Informacja o bezskutecznej próbie egzekucji komorniczej pojawiła się w wyciągu Coal Minders SA w Krajowym Rejestrze Sądowym w połowie czerwca br. Postępowanie zostało podjęte w kwietniu przez komornika przy Sądzie Rejonowym Katowice Wschód.
W dokumencie zapisano to z oznaczeniem: „Umorzenie prowadzonej przeciwko podmiotowi egzekucji z uwagi na fakt, że z egzekucji nie uzyska się sumy wyższej od kosztów egzekucyjnych”.
Nie wiadomo o żadnej działalności Coal Minders SA po tym, jak w kwietniu ub.r. działalność zakończył zarządzany przez nią serwis Silesion.pl. Jak doszło do tego, że spółka nie była w stanie pokryć nawet kosztów postępowania komorniczego wobec niej?
Dwie spółki Durczoka, Silesion.pl ruszył z rozmachem
Wiosną 2016 roku Kamil Durczok założył dwie spółki o nazwie Coal Minders: akcyjną i z ograniczoną odpowiedzialnością. Ta druga ma 50 tys. zł kapitału zakładowego, przez trzy lata jedynym właścicielem był Kamil Durczok, a wiosną ub.r. 30 proc. udziałów objął Kamil Maksymilian Durczok, syn dziennikarza.

Spółka Coal Minders z o.o. złożyła jedynie sprawozdanie finansowe za 2016 rok, nie jest ono dostępne w elektronicznym KRS.
Natomiast spółka akcyjna Coal Minders wystartowała z kapitałem zakładowym w wysokości 100 tys. zł. Kamil Durczok jest jedynym członkiem jej zarządu, a w radzie nadzorczej do wiosny 2018 roku był jego syn. We wrześniu ub.r. z rady nadzorczej odeszli Dariusz Pawelec i Grzegorz Rutkowski, w konsekwencji jedynym członkiem rady jest Edward Łaskawiec.
Od stycznia ub.r. syn Kamila Durczoka jest w Coal Minders SA prokurentem, wcześniej tę funkcję pełnili w spółce Bartosz Nowak (od 2016 do wiosny 2017 roku był zastępcą dyrektora zarządzającego Silesion.pl) oraz Julia Oleś (była zastępczynią redaktora naczelnego serwisu).
Silesion.pl uruchomiono w październiku 2016 roku, po tym jak Kamilowi Durczokowi upłynął półtoraroczny zakaz konkurencji po rozstaniu z Grupą TVN. Startowi witryny towarzyszyły duży event i kampania billboardowa, jej zespół początkowo liczył ok. 20 osób, które korzystały ze służbowych samochodów i dronów.

Zwolnienia i zniknięcie
Jesienią 2017 roku Silesion.pl zaczął współpracę z siecią reklamową Ströer Digital Media na zasadzie wyłączności agencyjnej.
Potem zespół serwisu przeniósł się z centrum Katowic do mniej prestiżowego biura, nastąpiły spore redukcje zatrudnienia (z witryną rozstała się m.in. wicenaczelna Maria Zawała). W połowie 2018 roku przestano realizować materiały wideo, rzadziej aktualizowano sekcje lifestylowe.
W kwietniu ub.r. na Silesion.pl przestały się ukazywać jakiekolwiek nowe treści, a pod koniec miesiąca serwis bez żadnej informacji dla czytelników zniknął z internetu. Kamil Durczok nie komentował tej decyzji.
Pytani przez Wirtualnemedia.pl menedżerowie z branży internetowej oceniali, że Silesion przy sporych kosztach bieżących prawdopodobnie nie osiągał odpowiednich wpływów reklamowych. Zwracali uwagę, że serwis wystartował z dużym zespołem redakcyjnym, ale nie przyciągnął czytelników na stałe ciekawymi treściami, a w skali ogólnokrajowej nie przebił się z materiałami lifestylowymi.

