SzukajSzukaj
dołącz do nasFacebookGoogleLinkedinTwitter

Test na obecność przeciwciał Covid-19 wykupiony z Biedronki. „Tylko zaspokojona ciekawość”

W poniedziałek w sklepach sieci Biedronka pojawił się test Primacovid wykrywający przeciwciała SARS-CoV-2. Preparat spotkał się z dużym zainteresowaniem i szybko został wykupiony. Jednak środowisko lekarzy ma wiele wątpliwości co do przydatności testu. - Produkt odpowiada na fatalny trend samodzielnego diagnozowania się przez pacjentów. Wyniki testu nie dają żadnej rzetelnej wiedzy na temat obecnego stanu badanego, mogą za to wywołać u niego złudne poczucie bezpieczeństwa - oceniają eksperci dla Wirtualnemedia.pl.

Trzecia fala zachorowań na Covid-19 w Polsce wciąż rośnie. W poniedziałek Ministerstwo Zdrowia poinformowało, że wg stanu na 15 marca 2021 r. liczba zakażonych w ciągu doby wynosiła 10896 osób, zaś 28 pacjentów zmarło z powodu Covid-19.

W związku z niekorzystną tendencją w rozwoju pandemii resort zdrowia zapowiedział nową metodę testowania Polaków na obecność koronawirusa. Teraz odpowiednie badanie można wykonać w wybranych punktach rejestrując się na dedykowanej stronie internetowej, bez konieczności uzyskania skierowania na testy od lekarza pierwszego kontaktu.

Test jak ciepłe bułki

Także w poniedziałek sieć Biedronka, zgodnie z wcześniejszą zapowiedzią rozpoczęła sprzedaż tzw testu serologicznego Primacovid.

Według zapowiedzi produkt pozwala nabywcy samodzielnie przeprowadzić próbę i sprawdzić, czy w jego organizmie występują przeciwciała przeciwko koronawirusowi powodującemu Covid-19.

Biedronka zapewnia, że test jest wyjątkowo prosty w użyciu: do badania używa się małej próbki krwi, a czas oczekiwania na wynik ma wynosić ok. 10 minut. Według sprzedawcy producent, szwajcarska PRIMA Lab jest firmą certyfikowaną zgodnie z normami ISO 9001:2015 i ISO 13485:2016, a sam test to certyfikowany wyrób medyczny (certyfikat CE). Jego dokładność wynosi 98,3 proc.

Ze względu na potencjalne duże zainteresowanie nowym produktem Biedronka podjęła decyzję o tym, że klienci jednorazowo mogą zakupić maksymalnie trzy sztuki testu. Produkt dostępny jest w cenie 49,99 zł za sztukę.

Zgodnie z przewidywaniami Biedronki Primacovid spotkał się z dużym zainteresowaniem klientów, a popyt szybko przerósł podaż. W poniedziałek w internecie pojawiły się informacje o tym, że testy są niedostępne w wielu sklepach, w większości wypadków zostały bowiem wykupione w szybkim tempie.

Wirtualnemedia.pl odwiedziły 3 wybrane sklepy Biedronki na Pradze Południe w Warszawie i okazało się, że internetowe doniesienia są prawdziwe. W dwóch punktach poinformowano nas, że Primacovid jest już niedostępny, w trzecim sklepie trwało oczekiwanie na dostawę tego produktu.

Informacyjny zamęt

Pomimo rekordowego zainteresowania testami sprzedawanymi przez Biedronkę rodzi się pytanie, czy tego typu produkt związany bezpośrednio ze zdrowiem, a nawet życiem jego użytkowników powinien być oferowany w sieci dyskontowej. A jeśli tak, to czy sprzedawca wystarczająco wyjaśnia klientom czego mają się spodziewać po wynikach testu?

Odpowiadając na pytania Wirtualnemedia.pl Wojciech Andrusiewicz, rzecznik Ministerstwa Zdrowia jasno przedstawia stanowisko resortu w tej sprawie.

- Zalecam daleko posuniętą ostrożność przy korzystaniu ze wskazanych testów - przestrzega Wojciech Andrusiewicz. - Pamiętajmy, że testy na przeciwciała dają obraz czy przechorowaliśmy Covid-19, a nie czy chorujemy w danym momencie. Proszę polegać na testach PCR i badać się w punktach, do których skieruje nas lekarz. Myślę, że sieci handlowe też powinny się zastanowić nad konsekwencjami swoich decyzji, które mogą doprowadzić do tego, że ludzie chorzy będą gremialnie udawać się do dyskontu po testy.

