy Renaty Beger i Adama Lipińskiego. - Beger była osobą, która zawnioskowała o to, żeby nagrać rozmowę z nią, więc to miało zupełnie inny charakter. Osoba podsłuchiwana sama prosiła żeby być podsłuchana - twierdził Stefan Bratkowski.

W jego opinii winnego w tej sprawie szuka się teraz według rzymskiej zasady, że sprawcą jest ten, który skorzystał. - A skorzystał na tym „Wprost” i pierwsze podejrzenia będą kierowane na samego Latkowskiego - prognozował publicysta. Bratkowski nie zgadza się jednak, że na „aferze Rywina” skorzystała „Gazeta Wyborcza”, bowiem nakład dziennika nie zwiększył się gwałtownie. - W tamtej aferze to Michnik miał być oszukany, a nie Rywin. Nie było tam podsłuchu tylko rejestracja rozmowy - opisywał.

Jednocześnie prezes honorowy SDP zarzucił mediom prowadzenie nagonki na rząd, a stacji TVN24 przedstawił zarzut „agresywności” w stosunku do przedstawicieli władzy państwowej. - To jest kampania dyfamacyjna, nie informacje. Jest ona skierowana przeciwko legalnym władzom mojego państwa. Mogę to samo powiedzieć o Monice Olejnik, Justynie Pochanke i innych dziennikarzach. Ten rodzaj agresywności do przedstawicieli rządu jest nie od dzisiaj. Ja taką politykę redakcji obserwuję w TVN24 od dłuższego czasu - stwierdził Stefan Bratkowski.

Sama Monika Olejnik w piątek w felietonie na łamach „Gazety Wyborczej” zdystansowała się od „Wprost”. - W tym całym nieszczęściu najgorsze jest to, że ikoną dziennikarstwa stał się Sylwester Latkowski, człowiek o niejasnej przeszłości. To on - "były gangster", jak pisze o nim tygodnik "wSieci" - próbuje obalić rząd - napisała dziennikarka.

Przypomnijmy, że ostatni jak na razie krytyczny artykuł o przesłości Latkowskiego ukazał się „W Sieci” w tym tygodniu (przeczytaj więcej na ten temat).

PRACA.WIRTUALNEMEDIA.PL

NAJNOWSZE WIADOMOŚCI

Właściciel TVN wybierze Netfliksa? Ruszyły negocjacje ws. HBO Max

Właściciel TVN wybierze Netfliksa? Ruszyły negocjacje ws. HBO Max

Zmarł Rafał Kołsut. Jako dziecko był gwiazdą "Ziarna"

Zmarł Rafał Kołsut. Jako dziecko był gwiazdą "Ziarna"

Ziętara zginął, bo był dziennikarzem. Kto i dlaczego straszy teraz media, które o tym piszą?

Ziętara zginął, bo był dziennikarzem. Kto i dlaczego straszy teraz media, które o tym piszą?

KRRiT przedłuża koncesje. Chodzi m.in. o stacje Polsatu i Canal+

KRRiT przedłuża koncesje. Chodzi m.in. o stacje Polsatu i Canal+

Polsat Box udostępnił za darmo wiele kanałów

Polsat Box udostępnił za darmo wiele kanałów

Współpracownica Agory bez pieniędzy po porodzie? Firma odpowiada "Solidarności"

Współpracownica Agory bez pieniędzy po porodzie? Firma odpowiada "Solidarności"