SzukajSzukaj
dołącz do nasFacebookGoogleLinkedinTwitter

W czasie meczu Dania-Finlandia zawiedli nie tylko komentatorzy, ale także wydawcy. "Zabrakło doświadczenia"

To była bardzo trudna sytuacja, nie ma złotej reguły postępowania na podobne okazje - tak Tomasz Smokowski i Tomasz Zimoch komentują sobotnią pracę Sylwii Dekiert i komentatorów w studiu TVP, po tym jak w trakcie meczu Euro 2020 zasłabł duński piłkarz. Dziennikarka TVP Sport  i szef stacji Marek Szkolnikowski przeprosili za słowa, które  padły w studiu TVP.

W sobotę podczas meczu Dania-Finlandia zasłabł duński piłkarz Christian Eriksen. Na murawie reanimowali go lekarze duńskiej drużyny i ratownicy medyczni obecni na stadionie. Z kolei piłkarze duńskiej drużyny otoczyli Eriksena i udzielających mu pomocy kordonem, a kiedy zawodnik był wynoszony ze stadionu - osłaniali go płachtami.

Mecz transmitowano w TVP2 i TVP Sport. Komentatorami byli Mateusz Borek i Kazimierz Węgrzyn, a w studiu Sylwia Dekiert gościła trenera Marka Papszuna, byłych bramkarzy Macieja Szczęsnego i Arkadiusza Onyszkę oraz dziennikarza Adama Kotleszkę.

W trakcie dyskusji prowadząca i goście zastanawiali się, co mogło być przyczyną zasłabnięcia Eriksena. Pojawiały się tezy, że w przypadku jego śmierci turniej może zostać wstrzymany, przypominano piłkarzy, którzy w ostatnich latach zmarli na boiskach. Adam Kotleszka oceniał, że sam turniej jest w takiej sytuacji nieważny i nie warto o nim dyskutować.

Najwięcej nowych informacji o stanie zdrowia duńskiego piłkarza podawał Arkadiusz Onyszko. Jako pierwszy zaprezentował zdjęcie pokazujące, że zawodnik podczas znoszenia z boiska był przytomny, przytoczył też wpis twitterowy na ten temat zamieszczony przez Bartłomieja Graczaka z TVP Info.

Po kilkudziesięciu minutach zaczęto pokazywać fragmenty dwóch poprzednich meczów Euro 2020 i dyskutować o zaplanowanym na godz. 21 meczu Rosja - Belgia. Studio trwało do ok. 20:30.

Sylwia Dekiert i szef TVP Sport przepraszają

- Czy można było to studio zrobić lepiej? Oczywiście, że tak. Czy powinniśmy wywiesić białą flagę? Nie, wszyscy czekali na informacje, że Eriksen żyje - stwierdził w sobotę wieczorem na Twitterze Marek Szkolnikowski, szef TVP Sport.

- Machina @EURO2020 w @sport_tvppl pędzi dalej, a wylewanie wiadra pomyj na @SylwiaDekiert jest po prostu słabe - dodał Szkolnikowski.

- Co się stało z naszym pięknym krajem, że nie ma już fundamentalnych wartości jak szacunek wobec kobiety? Sylwia mogła zachować się lepiej, ale cały zespół @sport_tvppl łącznie ze mną też. Za to przepraszamy, ale na ubliżanie i chamstwo nie pozwolę - zaznaczył.

- Przez 20 lat pracy nigdy nie miałam trudniejszego studia. Ch.Eriksen dochodzi do siebie i to jest najważniejsza informacja. Nie uśmierciłam go, więc nie rozumiem skali hejtu. Pytanie o żałobę na wypadek gdyby… faktycznie było niefortunne. Przepraszam. Bądźcie zdrowi, dobrej nocy - stwierdziła Sylwia Dekiert.

