Obecna wersja projektu dyrektywy została przyjęta przez Parlament Europejski w połowie września. Następnie ruszyły tzw. trilogi, czyli negocjacje trzech instytucji unijnych: Parlamentu Europejskiego, Rady Unii Europejskiej oraz Komisji Europejskiej.
Odbyło się już kilka trilogów: na początku i pod koniec października, na początku listopada i w połowie grudnia, zorganizowano też szereg spotkań technicznych. Przedstawiciele państw członkowskich UE uzgodnili sporo ostatecznych zapisów dyrektywy, natomiast nie porozumiały się nadal co do kluczowych artykułów: 11, 13 i 14 (szerzej piszemy o nich poniżej).
Tego porozumienia nie udało się też osiągnąć przed kolejnym trilogiem zaplanowanym na najbliższy poniedziałek. - Dzięki Polsce udało się zablokować niekorzystną dyrektywę o prawie autorskim. Nie ma mandatu do trilogu. Czekamy na kolejną propozycję prezydencji - poinformował w piątek wieczorem Paweł Lewandowski, wiceminister kultury i dziedzictwa narodowego.

Przeciw przyjęciu proponowanej wersji dyrektywy oprócz naszego kraju głosowały Niemcy, Belgia, Holandia, Finlandia, Słowenia, Chorwacja, Luksemburg, Portugalia, Włochy i Szwecja.
Nieudzielenie mandatu Radzie UE oznacza, że dyrektywa na pewno nie zostanie w najbliższy poniedziałek przyjęta do wdrożenia. Nie oznacza też ostatecznego odrzucenia dyrektywy. O harmonogramie dalszych negocjacji będzie decydować strona rumuńska, która w bieżącym półroczu sprawuje prezydencję w Unii.
O co chodzi w dyrektywie ws. praw autorskich?

Dyrektywa ws. praw autorskich na jednolitym rynku cyfrowym ma zmienić przepisy w zakresie praw autorskich, żeby dostosować je do obecnego poziomu rozwoju technologicznego mediów, zwłaszcza w internecie. Jej projekt jesienią 2016 roku przedstawiła Komisja Europejska.
W dyskusjach nad dyrektywą najwięcej uwagi poświęca się dwóm przepisom: art. 11 i art. 13. Ten pierwszy ma wprowadzić dodatkowe prawo pokrewne dla wydawców oraz licencjonowanie treści (nieobejmujące cytowania pojedynczych słów z innej publikacji), co może mocno zmienić model biznesowy większości agregatorów treści i aplikacji informacyjnych. Z kolei artykuł 13 mówi o monitorowaniu treści oraz odpowiedzialności prawnej dostawców usług internetowych za treści zamieszczane przez ich użytkowników.
Parlament Europejski przyjął projekt dyrektywy za drugim podejściem, w lipcu ub.r. go odrzucił.

Google, Wikipedia i youtuberzy przeciw dyrektywie
Dyrektywę od wiosny ub.r. krytykuje wiele podmiotów internetowych. Swój sprzeciw wobec regulacji wyraziły m.in. Fundacja Mozilla (wzywała użytkowników, żeby apelowali w tej sprawie do europosłów), Wikipedia (zamknęła na dobę kilka wersji językowej swojego serwisu) i Wykop.
Z kolei Google na YouTubie prowadzi akcję „#SaveYourInternet”. - Popieramy cele artykułu 13, ale jego obecna wersja napisana przez Parlament Europejski może spowodować poważne, niezamierzone konsekwencje, które mogą zupełnie zmienić oblicze internetu - czytamy w opisie akcji. Susan Wojcicki, dyrektor wykonawcza YouTube’a, pod koniec października w liście otwartym wezwała youtuberów, by sprzeciwili się wprowadzeniu dyrektywy. - Ta regulacja stanowi zagrożenie zarówno dla waszej możliwości utrzymywania się, jak dzielenia się swoim głosem ze światem - oceniła.

W listopadzie kilkudziesięciu polskich twórców youtube’owych i menedżerów współpracujących z nimi firm marketingowych we wspólnym liście do posłów Parlamentu Europejskiego zaprotestowało przeciw artykułowi 13 dyrektywy. - W praktyce oznacza to znaczące ograniczenie możliwości publikacji treści w internecie i stanowi bezpośrednie zagrożenie dla artystów, ich widowni i skupionej wokół nich branży - stwierdzili.
Google w swoim stanowisku szczegółowo wyliczyło zastrzeżenia do proponowanej dyrektywy. - Rozumiemy potrzebę aktualizacji i dostosowania tych przepisów do realiów ery internetu. Jednak proponowana dyrektywa Unii Europejskiej dotycząca praw autorskich może mieć niezamierzone konsekwencje, prowadzące do ograniczenia różnorodności informacji dostępnych online - zaznaczyła firma.
Wydawcy apelują o przyjęcie dyrektywy, krytykują Google

Zupełnie inną opinię o dyrektywie mają wydawcy prasowi oraz zrzeszające ich organizacje. W połowie września, tuż przed głosowaniem w Parlamencie Europejskim nad dyrektywą, „Rzeczpospolita”, „Parkiet”, „Puls Biznesu” i „Dziennik Gazeta Prawna” ukazały się z pustymi pierwszymi stronami. Celem było podkreślenia, jak potrzebne jest przyjęcie tych przepisów.
Pod koniec listopada trzy organizacje ENPA, EMMA i polska Izba Wydawców Prasy we wspólnym liście otwartym zaapelowały do rządów krajów Unii Europejskiej o przyjęcie dyrektywy o prawie autorskim na jednolitym rynku cyfrowym. - Obecna reforma musi zniwelować istniejącą nierównowagę polegającą na słabej pozycji negocjacyjnej prasy względem wielkich platform internetowych - podkreśliły. List zamieszczono m.in. w tytułach prasowych niektórych wydawców należących do IWP.

Kolejne oświadczenie w tej sprawie organizacje EMMA (Europejskie Stowarzyszenie Wydawców Czasopism) ENPA (Europejskie Stowarzyszenie Wydawców Gazet), EPC (Europejska Rada Wydawców) oraz NME (News Media Europe) opublikowały w połowie grudnia.











