SzukajSzukaj
dołącz do nasFacebookGoogleLinkedinTwitter

„The Grand Tour” w Amazonie. Nuda czy jakość przewyższająca „Top Gear”?

- Dzięki ogromnemu budżetowi wizualnie „The Grand Tour” imponuje, ale pierwszy odcinek to zgrane żarty i brak świeżości - ocenia dla serwisu Wirtualnemedia.pl część ekspertów. Inni chwalą program: Propozycja dla innej publiczności, a Clarkson udowadnia, że jest w formie. Nowy show Amazona recenzują dziennikarze motoryzacyjni: Adam Kornacki, Wojciech Jakóbczyk, Maciej Pertyński, Marek Wieruszewski i Piotr Migas.

W piątek w serwisie Amazon Video w wybranych krajach miał premierę pierwszy odcinek nowego motoryzacyjnego show „The Grand Tour” prowadzonego przez kultową trójkę byłych gospodarzy „Top Gear” - Jeremy’ego Clarskona, Richarda Hammonda i Jamesa Maya.

Na razie program jest dostępny wyłącznie w Stanach Zjednoczonych, Wielkiej Brytanii, Niemczech, Francji i Japonii. Jednak według nieoficjalnych informacji wkrótce „The Grand Tour” wraz z platformą Amazon Video zostanie udostępniony w kolejnych 200 krajach na świecie, w tym także w Polsce.

Okazuje się, że pierwszy odcinek długo oczekiwanej nowej produkcji spółki Clarkson/Hammond/May nie wywołał powszechnego aplauzu, przeciwnie - przyniósł skrajnie różne oceny, czego dowodem są rozmowy przeprowadzone przez serwis Wirtualnemedia.pl z dziennikarzami branży motoryzacyjnej, którzy obejrzeli już premierowy odcinek „The Grand Tour”.

Program jakiego nie było, Clarkson, Hammond i May wracają w wielkim stylu

Swojego entuzjazmu po obejrzeniu pierwszego odcinka „The Grand Tour” nie ukrywa w rozmowie z Wirtualnemedia.pl Adam Kornacki, dziennikarz TVN Turbo. - To jest epickie dzieło motoryzacyjne, czegoś takiego w programach z tego segmentu jeszcze nie widziałem - chwali program Adam Kornacki. - To połączenie tradycji, którą dają trzy uznane w branży twarze z czymś kompletnie nowym, świeżym i do tej pory nie odkrytym. Realizacja jak w filmie fabularnym, a jednocześnie w każdym z poruszanych tematów jest jakiś pomysł, coś odkrywczego. Jestem pewien, że ci wszyscy którzy obejrzeli pierwszy odcinek „The Grand Tour” już teraz czekają na kolejną część zrealizowaną w Johannesburgu.

Zdaniem Kornackiego trzeba pamiętać, że Clarkson, Hammond i May to specyficzna trójka. - Miałem okazję z nimi pracować przy realizacji ich show na Stadionie Narodowym i poznać każdego z nich osobiście - podkreśla dziennikarz TVN Turbo. - To arcytrudne osobowości - każdy z osobna. Chimeryczni, zadufani, zapatrzeni w siebie, niesłuchający nikogo i uczący się wszystkiego na pamięć. Dla mnie wówczas czar programu „Top Gear” prysł jak bańka mydlana. Natomiast w „The Grand Tour” wszyscy trzej panowie są starsi, bardziej dojrzali, i bardziej przekonujący. Pomimo tego, że przecież sekwencje wyścigów na torach, gdy super auta na ekranie wykonują skomplikowane ewolucje są kręcone bez udziału Clarksona, Hammonda czy Maya - te ujęcia są powierzane zawodowym wyścigowym kierowcom. Jednak fabularnie i koncepcyjnie nowy program kultowego trio ma w sobie dużo świeżości, a początek pierwszego odcinka jest powalający i wgniata widza w fotel.

W ocenie naszego rozmówcy w „The Grand Tour” połączono ze sobą legendy i zupełnie nowy zespół, począwszy od researcherów, a na dziennikarzach i producentach skończywszy.

