SzukajSzukaj
dołącz do nasFacebookGoogleLinkedinTwitter

Establishment Hillary Clinton wygrał z populizmem Donalda Trumpa (opinie o debacie)

Hillary Clinton wygrała wczorajszą debatę, bo była na pewno lepiej przygotowana do wystąpienia, jako debaty politycznej, podczas gdy Donald Trump podszedł do debaty, jak do negocjacji biznesowych, co nie dla każdego mogło być zrozumiałe - dotychczasową kampanię prezydencką w USA oraz debatę Hillary Clinton i Donalda Trumpa oceniają dla Wirtualnemedia.pl Zbigniew Lazar, Eryk Mistewicz i Michał Raszka.

W ocenie Michała Raszki,  dyrektora działu komunikacji i strategii medialnych w agencji public relations Grupa PRC, to była debata osób z dwóch różnych światów: identyfikowanej z establishmentem Hillary Clinton i populistycznego, "amerykańskiego Andrzeja Leppera" czyli Donalda Trumpa.

- Skazywana na porażkę przez wielu komentatorów jeszcze przed debatą Clinton wybroniła się. Była świetnie przygotowana, dobrze wyglądała, starała się uśmiechać. To bardzo ważne, ponieważ wcześniej postrzegano ją jako politycznego robota, nie budziła pozytywnych, ciepłych emocji u wyborców. W dodatku po wizerunkowej wpadce z ukrywaniem zapalenia płuc, co skończyło się zasłabnięciem dwa tygodnie temu podczas obchodów 15. rocznicy zamachów 11 września, kolejne sondaże pokazywały, że Amerykanie jej nie ufają - zwraca uwagę Raszka.

Przypomina, że to właśnie po tej sytuacji „New York Times” komentował, że Hillary Clinton ma dziwną umiejętność wykorzystywania efektu kuli śniegowej tj. tworzenia z małych problemów - gigantycznych. Wcześniej o jej zdrowiu mówili zwolennicy teorii spiskowych, teraz cała Ameryka... - Aż do dzisiejszej nocy, kiedy to zaprezentowała się jako energiczna, witalna kandydatka na prezydenta. Podobnie jak Kennedy podczas debaty w 1960 roku. Bo właśnie starcie Trumpa z Clinton było w wielu zapowiedziach porównywane do pierwszej i najważniejszej w historii debaty Nixon-Kennedy. I faktycznie przynajmniej jeśli chodzi o podejście kandydatów można znaleźć podobieństwa. Kandydat Demokratów w 1960 r. wg komentatorów stał na przegranej pozycji mając za przeciwnika urzędującego wiceprezydenta. Kennedy miał problemy zdrowotne (choroba Addisona), gorzej wypadał podczas przemówień. Jednak przed debatą zebrał sztab doradców i przez kilka dni przygotowywał się do debaty. Podobnie Clinton, zrezygnowała ze spotkań z wyborcami i z najlepszymi specjalistami od wizerunku, w tym Tony'm Schwartzem który napisał Trumpowi książkę w latach 80., a teraz popiera Demokratów, przygotowywała się do debaty - komentuje w rozmowie z Wirtualnemedia.pl Michał Raszka.

Uważa, że Donald Trump, tak jak Nixon, nie przygotowywał się do debaty. Wolał spotkania z wyborcami. Czy jednak, podobnie jak jego poprzednik ponad 50 lat temu, również poległ? - Człowiek, który daje recepty bez podania leków, mimo że wypadł gorzej, nie przegrał. Dlaczego? Ponieważ do wielu jego wyborców nie trafia styl Hillary Clinton, jej argumenty. Clinton to reprezentantka waszyngtońskiego establishmentu, mimo że świetnie przygotowana - nie budzi zaufania – mówi Raszka. I dodaje: - Wyborców Trumpa nie zniechęciły te same hasła powtarzane ciągle podczas debaty: musimy zatrzymać miejsca pracy w Ameryce, musimy przywrócić prawo i porządek, musimy renegocjować umowy handlowe. Nie pogrążą go też sugestie Clinton o unikaniu podatków, czy też zatajaniu zeznań podatkowych. Nie straci również mimo braku wiedzy o NATO i polityce zagranicznej.

Według eksperta z PRC, Trumpowi paradoksalnie bliżej jest do Obamy. Tak jak on 8 lat temu, tak teraz Trump daje nadzieję na zmianę na amerykańskiej scenie politycznej. Oczywiście obaj trafiali do różnych grup wyborców, ale przekazy w warstwie emocjonalnej są podobne: oparte na zmianie, nadziei.

- Choć tegoroczna kampania nie budzi takiego zaangażowania jak poprzednie dwie elekcje, przynajmniej w mediach społecznościowych. Świadczyć o tym mogą choćby dane z Facebooka: Clinton ma obecnie na tym portalu 6,2 mln fanów, Trump 10,8 mln. Łącznie mają o połowę mniej fanów niż Barack Obama przed wyborami w 2012 roku ( 31 mln fanów).  Donaldowi Trumpowi kilka prostych haseł pozwoliło wygrać prawybory Partii Republikańskiej, czy wystarczy by zostać prezydentem? Na to pierwsza debata nie odpowiedziała. Żaden z kandydatów nie był w stanie przekonać niezdecydowanych, a to o nich toczy się bój - mówi Michał Raszka.