3,6 mln zł straty netto przez dwa lata
Dysproporcję przychodów i kosztów operacyjnych widać w sprawozdaniu Coal Minders SA za 2017 roku, które niedawno złożono w KRS. W 2016 roku spółka osiągnęła jedynie 36,5 tys. zł wpływów sprzedażowych, a przy 2,28 mln kosztów operacyjnych miała 2,24 mln zł straty operacyjnej.
W 2017 roku, kiedy przez cały rok działał już Silesion, przychody operacyjne wyniosły 957,5 tys. zł, wydatki operacyjne zwiększyły się do 3 mln zł, a strata operacyjne zmalała do 2,04 mln zł.
Nakłady na wynagrodzenia rok do roku poszły w górę z 429 tys. zł do 1,05 mln zł, a na usługi obce - z 1,08 do 1,24 mln zł, natomiast pozostałe koszty rodzajowe zmalały z 360,4 do 230,9 tys. zł.
W 2017 roku Coal Minders zanotowała 1,75 mln zł straty netto, wobec 1,81 mln zł rok wcześniej.
5,5 mln zł z emisji akcji

Straty netto były niższe niż operacyjne, ponieważ spółka finansowała się z emisji swoich akcji i dopłat do kapitału. W 2016 roku uzyskała w ten sposób 2,71 mln zł (plus 100 tys. zł z kredytów), a w 2017 roku - 2,75 mln zł (i 8 tys. zł z kredytów).
W efekcie mimo kosztów operacyjnych wielokrotnie przewyższających przychody sprzedażowe spółka w 2016 roku osiągnęła 91,5 tys. zł dodatnich przepływów finansowych netto, natomiast rok później przepływy wyniosły -90,6 tys. zł.
W dokumentach z KRS wyliczono trzy dokapitalizacje Coal Minders: w grudniu 2016 roku kapitał zakładowy wzrósł do 210 tys. zł, wiosną 2017 roku - do 245 tys. zł, a w lipcu 2017 roku - do 280 tys. zł.
To wartości nominalne, w wyciągu nie wskazano, kto obejmował nowe emisje akcji ani ile za nie faktycznie płacił. Nie ma też danych o strukturze właścicielskiej firmy.

Pod koniec 2017 roku Coal Minders chciała sprzedać kolejną transzę: oferowała 350 tys. walorów po 9,7 zł za sztukę. Jak opisał Business Insider, chciała pozyskać 3,4 mln zł na uruchomienie i rozwój aplikacji mobilnej Squirt, która miała agregować treści z różnych serwisów dostosowane do zainteresowań każdego użytkownika.
Debiut Squirt planowano na wiosnę 2018 roku, ale ostatecznie spółka nie znalazła inwestorów i aplikacja nie powstała.
Durczok: nie miałem pojęcia o zarządzaniu taką firmą

O przyczynach niepowodzenia Silesionu Kamil Durczok wspomniał w sierpniu br. w wywiadzie wideo udzielonym Markowi Czyżowi. Przyznał, że podstawowym błędem było to, że pełnił funkcję prezesa, ponieważ po ponad 20 latach pracy w mediach, także na stanowiskach menedżerskich uznał, że sprawdzi się w takiej roli.
- Natomiast ja nie miałem pojęcia o zarządzaniu taką firmą. Surowe konsekwencje tego ponoszę do dzisiaj, bo bycie prezesem to jest też odpowiedzialność i ja się teraz borykam z tym, że wiele tych rzeczy jeszcze się ciągnie, że jeszcze się pociągnie - powiedział Kamil Durczok.
- To była potężna, bardzo mocna, bolesna, ale niezwykle mi potrzebna lekcja. Ja to strasznie przeżyłem pod każdym względem: tego wszystkiego, co wokół mnie zaczęło się dziać, tego wszystkiego, z czym ja musiałem się zmierzyć, z czym nie potrafiłem się zmierzyć, co spróbowałem utopić w alkoholu - opisał.

Kamil Durczok wyliczył też, z czego obecnie żyje. - Trochę ze Szczyrku, z wynajmu domu, który przez tyle lat był moim azylem, moją ucieczką, moim ukochanym miejscem. Trochę ze szkoleń, trochę z pomocy moich przyjaciół, którzy mnie nie opuścili i są ze mną - stwierdził. Zaznaczył, że prowadzi szkolenia m.in. z działań w sytuacji kryzysu wizerunkowego.
Zarzuty prokuratorskie ws. weksli i jazdy po pijanemu
26 lipca ub.r. Kamil Durczok spowodował kolizję na remontowanym odcinku autostrady A1 w okolicach Piotrkowa Trybunalskiego. Według relacji świadków autem BMW X6 wjechał w słupki odgradzające pasy jezdni. Jeden ze słupków uderzył w nadjeżdżający z naprzeciwka samochód i uszkodził go. Nikt nie doznał obrażeń. Durczok był pijany, w wydychanym powietrzu miał 2,6 promila alkoholu, a we krwi miał śladową ilość substancji psychotropowych.