- I to przyniosło niesamowity efekt. Przy czym nie jest to całkowite odwrócenie się plecami od „Top Gear”, ale pewna ewolucja tego programu, choć oczywiście umowna, bo ograniczona prawami autorskimi zabraniającymi na jakiekolwiek cytaty czy powtórki - podkreśla Kornacki, któremu trudno mówić o bezpośredniej konkurencji pomiędzy „Top Gear” a „The Grand Tour”.

- Ten pierwszy jest bardzo specyficzny i bardzo brytyjski, choć ostatnio dosyć nieudolnie realizowany. Widać, że BBC bardzo chce coś zrobić, ale na tym „chceniu” niestety się kończy - najlepiej świadczyły o tym spadające i ostatecznie katastrofalne wyniki oglądalności pierwszego sezonu bez Clarksona, Hammonda i May’a. W tej sytuacji zdawałoby się te „wyświechtane” osobowości umieszczone w nowej telewizyjnej rzeczywistości okazały się zwycięzcami w walce z „Top Gear” - przynajmniej po pierwszym odcinku nowego show - podsumowuje Kornacki.

„The Grand Tour” nadrabia opóźnienia, prowadzący przed trudnym zadaniem

W wyważony sposób do oceny „The Grand Tour” podchodzi w rozmowie z nami Wojciech Jakóbczyk, były redaktor naczelny Topgear.com.pl. - Jest bardziej, więcej i drożej. Czy jest jeszcze lepiej niż za czasów „Top Gear”? Trudno będzie trójce Clarkson, Hammond, May przelicytować samych siebie - przewiduje Jakóbczyk. - Pierwszy odcinek „The Grand Tour” wprowadził mnie w zakłopotanie. Nieco zbyt pompatyczną czołówkę można oczywiście wybaczyć, bo trio wraca na ekrany niemalże z medialnych zaświatów. Omijanie raf zastawionych przez prawników BBC - również. Lista tego, czego Clarksonowi i kolegom nie wolno teraz mówić i robić jest długa. Na zakończenie nie usłyszeliśmy więc „on this bombshell", a ikoniczne już winietowanie kadrów - wyciemnienie narożników obrazu, charakterystyczne dla „Top Gear” i bez sukcesu podrabiane przez wszystkich - musiało zniknąć.

Jakóbczyk podkreśla, że ostentacyjne wykorzystanie przez montażystów w kilku sekwencjach innego, tandetnego efektu wygląda mu na szyderstwo z ekipy, produkującej obecnie oryginalny „Top Gear” i mającej prawa do tej koncepcji wizualnej.

- No ale z takim zapleczem technologicznym i budżetem bez dna TGT wizualnie poradzi sobie na pewno - nie ma wątpliwości nasz rozmówca. Jego obawy budzi co innego. - Czy znane trio poradzi sobie po półtorarocznej przerwie? „The Grand Tour” musi nadrobić zaległości, a to oznacza że jest spóźniony w stosunku do konkurencji. Rok temu przewodni materiał pierwszego odcinka byłby absolutnym hitem. Dziś jest nieco odgrzewanym kotletem, inne programy - również takie, które obejrzeć można tylko na Youtube, niekoniecznie w telewizji - odpowiedziały już na pytania, które zadawali sobie prowadzący. Stąd ja sam czuję nie tylko niedosyt, ale wręcz jestem całkowicie spokojny o... oryginalny „Top Gear” - dodaje dziennikarz.

Przy okazji pojawienia się premiery „The Grand Tour” narzucają się porównania z „Top Gear” w jego obecnym kształcie. W ocenie Jakóbczyka pierwszy sezon TG bez Clarksona, Hammonda i Maya był umiarkowany, ale wyciągnięto z niego wnioski.

- Chris Evans poległ, ale program wyciągali w górę LeBlanc i Harris. To oni będą twarzami następnych sezonów i jestem pewien, że sobie poradzą - nie ma wątpliwości Jakóbczyk. - LeBlanc był cool, a Harris dostarczał merytorycznie na najwyższym poziomie. Clarkson, Hammond i May muszą więc być coraz lepsi w byciu Clarksonem, Hammondem i Mayem, a sądząc po pierwszym odcinku TGT - nie jest to łatwe. Niektóre sytuacje ze scenariusza były tworzone mocno na siłę, niektóre były zbyt proste - choćby oczywista dyskusja na temat różnic między amerykańskim a brytyjskim motoryzacyjnym angielskim prowadzona z amerykańską publicznością.

