SzukajSzukaj
dołącz do nasFacebookGoogleLinkedinTwitter

Drenaż wiedzy eksperckiej. Nieetyczna praktyka dziennikarzy, naukowców, specjalistów od marketingu (opinie)

Media korzystają z wiedzy ekspertów w sposób często nieuprawniony, łamiąc przy tym etykę zawodową. Niektóre z przypadków drenowania własności intelektualnej są wręcz na granicy odpowiedzialności karnej. Oprócz tego, stajemy w obliczu problemu traktowania własności intelektualnej jako dobra wspólnego, które nie zasługuje na jakąkolwiek gratyfikację. Musimy zacząć o tym szeroką dyskusję, bo skala problemu jest duża - komentują dla portalu Wirtualnemedia.pl specjaliści branży marketingowej i naukowcy.

Kilka tygodni temu szerokim echem odbił się wpis dr Aleksandry Przegalińskiej, uznanej badaczki sztucznej inteligencji z Massachusetts Institute of Technology (MIT). Poruszyła w nim problem wykorzystywania wiedzy ekspertów przez media, bez żadnej formy gratyfikacji. Wpis wywołał odzew wielu ekspertów, którzy podnieśli problem drenażu ich własności intelektualnej przez różne środowiska.

Wpis dr Aleksandry Przegalińskiej ukazał się na jej profilu na Facebooku. Opisała w nim, jak pracownica jednej ze stacji telewizyjnych zwróciła się z prośbą o konsultację merytoryczną do odcinka programu poświęconego sztucznej inteligencji. Jednocześnie zaznaczyła, że dr Przegalińska nie może z racji formuły audycji liczyć na żadną gratyfikację - choćby w formie wymienienia jej nazwiska w napisach końcowych. Widz miał odnieść wrażenie, że autorka programu zdobyła taką wiedzę sama. Badaczka odmówiła i zaapelowała do innych, by szanowali swoją własność intelektualną i nie pozwalali na takie praktyki w obszarze mediów.

Opisana przez ekspertkę sytuacja stała się impulsem do dyskusji w mediach społecznościowych na temat drenażu wiedzy różnych specjalistów: naukowców, popularyzatorów nauki czy ekspertów w wąskich dziedzinach. W komentarzach wskazywano, że sytuacja specjalistki z MIT nie jest pojedynczym przypadkiem, lecz częstą praktyką.

“Dziennikarz z mojej wypowiedzi zacytuje jedno zdanie, resztę przypisze sobie”

Zdaniem Julity Dąbrowskiej, szkoleniowca i specjalistki ds. budowania marki pracodawcy, media często stosują praktykę podawania cudzych badań, opinii bez podpisania oryginalnego autora. Jednocześnie nie jest to tylko nawyk dziennikarzy - po tego typu metody sięgają także coraz częściej specjaliści występujący na komercyjnych wydarzeniach w roli prelegentów.

- Niestety, często zdarza mi się, że media wykorzystują moje badania w swoich raportach czy artykułach bez uwzględnienia mojego autorstwa. To mnie boli - poświęcam bowiem swój czas na pisanie artykułów naukowych, publikuję książki, które są następnie wykorzystywane bez zacytowania. Dotyczy to nie tylko dziennikarzy. Otrzymuję sygnały, że takich praktyk dopuszczają się osoby występujące na komercyjnych spotkaniach branżowych. Za swoje prelekcje dostają często wynagrodzenie, a wykorzystują na slajdach moją własność intelektualną - oczywiście nie uwzględniając mojego autorstwa. To jednak temat na osobną rozmowę - podkreśla Dąbrowska.

W rozmowie z portalem Wirtualnemedia.pl, Julita Dąbrowska dodaje, że należy wyraźnie rozdzielić dwa typy aktywności eksperta w mediach. Pierwsza jest inicjowana samodzielnie - kiedy specjalista dzieli się wiedzą w artykułach rozsyłanych do redakcji jako informacje prasowe. Druga - wynika z zainteresowania samych dziennikarzy, potrzebujących wiedzy eksperta do przygotowania programu w telewizji czy artykułu w prasie.

