SzukajSzukaj
dołącz do nasFacebookGoogleLinkedinTwitter

Sprzedaż Piotra i Pawła zmieni rynek sklepów spożywczych premium. Klienci coraz częściej wybierają dyskonty

Przedłużająca się transakcja sprzedaży sieci marketów Piotr i Paweł i kłopoty ze spłatą zaległych faktur - tak obecnie ma wyglądać sytuacja poznańskiej spółki. Wcześniej jej władze informowały, że termin finalizacji transakcji będzie ogłoszony w lipcu. Nic takiego nie miało jednak miejsca. Jak ta transakcja wpłynie na rynek produktów premium? O to spytaliśmy ekspertów.

O kłopotach Piotra i Pawła wiadomo już co najmniej od kilku miesięcy. Transakcja sprzedaży sieci przedłuża się, rozmowy z inwestorami nadal nie zostały sfinalizowane. O tym, że kupnem marketów z żółtym logo jest zainteresowana Biedronka i Cerrfour wiadomo co najmniej od początku kwietnia br. Spółka deklarowała, że w lipcu ogłosi termin transakcji, ale nic takiego się nie stało.

Przedłużające się rozmowy mogą być wynikiem problemów firmy z Poznania, która ma nie płacić dostawcom. Ostatecznie zadecydowali oni, że wystąpią do sądu, by wyegzekwować zaległe należności. Według firmy niespłacone faktury to tylko „przejściowe trudności”.

Jednak doniesienia medialne nie napawają optymizmem. Pozew sądowy przeciwko sieci miała złożyć już firma Tropic – producent soków owocowych ze Słupska. Do tej pory miał nie otrzymać zapłaty za dostarczony towar, którego wartość miała sięgać ok. 50 tys. zł. Piotra i Pawła pozwała jeszcze jedna firma, która nie chce jednak ujawniać swojej nazwy. Ma chodzić o kwotę rzędu setek tysięcy.
 
Sprzedaż tak, ale jeszcze nie teraz

Według niektórych ekspertów informacje o tym, że proces pozyskania inwestora zakończy się w lipcu były przesadzone, a zostały zapowiedziane tylko po to, by uspokoić rynek. „Granie na czas” miałoby być także korzystne dla Biedronki i Carrefour’a, bo przedłużający się proces sprzedaży z reguły równa się niższej cenie kupna.

Robert Krzak, wiceprezes Piotra i Pawła, informował już media, że doszło do spotkań przedstawicieli obu sieci z franczyzobiorcami. Zaznaczył jednak, że ostatecznie nie wybrano jeszcze inwestora, a rozmowy wciąż trwają. Biuro prasowe Jeronimo Martins Polska przekazało serwisowi Wirtualnemedia.pl, że nie komentuje informacji na temat ewentualnego przejęcia sieci Piotr i Paweł.

Maciej Ptaszyński, dyrektor Polskiej Izby Handlu w rozmowie z nami zaznacza, że przedłużający się proces transakcji na razie „o niczym nie przesądza”. - Jest okres wakacyjny - decydenci często nie są dostępni. Poza tym przedłużające się negocjacje nie powinny nikogo dziwić - to całkowicie normalne przy takiej transakcji - uważa.

Dodaje, że „granie na czas” przez inwestorów jest naturalne.

- Zawsze kupującym zależy na jak najlepszej cenie. Warto także pamiętać, że zakup takiej sieci to duża inwestycja w organizację dotychczasowego funkcjonowania firmy, która nabywa nowe sklepy - uważa dyrektor Polskiej Izby Handlu.

Inne zdanie na ten temat ma Michał Kierul, manager ds. fuzji i przejęć w Navigator Capital Group, który w rozmowie z nami stwierdził, że przedłużający się proces sprzedaży sieci może oznaczać, że planuje ona sprzedaż poszczególnych segmentów biznesu różnym podmiotom.

- Niektóre lokalizacje sklepów Piotr i Paweł mogą nie odpowiadać strategii biznesowej przejmującego sieć. Teoretycznie, może się okazać, że kilku oferentów będzie zainteresowanych przejęciem tylko części sklepów, w lokalizacjach najbardziej im odpowiadających. Należy również pamiętać, że około połowy sklepów prowadzonych jest przez franczyzobiorców, co potencjalnie może stanowić problem dla przejmującego. Ponadto transakcja będzie wymagała zgody UOKiK, co również generuje dodatkowe ryzyka dla potencjalnych nabywców - ocenia.

Według niego niewykluczonym jest więc, że oferenci „grają na czas”. - Mamy do czynienia z grą na czas. Z medialnych doniesień wiadomo, że spółka może mieć problemy płatnicze. Upływający czas nie działa na jej korzyść i być może, że oferenci wykorzystują ten fakt, aby obniżyć cenę sprzedaży - dodaje Michał Kierul.

„Znikały już większe sieci i nie spowodowało to zaburzeń dla funkcjonowania rynku”

Pytaniem pozostaje, jak zniknięcie sieci, która oferowała produkty premium, wpłynie na rynek. Eksperci przypominają, że w Polsce markety z droższym asortymentem zwykle po jakimś czasie upadają - najpierw padł Bomi, potem Alma, a teraz kłopoty ma Piotr i Paweł.

Michał Kierul, manager ds. fuzji i przejęć w Navigator Capital Group przypomina, że Piotr i Paweł jest jedną z ostatnich sieci działających stricte w segmencie premium, który od kilku lat boryka się z problemami.

