SzukajSzukaj
dołącz do nasFacebookGoogleLinkedinTwitter

Donald Trump prezydentem USA - wygrały jego osobowość i świeżość, wpadki mu nie zaszkodziły (opinie)

Hillary Clinton była dla wielu uosobieniem stabilności i ciągłości w polityce Baracka Obamy. Donald Trump z kolei uosobieniem nowego porządku. Amerykanie wybrali nowy porządek, który może zburzyć dotychczasowe układy - wyniki wyborów prezydenckich w Stanach Zjednoczonych komentują dla Wirtualnemedia.pl eksperci z agencji PR i specjaliści od wizerunku politycznego.

Donald Trump, fot. materiały prasoweDonald Trump, fot. materiały prasowe

Donald Trump został 45 prezydentem Stanów Zjednoczonych Ameryki. Taki wynik był zaskoczeniem dla wielu, bo w większości sondaży prowadziła jego konkurentka Hillary Clinton. Taki wybór nie jest jednak zaskoczeniem ekspertów od public relations i wizerunku politycznego.

Już kilka dni wcześniej zarówno oni, jak i kilku dziennikarzy stwierdzili w rozmowie z Wirtualnemedia.pl, że to Donald Trump jest medialnym zwycięzcą wyborów prezydenckich w USA.

Według Bartosza Czupryka, specjalisty ds. wizerunku politycznego Donald Trump medialnie sprzedawał się świetnie, a dzięki niemu jednym z rozpoznawalnych znaków kampanii stał się cięty, krnąbrny język.

- Wyborcy polubili nieszablonowy język a cynizm odebrali jako swoistą indywidualność i siłę charakteru, która pozwalała nazywać rzeczy po imieniu, takimi jakimi są. Trump to człowiek spoza układu - dotychczasowego establishmentu, nowa wyrazista postać o jasno sprecyzowanych poglądach, dla wielu bardzo kontrowersyjna, dla innych rzeczowa i przejrzysta. Amerykanie wybrali go za bezpośredni styl i obietnice jakie złożył. Za obietnicę wielkiej Ameryki - uważa Bartosz Czupryk.

W jego ocenie obie kampanie wyborcze od strony technicznej i medialnej były sobie równe - z jednym wyjątkiem. Trump latał bez wytchnienia po stanach, odbywając setki spotkań, na które przychodziło tysiące ludzi. Hillary Clinton mimo dużego zaangażowania nie była w stanie dorównać tempu jakie narzucił Donald Trump. - W dodatku kandydatka na prezydenta musiała zwolnić tempo, ze względu na stan zdrowia. A Trump wciąż podkręcał śrubę. Clinton nie umiała przyciągnąć skutecznie uwagi, jak widać, nie pomogły gwiazdy show biznesu. Zabrakło też... "pierwszej damy" - w tym przypadku męża u boku, który byłby tak wyrazisty jak Melanii Trump. Clinton była nudna i przewidywalna. W dodatku należy do grupy establishmentu, który wymieniał się władzą. Wybierając Trumpa Amerykanie wyrazili swój sprzeciw wobec obecnego układu sił politycznych. Hillary Clinton mimo ogromnych wpływów i rozpoznawalności w stanach, nie zdołała utrzymać dobrej passy rodziny i... demokratów - mówi Bartosz Czupryk.

Jego zdaniem wygrała osobowość i świeżość -  zupełnie nowa twarz w wielkiej polityce. Media mimo, iż sprzyjały Hillary Clinton nie poradziły sobie z osobowością Trumpa. - Choć łykały wszystkie wpadki Trumpa i skutecznie je wykorzystywały w efekcie nie zdołały mu zaszkodzić. Trump był sam dla siebie jedynym zagrożeniem czemu też dał wyraz dając się ponieść podczas swoich wieców wyborczych. Co ciekawe, Amerykanie wyjątkowo pobłażliwie traktowali jego potknięcia, wręcz zaczęli tolerować i odbierać za atut nawet siłę - komentuje w rozmowie z Wirtuanemedia.pl Bartosz Czupryk.

Dodaje, że Clinton była dla wielu uosobieniem stabilności i ciągłości w polityce Baracka Obamy. Trump z kolei uosobieniem nowego porządku. Amerykanie wybrali nowy porządek, który może zburzyć dotychczasowe układy i stworzyć dla Amerykanów (nikogo więcej) nowe szanse. Trump jako typowy biznesmen będzie dbał o własne interesy i w myśl tej idei - jak zapewnia - interesy Stanów Zjednoczonych.