Biedronka nie ma sobie nic do zarzucenia, odsyła nas do opublikowanego w piątek komunikatu prasowego. Można tam znaleźć jedynie jeden fragment dotyczący tego, jak nabywca testu powinien traktować jego wyniki.

- Ważną informacją dla kupujących jest, że producent Pimacovid zaleca, aby w przypadku pozytywnego wyniku na obecność przeciwciał IgG i/lub IgM niezwłocznie skontaktować się z lekarzem i zgłosić ten wynik. W przypadku negatywnego wyniku, jeśli występują objawy, które można przypisać Covid-19, również należy skontaktować się z lekarzem - czytamy w komunikacie.

Niestety w tekście Biedronki zabrakło wielu istotnych szczegółów dotyczących funkcjonowania Primacovidu, co wywołało pewną konsternację wśród mediów. Część z nich poinformowała na łamach, że Biedronka sprzedaje „testy na Covid-19”, zaś wielu dziennikarzy alarmowało na temat takiej błędnej interpretacji przeznaczenia produktu oferowanego przez Biedronkę.

Czytaj także: Prezes Pfizer Polska: zapanowanie nad pandemią w 2021 r. to realny scenariusz

Zaspokojona ciekawość. Nic więcej

Co na to eksperci? W rozmowach z Wirtualnemedia.pl nie pozostawiają suchej nitki ani na prawdziwej przydatności Primacovidu jako wskaźnika naszego stanu zdrowia, ani też polityki informacyjnej Biedronki w tym zakresie. W takim duchu sprawę komentuje dr hab. Olga Ciepiela z Zakładu Medycyny Laboratoryjnej Warszawskiego Uniwersytetu Medycznego.

- Produkty wprowadzone przez sieci handlowe pod nazwą testów na Covid-19 nie dają jego użytkownikom żadnej konkretnej wiedzy na temat zarażenia koronawirusem - wyjaśnia Olga Ciepiela. - Co więcej, nazwa „test na Covid-19" jest uproszczeniem lub mówiąc bardziej dosadnie - przekłamaniem, które może wprowadzać klientów w błąd. Dodatni wynik takiego testu świadczy jedynie o tym, że testowana osoba miała kontakt z SARS-CoV-2 i nic więcej. Nie wiadomo w jaki sposób nabyto przeciwciała, czy zostały one wytworzone w trakcie choroby, czy bezobjawowego zakażenia. Z informacji podawanych przez producenta wynika również, że w teście nie są wykrywane przeciwciała poszczepienne, czyli przeciwko białku S, stąd wniosek, że stosowanie tych testów do oceny czy wytworzyło się odporność po szczepieniu jest bezzasadne.

Zdaniem ekspertki trzeba pamiętać, że przeciwciała IgG oraz IgM (o których jest mowa w informacjach od producenta) są wytwarzane w organizmie na innym etapie zakażenia, a test nie daje w tym względzie żadnej wiedzy na temat tego, w jakim stanie pacjent znajduje się obecnie.

- Szczególnie, że u pacjentów po przechorowaniu Covid-19 przeciwciała w klasie IgM mogą utrzymywać się we krwi relatywnie długo - zaznacza Ciepiela. - Niestety sprzedawcy moim zdaniem w niedostateczny sposób informują potencjalnych nabywców o tym, czego mogą się oni spodziewać po użyciu testu, czyli o tym że tak naprawdę nie dowiedzą się niczego konkretnego. Na pewno nie tego, czy posiadają „ochronny poziom przeciwciał", bo my wciąż nie wiemy jakie miano przeciwciał chroni przed ponownym zakażeniem. Nie sądzę żeby wprowadzenie testów do sprzedaży miało jakiś większy wpływ na liczbę osób poddających się profesjonalnym testom. Jedyna korzyść z wprowadzenia tego produktu do obrotu to fakt, że może to skłonić komercyjne firmy do obniżenia wysokich cen za przeprowadzanie miarodajnych testów na obecność przeciwciał przeciwko SARS-CoV-2.

Swoich poważnych zastrzeżeń związanych z testem sprzedawanym w Biedronce nie kryje także dr Michał Sutkowski, prezes Warszawskich Lekarzy Rodzinnych.

