W idealnym świecie udając się do banku po kredyt gotówkowy naszą uwagę zaprzątałby tylko jeden parametr – wysokość oprocentowania. Wybór najlepszej oferty byłby wtedy prosty. Należałoby porównać naliczane przez kredytodawcę odsetki, a jeśli zestawilibyśmy ze sobą oferty kredytów na ten sam okres do podjęcia decyzji wystarczyłoby nawet tylko spojrzenie na wysokość raty.
- Niestety opłaty i prowizje pobierane przez banki komplikują proces wyboru. Prowizja może zostać doliczona do kwoty kredytu i dopiero od tej sumy naliczane są odsetki. Okazuje się jednak, że sytuację można zaciemnić jeszcze bardziej – mówi Michał Kisiel, analityk Bankier.pl.
W niektórych bankach oprócz wysokości opłat szczególnej wagi nabiera kolejność ich naliczania. Moglibyśmy spodziewać się, że do kwoty zaciąganego przez nas kredytu dodane zostaną kolejno prowizja, opłata i składka. Sięgamy jednak do przypisu w taryfie i dowiadujemy się, że „podstawą naliczania prowizji jest kwota kredytu przeznaczona do wypłaty na rachunki wskazane przez kredytobiorcę powiększona o opłatę przygotowawczą i kwotę kosztu przystąpienia do ubezpieczenia”. Czyli bank najpierw dodaje do kwoty opłatę i ubezpieczenie, a dopiero potem nalicza prowizję.

Wbrew pozorom to dość istotna różnica, podnosząca pierwotną wysokość długu, a w konsekwencji łączny koszt kredytu – wskazuje Michał Kisiel. W ten sposób rośnie „kwota na start”, a więc dług, od którego bank dopiero będzie naliczał odsetki.
- Triki stosowane przy naliczaniu opłat i prowizji to w pewnej mierze wynik obecnego poziomu maksymalnego oprocentowania narzucanego przez ustawę antylichwiarską. Banki w poszukiwaniu sposobów ominięcia 10-procentowego limitu decydują się na przerzucenie kosztów kredytu w większej części do dodatkowych pozycji z cennika – dodaje Kisiel.
Więcej na ten temat w artykule: http://www.bankier.pl/wiadomosc/Kredyt-brutto-brutto-nowa-moda-7256960.html

dostarczył
infoWire.pl