- Jestem zdania, że Donald Trump należy do grona zdobywców dla których głównym powodem działania jest ambicja i mierzenie się z kolejnym wyzwaniem. Trump wbrew nieprzychylnym opiniom szedł jak taran forsując swój program i wizje przyszłej Ameryki. Hillary Clinton nie brakowało determinacji. Nie można jej tego zarzucić. Wiedziała czego chce i bardzo wierzyła w swój sukces, może nawet za bardzo. Przez co na początku wyścigu nikt nie liczył się z Trumpem. Sytuacja się zmieniła dopiero kiedy został oficjalnym kandydatem republikanów i stworzył realne zagrożenie. Myślę że sztab Clinton mimo doskonałej przygotowania i opracowania kampanii nie brał pod uwagę porażki, działał pewnie na "luzie" do momentu zrównania sondaży. Zlekceważenie przeciwnika to poważny błąd w kampanii jeśli nie największy - podsumowuje Bartosz Czupryk.

Także w ocenie Eryka Mistewicz, prezesa Instytutu Nowych Mediów, ekipa Donalda Trumpa perfekcyjnie zarządzała mediami. Zarówno starymi jak i nowymi. Starymi zarządzając sprawnie agendą dnia, generując narracje, konflikty, iskrzenia i wrzenia.

- Nie sposób było przecież milczeć na temat kampanii Donalda Trumpa, tak bardzo była poruszająca, wściekająca, chamska, idąca pod prąd temu, co wypada a co nie wypada. Nagle granice poprawności politycznej w kampanii wyborczej dyskutowane były na całym świecie. Stare media znalazły się w klinczu dobrych narracji ekipy Trumpa. Trump sprawnie grał z mediami, a media weszły w tę grę - zwraca uwagę Eryk Mistewicz. I dodaje: - I media nowe, tu także nie było przypadku. Samotny rycerz, opuszczony przez establishment własnej partii, przez system republikanów - naprzeciwko Hillary Clinton wspieraną  ze wszech sił przez establishment demokratów. Nie jest ważne na ile prawdziwa to była opowieść. Ale podziałała. Bowiem odpowiedzią było organizowanie się  zwolenników Donalda Trumpa w sieci. Z wykorzystaniem nowych mediów do zwielokrotnienia emocji, wpływów, efektywnego przełożenia na wynik wyborczy - mówi Mistewicz.

Ocenia, że to była dosyć prostacka kampania. Na swój sposób przewidywalna. Z najciekawszym finiszem, odwróceniem przewidywań, komentarzy, sondaży, wyliczeń w ciągu ledwie pół godziny po 2.30 w nocy czasu polskiego. - Z niedoszacowaniem energii sprzeciwu wobec mainstreamu, w tym sondażowni i rzecz jasna tradycyjnych mediów. Z niezauważeniem potencjału niezadowolenia. Kampania, której powtórkę, z podobnymi mniej więcej stronami sporu, możemy spodziewać się w nadchodzących wyborach prezydenckich we Francji - ocenia prezes Instytutu Nowych Media.

Piotr Czarnowski, prezes agencji First PR, nadal sądzi, że amerykańskie media dały równe szanse i Clinton i Trumpowi. Podkreśla przy tym, że absolutnie nie chce traktować tego w polskich kategoriach, mówiących o tym, że w mediach koniecznie ktoś musi zwyciężyć.

- Wcale nie, w dobrych mediach wcale nie musi być zwycięzcy, ich rolą nie jest kreowanie bohaterów i pokonanych tylko relacjonowanie faktów. Jeśli wyszły z tego dwie różne historie, odmienne dla każdego z kandydatów, to wynikały one nie z tego, jakie podejście miały media ani "kto wygrał" tylko z tego, że Clinton była poprawna, konserwatywna, bardziej przewidywalna, a Trump nieustannie miewał nieprzewidywalne i trudne do wytłumaczenia wyskoki. Widać to było nie tylko w mediach tradycyjnych, ale także społecznościowych, ale tu także nie widzę wygranego i przegranego. Wprawdzie Trump ma na Twitterze 13 milionów followersów a Clinton 10 milionów, i to z naszej perspektywy może wyglądać gigantycznie, ale to nie Twitter zadecydował o wpływie na opinię publiczną. To co twittował Trump, właśnie z kategorii nieoczekiwanych i kontrowersyjnych wyskoków, wchodziło do obiegu w prasie i telewizji i dopiero ten obieg kształtował opinię. Clinton używała tej samej metody do generowania w mediach treści krytycznych dla Trumpa. I nie widzę specjalnej różnicy w podejściu mediów w tej i poprzedniej kampanii prezydenckiej. To co najbardziej różniło kampanie 2016 i 2012 to wcale nie media, ale sposoby finansowania i struktura wydatków.  Być może wydaje się nam, że tegoroczna kampania była wyjątkowa, ale moim zdaniem wynika to z masowego i bardzo specyficznego, selektywnego przekazu w polskich mediach a nie z cech samej kampanii - komentuje dla Wirtualnemedia.pl Piotr Czarnowski.

