Piotr Szczepanik jako programming and data governance director zarządza obecnie nowoutworzonym działem rozwoju programowania i zarządzania danymi, w skład którego wchodzą 3 dotychczasowe jednostki organizacyjne, takie jak skryptowanie, programowanie oraz dane i analizy. Do jego głównych obowiązków należy praca nad innowacyjnymi rozwiązaniami technologiczno-badawczymi oraz koordynacja prac i zarządzanie 21-osobowym zespołem. Szczepanik w IQS pracuje od 2010 roku.
##NEWS http://www.wirtualnemedia.pl/artykul/firmy-badawcze-juz-notuja-spadki-obrotow-z-powodu-epidemii-koronawirusa ##
Kamil Wolski objął stanowisko dyrektora działu operacyjnego. Dział obecnie tworzą trzy dawne jednostki realizacyjne IQS - badania online, badania offline (zarówno ilościowe, jak i jakościowe) oraz CATI. Wolski z firmą związany jest od 17 lat. Początkowo zbierał doświadczenie we wszystkich działach realizacji badań, a od 6 lat pod jego opieką rozwijany jest panel Opinie.pl. Do jego zadań należy dbałość o obsługę klienta wewnętrznego oraz standaryzacja i optymalizacja prac zespołu.
szkoda, ze sodówka mu uderzyła: http://spoleczenstwo.newsweek.pl/odpowiadamy--tymonowi--tymanskiemu,104561,1,1.html
Autoryzacja to katorga i relikt PRL-u, kiedy jeszcze władza musiała akceptować, to co wcześniej powiedziała. Dziś dziennikarze czekają na autoryzację tekstu po kilka dni (np. 3 stron), później otrzymują tekst całkowicie przerobiony przez PR-owców, z którego wycięte jest wszystko, co rozmówca powiedział podczas rozmowy. Przychylajcie się dalej to tego typu "obrońców" słowa, jak Pan Tymański, to będziecie do końca życia czytać w gazetach i portalach marketingowe biadolenie i wygłaskane wypowiedzi. Chyba nie o to chodzi, prawda? Wywiad ma pokazywać rozmówcę takim, jakim jest. Tymczasem niektórzy potrafią wyciąć połowę pytań, które padły w wywiadzie, bo po przeczytaniu uznali pytania i odpowiedzi za zbyt trudne i kontrowersyjne. Nie chcą więc szkodzić swojemu wizerunkowi. W ostateczności, dziennikarz dostaje tekst po autoryzacji i okazuje się, że rozmowa, którą przeprowadziłeś nie jest tą rozmową, bo rozmówca uznał, że trochę niepolitycznie coś powiedział. Po co w takim razie przeprowadzać wywiady? Można by je od razu pisać, przesyłać pytania mailem. To nie jest istota rzetelnego dziennikarstwa. Potrzeba nam zmiany prawa prasowego i to bez dwóch zdań. Oczywiście, rozmówca powinien mieć wgląd w tekst przed publikacją, ale jego autoryzacja nie powinna odbiegać daleko od tego, co wcześniej powiedział. Tymczasem wygląda to zupełnie inaczej. Jestem ciekaw, jak wyglądała rozmowa Pana Tymańskiego w rzeczywistości, czy bliżej jej do spisanego tekstu przez Redaktora czy bliżej jej do tego, co Pan Tymański "poprawił" w swoich wypowiedziach. Rozstrzygać nie będę, ale przeciwnikiem autoryzacji w obecnej formie jestem całym sercem.
Dokładnie. Autoryzacja to jedna z najgłupszych rzeczy w prasie... Skoro udzieliłeś wywiadu, a potem chcesz go poprawiać (czytaj: napisać na nowo) to po cholerę w ogóle godziłeś się na rozmowę?