Czytaj także: W pandemii koronawirusa nasiliła się działalność oszustów wyłudzających dane osobowe

- Preparat oferowany przez Biedronkę zaspokaja jedynie ciekawość osób, które go kupią, ale wyniki otrzymywane przez nabywców testu mogą okazać się bardzo niebezpieczne - ocenia Michał Sutkowski. - Oferowany test wpisuje się w trend samodzielnego diagnozowania się przez pacjentów, czemu od dawna jestem zdecydowanie przeciwny. Efekty tej tendencji widzimy w pandemii nie od dzisiaj, i m.in. stąd obecna rosnąca dramatycznie fala zachorowań na Covid-19.

Według eksperta bardziej niebezpieczne w wypadku Kowalskiego jest uzyskanie przez niego w teście dodatniego wyniku świadczącego o obecności przeciwciał w organizmie.

- Wiele z takich osób nabędzie przekonania, że są już odporne na zachorowanie na Covid-19 i z pewnością część z nich porzuci środki ostrożności stosowane przez nas wszystkich na co dzień - przewiduje Sutkowski. - Tymczasem test nie daje żadnej gwarancji bezpieczeństwa, bowiem do dzisiaj np. nie wiadomo jaki poziom przeciwciał w organizmie człowieka zapewnia mu odporność na chorobę. Prowadzony przez wynik testu Kowalski może więc nie tylko sam narazić się na zagrożenie, ale też wystawić na ryzyko wszystkich dookoła. Dlatego w sumie lepszym scenariuszem jest ujemny wynik testu, bowiem pozostawi on w nas świadomość, że wciąż możemy ulec zarażeniu koronawirusem i zachorować.

Nas rozmówca zaznacza, że nie chce oskarżać sieci handlowych o nieetyczne działania, jednak nie ma wątpliwości, że wraz z dystrybucją nowego produktu zaniedbano jasną komunikację dotyczącą testu.

- Zapewne z prawnego punktu widzenia widzenia wszystko jest w porządku - zaznacza Sutkowski. - Jednak moim zdaniem nabywca testu powinien mieć pełną wiedzę na temat tego, co naprawdę oznaczają wyniki samodzielnego badania, a sama porada by skonsultować się z lekarzem to po prostu za mało. Oczekiwałbym w tej sytuacji jakiegoś zdecydowanego ruchu ze strony resortu zdrowia, który np. w formie specjalnej konferencji z udziałem ekspertów uświadomi Polakom, czego mają się spodziewać po zakupionym teście i w jaki sposób postępować w zależności od jego wyników - dodaje.

Dołącz do dyskusji: Test na obecność przeciwciał Covid-19 wykupiony z Biedronki. „Tylko zaspokojona ciekawość”

20 komentarze
Publikowane komentarze są prywatnymi opiniami użytkowników portalu. Wirtualnemedia.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii. Jeżeli którykolwiekz postów na forum łamie dobre obyczaje, zawiadom nas o tym redakcja@wirtualnemedia.pl
User
Entet
Cóż za żałosna narracja dyżurnych ekspertów sugerująca wręcz brak samodzielnego myślenia przez klienta który nabył test. Nazywanie ciekawością istotnej informacji, że jest się już po jest wyrazem jakiejś arogancji i jest mocno nieeleganckie.
odpowiedź
User
Andrea
Biznes, biznes i jeszcze raz biznes. Jeronimo kolejny raz udowadnia, że handlować to trzeba umieć a komentarze dotyczące aspektów etycznych czy też psychologiczno-socjologicznych uważam za conajmniej zabawne. Cała branża medyczna w w Polsce wchłania ogromne pieniądze i w żaden sposób nie przekłada się to na poziomom służby zdrowia dostępnej z ubezpieczenia obowiązkowego. Wyrzucono ludzi z przychodni, zawieszono planowane zabiegi i to jest ok...ale jak już gdzieś pieniądze płyną nie tam gdzie trzeba to lobby branży podnosi alarm :-)!! „Złudne poczucie bezpieczeństwa” ...to naprawdę straszne niebezpieczeństwo :-)!! Ludzie już od dawna są faszerowani złudnym poczuciem bezpieczeństwa i płacą za to złudne poczucie bezpieczeństwa ogromne pieniądze...a jak coś się dzieje to i tak muszą dopłacać ekstra. Możliwość kupienia takiego testu jest zgodna z prawem i na szczęście jeszcze decyduje o tym wolny człowiek :-)!
odpowiedź
User
lradio
Oczywiście jest to trend samodiagnozowania się, ale wynika nie z głupoty ludzi, a z braku dostępności lekarzy. Jak wiadomo ten wirus nie lubi pieniędzy bo w prywatnej służbie zdrowia praktycznie nie występuje :)
odpowiedź