SzukajSzukaj
dołącz do nasFacebookGoogleLinkedinTwitter

Czy polskie komedie romantyczne bawią jeszcze widzów?

Przy okazji premiery filmu „Cały ten seks”, czyli pierwszej polskiej fabularnej produkcji Amazona (inspirowanej australijskim oryginałem „The Little Death”) powrócił temat komizmu rodzimych romkomów. Czy widzom po seansie bardziej do śmiechu, czy do płaczu? I co mówią o nas współczesne komedie romantyczne. Rozmawiamy z ekspertkami.

„Cały ten seks” nie jest przykładem typowej polskiej komedii romantycznej. To erotyk, który bawi się w diagnozowanie problemów par z dłuższym stażem (naszą recenzję filmu znajdziecie tutaj). Produkcja Tomasza Mandesa nie unika jednak dobrze znanych problemów polskiej kinematografii gatunkowej, czyli uproszczeń, przestarzałych i kontrowersyjnych żartów. A mimo to romkomy cieszą się ogromną popularnością wśród widzów.

- Jeśli rozpatrywać komedię romantyczną jako odrębny gatunek (pamiętajmy, iż współczesne kino ma charakter hybrydowy, czyli dowolnie miesza cechy charakterystyczne dla wielu gatunków), to warto zwrócić uwagę, że opowiada o miłości „na wesoło”, ale z pewnymi dramatycznymi perypetiami. Mit romantycznej miłości istnieje w kulturze od stuleci i przyczynia się do regulacji społecznych, więc jest istotnym elementem naszych codziennych relacji. Dostarcza widzowi materiału, który służy do kształtowania prywatnej rzeczywistości, trochę na podobieństwo tej filmowej, co przekłada się na umiejscowienie akcji, realia społeczne i kulturowe. Zatem często w filmie mniej zamożna dziewczyna spotyka i zakochuje się z wzajemnością w dobrze sytuowanym chłopaku (dobry przykład to „Znachor” - zarówno ten z 1981 roku z Bińczyckim, jak i tegoroczna ekranizacja z Leszkiem Lichotą). W „Znachorze” mamy do czynienia z wiarą w przeznaczenie, zakochani mimo rozdzielenia jednak znajdują siebie i miłość zwycięża – w rozmowie z portalem Wirtualnemedia.pl mówi kulturoznawczyni dr Małgorzata Bulaszewska.

Kody gatunkowe romkomu

Rodzime komedie romantyczne przeżywały renesans popularności na początku wieku. Wysyp tytułów, nowego pokolenia aktorów pojawiających się w kolejnych filmach generował zainteresowanie widowni. Pojawiły się także nowe motywy, chętnie eksploatowane przez twórców. Który film możemy uznać za początek współczesnej generacji polskich komedii? - Jeżeli miałabym wskazać produkcję, która zapoczątkowała obfitość polskich komedii romantycznych, to byłby to obraz „Tylko mnie kochaj” z 2006 roku. Opowieść ta nie tylko realizuje pewien konkretny schemat fabularny, ale zawiera przede wszystkim niemal większość kodów estetycznych charakterystycznych dla polskich romkomów. Bohaterowie rekrutują się zwyczajowo z wielkomiejskiej klasy średniej, a akcja dzieje się w korporacyjnych biurowcach zbudowanych głównie ze szkła i stali oraz wysmakowanych apartamentach. Wyraźnym bohaterem filmu staje się również Warszawa – miasto gotowe na przyjęcie miana prawdziwie nowoczesnej metropolii – wyjaśnia dr Magdalena Bałaga.

Nie znaczy to jednak, że polskie kino eksploatuje wątki romansowe i romantyczne od dwóch dekad. Melodramat ma u nas długą tradycję, a pierwsze komedie romantyczne możemy znaleźć już w dwudziestoleciu międzywojennym. - Wcześniejsze produkcje takie jak „Czy Lucyna to dziewczyna” (1934 r.) albo „Jadzia” (1936 r.) charakteryzowały się dość prostym schematem o wielkiej miłości, perypetiach związanych z pochodzeniem z różnych środowisk zakochanych i szczęśliwym zakończeniem. W takiej konstrukcji mamy do czynienia ze zmianą pozycji społecznej, właśnie dzięki tej miłości. Warto w tym kontekście wspomnieć też melodramaty jak „Trędowata” (1976 r.), choć w tym przypadku mamy zdecydowanie więcej dramatu niż komedii – dodaje kulturoznawczyni dr Małgorzata Bulaszewska.

Historie miłosne nie lubią trzymać się realiów. Mają być uniwersalne, oderwane od „tu i teraz”, a równocześnie inspirujące dla widza. W większości jednak opowiadają o rzeczywistości nieznanej widowni. - Komedie romantyczne oferują odbiorcom eskapizm. Kreują wizję świata, której codzienność przeciętnego człowieka nie zapewnia. Jednak to bardzo jednostronny obraz, a jego celem miałoby być zaspokojenie – a może i wykreowanie – gustów estetycznych aspirującej klasy średniej. Widzowie często narzekają również na to, że nadwiślańskie komedie romantyczne nie dbają o realistyczne ukazanie świata przedstawionego. Widać to najdobitniej wtedy, gdy zawodowe role bohaterów mają spore znaczenie w historii. Nieistotne jest, czy mowa o dziennikarzach, pracownikach agencji reklamowych, korporacji, czy piłkarzach reprezentacji (ten ostatni, mniej sztampowy przykład pochodzi z filmu „Druga połowa”) – poza ogólnym szkicem nie proponuje się odbiorcy bardziej pogłębionego obrazu danej branży – wskazuje badaczka popkultury, dr Magdalena Bałaga.