Jakóbczyk podkreśla, że kręcony w brytyjskim środowisku i z brytyjską publicznością „stary" „Top Gear” był znacznie bardziej subtelny i zabawny. Nie można jednak odmówić pierwszemu odcinkowi TGT kilku perełek, z wejściem zaproszonych celebrytów na czele - i od razu skarcić za to, że jest zbyt rozwlekły i po prostu za mało się w nim dzieje.

- Ale historia lubi się powtarzać. Gdy „Top Gear” sprzed epoki Clarksona zreanimowano pod nazwą „Fifth Gear” w Channel5, był tym „bardziej informacyjnym programem o samochodach", stymulując konkurencję między formatami, z pożytkiem dla obu. „Fifth Gear” zniknął niestety z rynku i teraz, postclarksonowski „Top Gear” będzie jedyną przeciwwagą dla nieskończonego budżetu „The Grand Tour”. Dla miłośników motoryzacji i dobrej produkcji telewizyjnej przychodzą świetne czasy – kończy optymistycznie Jakóbczyk.

Internet to nie telewizja, nuda i zgrane dowcipy

Marek Wieruszewski, dziennikarz motoryzacyjny i twórca kanału Marek Drives na YouTubie, nie ma dobrego zdania o pierwszym odcinku „The Grand Tour”. W skrócie – program uznaje za wtórny i nudny.

- Telewizja rządzi się swoimi prawami, internet swoimi. Łączenie tych dwóch form nie zawsze się udaje – zaznacza na wstępie Marek Wieruszewski. - Absolutnie to rozumiem i szanuję, co nie znaczy, że materiałem otwierającym nową serię musiał być test porównawczy Ferrari LaFerrari, Porsche 918 i McLarena P1. Brzmi znajomo? Tak, Chris Harris nakręcił takie porównanie rok temu. Na tym samym torze. Zanim poszedł pracować w nowym „Top Gear”.

W opinii Wieruszewskiego zasilany przez Amazona budżet „The Grand Tour” oznacza, że Clarkson, Hammond i May mogli upalać trzy hiper-samochody znacznie dłużej niż Harris. - Ale moim zdaniem Monkey osiągnął 80 procent efektu „The Grand Tour” za (pewnie grubo poniżej) 20 procent Amazonowego budżetu. Ujęcia w „The Grand Tour” są jak w „Top Gear” wypałowane w postprodukcji do granic możliwości, ale ładne. Ciekawe były też animacje prześwietlające samochody. Super! Jednak efektowne zdjęcia i grafika nie są w stanie przysłonić jednego mankamentu: pierwszy odcinek The Grand Tour jest potwornie nudny! – ocenia nasz rozmówca. Dalej bierze pod lupę poszczególne sekwencje składające się na pierwszy odcinek nowego show Clarksona, Hammona i May’a.

- Rozumiem, że potrzebne było wprowadzenie. Clarkson wychodzi z budynku BBC, leje deszcz, jedzie na lotnisko i leci do Los Angeles - przypomina Wieruszewski. - Tam wsiada w Mustanga w jakiejś mega wieśniackiej wersji i jedzie pod muzykę. Po chwili dołączają do niego Hammond i May, wszyscy jadą po pustyni, naokoło pojawiają się inne samochody. Brakuje słoni. Dojeżdżają do sceny, na której zespół gra piosenkę, która cały czas leci w tle. Ze sceny prowadzący witają się z fanami. Przy okazji wykorzystują zwroty znane z Clarkson, Hammond and May Live Show. Komuś zabrakło fantazji, żeby napisać nowe dowcipy na otwarcie nowego programu? - pyta dziennikarz.