- Jeśli chodzi o dzielenie się swoją wiedzą w mediach, musimy rozróżnić dwie sytuacje. Pierwsza to ta, gdzie sami jako eksperci wysyłamy gotowe informacje prasowe do redakcji, licząc na ich zainteresowanie naszym tematem. Nie możemy mieć wtedy gwarancji, że dziennikarz zamieści materiały w niezmienionej wersji. To prawa rządzące tym gatunkiem informacyjnym. W drugim przypadku to dziennikarz wychodzi do eksperta z inicjatywą, poszukując ciekawego tematu. Często nie wiadomo jak traktować prośbę o komentarz - czy jak specjalistyczną konsultację, korepetycje, dodatkowe zlecenie? W niektórych przypadkach, jak np. w audycjach telewizyjnych, można mieć z tym problem. W przypadku projektów edukacyjnych, naukowych - dopuszczam nieodpłatne konsultacje. W wypadku programów komercyjnych - już nie - opowiada Julita Dąbrowska.

Problem drenażu wiedzy bardzo często dotyka bezpośrednio naukowców. Dr Monika Kaczmarek-Śliwińska z Wydziału Humanistycznego Politechniki Koszalińskiej, przyznaje w rozmowie z portalem Wirtualnemedia.pl, że ofiarą nieuczciwych praktyk mediów padła kilkakrotnie. Dziennikarze przypisywali sobie jej opinie jako odautorski tekst, cytując jedynie ułamek z oryginalnej wypowiedzi. Badaczka zwraca uwagę, że naukowcom zależy jedynie na rzetelności i uczciwości ze strony dziennikarzy.

- Znam ten problem z własnego doświadczenia. Przykładowo, dostaję od redaktora listę szczegółowych pytań, na które udzielam wyczerpującej odpowiedzi. W opublikowanym tekście znajduję tylko podpisany moim nazwiskiem drobny cytat, często wyrwany z kontekstu. Resztę autor tekstu przypisuje sobie. Innym razem podczas wykładu dla biznesmenów jeden z obecnych dziennikarz poprosił o możliwość nagrania spotkania. Zgodziłam się, jednak już po jego zakończeniu ten dziennikarz zapowiedział, że całość zapisu umieści w internecie. Stanowczo zaprotestowałam - mówi dr Kaczmarek-Śliwińska. - Nie chodzi mi nawet o dosłowne cytowanie każdego zdania z wypowiedzi. To kwestia tego, by w materiale wyraźnie zaznaczyć, co jest informacją czy opinią dziennikarza, a co wkładem merytorycznym eksperta. Tej zasady moim zdaniem media często nie przestrzegają - podsumowuje badaczka z Politechniki Koszalińskiej.

“To jawne naruszenie zasad współżycia społecznego”

Jak traktować takie praktyki mediów z punktu widzenia etyki zawodowej? Zdaniem dr Łukasza Przybysza z Wydziału Dziennikarstwa, Informacji i Bibliologii Uniwersytetu Warszawskiego, część działań mediów związanych z drenażem wiedzy ekspertów jest nie tylko nieetyczne, ale i bezprawne. Obecne zapisy zawarte w prawie prasowym nakładają na dziennikarza obowiązek zachowania należytej staranności i rzetelności. Są to oczywiście pojęcia nieostre - w praktyce oznaczają między innymi: troskę dziennikarza o oddanie prawdy, uczciwość czy odpowiedzialność za słowo.
Oprócz aspektów prawnych, dr Łukasz Przybysz zwraca także uwagę na wymiar społeczny nagminnego wykorzystywania własności intelektualnej ekspertów. Jego zdaniem niszczy to, i tak kruche, wzajemne zaufanie. Tezę tę potwierdzają badania - jak wynika z “Edelman Trust Barometr”, badania mierzącego poziom zaufania społeczeństw do różnego rodzaju instytucji, Polacy są jednym z najmniej ufnych narodów na świecie. Z roku na rok coraz mniej ufamy mediom - w 2016 jedynie 31% Polaków.

Kilka lat temu podczas jednego z zebrań pracowników wydziału dziennikarstwa jeden z nich poruszył kwestię udzielania mediom komentarzy, gdy finalnie w materiale nawet nie pada nasze nazwisko. Lub pada w jakimś mało istotnym cytacie, cały materiał zaś zbudowany jest na bazie udzielonej wypowiedzi. Okazało się, że wiele koleżanek i kolegów miało za sobą takie doświadczenia. Sam padłem ofiarą podobnych sytuacji przynajmniej trzykrotnie, kilka razy też udało mi się wybronić przed wykorzystaniem - mówi portalowi Wirtualnemedia.pl dr Łukasz Przybysz.

