SzukajSzukaj
dołącz do nasFacebookGoogleLinkedinTwitter

aaagencję zatrudnię - Jędrkowiak o zarzutach Brainshake wobec przetargu Porsche

Branża reklamowa nie ma mandatu na pouczanie reklamodawców, tym bardziej w dziedzinie etyki biznesowej. Przetarg to element wolnego rynku. Wystarczy, aby był profesjonalny i uczciwy - uważa Roman Jędrkowiak z ADHD Warsaw.

Przetargi to codzienność dla większości dostawców usług marketingowych. Temat został ponownie wywołany przy okazji zamieszania po przetargu przeprowadzonym przez koncern Volkswagen na wybór agencji reklamowej dla marki Porsche. Patrząc z zewnątrz - przetarg, jakich wiele na polskim rynku. Wiele jest bowiem przetargów, do których zaproszonych zostaje więcej niż cztery agencje. Wiele przetargów wygrywają agencje obecnie pracujące dla reklamodawców. O co więc tyle krzyku?

>>> Brainshake domaga się zwrotu kosztów udziału w przetargu Porsche

Gorzkie słowa szefów Brainshake o przetargu Porsche odczytuję jako sprzeciw wobec tego, jak wygląda przeciętny przetarg na polskim rynku reklamowym. Padło akurat na ten przetarg i można mówić o pechu poważanego skądinąd marketera, jakim jest Volkswagen.

Zanim zaczniemy obwiniać reklamodawców - bardzo generalna uwaga. Branża reklamowa nie ma mandatu na pouczanie reklamodawców, tym bardziej w dziedzinie etyki biznesowej. Z dwóch powodów. Po pierwsze - jesteśmy w branży usługowej. Sama nazwa wskazuje, że jedni są klientami, a drudzy usługodawcami. Po drugie - polską branżę reklamową trudno nazwać nadmiernie transparentną w procesie wydawania pieniędzy reklamodawców. I dopóki tak będzie, poziom wzajemnego zaufania branżowego pozostanie niewysoki.
 
Jak to zwykle bywa - są reklamodawcy bardzo profesjonalni na rynku, którzy wiedzą po co robią przetarg, wybierają rzeczywiście najlepsze rozwiązania. I są agencje (reklamowe, mediowe itd.), które robią wszystko, aby budżety ich klientów pracowały w sposób profesjonalny i efektywny. Trzeba zakładać, że większość ludzi to profesjonaliści, którzy działają w dobrej wierze.

Wracając jednak do codzienności. Przetarg zbyt często wygląda tak:
1. Zaproszenie zbyt dużej ilości agencji. Czterech oferentów to naprawdę dużo, aby mieć pewność dobrego wyboru.
2. Wielką tajemnicą owiana jest zarówno liczba, jak i nazwy agencji. Dobrze działająca platforma przetargowa organizacji branżowych mogłaby rozwiązać ten problem.
3. Przypadkowość zaproszonych firm. Gdy widzimy w przetargu agencje z różnych lig, gdy są one bardzo różne od siebie - to często sygnał, że reklamodawca nie ma planu. A to oznacza przypadkowość procesu.
4. Niejasny brief. To oznacza duże kłopoty. Klient nie wie, czego chce i przerzuca kłopot na agencje. Robi się przypadkowo, krążą wielostronicowe prezentacje i przetarg staje się często zwykłym konkursem piękności. Osobiście uważam, że brief dla agencji reklamowej da się napisać na jednej stronie.
5. Przetarg rozstrzyga się w niezwykle “przewidywalny” sposób. Nawet jeśli takich sytuacji nie jest zbyt wiele, to robią one dużo złego. Frustracja agencji, które się napracowała, miała bardzo dobre pomysły i dowiaduje się, że była tylko “mięsem armatnim”, jest ogromna.

W powyższych aspektach duża jest rola organizacji branżowych. Szkoda tylko, że organizacje tak mało energicznie walczą o standardy, bo tylko one mogłyby poprawić w tej kwestii poziom. Ale to wymaga żelaznej solidarności oraz konsekwencji w bronieniu standardów.

