SzukajSzukaj
dołącz do nasFacebookGoogleLinkedinTwitter

Ten serial przywodzi na myśl hit Netfliksa. Czy warto obejrzeć „Czarne stokrotki” od Canal+?

Na serial „Czarne stokrotki” musieliśmy długo czekać. W międzyczasie nie tylko zmienił się jego tytuł (początkowo produkcja była promowana jako „Strange Angels”), ale i kilka razy Canal+ opóźnił premierę nowości napisanej przez Agnieszkę Szpilę i Dominikę Prejdovą. Serial stanowi hybrydę gatunkową thrillera, dramatu społecznego, kryminału, a momentami nawet komedii. Czy to mogło się udać?

Wszystko wskazuje na to, że tak (Canal+ udostępnił przedpremierowo dziennikarzom siedem z ośmiu odcinków serialu), zwłaszcza jeśli tęsknicie za uniwersum „Dark”. „Czarne stokrotki” przywodzą na myśl tamten serial Netfliksa, ponieważ operują podobną estetyką, bawią się osiami czasu i – co najważniejsze – wysyłają swoich bohaterów do podziemnych tuneli po dawnych kopalniach, a nawet więcej – do podziemnego miasta. Jeśli lubicie łamigłówki, tajemnice i silne odniesienia do historii, która lubi odzywać się w teraźniejszości, to serial przypadnie wam do gustu.

Główna antybohaterka Lena
Główną bohaterką jest ceniona geolożka, Lena (w tej roli zjawiskowa Karolina Kominek). Badaczka zamierza udać się w kolejną podróż, na którą właśnie zdobyła finansowanie, gdy przez przypadek dowiaduje się, że zaginęła jej nastoletnia córka Ada (Alicja Wieniawa-Narkiewicz). Co więcej, nie tylko zaginęła, ale jest oskarżona o uprowadzenie z przedszkola grupy dzieci. Ada zniknęła z przedszkolakami i nikt nie wie, co mogło się stać. Lena nie wychowywała córki i nie ma z nią kontaktu, ale wraca do rodzinnego Wałbrzycha, żeby pomóc policji i byłemu partnerowi w poszukiwaniach.

Tego, kim jest Lena, dlaczego jest tak zdystansowaną, wycofaną, ostrożną osobą, dowiadujemy się z czasem. Nie jest bohaterką dającą się polubić od pierwszej sceny. Może budzić niechęć i irytację, ale równocześnie fascynować. To właśnie ona jest naszą przewodniczką po serialowym uniwersum – pokazuje różne strony miasta, rozmawia z naukowcami, policjantami, ale też kloszardami, wszystko po to, żeby poznać prawdę o zaginionej córce.

Warstwy interpretacyjne w serialu „Czarne stokrotki”
„Czarne stokrotki” można czytać na kilka sposobów. Jako serial kryminalny – otrzymujemy bowiem śledztwo policyjne, nadzorowane przez dawnego kolegę bohaterki, Rafała (w tej roli świetnie wypadł Dawid Ogrodnik). Aktor zagrał nietuzinkową postać geja, który w policyjnych szeregach musi radzić sobie z systemową homofobią, nikt nie deklaruje jej wprost, ale wciąż odbija się echem po korytarzach komendy.

Dostajemy też wgląd w życie miasta, gdzie uprzywilejowana filantropka, pani Czarnecka (w tej roli Edyta Olszówka od lat wcielająca się w wyrafinowane i wyrachowane damy z wyższych sfer) rozstawia ludzi niczym pionki na szachownicy, a także mystic thriller zagłębiający się w przeszłość Wałbrzycha i jego mieszkańców.

Przedwojenny Wałbrzych w serialu „Czarne stokrotki”
Nieprzypadkowo twórczynie osadziły akcję serialu w Wałbrzychu. To miasto ma skomplikowaną historię z okresu II wojny światowej. Mówiło się, że Niemcy mieli wobec niego duże plany, miało być główną siedzibą Adolfa Hitlera, a ostatecznie, po wojnie zostało przyznane Polsce. To spowodowało zawirowania losów wielu rodzin przesiedlanych do Niemiec. Podobnie jak Pomorze Zachodnie, Wałbrzych dla współczesnych mieszkańców jest miastem z jednej strony bez korzeni (zamieszkali w nim repatrianci z Zachodu i wysiedleńcy z Kresów Wschodnich), z drugiej – obarczonym przeszłością nieobecnych już mieszkańców z okresu przedwojennego, a nawet – jak między wierszami mówią scenarzystki – „duchami” przeszłości.

