SzukajSzukaj
dołącz do nasFacebookGoogleLinkedinTwitter

Fenomen „Sukcesji” HBO. Dlaczego obchodzą nas losy bohaterów, których nie bardzo lubimy?

„Sukcesja” to flagowy serial HBO. Opowiada losy rodziny Royów, czyli potentatów amerykańskiej branży medialnej. Przez trzy sezony obserwowaliśmy jak dzieci nestora rodu, czyli Logana Roya próbują przejąć od niego władzę. Jak dotąd, bezskutecznie. Czy nowe odcinki zaplanowane na wiosnę, zmienią sytuację bohaterów?

„Sukcesja” to serial Jesse Armstronga, w którym teoretycznie dzieje się niewiele, ale emocje cyklicznie skaczą nam pod sufit. Punktem wyjścia były osiemdziesiąte urodziny Logana Roya (Brian Cox), które miały być okazją do przekazania władzy w firmie swoim dzieciom, albo przynajmniej jednemu z nich. Tak się jednak nie stało i od trzech sezonów zastanawiamy się, jak długo jeszcze młode pokolenie Royów pozwoli sobą pomiatać.

Historia jednak jest bardziej skomplikowana. Zaglądając w świat jednego procenta czyli najbardziej uprzywilejowanych ludzi na świecie, poznajemy ich dysfunkcyjne rodziny, ambicje zawodowe i słabości, dostrzegając równocześnie, że konflikty międzypokoleniowe są takie same jak w każdej innej rodzinie, tylko skala nieco inna. Royowie aktualnie walczą o pięć miliardów dolarów, ale ojciec radzi im, żeby zarobili własną „kupkę pieniędzy”, a on swoją odłoży obok pozostałych.

Rodzeństwo z piekła rodem?

Czwórka dzieci Logana Roya to prawdziwa galeria osobliwości. Najstarszy Connor (Alan Ruck), który znany jest z tego, że robi to i tamto, nie wiadomo dokładnie co, ale na pewno chce kandydować na prezydenta. Tak, tego prezydenta. W jakimś sensie to alternatywna historia kogoś takiego jak Kanye West tylko – w co nie trudno uwierzyć – bardziej sympatycznego. Connor nikomu się nie narzuca, czasem przypomina tylko młodszemu rodzeństwo, że właściwie częściej był dla nich jak ojciec i wszystkie wspomnienia, jakie przypisują ojcu, miały miejsce z jego udziałem. Okazjonalnie musi wyżebrać jakieś większe pieniądze, albo – drobiazg – zarządzanie stacją kablową w Europie, czy mało istotnym serwisem streamingowym.

Najciekawiej dzieje się pomiędzy trójką młodszego rodzeństwa: Siobhan (Sarah Snook), Romanem (Kieran Culkin) i Kendallem. Od zawsze na pierwszym planie błyszczy Kendall Roy (wybitny Jeremy Strong). Z jednej strony tylko on ma szansę stanąć do walki z ojcem, pokonać go jego własną bronią i zatriumfować, ale w praktyce wygląda to gorzej. Gdy zdobywa się na woltę mającą zrównać starą generację Royów z powierzchnią ziemi, nic nie idzie tak, jak powinno.

W trzecim sezonie widzimy Kendalla jako bohatera mediów, który demaskuje firmowe brudy od lat urywane na najwyższych szczeblach, ale z czasem sprawa zaczyna blednąć, świadkowie tracą pamięć, a sam Kendall gubi się pomiędzy własną arogancją, a pragnieniem rewolucji, która przyniesie najwięcej korzyści jemu samemu. Bohater odkleja się od rzeczywistości, obserwujemy u niego momenty manii i depresji. Z jednej strony bardzo nadąża za trendami, bywa i zna każdego, kto jest na fali, ale sam widzi, że jedyna furtka, która otwiera mu dostęp do tych ludzi, to pieniądze ojca i jego własne też, ale wciąż zarobione dzięki ojcu.

Kendall ciągnie za sobą chór klakierów, zatrudnia masę ludzi, adwokatów, specjalistów od wizerunku, celebrytów, raperów, a podczas swoich czterdziestych urodzin otoczy tłumem ludzi, czuje się kompletnie samotny.

To fenomenalne patrzeć na popis aktorski Stronga, który jak pisali amerykańscy krytycy, staje się jedną z wersji BoJacka Horsemana (dobitnie potwierdzą to ostatnie odcinki trzeciego sezonu). Od triumfu i przeczucia, że stoi na nowej drodze wytyczając kolejny rozdział w historii Royów do człowieka złamanego, tracącego pewność co do spraw fundamentalnych.

Marta Wawrzyn, redaktor naczelna Serialowej, wyjaśnia dlaczego wciąż z zapartym tchem śledzimy poczynania Royów:

- Czemu chcemy oglądać taką okropną rodzinę jak ta z „Sukcesji”? Bo na szczęście nie jest nasza! Ja to traktuję na podobnej zasadzie co programy przyrodnicze: „lew dopadł i rozszarpał antylopę, żeby nie umrzeć z głodu”, „Logan dorwał i rozszarpał własne dzieci, żeby przetrwać”. Ale oczywiście nie da się ukryć, że to, co oglądamy w serialu HBO, to nie są zdrowe relacje rodzinne ani międzyludzkie.

