Postępowanie umorzono, bowiem pomimo usilnych dążeń nie wykryto sprawcy przestępstwa – poinformował Instytut Pamięci Narodowej.
– Nie bez znaczenia dla takiego stanu rzeczy pozostaje, że bezpośrednio po zdarzeniu Służba Bezpieczeństwa i Milicja Obywatelska podjęły bezprawne działania, by zatrzeć ślady przestępstwa i nie dopuścić do postawienia jego sprawcy przed sądem – przekazał w komunikacie Instytutu prok. Marek Rabiega z Oddziałowej Komisji Ścigania Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu w Szczecinie.
To szczecińska oddziałowa komisja prowadziła od 2023 r. podjęte na nowo postępowanie w tej sprawie.
29-letni Cieślewicz – dziennikarz "Głosu Wielkopolskiego" – był pierwszą ofiarą stanu wojennego w Poznaniu. Został ciężko pobity przez ZOMO w centrum miasta 13 lutego 1982 roku i zmarł niecały miesiąc później.

Jak poinformował prok. Rabiega, w śledztwie ustalono przebieg zdarzeń z 13 lutego 1982 roku. Tego dnia przed godz. 17 Cieślewicz wracał do domu z centrum Poznania, gdzie odbywała się manifestacja mieszkańców przeciwko stanowi wojennemu. "Po godz. 17 dotarł do przystanku tramwajowego na Moście Teatralnym i oczekiwał na tramwaj linii 8, by udać się na ulicę Szamotulską, gdzie mieszkał" – przekazał prokurator.
Przebieg zdarzenia
Jak ustalono, "około godz. 17.40 na przystanek ten wbiegło kilku funkcjonariuszy z patrolu ZOMO, którzy prowadzili działania – jak to wówczas oficjalnie określano – "rozpraszające uczestników nielegalnej demonstracji". "W istocie polegały one – jak pisze IPN – na użyciu pałek szturmowych i innych środków przymusu bezpośredniego wobec osób przebywających na ulicy, głównie wobec młodych ludzi.

"Funkcjonariusze podbiegli następnie do Cieślewicza i jeden z nich, bez powodu i ostrzeżenia, zadał pokrzywdzonemu silne uderzenie długą pałką szturmową w środek głowy. Wojciech Cieślewicz upadł na chodnik, nie był w stanie się podnieść, wyszepnął tylko słowa: 'za co', 'przecież nic nie zrobiłem'. Wówczas ten sam funkcjonariusz zadał mu kolejne uderzenie pałką szturmową w głowę" – zrelacjonowano w komunikacie IPN.
Zomowcy nie udzielili ciężko rannemu mężczyźnie pomocy, pozostawili go leżącego na ziemi. Na skutek doznanych obrażeń czaszkowo-mózgowych Wojciech Cieślewicz zmarł w szpitalu 2 marca 1982 r.
Jak poinformował prok. Rabiega, prokurator stanął na stanowisku, że 13 lutego 1982 r. "funkcjonariusz ZOMO dokonał zabójstwa Wojciecha Cieślewicza, nie zaś – jak to dotąd przyjmowano – pobicia, w następstwie którego doszło do śmierci pokrzywdzonego". "Milicjant zadał mu bowiem dwa silne ciosy długą pałką szturmową, które były intencjonalnie skierowane w głowę, w jeden z najważniejszych i newralgicznych dla życia organów ciała" – zaznaczył.

Nie wykryto sprawcy
"Śledztwo w tym zakresie jednak umorzono, bowiem pomimo usilnych dążeń i wykonania wielokierunkowych czynności, a także odszukania nowych świadków zabójstwa, nie wykryto sprawcy przestępstwa" – poinformował prok. Rabiega.
Jak wskazał, w czasach PRL "zniszczono dokumentację wytworzoną przez jednostki ZOMO operujące tego dnia w Poznaniu, nakłaniano świadków do składania fałszywych zeznań, ukrywano dowody oraz tworzono fałszywe, zaś śledztwo Prokuratury Wojsk Lotniczych w Poznaniu było swego rodzaju formalnością, przeprowadzono je pobieżnie, dążąc do jak najszybszego zakończenia postępowania".
Prok. Rabiega przekazał, że w obecnym śledztwie prokurator ustalił wprawdzie zarówno bezprawne mechanizmy, jakie wówczas zastosowano, jak też wykrył osoby, które je opracowały oraz stosowały. "Uzyskane w tym zakresie dowody nie pozostawiają w tym zakresie żadnych wątpliwości. Nie można było jednak przedstawić tym osobom zarzutów popełnienia przestępstw wobec ich śmierci" – przekazał.

Już wcześniej IPN informował, że w tej sprawie przesłuchano kilkudziesięciu funkcjonariuszy, kilkudziesięciu świadków, przeprowadzono liczne poszukiwania dokumentów oraz wykonano szereg innych czynności procesowych w poszukiwaniu dowodów, które mogłyby pozwolić wyjaśnić tę zbrodnię. Jednocześnie ustalono, że nie żyją już osoby z kierownictwa MO i ZOMO dowodzące tamtą akcją pacyfikacyjną w Poznaniu.
Nawrocki o Cieślewiczu
W 2023 r. ówczesny prezes IPN, a obecnie prezydent, Karol Nawrocki, przypominał, że Cieślewicz był już inwigilowany już w połowie lat 70. przez SB w związku z tym, że kolportował i czytał prasę bezdebitową, prasę niezależną. – Co skandaliczne, nie znaleziono sprawców tej zbrodni w czasach komunistycznych – oceniał.
– Istnieją przesłanki, że postępowanie komunistycznej wojskowej prokuratury było nakierowane na to, żeby tych sprawców nie wykryć. Co przerażające, nie udało się znaleźć sprawców śmierci Wojciecha Cieślewicza po transformacji ustrojowej w 1989 r. – dodawał Nawrocki.

Jeszcze w 1990 r. Sejmowa Komisja Nadzwyczajna do Zbadania Działalności MSW wniosła o podjęcie na nowo śledztwa w sprawie śmierci Cieślewicza; sprawę podjęła wtedy Prokuratura Wojewódzka w Poznaniu. W wyniku dochodzenia ustalono, że pobicia dokonali funkcjonariusze kompanii V ZOMO. W stan oskarżenia postawiono b. funkcjonariusza ZOMO; w 1993 r. poznański sąd uniewinnił jednak mężczyznę, podając jako powód brak dostatecznych dowodów winy.
Wojciecha Cieślewicza upamiętnia tablica znajdująca się na Moście Teatralnym, ufundowana z okazji 10. rocznicy jego śmierci. W 2015 r. miejscy radni zdecydowali o nadaniu jego imienia skwerowi w centrum Poznania.
Źródło: PAP