Tym, co pojawia się w gatunku od zarania dziejów, jest kultywowanie przeświadczenia o tym, że ktoś jest komuś przeznaczony. Mimo że los rzuca bohaterów w odległe końce kraju, a nawet świata, ostatecznie muszą się odnaleźć, a „złe” siły nie są w stanie temu przeszkodzić. Widzimy to także w telenowelach latynoamerykańskich.

- Wiara w przeznaczenie, jest niezwykle silnym wzorcem pojawiającym się w komedii romantycznej, znajdujemy ją w produkcjach takich, jak „Kogel-mogel” (1988 r.), „Planeta singli” (2016 r.), czy „Listy do M.” (2011 r.). Na schemacie „brzydkiego kaczątka” oparty jest, popularny w Polsce, serial pt. „Brzydula” z 2008 roku (powstała także wersja amerykańska zatytułowana „Ugly Betty”, a jej pierwowzorem była telenowela kolumbijska pt. „Yo soy Betty, la fea”). Ze schematem kopciuszka spotykamy się także w produkcji Piotra Wereśniaka z 2008 roku, zatytułowanej „Nie kłam kochanie”, gdzie bohaterka jest prostą dziewczyną o złotym sercu, a na swej drodze spotyka uwodziciela już nie tak dobrego, jednak jej „cnota” i dobroć muszą być nagrodzone, co oznacza happy end. Z kolei, filmy realizowane na podstawie książek Katarzyny Grocholi pokazują nam silną bohaterkę, która pozostając wierna sobie, swoim ideałom, walczy z przeciwnościami „świata”, a na końcu jest za to nagrodzona wielką miłością – wyjaśnia dr Małgorzata Bulaszewska.

Generator polskich komedii romantycznych
Mimo dużej popularności gatunek ten spotyka się też z ogromną krytyką. Dotyczy ona nie tylko wspominanego już oderwania od rodzimych realiów, ale także – na poziomie czysto rozrywkowym – wtórnych fabuł oraz tych samych nazwisk w obsadach. - Polskim komediom romantycznym zarzuca się popadanie w sztampę na wielu poziomach – od wykorzystywania w zasadzie jednego schematu fabularnego, po obsadzanie określonej grupy aktorów, niemal bez żadnych modyfikacji. Dla widzów jest to na tyle irytujące, że jeden z internautów pokusił się kilka lat temu o stworzenie żartobliwego Generatora Polskich Komedii Romantycznych.

To prosta pod względem technicznym strona, która losuje elementy i składa je w kilkuzdaniowe streszczenie typowego scenariusza. Inspiracją do powstania tej dowcipnej inicjatywy była wypowiedź Agnieszki Pisarek z kanału Sfilmowani na temat komedii „Pech to nie grzech” (2018 r.); prowadząca stwierdziła mianowicie, że wszystkie polskie komedie romantyczne wyglądają, jakby scenariusz został wygenerowany przez sztuczną inteligencję w specjalnie stworzonej do tego aplikacji. Wielka szkoda, że polska komedia romantyczna jest kojarzona głównie z recyklingiem tych samych rozwiązań. A przecież dzięki bardziej innowacyjnemu podejściu do tematu można stworzyć filmy zniuansowane, a przy tym dobrze przyjęte przez publiczność – jak chociażby „Ile waży koń trojański?”, w którym główna bohaterka przenosi się w przeszłość i dostaje szansę na zmianę swoich wyborów uczuciowych – podsumowuje dr Magdalena Bałaga.

Co dalej?
„Cały ten seks” pokazuje, że polskie komedie romantyczne nam nie wystarczają i coraz chętniej kierujemy się w stronę erotyków, co zapoczątkowały filmy takie jak „365 dni” (produkcje Tomasza Mandesa i Ewy Lewandowskiej stają się nową ścieżką dla widzów szukających historii mniej komediowych, a bardziej skupionych na życiu seksualnym Polaków). Co prawda przypadek „365 dni” jest specyficzny ze względu na kontekst sycylijski i fantazjowanie o postaci gangstera, ale więcej w nim erotyki niż humoru, co dotychczas dominowało w polskich opowieściach o miłości. Mandes i Lewandowska rozbudowują swoje portfolio erotyków, które wpisuje się w popularny trend światowy (wystarczy wspomnieć popularność „Pięćdziesięciu twarzy Greya”, którym daleko jednak do kultowości „Fatalnego zauroczenia” z Glenn Close i Michaelem Douglasem).

 - Na ekranie kinowym dochodzi obecnie także do oswajania erotyki, co znajdujemy w utworach inspirowanych twórczością Blanki Lipińskiej. Zatem komedia romantyczna, jak cała kinematografia jest nastawiona na wyczuwanie nastrojów i oczekiwań społecznych. To, co widzimy na ekranie, jest odpowiedzią na zainteresowania widzów. Komedia romantyczna (ponowny jej rozkwit widzimy od końca lat 90. XX wieku) oferuje opowieści rezonujące z potrzebami widzów, które na przestrzeni lat mocno się zmieniają, ale schematy pozostają te same (np. postać Kopciuszka, „brzydkiego kaczątka” czy też reinterpretacje baśni z „Księgi tysiąca i jednej nocy”). Z tego powodu mamy wrażenie, że komedie romantyczne utrwalają znane i przestarzałe role społeczne kobiet oraz mężczyzn – dodaje kulturoznawczyni z USWPS.