Jak internetowy gigant otrzymał tą liczbę? Najpierw firma uznała, że dla jej potrzeb najlepszą definicją książki będzie "tom", który może mieć miliony kopii (np. każde wydanie 'Hamleta' z różnymi przedmowami i komentarzami uznano za oddzielną książkę), ale może też istnieć w zaledwie dwóch egzemplarzach (np. mało znacząca praca magisterska w uczelnianej bibliotece).
Jednocześnie Google przyznaje, że ta definicja ma swoje wady. Przykładowo książki w twardej i miękkiej okładce z tym samym tekstem liczone były podwójnie, ale kilka czy kilkanaście utworów oprawionych przez bibliotekę w jeden tom traktowano pojedynczo.
Prostym sposobem na policzenie książek wydawało się skorzystanie z numeru ISBN (Międzynarodowy Znormalizowany Numer Książki - International Standard Book Number). Ten ma jednak różnego rodzaju mankamenty i istnieje dopiero od połowy lat sześćdziesiątych ubiegłego wieku. Google wykorzystało więc również dane pochodzące z wielu innych źródeł, m.in. z Biblioteki Kongresu Stanów Zjednoczonych, katalogu WorldCat, jak również od dostawców komercyjnych.

Po zastosowaniu specjalnego algorytmu, który wyeliminował mikrofilmy, nagrania audio, wideo, mapy, koszulki z numerem ISBN, jak również dokumenty rządowe, Google wyliczyło na koniec, że - przynajmniej do minionej niedzieli - na świecie wydano blisko 130 milionów książek.
Google chce w ramach projektu Google Books zeskanować możliwie największą liczbę książek autorów z całego świata, a następnie udostępnić je i umożliwić ich przeszukiwanie w sieci.











