SzukajSzukaj
dołącz do nasFacebookGoogleLinkedinTwitter

Paweł Lisicki

Rozmowa z Pawłem Lisickim, nowym redaktorem naczelnym 'Rzeczpospolitej', o zmianach wprowadzanych w dzienniku.

Robert Patoleta: - Rozpoczął Pan pracę redaktora naczelnego od zwolnienia zastępców swojego poprzednika. Jakie planuje pan następne zmiany kadrowe?

Paweł Lisicki: Powołałem trzech nowych zastępców, a jednego zostawiłem. Na razie tyle. O zmianach kadrowych w pierwszej kolejności będą dowiadywały się osoby najbardziej zainteresowane. Natomiast „Rzeczpospolita” na pewno domaga się wzmocnienia.

- Wzmocnienia z zewnątrz?

Również. Nie wymienię nowych nazwisk oprócz nowych zastępców. Zostali nimi pan Marek Magierowski i pan Tomasz Sobiecki. Natomiast od 1 listopada pracować będzie pani Amelia Łukasiak z „Newsweeka”. Nowym komentatorem został pan Piotr Semka. Wszystkie inne rzeczy są w sferze domniemania.

- Ogłosił Pan, że „Rzeczpospolita” będzie miała charakter liberalno-konserwatywny. Będzie bardziej liberalna czy bardziej konserwatywna?

Zależy jak na to patrzeć. Jeśli chodzi o nasz stosunek do wolnego rynku i sfery gospodarczej, to z pewnością zachowa charakter liberalny. Jeśli chodzi o kwestie obyczajowe i dotyczące tradycji, to będzie gazetą konserwatywną. To są dwa bieguny, które powinny być widoczne.

- Rozumiem, że politycznie zbliżona będzie do PiS-u.

W żadnym razie. Jeśli chcemy porównywać politycznie, to mamy w Parlamencie Europejskim deputowanych Platformy Obywatelskiej, którzy też mają podejście konserwatywne. Przywiązanie do konserwatywno-liberalnych zasad jest czymś zupełnie różnym niż sympatyzowanie z określoną partią. Media muszą każdej władzy patrzeć na ręce.

- Nie obawia się Pan nacisków ze strony rządu?

Konstrukcja spółki wydającej „Rzeczpospolitą” jest taka, że właściciel mniejszościowy (skarb państwa) nie może wymusić na właścicielu większościowym (spółce Mecom) zmian personalnych w redakcji. Czy się obawiam nacisków? Ta sprawa nie spędza mi snu z powiek. Myślę, że każdy kto ze mną razem pracował wie jak bardzo zawsze troszczyłem się o niezależność. Staram się dobrze robić to, co robię i kierować się wyłącznie interesem gazety. Jestem zadowolony, że po długim okresie sporów obaj właściciele ze sobą współpracują.

- Napisał Pan, że gazeta „będzie pisana nowym, łatwiejszym językiem”, „będzie pokazywać historie ludzkie”. W ten sam sposób zapowiadano również „Nowy dzień”. Czy to jest sposób na zwiększenie sprzedaży?

„Rzeczpospolita” ma wiele zalet, ale z pewnością język nie należy do jej największych atutów. Dowodem na to są badania, które gazeta przeprowadziła i opinie zwykłych czytelników. Wszyscy, zarówno osoby redagujące, jak i czytelnicy, zgadzają się, że powinna być pisana bardziej przyjaznym językiem. To kwestia dobrego rozłożenia akcentów. O tym samym wydarzeniu możemy opowiedzieć na dwa sposoby, na przykład: „Komendant policji powiedział, że doszło do poważnego wypadku”. Możemy też i tak: - „Zaraz umrę! – krzyknęła jedna z ofiar”. Ważne jest, żeby te dwie wersje wypośrodkować. Żeby poza rzetelnością i wiarygodnością pojawiła się wrażliwość na emocje.

- Język również jest ważny?

„Rzeczpospolita” posiada różne grupy czytelników. W części białej język powinien być zrozumiały dla każdego czytelnika. Strony żółte skierowane są do bardziej specjalistycznego odbiorcy traktującego zawarte tam teksty jako narzędzie pracy. Poziom trudności może być większy, ale redaktorzy nie powinni rezygnować z bardziej przystępnego wyjaśnienia pewnych spraw. Często ludzie w takich tekstach posługują się językiem oficjalnym, urzędowym, bo wydaje się im, że każda zmiana jest niebezpieczna. To trzeba zmienić.

- Jest Pan autorem „style booka” dla dziennikarzy. Jakie zasady w nim zawarte będą obowiązywały w „Rzeczpospolitej”?

Musimy znacznie popracować nad informacyjnością tytułów. Mamy tutaj znacznie wahnięcia w stronę daleko idących metafor. Często człowiek nie może dowiedzieć się z tytułu, co znajduje się w tekście. Ważną rzeczą jest tez praca nad lidami, które poza elementem informacyjnym muszą wzbudzać zainteresowanie. Same teksty powinny być krótsze, ale zarazem powinny przyciągać czytelnika. Nie mogą być opisem relacyjno-kronikarskim, tylko historią.

- Co zamierza Pan przenieść z projektu gazety Michała Sołowowa?

Na pewno sposób redagowania. Czytelnicy mówili, że łatwo się ją czyta. Tekst był zrozumiały i myślę, że tutaj też da się to wprowadzić. Warto zauważyć jeszcze jedną zmianę w „Rzeczpospolitej” – w publicystyce. Powiedziałbym, że teksty publicystyczne miały charakter bardzo ekspercki. Jeśli przyjrzeć się ostatnim wydaniom, są już bardzo aktualne. Zawierają wszystkie te rzeczy, które się obecnie dzieją, czy to jest sprawa pani Beger, czy odwołania Leppera.

