SzukajSzukaj
dołącz do nasFacebookGoogleLinkedinTwitter

Prof. Dariusz Jemielniak: Astroturfing w polskiej sieci to amatorszczyzna

Wraz ze społecznym protestem wokół ustaw „sądowych” zawetowanych w części przez prezydenta Andrzeja Dudę pojawiły się podejrzenia o stosowanie w internecie astroturfingu i ingerencję zewnętrznych sił w polityczny spór w polskich mediach społecznościowych. Prof. Dariusz Jemielniak, ekspert w dziedzinie badań internetu z Akademii Leona Koźmińskiego w komentarzu dla serwisu Wirtualnemedia.pl wyjaśnia korzenie astroturfingu i krytycznie spogląda na jego jakość w polskich mediach społecznościowych. – To amatorszczyzna – ocenia Dariusz Jemielniak.

 

Oskarżenia o astroturfing stosowany w sieci przez ugrupowania opozycyjne pojawiły się w miniony weekend i pochodziły ze strony mediów zbliżonych do środowisk sprawujących obecnie władzę.

Główne ugrupowania opozycyjne walczące z ostatecznie zawetowanymi po części przez prezydenta Andrzeja Dudę ustawami „sądowymi” zaprzeczyły że stosują w swoich działaniach rozwiązania rodem z marketingu politycznego.

Jednocześnie pojawiły się podejrzenia, że w social mediową grę wykorzystującą astroturfing włączyły się siły zewnętrzne. W komentarzach eksperci nie wykluczali, że może chodzić o Rosję.

Serwis Wirtualnemedia.pl poprosił o komentarz w tej sprawie prof. Dariusza Jemielniaka, eksperta w dziedzinie badań internetu z Akademii Leona Koźmińskiego, który szczegółowo wyjaśnia zarówno korzenie astroturfingu, jak i jego nieudolne zastosowanie w wypadku ostatniego sporu wokół ustaw dotyczących sądownictwa.

- W polskiej sieci od dawna działają także zawodowcy – podkreśla Dariusz Jemielniak. - Astroturfing oznacza proces, w którym tworzy się pseudo-spontaniczny ruch społeczny. Działa tak, aby sprawiać pozory naturalnego, oddolnego poparcia jakiejś idei czy produktu. Nazwa pochodzi od marki AstroTurf, sztucznej murawy, przypominającej prawdziwą trawę. Jest to gra słów – bo spontaniczne ruchy społeczne określane są jako „grassroot” (z ang. oddolny, przyziemny, ale przecież „grass” – to trawa, a „root” to korzeń). I choć ten termin przebił się do świadomości społecznej w Polsce dopiero w ostatnich dniach, w nauce o społecznościach internetowych i w praktyce marketingu politycznego funkcjonuje od co najmniej kilkunastu lat.

W marketingu trudno nie zauważyć np. wysypu pozytywnych recenzji produktów w niektórych sklepach internetowych. Często jeszcze przed premierą – powodem są właśnie sprawnie skoordynowani, opłaceni „astroturferzy”. W nieco bardziej eleganckiej formie tego rodzaju kampanie robi się w ten sposób, że wysyła się produkt chętnym do napisania recenzji za darmo – ale obie strony zazwyczaj rozumieją, że przygotowanie negatywnej opinii raczej wykluczy daną osobę z dalszej współpracy.

Według eksperta z Akademii Leona Koźmińskiego tego rodzaju zaangażowanie jakościowe jest mocno wspierane analizami ilościowymi i Big Data, czyli dużych, różnorodnych zbiorów danych, których przetwarzanie i czytanie nie jest łatwe, jednak bardzo wartościowe przy pozyskiwaniu nowej wiedzy.

- Analizuje się dane o użytkownikach internetu na podstawie powszechnie dostępnych profili i segmentuje ich na grupy, do których można kierować konkretny przekaz – wyjaśnia Jemielniak. - Co prawda jest to podejście stosowane w marketingu od kilkudziesięciu lat, jednak ostatnio precyzja jego zastosowania gwałtownie wzrosła. Znacznej poprawie uległy także narzędzia do estymowania cech i preferencji użytkowników. Informacje zdobywane są nawet na podstawie pozornie mało istotnych polubień seriali telewizyjnych – bowiem analiza setek tysięcy profili ujawniła pewne niewidoczne wcześniej wzorce. USA, Wielka Brytania i Francja zdają sobie sprawę z tego, że cyberwojna propagandowa już się zaczęła i podejmują intensywne wysiłki mające na celu przynajmniej identyfikację zjawiska i przeciwdziałania.

Zdaniem naszego rozmówcy trudno stwierdzić jak duża część społeczności Twittera i Facebooka to fałszywe konta i boty, ale szacuje się że całkiem spora.

- W Polsce dało się zauważyć niedawny wzrost aktywności kont Facebooka z komentarzami krytycznymi wobec PiS, w dodatku z kont z Ameryki Łacińskiej, podobnie jak gwałtowny wzrost liczby śledzących konta polityków PO. To typowe przykłady amatorsko wykonanego astroturfingu – ocenia Jemielniak. - Podobne kampanie robione w sposób profesjonalny rozkładają wzrost followerów na miesiące po to, aby nie było widać nienaturalnego skoku, a komentarze dodawane są z kont wyglądających na rdzennie polskie. Trzeba sobie zadać pytanie, jakie kampanie i ruchy społeczne są pod wpływem specjalistów od astroturfingu. Można jedynie zgadywać, ale warto próbować, także analizując motywy, gdy zauważamy zaskakująco „spontanicznie” rosnące trendy, jak i kontrtrendy. A następnym razem, kiedy wdamy się w dyskusję w internecie – zastanówmy, czy aby na pewno po drugiej stronie jest człowiek – przestrzega ekspert.

Dołącz do dyskusji: Prof. Dariusz Jemielniak: Astroturfing w polskiej sieci to amatorszczyzna

2 komentarze
Publikowane komentarze są prywatnymi opiniami użytkowników portalu. Wirtualnemedia.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii. Jeżeli którykolwiekz postów na forum łamie dobre obyczaje, zawiadom nas o tym redakcja@wirtualnemedia.pl
User
jej
Panie Dariuszu, są w polskim Internecie również profesjonaliści, tylko że ich... nie widać. :) Pomaga dopiero analiza statystyczna występowania słów i zwrotów w komentarzach.

Dlatego warto promować ogólnopolski, państwowy system komentarzy z potwierdzona urzędowo tożsamością.
odpowiedź
User
dodatek
Zapomniałam dodać, ze szkolenie zaczyna się rzeczywiście od pisania pozytywnych komentarzy. Tutaj pana obserwacja jest duża. Ludzie muszą po prostu sami przekonać się, ze opinie pozytywne są sztuczne, ze od razu wydają się podejrzane.

Gdy to zrozumieją, można rozpocząć szkolenie.
odpowiedź