Przypominając jeden z największych atutów trójki prowadzących z czasów dawnego „Top Gear” – lekkie i dowcipne dialogi Wieruszewski nie pozostawia na ich nowej produkcji suchej nitki. Podobnie jak na innych elementach pierwszego odcinka TGT.

- Poziom żartu oscyluje między pierdzącą poduszką a poślizgiem na skórce od banana. Ale przechodzimy do wspomnianego wcześniej testu LaFerrari, 918 i P1. Przysypiam. Doją ten materiał do bólu, bo ewidentnie nic innego nie mają. Przerwa. Segment gadany (coś a’la wiadomości w TG), ale nie mają o czym mówić, więc kolejny punkt programu to prezentacja toru. Pierwszy odcinek The Grand Tour to odgrzewanie kotleta. Mam nadzieję, że kolejne będą jednak lepsze. Bo na lepszy „Top Gear” się nie nastawiam – podsumowuje krytycznie Wieruszewski.

Gdzie jest humor z „Top Gear”?

Podobnie jak Marek Wieruszewski bardzo krytyczny po obejrzeniu pierwszego odcinka „The Grand Tour” jest Maciej Pertyński, dziennikarz motoryzacyjny, jedyny polski juror w konkursie na Światowy Samochód Roku, który w rozmowie z Wirtualnemedia.pl skupił się tylko na jednym, ale bardzo istotnym wątku programu.

- Jestem głęboko rozczarowany pierwszym odcinkiem nowej serii spod znaku Amazona. O ile tzw. nowy „Top Gear” załamał mnie kompletnie przez obsadzenie w identycznym jak przedtem emploi kompletnie nie pasujących do tego postaci, które kładły każdy, nawet najlepszy dowcip przez mizdrzenie się i śmianie się z własnych dowcipów, o tyle w tym nowym programie ludzie, którzy stanowili uosobienie ostrego, złośliwego, super inteligentnego humoru i rozrywki w świetnym, brytyjskim stylu, przynudzają niczym w programie dla sponsorów w kasynie w Las Vegas, rzucając ciężkie, nudne dowcipy, o których raczej należy powiedzieć: grepsy – ocenia Pertyński.

Program dla innej publiczności, Clarkson w formie

Opinia Piotra Migasa, dziennikarza motoryzacyjnego i producenta kanału "Jazdy Próbne" na temat „The Grand Tour” jest zdecydowanie inna niż krytyków nowego show, choć w rozmowie z Wirtualnemedia.pl swoją recenzję programu nasz rozmówca rozpoczyna dość przewrotnie.

- Co łączy „Bodo” - jeden z najdroższych seriali w historii polskiej telewizji - z premierowym odcinkiem „The Grand Tour”? – pyta Piotr Migas. - Jeśli nie macie pojęcia, zapewne musi chodzić o pieniądze, a konkretnie o budżet. Otóż wyprodukowanie całego sezonu „Bodo” kosztowało TVP 13 mln zł. To mniej więcej 3,2 mln dol.  Tyle też ponoć pochłonęła sama scena otwarcia nowego motoryzacyjnego show wyprodukowanego oraz sfinansowanego przez Amazon - lidera światowej sprzedaży internetowej. Idąc dalej dysproporcje z poważnych stają się miażdżące. Bo jak porównać gigantyczną kwotę 830 mln dol. jaką Amerykanie wydali na wyprodukowanie 12 odcinków „The Grand Tour” wobec skromnych trzynastu milionów jakie kosztował „Bodo”?

Według Migasa pomny tych liczb widz TGT oczekuje, a przynajmniej ma prawo oczekiwać, że nowy program J.Clarksona, J.May’a i R.Hammonda wgniecie go w fotel którego nie będzie w stanie opuścić  przed upływem jednej godziny, jedenastu minut i pięciu sekund. A jak oczekiwania mają się do rzeczywistości?

