W kampanii zobaczymy trzy spoty. Każdy z nich pokazuje inny mechanizm manipulacji: od chwytliwych nagłówków, przez emocjonalne reakcje, po zaawansowane techniki jak deepfake.
Twarzą kampanii został Karol Strasburger.

NASK o wyborczej dezinformacji
„Zaczynamy od tajemnicy, bo tak działa dezinformacja" – mówi Magdalena Wilczyńska, dyrektorka Pionu Ochrony Informacyjnej Cyberprzestrzeni NASK. – "Zawsze wygląda znajomo. Zawsze wydaje się prawdziwa. A potem okazuje się, że ktoś po prostu dobrze wyreżyserował naszą reakcję" – podkreśla Wilczyńska.
„Nie chcemy nikogo pouczać. Zależy nam, żeby ludzie zatrzymali się na chwilę i pomyśleli: czy to na pewno prawda?" – podsumowuje dyrektorka z NASK.
Zobacz: Na czym polegają kampanie dezinformacyjne w sieci? Zagrożenia to deepfake, influencerzy i boty
Spoty wyreżyserował Pascal Pawliszewski – twórca znany z pracy z nowoczesnymi technologiami wizualnymi i mocnym podejściem do opowiadania historii.

Kampania potrwa do wyborów prezydenckich. Jej celem jest nie tylko edukacja, ale i pobudzenie do zaangażowania – każdy z nas ma wpływ na to, jak wygląda przestrzeń informacyjna w Polsce. I że mamy narzędzia, by się bronić. Jednym z nich jest strona bezpiecznewybory.pl, gdzie można zgłaszać próby dezinformacji.
Według analizy Stowarzyszenia Demagog, trzy główne narracje dezinformacyjne przed wyborami prezydenckimi w Polsce dotyczą imigrantów, Ukraińców oraz powszechnego szkolenia wojskowego.
Celem przekazów o obcokrajowcach było nawoływanie do nienawiści na tle narodowościowym, etnicznym i religijnym, szczególnie w odniesieniu do wyznawców islamu.
– Część polityków wykorzystała kończący się ramadan i obchodzone z tej okazji święto przerwania postu, by jak co kampanię straszyć wyborców migrantami. Wyrwane z kontekstu zdjęcia i nagrania dużej liczby muzułmanów ubranych w tradycyjne stronie mogły wywołać wrażenie, że w Polsce znajduje się ogromna liczba osób z Bliskiego Wschodu. Okazało się, że nie wszystkie materiały pochodziły z Polski, a podobne zgromadzenia odbywały się także w poprzednich latach. Niewątpliwie tego typu treści przyczyniły się do budowania zasięgów w mediach społecznościowych. Jednocześnie budowanie rozpoznawalności i poparcia na manipulacji i skrajnych emocjach jest godne potępienia – komentuje Marcin Kostecki, szef działu fact-checkingu politycznego w Stowarzyszeniu Demagog.