Smokowski: nie jesteśmy do tego szkoleni

Na Sylwię Dekiert i jej gości spadło w internecie dużo krytyki za niektóre wypowiedzi i sposób prowadzenia dyskusji. Jednak zdaniem Tomasza Smokowskiego, komentatora meczów piłkarskich od ponad 20 lat, nie można być surowym czy kategorycznym w ocenie osób, które próbował na szybko i na żywo odnaleźć się w „absolutnie nadzwyczajnej sytuacji”.

- Nikt z nas nie jest szkolony na wypadek tego typu historii. Nikt też nie może spodziewać się z góry, że taka historia wydarzy się w trakcie meczu. To była historia z rodzaju nieprawdopodobnych. Nie ma w takich sytuacjach złotej reguły, jak się zachować - mówi dziennikarz w rozmowie z portalem Wirtualnemedia.pl.

Smokowski stawia też pytanie: czy Telewizja Polska w tak ekstremalnej sytuacji powinna przerwać transmisję, żeby w trakcie akcji ratunkowej pokazywać np. archiwalia z innych zawodów Euro? I od razu odpowiada na nie: - Chyba nie byłoby to właściwe, bo przecież wszyscy żyjemy tą chwilą, oczekujemy informacji. Zostałoby to z pewnością przez część widzów źle odebrane, zadawaliby sobie pytanie, dlaczego realizatorzy uciekają od tematu. Zresztą to nie jest proste: nagle „ciągnąć studio” przez wiele, wiele minut, mimo tego, że nie mamy informacji, co się dzieje. Szalenie trudna sytuacja dla wydawcy, dla prowadzącego studio i komentatorów .

„Byłem w podobnej sytuacji”

Nasz rozmówca podkreśla, że ma wiele empatii i współczucia dla osób, które w sobotę prowadziły studio. - Sam znalazłem się w podobnej sytuacji przed czterema laty, kiedy był rozgrywany wieczór Ligi Mistrzów, To był ćwierćfinał Borussia Dortmund – Monako. Prowadziłem wówczas studio w Canal+. Okazało się, że jest zamach bombowy na piłkarzy Borussii. Jakiś rosyjski „gambler” obstawił spadek akcji Borussii i wymyślił, że najlepszym sposobem osiągnięcia tego będzie wysadzenie w powietrze piłkarzy, wówczas akcje spadną. Zupełnie chory, makabryczny pomysł - przypomina.

- Prowadziłem tamto studio.  Mieliśmy bardzo mało informacji o tym, co się dzieje. Ale było o tyle łatwiej, że prowadziłem wówczas studio z Andrzejem Twarowskim. Kiedy siedzi się we dwóch, trochę łatwiej zebrać myśli: partner coś powie, masz czas się chwilę zastanowić, coś się dzieje. Tutaj Sylwia Dekiert została sama, to była niezwykle trudna sytuacja i wie o tym tylko ktoś, kto prowadzi takie studio na żywo - analizuje.

Tomasz Smokowski przyznaje, że w studiu TVP mimo wszystko padły „absolutne niefortunne zdania". - Była tam „gdybologia”, którą uprawiała Sylwia, mówiła coś w kontekście ewentualnej śmierci piłkarza. Wiadomo, że to nie powinno paść. Ale radzili sobie tak, jak sobie radzili - a prowadząca przeprosiła za swoje słowa - zaznacza.

Realizator miał wskazówki z UEFA

Duńska telewizja miała o wiele prostsze zadanie niż polska - ocenia Smokowski. - Mieli kontakt z ludźmi, którzy są na miejscu i mogli na bieżąco wysyłać jakiekolwiek informacje. Pewnie z punktu widzenia realizatora najłatwiej byłoby wówczas „pozostać na obrazkach” stadionu i zachować dużo milczenia, poświęcić całej sytuacji wiele uwagi i skupienia - analizuje.

Dziennikarz podkreśla, że zna francuskiego realizatora, który odpowiada za sobotnią realizację. 