- Przede wszystkim po pierwszych minutach TGT każdy, kto choć raz obejrzał którąkolwiek część „Mad Maxa” może odnieść wrażenie, że gdzieś już to wcześniej widział – podkreśla dziennikarz. - Bardziej wnikliwy obserwator łatwo zidentyfikuje trzy zmodyfikowane Fordy Mustangi którymi trójka rdzennych Brytoli z Yorkshire wjeżdża do Ameryki. Ci najbardziej dociekliwi widzowie z gatunku „petrolheads” cofając klatki i oglądając kilkukrotnie kolorową kawalkadę wszelakich pojazdów sunących w obłokach pyłu po wyschniętej dolinie w Kalifornii prędzej czy później zauważą, że poza trzema wspomnianymi wcześniej Mustangami Fordów jest o wiele więcej. Tych już nie produkowanych, jak i tych obecnie dostępnych, jak Focus RS, F250 czy Raptor.  Przypadek czy zamierzony zbieg okoliczności? Jeśli to pierwsze, to amerykański gigant motoryzacyjny dostał od Amazona najlepszy prezent gwiazdkowy jaki mógł sobie wymarzyć, nie wydając przy tym ani centa. Z kolei jeśli kryje się za tym „product placement” to dobrze wydane pieniądze przez speców od marketingu tego producenta.
 
Migas ocenia, że pierwsze kilka minut „The Grand Tour” wygrywa Ford. - Dopiero na drugim miejscu producenci „The Grand Tour”, którzy chcąc być tak „Amazing” jak to tylko możliwe najdroższą czołówkę w historii telewizji internetowej wykorzystali do podreperowania swojego ego względem „prawdziwej telewizji” czyli BBC – podkreśla nasz rozmówca. - Przyznam że od lat jestem wielbicielem talentu, pióra i osobowości J.Clarksona. Mając w pamięci wszystkie te delikatnie mówiąc niepochlebne opinie dotyczące Ameryki, Amerykanów oraz ich stylu życia jakich nie bał się wygłaszać w swoich książkach czy archiwalnych odcinkach  „Top Gear”, bałem się jak „biedaczyna” z nowym kontraktem w kieszeni da sobie radę przed tamtejszą widownią zdany na łaskę i niełaskę Ameryki. Kluczowe pierwsze dziesięć minut premierowego odcinka uzmysłowiło mi że niewystarczająco wierzę w swojego idola. A całkiem serio jedynie utwierdziło jak doświadczenie, kunszt i inteligencja obrócona w żart może w genialny sposób zastąpić „przepraszam”.

Według Migasa niczym JFK w 1963 r. podczas wizyty w Berlinie, Clarkson tłumacząc ideę przenośnego namiotu-studia (notabene doskonałego pomysłu producentów TGT) zwraca się do widowni mówiąc „dzisiaj wszyscy jesteście Amerykanami”. - To z pozoru nic nie znaczące zdanie niesie w sobie przekaz dla byłych fanów „Top Gear” w stylu „Nie my się zmieniamy – zmienił się świat!” – podkreśla nasz rozmówca. - Kilka minut wcześniej, jeszcze przed wejściem do studia z ust Clarksona stojącego na scenie pada kolejna ważna fraza: „wszyscy jesteśmy dziennikarzami motoryzacyjnymi od  dwudziestu lat  i możecie być pewni, że wszystko co wiemy i co dla nas ważne zawarliśmy w tym show”. Z jednej strony te słowa traktować można jako coś w rodzaju ustnego certyfikatu potwierdzającego dziennikarską jakość ze znaczkiem „Clarkson Approved”. Z drugiej wyrażają smutną prawdę tłumacząc jeden z głównych powodów porażki na jaką skazany był/jest „Top Gear” w nowej formule z udziałem nowych prowadzących na antenie BBC - podsumowuje Migas.

Dołącz do dyskusji: „The Grand Tour” w Amazonie. Nuda czy jakość przewyższająca „Top Gear”?

53 komentarze
Publikowane komentarze są prywatnymi opiniami użytkowników portalu. Wirtualnemedia.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii. Jeżeli którykolwiekz postów na forum łamie dobre obyczaje, zawiadom nas o tym redakcja@wirtualnemedia.pl
User
myles
Na ich odejściu straciły obie strony.
odpowiedź
User
myles
Na ich odejściu straciły obie strony.
odpowiedź
User
Pit
Mnie się podoba, goście są w formie!
odpowiedź