- Napisał pan też, że „Rzeczpospolita” będzie „bawić”. W jaki sposób?

„Rzeczpospolita” ma już elementy, które mogą bawić. Zawiera na przykład lżejsze teksty lifestyle’owe, takie jak reportaże pokazujące życie od drugiej strony. Jest również dział naukowy zawierający teksty, które mogą bawić. Gazeta nie może być tak poważna, żeby nie mieć z niej przyjemności czytania. Musi dawać wiedzę i musi dawać przyjemność. Same suche informacje można znaleźć w internecie i w innych miejscach.

- Planujecie zmianę grupy czytelniczej?

To byłoby bez sensu. Faktem jest, że gazeta nie pozwalała do tej pory zaspokajać potrzeb czytelników. Grupa czytelnicza „Rzeczpospolitej” wyłoniła się z pierwotnego pomysłu Dariusza Fikusa z początku lat 90. To są czytelnicy reprezentujący klasę wyższą średnią i średnią. To przedsiębiorcy, menedżerowie, pracownicy administracji i po prostu ludzie, którzy chcą wiedzieć co się w kraju dzieje, interesują się polityką i sprawami społecznymi. Do tej pory nie bardzo udawało się tak konstruować i redagować gazetę, żeby te oczekiwania były zaspakajane.

- Jakie ma Pan sposoby, aby sprzedaż się powiększyła?

O sposobach nie da się do końca opowiedzieć. Łatwo włożyć do środka CD albo DVD i wszyscy biegną kupić gazetę. Sposób tkwi w redagowaniu i codziennej pracy. Potrzeba krótszych i żywszych tekstów, żeby lepiej docierały do czytelnika.

- Jakie rzeczy będą, których nie ma gdzie indziej?

Był wywiad z premierem Kaczyńskim, którego nie było gdzie indziej. Takie teksty zdarzają się jednak rzadko. Częściej są to rzeczy, które zdarzają się z dnia na dzień. Czytelnik po pewnym czasie to docenia. Cała sztuka w redagowaniu polega na tym, żeby znaleźć dla czytelnika poza dawką obowiązkową, jeszcze pewien dodatek.

- Zamierzacie zmienić format gazety?

To kwestia otwarta. Jesteśmy jedynym dziennikiem w Polsce o tak dużym formacie. To ma swoje uroki, ale i wady. Z pewnością dla młodego czytelnika takie rozmiary gazety są przeszkodą. Jeżeli poprawilibyśmy elementy redakcyjne, to zmiana formatu pokazałaby ludziom, że jesteśmy coraz lepsi. Jeżeli chodzi o układ strony, to na pewno widać przejrzystość – wprowadziliśmy wyraźniejsze czołówki, żeby nie było kłopotów z wybraniem tego, co jest na stronie najważniejsze.

- Których konkurencyjnych tytułów obawia się Pan najbardziej - „Dziennika”, „Gazety Wyborczej” czy „Gazety Prawnej”?

Wszystkie są dla nas konkurencyjne. „Rzeczpospolita” musi konkurować od strony informacyjnej zarówno z „Dziennikiem”, jak i „Gazetą Wyborczą”, zaś od strony specjalistycznej z „Gazetą Prawną”. Z żadnego z tych pól nie może zejść.

- Najbardziej odbiera Wam czytelników „Gazeta Prawna”.

Nie do końca. Jeśli przyjrzeć się dokładnie, to „Gazeta Prawna” zanotowała największy spadek sprzedaży do blisko 60 tysięcy egzemplarzy. Trudno powiedzieć, czy nam tak bardzo odbiera czytelników. To jest kwestia zmiany, która się tam dokonała - z gazety prawnej stała się bardziej biznesową. Zmiana zaszła tam w sposób wyraźny i szybki. Myślę, że przez to pogubili trochę czytelników.

- Jak będziecie reagować na ruchy konkurencji?

Dla nas ważne jest również, jak często „Rzeczpospolita” cytowana jest w mediach. To jest jeden z mierników jej wartości. Jeśli chodzi o strony zielone i żółte, to tutaj jest wykonywane dużo dobrej pracy.

- Jaka „Rzeczpospolita” będzie za rok?

Powinna być gazetą po którą chętnie się sięga, po której człowiek spodziewa się, że znajdzie coś ciekawego albo napisanego w inny sposób. Żeby przetrwać, trzeba się wyróżniać. „Rzeczpospolita” zawsze dawała w solidny sposób obowiązkową dawkę, ale niekiedy brakowało tego czegoś dodatkowego.

- Sprzedaż zwiększy się czy zmniejszy?

Poza pracą redakcyjną ważną rolę odgrywa wiele czynników, choćby promocja i marketing. Mam jednak nadzieję, że rzeczą najważniejszą jest sam produkt. Wówczas spadek sprzedaży się skończy. Będziemy robili wszystko, żeby tak się stało.


Rozmawiał Robert Patoleta.

Dołącz do dyskusji: Paweł Lisicki

0 komentarze
Publikowane komentarze są prywatnymi opiniami użytkowników portalu. Wirtualnemedia.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii. Jeżeli którykolwiekz postów na forum łamie dobre obyczaje, zawiadom nas o tym redakcja@wirtualnemedia.pl