- To jest bardzo doświadczony facet, pokazuje piłkę od 30 lat, sądzę, że różne sytuacje stadionowe mu się przytrafiały, ale nigdy nie taka. To był naprawdę pierwszy raz. Z tego co wiem, do pewnego momentu nie miał żadnych wskazówek z UEFA, ale po kilku minutach jego producent otrzymał telefon od organizatorów z prośbą, żeby nie pokazywać bliskich planów, a skoncentrować się na emocjach, trybunach, kibicach. Są do niego pretensje, że zanadto epatował widza, utrzymując na tyle bliski plan, że widzieliśmy krąg piłkarzy otaczający Eriksona. No może rzeczywiście tego było za wiele, realizator być może w zbyt bliskim planie pokazywał nam, co tam się działo. Widzieliśmy próby ratowania życia człowieka: strzelanie z defibrylatora w klatkę piersiową Eriksona oglądaliśmy na bliskim planie. Tak, to było trochę za wiele - komentuje Tomasz Smokowski.

Zimoch: wyjściem cisza solidarności

Tomasz Zimoch jest obecnie politykiem, ale do 2016 roku przez 40 lat związany był z Polskim Radiem jako komentator sportowy. W tym okresie skomentował na żywo mnóstwo meczów piłkarskich, a także wyścigów narciarskich i zawodów w skokach narciarskich.

W rozmowie z nami podkreśla, że w swojej wieloletniej komentatorskiej karierze miał podobne wypadki, jak Sylwia Dekiert, dlatego nie chce oceniać pracy komentatorów, bo  wie, jak trudno wówczas zapanować nad emocjami.

- Analogiczną sytuację miałem na przykład po upadku Jana Mazocha na Wielkiej Krokwi (2007 r.). Straszliwy upadek. Wszyscy wtedy zamarliśmy, zrobiła się kompletna cisza. I myślę, że ta cisza przerażenia, cisza solidarności, cisza, która jest w takiej sytuacji najwłaściwszym rozwiązaniem. My przecież także nie wiedzieliśmy, co się dzieje – skoczek był nieruchomy. Ale nie rozłączyliśmy się, nie przerwaliśmy transmisji - ja mówiłem trochę inaczej, ale transmisja trwała - przypomina.

Zimoch podkreśla, że w podobnych razach głos należy oddać dziennikarzom, którzy są na stadionie, bo to oni są najbliżej wydarzeń. - Powinni być narratorami tego, co się dzieje. Komentator nie jest przygotowywany do podobnej sytuacji, bo do tego zwyczajnie nie można się przygotować. Jasne, że teraz możemy się wymądrzać i mieć na wszystko receptę, nawiasem mówiąc podziwiam tych, co dzisiaj mają lekarstwo na wczorajszą sytuację i wymądrzają się w internecie.  Ale to nie jest miarodajne.

Nasz rozmówca mówi: - Jesteśmy tylko widzami, sprawozdawca jest naszymi oczami, uszami i ustami. Podkreślę jeszcze raz, że najlepszym dźwiękiem jest w podobnych razach cisza, ale pamiętajmy, że na stadionie wiele rzeczy jednak się działo i należało o tym mówić, pokazywać. Były reakcje lekarzy, piłkarzy, publiczności. Ale nie ma tutaj złotej reguły: jest zaskoczenie, emocje, dramatyczne momenty. Nieraz nie wiadomo, co może się stać. Z drugiej jednak strony na tym polega w pewnym sensie ta praca i dziennikarstwo w ogóle.

Były dziennikarz akcentuje, jak wielkie znaczenie w podobnie granicznych sytuacjach ma doświadczenie: dziennikarza, sprawozdawcy, wydawców, kierowników i współpracowników. - W sobotę w studiu wydawca powinien natychmiast szukać kontaktu z lekarzem sportowym, z psychologiem, z kimś z UEFA - choćby z Michałem Listkiewiczem, który wie, jak taka sytuacja wygląda z punktu widzenia organizatora. Takie osoby pomogłyby zrozumieć widzom to, co dzieje się na stadionie. Moim zdaniem prawdopodobnie trochę zabrakło tego doświadczenia wydawcom, ale z mocą podkreślam: jak najdalszy jestem od oceniania pracy dziennikarzy - sugeruje Zimoch.