Historia Leny to nie tylko poszukiwanie córki, ale i swoich korzeni, to próba dotarcia do sedna jej zagubienia i poczucia bezcelowości, co w kolejnych odcinkach serialu pobrzmiewa coraz donośniej. 

Scenariusz „Czarnych stokrotek” stanowi zdecydowany atut serialu. Wraz z showrunnerkami, napisali go Katarzyna Tybinka i Marcin Ciastoń. Poplątana, skomplikowana historia rozgałęziająca się w kilku kierunkach sprawia, że możemy wybrać, czy bardziej interesuje nas towarzyszenie Lenie, a może poszukiwanie dzieci z policjantem Rafałem, albo poznawanie losów romskiej rodziny z perspektywy Luki (w tej roli Piotr Żurawski).

Na drugim planie
W serialu oglądamy solidnie obsadzony drugi plan. Poza Tomaszem Schuchardtem, który ponownie gra zapadającą w pamięć postać policjanta (oglądaliśmy go w tej roli w serialu „Krucjata”, a wcześniej w „Morderczyniach”), oglądamy też Mirosława Zbrojewicza, wspominaną już Edytę Olszówkę, Olafa Lubaszenkę, Roberta Gonerę i Dobromira Dymeckiego.

Nie sposób nie wspomnieć o tym, jak serial jest nakręcony. Poza rzeczywistą i bieżącą akcją, w „Czarnych stokrotkach” oglądamy sny bohaterki, śledzimy sytuację Ady i zaginionych dzieci, a także dawne losy Wałbrzycha na przykładzie kilku postaci, m.in. tajemniczej Ilse (Sonia Roszczuk). Dominuje niebieska tonacja kolorystyczna (nie tylko w podziemnych tunelach, ale i snach Leny oraz we współczesnej osi czasu). Wszystko pokrywa warstwa przypominająca pył węglowy.

Twórczynie serialu, Agnieszka Szpila i Dominika Prejdova wraz z reżyserem Mariuszem Palejem, powoli wchodzą w kolejne rejestry opowieści. Jeśli spieszy się wam, żeby poznać rozwiązanie zagadki, to nie ten adres. „Czarne stokrotki” powoli budują dramaturgię i każą nam czekać na kolejne zwroty akcji. Znaczenie mają detale, które składają się na całość tej skomplikowanej układanki. To również ciekawa propozycja dla kobiet, ponieważ serial rozprawia się z mitami na temat macierzyństwa i tego, kim są współczesne matki.

Serial „Czarne stokrotki” 3 stycznia zadebiutował w ofercie Canal+ i Canal+ online.

Dołącz do dyskusji: Ten serial przywodzi na myśl hit Netfliksa. Czy warto obejrzeć „Czarne stokrotki” od Canal+?

5 komentarze
Publikowane komentarze są prywatnymi opiniami użytkowników portalu. Wirtualnemedia.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii. Jeżeli którykolwiekz postów na forum łamie dobre obyczaje, zawiadom nas o tym redakcja@wirtualnemedia.pl
User
Nowy Zarząd
Szpila wysmażyła scenariusz? To już wiadomo ile dzieło jest warte, oszczędzimy dużo czasu.
odpowiedź
User
Branża
Szpila wysmażyła scenariusz? To już wiadomo ile dzieło jest warte, oszczędzimy dużo czasu.
To ja może przetłumaczę z branżowego na ludzki: Tybinka i Ciastoń zapewne przepisali (duża szansa, że z sensem) to co wcześniej napisała Szpila i Prejdova. A przynajmniej tak to zwykle wygląda, że profesjonaliści poprawiają po nieprofesjonalistach.
odpowiedź
User
Nowy Zarząd
Po Szpili nie da się poprawić.
odpowiedź