Wygrana Donalda Trumpa w wyborach prezydenckich była jasna od samego początku dla Pawła Purskiego, konsultanta public affairs w agencji Grayling Poland. W jego ocenie Trump i Clinton mówili do innych ludzi. Kampania była walką z pozycji dwóch baniek informacyjnych. Trump malował plastyczne, emocjonujące obrazy. Clinton mówiła o demokracji, wartościach i używała truizmów, które już dawno straciły dla wielu znaczenie. Trump pewnie mówił o niepewnej przyszłości i dawał proste recepty: mur z Meksykiem, wojna handlowa z Chinami czy wycofanie się z kosztownych ekspedycji militarnych. Clinton odwoływała się do faktów i argumentów. Ameryka według Trumpa to mocarstwo w kryzysie. Clinton natomiast, z pozycji członkini tzw. "establishmentu" twierdziła, że Stany rozkwitają. W świecie Trumpa jasno określeni byli silni wrogowie wewnętrzni i zewnętrzni. Z kolei świat Clinton opierał się na współpracy, dla wspólnego dobra, którego jednak nie umiała jasno wytłumaczyć.

- Nowy prezydent USA podkreślał unikalność Stanów. Pokonana kandydatka chciała z USA zrobić Europę. Eskalując emocje, atakując personalnie Trumpa i sugerując, że jest nieodpowiedzialny Clinton faktycznie okazywała pogardę tzw. "prostym ludziom". Pamiętacie Państwo niedawną sprawę Brexitu? Na Wyspach nie wygrały fakty. Wygrały emocje "prostych ludzi" - stwierdza Paweł Purski.

Dołącz do dyskusji: Donald Trump prezydentem USA - wygrały jego osobowość i świeżość, wpadki mu nie zaszkodziły (opinie)

23 komentarze
Publikowane komentarze są prywatnymi opiniami użytkowników portalu. Wirtualnemedia.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii. Jeżeli którykolwiekz postów na forum łamie dobre obyczaje, zawiadom nas o tym redakcja@wirtualnemedia.pl
User
usmiechpl
Coś mi te amerykańskie wybory przypominają, kiedy była władza mówi, że jest super, kraj się rozwija tylko naród jakoś nie widzi tego rozwoju w swoich portfelach.. Amerykanie wybierając Trump powiedzieli dość i tyle.... pozdrawiam
odpowiedź
User
animowany
Clinton i polityka stabilnosci? :-D Przeciez to ona powiedziala, ze nie zawacha sie uzyc broni jądrowej. Moze ludzie juz nie chca tych sztucznych przepychanek z Rosja ktore smierdzialy konfliktem?
odpowiedź
User
Gromy_się_posypią
Może czas najwyższy ukrócić wpie..nie się Ameryki w interesy każdego kontynentu? Tak, nazywajmy rzeczy po imieniu. Oni ingerują w kontynenty. Narzucają własny system innym ludnościom. Może jest szansa, że żenujące i sztuczne kłótnie z Rosją " w imię wyzwolenia Ukrainy" przestaną mieć miejsce. Jak bowiem można wyzwalać Kreml, skoro zgodnie z wolą ludności, odłączył się on od banderowskiej, faszystowskiej Ukrainki? Ostatnio zresztą słyszałem rozmowę kilku ukrów, a miało to miejsce we Wrocławiu. Stwierdzili oni, że niebawem to wszystko będzie ich i Polaków wyp..lą. Pomagajmy dalej. Liczę na Trumpa. Mam nadzieję, że jest na tyle mądrą osobą, że zakończy hegemonię amerykańską. Pytanie tylko, co teraz stanie się z bliskim wchodem. Jego wspaniali poprzednicy rozpętali tam piekło. Oficjalnie chodziło o wprowadzanie demokracji (na siłę). Wiadomo jednak, że celem Ameryki była destabilizacja i zwykła wojna o ropę, dobra, antyki itp. Co teraz stanie się z resztą cywilnej ludności? Narobić gó..na i odwrócić się na pięcie? Może Trump jako mądry człowiek, zamiast pakować pieniądze w sztuczny twór jakim jest Ukraina (Lenin mądry, a jednak taki głupi), zjednoczy się z Rosją i rozpieprzą ten burdel, który sama Ameryka stworzyła? Mam na myśli np. ISIS? Czas pokaże, ale całe szczęście że nie wygrała Clintonowa. Ta wstrętna, kapitalistyczna do granic absurdu baba, dbałaby jedynie o pieniądze, mając za nic wartość ludzką.
odpowiedź