Dziennikarz został zatrzymany przez policję i usłyszał dwa zarzuty: prowadzenia samochodu w stanie nietrzeźwości oraz wywołania bezpośredniego niebezpieczeństwa katastrofy w ruchu lądowym. Po wytrzeźwieniu został przesłuchany przez prokuratora, przyznał się tylko do jazdy po pijanemu. Sąd nie zgodził się na jego tymczasowe aresztowanie.
Zajmująca się tą sprawą Prokuratura Okręgowa w Piotrkowie Trybunalskim w czerwcu skierowała do sądu akt oskarżenia Kamila Durczoka. Dziennikarzowi postawiono zarzut sprowadzenia bezpośredniego niebezpieczeństwa katastrofy w ruchu lądowym. Zgodnie z art. 174 Kodeksu karnego grozi za to od 6 miesięcy do lat 8, a jeśli sprawca działał nieumyślnie - do 3 lat więzienia.
Na początku grudnia ub.r. Kamil Durczok został zatrzymany i doprowadzony przez Centralne Biuro Śledcze Policji do siedziby katowickiej prokuratury. Składał tam wyjaśnienia. - Czynności te mają na celu przedstawienie mu zarzutu związanego z podrobieniem weksla i dokumentów towarzyszących zabezpieczeniu kredytu hipotecznego na blisko 3 mln zł, który został zawarty w sierpniu 2008 r. Po wykonaniu czynności z udziałem podejrzanego prokurator podejmie dalsze decyzje, co do ewentualnego zastosowania środków zapobiegawczych - opisała Agnieszka Wichary, rzeczniczka Prokuratury Regionalnej w Katowicach.

Postępowanie w tej sprawie Prokuratura Regionalna w Katowicach prowadzi od lipca ub.r. po zawiadomieniu o podejrzeniu popełnienia przestępstwa złożonym przez pełnomocników Marianny Dufek, byłej żony Kamila Durczoka. Chodzi o weksle złożone przez Durczoka w 2008 roku jako zabezpieczenie kredytu na zakup nieruchomości. Jeden z nich opiewa na 2,03 mln franków szwajcarskich, a drugi na ponad 300 tys. zł. W dokumentach dziennikarz zobowiązał się, że w razie niespłacania kredytu 5 lipca 2019 roku uiści na rzecz banku całą wskazaną kwotę. Jako poręczająca wskazana została Mariannę Dufek, na obu dokumentach jest jej podpis.
W lipcu bank na podstawie weksla skierował do Dufek wezwanie do zapłaty. Wtedy kobieta złożyła zawiadomienie o popełnieniu przestępstwa, a w zeznaniach podkreśliła, że nie była obecna przy sporządzaniu weksli i nie podpisywała ich, a przed otrzymaniem pisma z banku nie wiedziała w ogóle, że te dokumenty zostały wystawione.

Część mediów, m.in. Wirtualna Polska i „Super Express” podały, że Durczok przyznał się do podrobienia podpisu na wekslu z sierpnia 2008 roku, a także sfałszowania innych dokumentów związanych z wekslem, m.in. deklaracji wekslowej i oświadczenia o podaniu się egzekucji bankowej. Natomiast nie przyznał się do oszustwa w kwocie 2,9 mln zł na szkodę banku, który udzielił mu kredytu. Zgodnie z art. 310 par. 1 Kodeksu karnego porobienie podpisu „podlega karze pozbawienia wolności na czas nie krótszy od lat 5 albo karze 25 lat pozbawienia wolności”.
Prokuratura potwierdziła jedynie, że Durczok złożył obszerne wyjaśnienia i przyznał się do podrobieniu weksla stanowiące zabezpieczenie kredytu, przy czym umniejszał tę rolę. - Wskazywał na zachowanie banku podczas podpisanie kredytu oraz na rolę poręczyciela tego kredytu, a tym samym osoby, która miała się podpisać na tym wekslu - stwierdziła Agnieszka Wichary.
Sądy obu instancji odrzuciły wniosek prokuratury o aresztowanie tymczasowe dziennikarza. W drugiej instancji wyznaczono inne środki zapobiegawcze wobec niego: 200 tys. zł poręczenia majątkowego, dozór policji oraz zakaz opuszczania kraju, a także zakaz kontaktów ze świadkami (byłą żoną dziennikarza i pracownikami banku, który udzielił mu kredytu).