„Sukcesja” pokazuje bezwzględny, chory świat, gdzie destrukcyjne zachowania są dziedziczone z pokolenia na pokolenie. Znaczna część komedii w „Sukcesji” opiera się na tym, jak okrutne wobec siebie nawzajem są dzieci Logana, które niby dogryzają sobie jak każde rodzeństwo, ale stoi za tym coś więcej, wiemy, że w jakimś stopniu oni to wszystko rzeczywiście mają na myśli. To jak zaklęty krąg, w którym trauma nie jest w żaden sposób leczona, jest nakręcana coraz bardziej i bardziej. A kiedy już w finale 3. sezonu widzimy, jak te trzymane pod butem, dorosłe, ale przecież niemające własnego życia poza tą rodziną i rodzinnym interesem dzieci, gotowe są wystąpić razem przeciwko ojcu, oczywiście spotyka je za to kara zamiast nagrody.

 

Pod słońcem Toskanii

Finał trzeciego sezonu, w którym oglądamy sojusz rodzeństwa w końcu gotowego, żeby „zabić tatę” to jedno z najlepszych doświadczeń telewizyjnych roku 2021. Zarówno Kendall, Shiv, jak i Rom w swoim cynizmie, bezwzględnych kalkulacjach i rozdawaniu ciosów na lewo i prawo, są kompletnie bezbronni, gdy dochodzi do rozmowy o czymś, czego ci ludzie boją się najbardziej na świecie, czyli o emocjach.

Kendall siedzący nieopodal śmietników podczas gdy jego matka bierze kolejny wystawny ślub z jakimś przypadkowym mężczyzną, który bardzo chce awansować do dziesiątego rzędu ludzi powiązanych z medialnymi potentatami, to kwintesencja pokolenia dzisiejszych trzydziesto- i czterdziestolatków. Ludzi rozumiejących więcej niż swoi rodzice, ale wciąż niegotowych na konfrontacje z najtrudniejszymi uczuciami. Dlatego też, Kendall za chwilę się otrzepuje i jedzie z rodzeństwem, żeby „zabić tatę”, czyli po raz kolejny powalczyć o władzę w firmie. To jest łatwiejsze niż zderzenie z faktem, że przyczynił się do czyjeś śmierci, albo że własne dzieci już go nie obchodzą.

Czy ktoś ich po drodze zdradził i koniec końców nic z tego nie wyjdzie? Być może. Na tym właśnie polega urok „Sukcesji”. Kołowrót emocji wśród piekielnie inteligentnych ludzi, którzy są w stanie przemyśleć kilka kolejnych kroków swojego rywala, ale tracą czujność na ostatniej prostej.

Konfrontacja z ojcem, który zawsze traktuje ich na przedszkolaki, to jedna z lepszych rzeczy, jakie oferuje nam „Sukcesja”. Udowadnia, że rozliczenia międzygeneracyjne są najtrudniejsze na świecie. Nie ważne, ile masz lat i jakim profesjonalistą jesteś, twój ojciec zawsze może przywołać jakiś wstydliwy fakt z dzieciństwa tylko dlatego, że prędzej umrze, niż przyzna, że jego czas już minął. Prędzej odda władze w obce ręce, niż przekaże coś swoim dzieciom.

O popularności i sile destrukcyjnych serialowych rodzin opowiada nam Marta Wawrzyn, krytyczka serialowa. - Połączenie toksycznych, nierozerwalnych więzów rodzinnych, wielkiej władzy i bogactwa to oczywiście nic nowego. W jakiejś formie mieliśmy to w „Grze o tron”, mamy to w „Rodzie smoka”, to jest też tajemnica ogromnego sukcesu całej marki „Yellowstone”, a gdybyśmy chcieli szukać poza antybohaterskimi serialami premium, pewnie dojechalibyśmy do oper mydlanych na czele z „Dynastią”. Jest w tym połączeniu coś przyciągającego i odpychającego jednocześnie, coś, co sprawia, że śledzimy tych ludzi, jednocześnie za nic nie chcąc zamienić się z nimi miejscami - nawet gdyby oznaczało to dostęp do egzotycznych wakacji na jachcie, helikopterów traktowanych jak taksówki i zawartości szafy Shiv.