Jak postępować w przypadku zasłabnięcia?

Wczoraj w internecie ukazała się grafika z informacjami, jak postępować w razie podobnego przypadku. - Ważne jest, aby wczorajszą sytuację na Euro przekuć w coś dobrego. W związku z tym wrzucamy grafikę Polskiej Rady Resuscytacji nt. prawidłowej resuscytacji krążeniowo-oddechowej. Zachęcamy do udostępniania i mamy nadzieję, że dzięki znajomości tych zasad w przyszłości uda się uratować jeszcze niejedno ludzkie życie! - napisano.

 

Krytyka Onetu, „Super Expressu” i naTemat

Krótko po zasłabnięciu Christiana Eriksena zaczęły to relacjonować TVP Info, TVN24 i Polsat News, w tej drugiej stacji wydanie specjalne trwało do godz. 22. Informacja natychmiast pojawiła się też na czołowych portalach. Niektóre publikacje były krytykowane przez internautów.

Portal naTemat.pl na swoim fanpage’u facebookowym tekst o tym, że Eriksen upadł na murawę, zapowiedziało wpisem: „Runął jak kłoda”.

Na portalu „Super Expressu” krótko po godz. 19 pojawił się artykuł: „Kim jest Christian Eriksen? Piłkarz Danii ma piękną partnerkę i dwójkę dzieci”, natomiast w dziale kobiecym Onetu opublikowano tekst „Rozpacz partnerki Eriksena chwyta za serce. Wszystko na oczach widzów”. - Super zachowanie Duńczyków po incydencie. Tragiczna godzina mediów. Składanie do grobu, ustalone przyczyny - skomentował Michał Majewski, partner w agencji Bridge, wcześniej przez wiele lat dziennikarz.

Dołącz do dyskusji: W czasie meczu Dania-Finlandia zawiedli nie tylko komentatorzy, ale także wydawcy. "Zabrakło doświadczenia"

10 komentarze
Publikowane komentarze są prywatnymi opiniami użytkowników portalu. Wirtualnemedia.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii. Jeżeli którykolwiekz postów na forum łamie dobre obyczaje, zawiadom nas o tym redakcja@wirtualnemedia.pl
User
Fan serialu "Komisarz Mama"
Mam wrażenie że hejt to nasz sport narodowy. Ktoś popełni jakiś błąd to od razu leje się na niego cysterny pomyj... Ja ich rozumiem, emocje były silne, w takich sytuacjach ciężko czasami myśleć racjonalnie.
odpowiedź
User
Adwersarz
Ja prdl... Zamiast obaj, w imię solidarności zawodowej, wziąć Sylwię w obronę a obsztorcować ją off the record, to migają się, byle Panu Bogu świeczkę i diabłu ogarek. Słuchajcie Tomaszki: takie dywagacje są niedopuszczalne! Głos zabiera wydawca i koniec! Reszta mordy w kubeł! A odnosząc się do sytuacji: nie powiedziała nic niestosownego. Za to inne mędia - oooo, te to dały popis. NT czy SE to małe miki (w tym pierwszym pracują zresztą głupki i analfabeci, więc nic dziwnego).
odpowiedź
User
kibic
Jest tyle innych, pięknych zawodów, że jeśli ktoś nie poradził sobie w sytuacji stresowej, to może na przykład obierać ziemniaki w stołówce zakładowej... Sylwia Dekiert nie zdała egzaminu i żadne przeprosiny nie zmienią sytuacji, ani pohukiwania Szkolnikowskiego - po prostu wypadło to bardzo słabo. W każdym razie w poważnej telewizji za mniejsze wpadki nawet wielcy komentatorzy tracą stołek, a cóż dopiero, gdy w grę wchodzi taki blamaż. Nie wystarczy mieć dość ładnej buzi, trzeba mieć jeszcze po sufitem!
odpowiedź