- Z punktu widzenia etyki dziennikarz powinien powoływać się na eksperta w tej części materiału, która została przygotowana z jego merytorycznym wsparciem. W innych przypadkach jest to nie tyle nieetyczne, co nawet w skrajnych sytuacjach niezgodne z prawem. W prawie autorskim mamy instytucję dozwolonej inspiracji, niemniej jest ona dość płynna. Tak daleko posunięte wykorzystywanie wiedzy ekspertów narusza moim zdaniem zasady współżycia społecznego. Powoduje brak wzajemnego poszanowania i zaufania między dziennikarzami, ekspertami i odbiorcami treści. Prowadzi finalnie do niechęci współpracy, pamiętać należy, że najczęściej darmowej, naukowców z mediami - konkluduje Przybysz.

Podobnie sądzi też Julita Dąbrowska. Jej zdaniem, w Polsce specjaliści wciąż muszą tłumaczyć, że wytwory pracy intelektualnej to również towary, które powinno się monetyzować; a ponadto, jak każda praca, zasługują na elementarny szacunek.

Jako eksperci jesteśmy wciąż na takim etapie, że musimy tłumaczyć, że jeśli ktoś coś skopiuje, to powinien uszanować pracę autora, podając źródło. Naprawdę, nie oczekujemy niczego więcej - ja jako specjalistka ds. employer brandingu dzięki cytowaniom mam kolejny bodziec, by publikować na ten temat więcej. Tym samym, po troszę przyczyniam się do propagowania idei budowania marki pracodawcy - tłumaczy Julita Dąbrowska.

W rozmowie z portalem Wirtualnemedia.pl, Dąbrowska wskazuje na jeszcze jeden, szerszy kontekst całej sprawy. Problemem według niej jest ciągle pokutujące przekonanie o tym, że wiedzę, którą eksperci gromadzą często latami, powinni udostępniać innym za darmo. W związku z tym, jej wartości nawet nie powinno się wyceniać. To prowadzi do szeregu nagannych praktyk w różnych środowiskach.

- Problem moim zdaniem jest szerszy - dotyczy traktowania wiedzy jako produktu. W naszej kulturze zakorzenione jest przekonanie, że produkt oznacza coś fizycznie istniejącego - i za to trzeba płacić. W taki sposób nie postrzega się niestety własności intelektualnej. Panuje przekonanie, że naukowcy i eksperci powinni się swoją wiedzą dzielić nieodpłatnie, bo jest to “tylko” coś, co mają w głowach. Moim zdaniem potrzebujemy dyskusji na temat sposobu traktowania wiedzy jako zasobu oraz zwyczajnego do niej szacunku. Potrzebujemy wypracowania takich standardów, które będą chronić ludzi przed drenażem ich wiedzy. Zaczyna się już od edukacji w szkole i na studiach, a kończy na przykład na zbieraniu koncepcji kreatywnych agencji przez klientów w przetargach. Oczywiście, bez wynagrodzenia - podsumowuje w rozmowie z portalem Wirtualnemedia.pl.

Dołącz do dyskusji: Drenaż wiedzy eksperckiej. Nieetyczna praktyka dziennikarzy, naukowców, specjalistów od marketingu (opinie)

16 komentarze
Publikowane komentarze są prywatnymi opiniami użytkowników portalu. Wirtualnemedia.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii. Jeżeli którykolwiekz postów na forum łamie dobre obyczaje, zawiadom nas o tym redakcja@wirtualnemedia.pl
User
isadora
czemu nie piszecie że chodzi o program Martyny Wojciechowskiej
odpowiedź
User
Janik
To jest mega skandal. Tak samo jak rekrutacje, gdzie proszą o przygotowanie prezentacji a potem nie odbierają telefonów. Potem ta prezentacja i pomysły są w użyciu a ludzi dostają za czyjąś wiedzę premie.
odpowiedź
User
gość
Święte słowa pani Przegalińska, należy tępić cwaniactwo które de facto oznacza kradzież własności intelektualnej.
odpowiedź