- To właśnie w tym segmencie obserwowaliśmy jedne z głośniejszych turbulencji finansowych w ostatnich latach (np. Bomi czy Alma). Obecna sytuacja sieci Piotr i Paweł obrazuje strukturalną przemianę, jaka dokonuje się na rynku, w której dużą rolę odgrywają dyskonty i sklepy typu proximity, a maleje znaczenie hipermarketów i sklepów pozycjonowanych w segmencie premium  - ocenia ekspert.

Maciej Ptaszyński, dyrektor Polskiej Izby Handlu zaznacza, że sklepy, a przynajmniej większość z nich pozostanie, tylko będą działały pod nowymi szyldami.

- Natomiast trzeba sobie powiedzieć, że znikały już większe sieci i nie spowodowało to zaburzeń dla funkcjonowania rynku jako całości, tym bardziej że nie jest to sieć największa pod względem ilości sklepów – mówi w rozmowie z nami.

Rynek przejęły dyskonty

Jak zatem będzie wyglądać rynek sklepów premium bez tej sieci? Dyrektor Polskiej Izby Handlu w rozmowie z nami przypomina, że segment premium w dużym stopniu już od pewnego czasu przejęły dyskonty.

- To przyczyniło się zarówno do zniknięcia Almy, jak i obecnej sytuacja związanej z Piotrem i Pawłem. Oczywiście szkoda, kiedy taka marka jak Piotr i Paweł znika z rynku. Był to jednak pewnego rodzaju symbol sieci premium. Natomiast tak samo jak zniknięcie Almy nie zmieniło zbyt wiele, tak samo zmiana szyldu z Piotr i Paweł na inny nie spowoduje rewolucji na rynku – uważa Maciej Ptaszyński.

Podkreśla, że każda sieć - niebędąca dyskontem - musi obecnie stawić czoła zupełnie innej polityce cenowej producentów.

- Sprzedawanie towarów do dyskontów w cenach w najlepszym razie zbliżonych do kosztów odbijają sobie na mniejszych sieciach, które nie mają takiej pozycji negocjacyjnej. Ceny w dyskoncie na półce są często niższe niż sieć nie będąca dyskontem może dostać od producenta, a przecież koszt zakupu towaru to jeszcze nie wszystko na co składa się cena – dodaje dyrektor Polskiej Izby Handlu.

Michał Kierul, manager ds. fuzji i przejęć w Navigator Capital Group zauważył z kolei, że rynek sklepów spożywczych premium w ciągu ostatnich lat podlegał sporym przemianom.

- Przede wszystkim spotkał się z zaciętą konkurencją ze strony dyskontów, które poszerzając i uzupełniając swoją ofertę stały się również atrakcyjne dla zamożniejszych klientów. Co raz większe znaczenie dla klientów ma również wygoda zakupów, dlatego popularny staje się podział rynku pod tym kątem, m.in. na sklepy typu convienience lub proximity. Bardzo możliwe, że to właśnie te segmenty będą głównym motorem wzrostu w branży w najbliższych latach - mówi nam ekspert.

Założycielami sieci Piotr i Paweł są Piotr Woś i Paweł Woś. Obecnie liczy około 140 sklepów na terenie całego kraju. Z początkiem czerwca stanowisko prezesa i dyrektora generalnego Piotra i Pawła objął Marek Miętka, wcześniej związany z Tesco. Piotr i Paweł Wosiowe przeszli z zarządu do rady nadzorczej. Przez pierwsze lata działalności poznańska firma prowadziła swoje sklepy jako delikatesy. Kilka lat temu zmieniono je w supermarkety, poszerzając asortyment o tańsze towary.

Z badań przeprowadzonych przez ARC Rynek i Opinia w ub.r. wynikało, że sklepy Piotr i Paweł uznawane są przez konsumentów za najdroższe miejsce zakupów.

Dołącz do dyskusji: Sprzedaż Piotra i Pawła zmieni rynek sklepów spożywczych premium. Klienci coraz częściej wybierają dyskonty

9 komentarze
Publikowane komentarze są prywatnymi opiniami użytkowników portalu. Wirtualnemedia.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii. Jeżeli którykolwiekz postów na forum łamie dobre obyczaje, zawiadom nas o tym redakcja@wirtualnemedia.pl
User
aZaliż
Bogaty klient nie chce płacić trzy razy więcej za to, co można kupić w biedzie czy lidlu.
Delikatesy muszą mieć więc w ofercie INNY towar. Od innych producentów.

A to oznacza bezwzględne odrzucenie współpracy z tymi dostawcami, którzy prostytuują sie w dyskontach, ale chcą mieć także swoje towary w delikatesach. To jedyna recepta na rentowność.
odpowiedź
User
ton nadaje
Jakimi to drogami chodzi? Rząd Morawieckiego potrafi zmusić polskie banki do wsadzenia półtora miliarda w Pese. Żeby ratować ostatnia Polska sieć detalicznego handlu w segmencie premium chętnych nie ma...
odpowiedź
User
Zoja
Bogaty klient nie chce płacić trzy razy więcej za to, co można kupić w biedzie czy lidlu.
Delikatesy muszą mieć więc w ofercie INNY towar. Od innych producentów.

A to oznacza bezwzględne odrzucenie współpracy z tymi dostawcami, którzy prostytuują sie w dyskontach, ale chcą mieć także swoje towary w delikatesach. To jedyna recepta na rentowność.

Gadaj tak. Będziesz lada chwila robił godne zakupy tylko w sieci. Frisco i befsztyk.pl
odpowiedź