Dzieci tych rodzin są jak ptaszki w złotych klatkach, więc przynajmniej do pewnego stopnia im kibicujemy, kiedy próbują iść własną drogą i przeciwstawić się ojcu. Ale kiedy już udaje im się wyrwać na wolność, bardzo szybko nas zawodzą, pokazując, że są w gruncie rzeczy tacy sami jak starsze pokolenie. I niby moglibyśmy zagłębiać się w to, jak przemocowe zachowania rodzą kolejne przemocowe zachowania i jak toksyczne jest to wszystko, co oglądamy jako rozgrywkę, a w przypadku „Sukcesji” na dodatek jeszcze podane w komediowej oprawie. Koniec końców pewnie jednak myślimy, że wszyscy są tam siebie warci i nie analizujemy źródła poszczególnych zachowań, traktując to jak świetną satyrę na świat bogatych, uprzywilejowanych ludzi, którzy przecież w jakiś sposób muszą „zapłacić” za to, że mają wszystko to, czego my nigdy mieć nie będziemy - podsumowuje krytyczka.

 

Jak działają amerykańskie media?

Niejako przy okazji, dowiadujemy się, jak działa telewizja sterowana rękoma członków zarządu. Gdy ktoś sprawia kłopot, zawsze można wyciągnąć z szuflady jakiegoś newsa o ukrywanych problemach zdrowotnych, powiązaniach rodzinnych, albo problemach ze skarbówką. Wszystko w imię rzetelnej informacji dla widza.

Co ciekawe, serial jest luźno inspirowany losami Ruperta Murdocha. Podobnie jak Logan Roy, Murdoch z pomocą rodziny kieruje FOX Inc. oraz News Corp. Ramy czasowe się zgadzają, okres gdy Murdoch podbijał rynki medialne, pokrywa się z osiągnięciami Logana Roya, to ta sama generacja uprzywilejowanych białych mężczyzn, którym należy się wszystko. Przynajmniej długo taka narracja pozwalała im czuć się bezkarnie.

Rodzice kontra dzieci

Poza kluczowym konfliktem dzieci Roya walczących o władzę w firmie Waystar Royco, serial pokazuje nam złożoność innych relacji w rodzinie. W sezonie trzecim Shiv słyszy od matki, że w zasadzie ona zawsze wolała psy i żałuje, że zdecydowała się na dzieci. Tym samym radzi córce, żeby ta nie popełniała jej błędu. Takie serdeczności matka przekazuje córce w przeddzień swojego kolejnego ślubu, który bierze z nudów, bo nie chce ciągle myśleć o „pogrzebach i makaronie”.

Bohaterka słyszy też od matki, że ta zawsze była wredna i kłopotliwa, nieważne iż mowa o sytuacji gdy Shiv miała dziesięć lat. Po prostu była wredna więc matka porzuciła swoje dzieci, bo „tak było najlepiej”. Mając wgląd w relacje rodzinne, trudno dziwić się, jak bardzo najmłodsza generacja Royów jest zaburzona i niezdolna do tworzenia zdrowych relacji z innymi ludźmi.

Przyszłość firmy Waystar Royco, czyli nadchodzi czwarty sezon

Teraz gdy Logan Roy zapragnął sprzedać firmę Waystar Royco innego ambitnemu przedsiębiorcy, sytuacja dzieciaków mocno się zmieniła, w zasadzie jest zagrożona.

W czwartym sezonie akcja przeniesie się do Norwegii, ponieważ tam mieszka Matsson, czyli nowy właściciel medialnego imperium, w którego rolę wciela się Alexander Skarsgård.

Nie znamy daty premiery czwartego sezonu, ale być może będzie to ostatnie spotkanie z rodziną Royów. Aktorzy nie przedłużyli jeszcze kontraktów, a sam Brian Cox powiedział, że nie chce się zasiedzieć w tej produkcji tak, jak twórcy „Billions” w swojej, której termin do spożycia dawno już minął.

Twórcy „Sukcesji” zapowiadali, że cała historia zamknie się w czterech albo pięciu sezonach. Mają już konkretny pomysł na zakończenie.

Dołącz do dyskusji: Fenomen „Sukcesji” HBO. Dlaczego obchodzą nas losy bohaterów, których nie bardzo lubimy?

3 komentarze
Publikowane komentarze są prywatnymi opiniami użytkowników portalu. Wirtualnemedia.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii. Jeżeli którykolwiekz postów na forum łamie dobre obyczaje, zawiadom nas o tym redakcja@wirtualnemedia.pl
User
komentator
no bo biedna corka polityka nie nadaje sie na selekcjonera extreme sport channel a fajny neptyk zastepca nie nadaje sie na analityka redbull - dlatego nas obchodza losy bohaterow ktorych nie lubimy (nieaktywna promocja hbo i yellow cord bez dvd technicolor upc..play)
odpowiedź
User
kriswas
Ten beznadziejny serial istnieje tylko dzięki mistrzowskiemu PRowi. Wytrwałem tylko przez połowę 1 sezonu i to TYLKO dzięki właśnie PR. W moim osobistym rankingu na najgorszy serial, "Sukcesja" przegrywa tylko z ... sprawowaniem władzy przez PiSdzielców w Polsce.
odpowiedź
User
walter
Najbardziej uderzające i zniechęcające do oglądania były dla mnie postacie, brzydkie twarze aktorów ubrane w paskudne grymasy. Połowa pierwszego odcinka i do widzenia, wróć... żegnam.
odpowiedź