Staram się zrozumieć niezadowolenie agencji. Zgadzam się, że “junior brand manager” istnieje. Ale przynajmniej częściowo wynika to z faktu, że agencje kontaktują się na stosunkowo niskim szczeblu z klientami. Młodszym czytelnikom przypomnijmy, że 10 lat temu było inaczej. Lepiej. Były takie czasy, że agencje reklamowe i mediowe znacznie częściej niż dzisiaj były partnerami dla reklamodawców. Dzisiaj najczęściej są podwykonawcami.

Jestem przeciwnikiem płacenia agencjom za udział w przetargu. Przetarg to element wolnego rynku. Moim zdaniem wystarczy, aby był profesjonalny i uczciwy.

Miałem okazję takie przetargi organizować jako marketer, brałem udział w nich jako dostawca, obecnie prowadzę w imieniu reklamodawcy przetarg na wybór agencji. W najbardziej profesjonalnym przetargu, w którym miałem okazję brać udział, marketer bardzo pomagał wszystkim trzem wyselekcjonowanym wcześniej oferentom. A potem wybrał najlepszego z nich. Szkoda tylko, że działo się to w Londynie.

Roman Jędrkowiak, szef butiku marketingowego ADHD Warsaw, wcześniej dyrektor marketingu ING Banku Śląskiego

Dołącz do dyskusji: aaagencję zatrudnię - Jędrkowiak o zarzutach Brainshake wobec przetargu Porsche

6 komentarze
Publikowane komentarze są prywatnymi opiniami użytkowników portalu. Wirtualnemedia.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii. Jeżeli którykolwiekz postów na forum łamie dobre obyczaje, zawiadom nas o tym redakcja@wirtualnemedia.pl
User
sad.sadpwski
Ale jest i jeszcze jeden model. Firma ogłasza przetarg dwupetapowy. Pierwszy, to wysłanie portfolio przez agencje - koszta żadne i dobrze przygotowane portfolio to coś co firma powinna mieć sama z siebie. Kto nadgorliwy może dopisać jakąś strategię, pokazać konkretny projekt dla klienta, ale od początku wiadomo że to za darmo. Kto chce się podlizać zrobi, kto nie ten nie, ale sprawa jest postawiona jasno - ten etap jest darmowy. Potem na podstawie portfolio reklamodawca zaprasza do drugiego etapu 2, 5, czy 10 agencji (ile uzna za stosowne) gdzie za przygotowanie konkretnej prezentacji płaci 2, 5 czy 10 tysięcy (ile uzna za stosowne). Jak ktoś uważa że to za mało dla zrobienia przetargu, to po prostu nie startuje, ale nie może mieć pretensji że coś go wyszło drożej bo wszelkie stawki są jawne i ustalone od początku i albo się godzi, albo nie uznając te warunki za "niegodne".

Można tak po prostu uczciwie? Można, szkoda że tak mało wciąż się decyduje na ten model że reklamodawca płaci za poświęcony mu mimo wszystko czas nawet tym którzy odpadną, a i agencja nie ma żadnych podstaw do takich żali jak Brainshake.
odpowiedź
User
John H
Roman Jedrkowiak = wszystko co zle w Polsce,
Nie moge uwierzyc ze taki kretyn kiedys rzadzil marketingiem w duzej firmie
odpowiedź
User
Animatik
Dlaczego miało by być coś w złego w tym, że klient pokrywa część kosztów przetargu? Zwykle dostaje w zamian sporą dawkę wiedzy i opinii, które pośrednio i tak później wykorzysta, nawet jeżeli wygra inna agencja.

Moim ulubionym elementem briefów są zdania "przygotowanie animatików / storyboardów nie jest konieczne". Zawsze zastanawiam się czy jest to świadoma prowokacja kierująca agencję na jedyne słuszne rozwiązanie i pokrycie jego kosztów z własnej kieszeni, czy też świadoma troska o portfele uczestników procedury przetargowej. Czasami brzmi to tak, jakby przez mauzoleum Lenina, władza jedyna i ukochana umieściła kartkę "spontaniczne składanie uwielbienia ukochanemu Wodzowi, przez lud pracujący miast i wsi, nie jest bezwzględnie konieczne".
odpowiedź