Zbigniew Lazar, współzałożyciel i prezes agencji ModernCorp., zwraca uwagę, że obecna kampania uznana jest przez amerykańskich obserwatorów, media i zwykłych ludzi za najbrutalniejszą w historii. Amerykanie są wręcz przerażeni, jakie pokłady wzajemnej nienawiści kampania te uruchomiła wśród zwolenników obu partii. - Trump dotychczas wygrywał głównie efektem nowości, bezpośredniości i konieczności zmian oraz wyrażaną non-stop  troską o zwykłych ludzi, których miejsca pracy znikają w Meksyku czy Azji. Jest to nie lada osiągnięciem z jego strony, jako miliardera i kandydata republikanów, którzy tradycyjnie kojarzeni są raczej z zamożniejszymi warstwami społecznymi. Clinton bazuje zaś na podsycaniu strachu przed nieprzewidywalnością Trumpa i jego brakiem doświadczenia w relacjach międzynarodowych i kwestiach obronności - ocenia Lazar.

Jego zdaniem Hillary Clinton wygrała wczorajszą debatę, bo była na pewno lepiej przygotowana do wystąpienia, jako debaty politycznej, podczas gdy Trump podszedł do debaty, jak do negocjacji biznesowych, co nie dla każdego mogło być zrozumiałe. Przerywał kontr-kandydatce (policzono, że aż 51 razy), co nie jest przez wyborców mile widziane. Dawał się wciągać w niepotrzebne szczegóły, z których potem nie potrafił się wykaraskać (afera wokół aktu urodzenia Obamy; swoje niefortunne wypowiedzi z przeszłości o kobietach; oskarżenia o dyskryminację rasową, gdy ponoć nie chciał sprzedawać swoich apartamentów czarnym, a tłumaczył się, że nie był winny, bo doprowadził do ugody sądowej; pochodzenie jego majątku; kilka formalnych bankructw, które mogły być tylko sztuczką prawną i wiele innych). - Pytani po debacie zwykli wyborcy podkreślali, że był „niemiły” – niby nic, ale wrażenie pozostaje. Badania udowodniły bowiem, ze głosujemy na tych, w których towarzystwie czujemy się komfortowo, niekoniecznie wyłącznie na podstawie ich programów, czy obietnic. Na dodatek Trump ciągle pociągał nosem. Są już memy, że „wciągał trawkę”, otarł górną wargę kilka razy (pocił się ze stresu?), popijał wodę (zaschło mu w gardle?) – czego Clinton nie robiła, a na kilka chwil zniknął nawet z wizji sięgając pod pulpit po szklankę z wodą. Kolejne drobiazgi, które tworzą ogólne wrażenie – zwraca uwagę ekspert w ModernCorp.

Ocenia, że obecna kampania prezydencka w USA jest w pewnym sensie wyjątkowa, bo bierze w niej udział po raz pierwszy w historii kobieta - ale kwestie równości płci nie są w USA aż tak drażliwe i wybuchowe, pomimo ciągle istniejących spraw do rozwiązania, dlatego ta kampania – i związane z nią debaty - może być o wiele bardziej brutalna. - Nikt przecież nie słyszał o kobietach palących w proteście całych kwartałów miast i demolujących sklepy, tak jak robią to obecnie czarni w całym kraju - podsumowuje Zbigniew Lazar.

Z kolei Eryk Mistewicz, prezes Instytutu Nowych Mediów, uważa, że nie znamy Ameryki ani Amerykanów na tyle, aby przewidzieć ostateczny werdykt. Podobne zdanie formułują dziś uznani europejscy amerykaniści. System głosowania jest inny, napięcia społeczne i główne tematy sporu są inne, choćby poziom bezrobocia i frustracji jest znacząco inny w Stanach Zjednoczonych i w Europie.

- Gdyby wybory te odbywały się w Europie, bez wahania postawiłbym na zwycięstwo Donalda Trumpa. Tylko że Europa chce zmiany, przy 30 czy 40 procentowym bezrobociu młodych ludzi i nowych problemach wygenerowanych przez nieskuteczny europejski establishment kilka europejskich regionów, szczególnie południa, jest na granicy wybuchu społecznego. Tam antyestablishmentowy Trump natychmiast zdobyłby dobre wyniki. Prowadząc kampanię w kontrze do świata mainstreamowych mediów, w oparciu wyłącznie o siłę internetu i społeczności nowych mediów. Gdyby ta kampania odbywała się w Europie, Trump dawno by już był jej zwycięzcą - twierdzi Eryk Mistewicz.

Przyznaje, że liczył na znaczące zwycięstwo Donalda Trumpa w debacie. Na błyskotliwe riposty, szybkie trafne ciosy. Liczył też na środki, metody, działania, które można by później skopiować i przenieść do innych kampanii i debat. - Jednak nie doczekałem się. Trump był w defensywie, nie miał przekonujących argumentów w kwestii swoich finansów,  choć oczywistym dla wszystkich była ta linia ataku, a sposób traktowania ludzi, choćby i malarzy czy tynkarzy remontujących jego posiadłości, którym nie płacił , zrażał i warstwy niższe i aspirującą klasę średnią. Tylko że znów oceniam to z punktu widzenia Europejczyka, dla którego sposób traktowania innych ludzi jest ważniejszy, niż wielkość zgromadzonego dobytku przez politycznego lidera. Takich ewidentnych faux pas ze strony Trumpa było więcej. Zdecydowanie za dużo, aby móc obwołać go zwycięzcą tej debaty - podkreśla Mistewicz.

Prezes Instytutu Nowych Mediów uważa, że to jednak wciąż duże amerykańskie media nadają ton kampanii wyborczej. - Wieszczyliśmy, że z wyborów na wybory, z roku na rok rosnąć będzie rola mediów społecznościowych, szybkich komunikatorów, Twittera czy Facebooka, a więc spinroomy skupiać się będą na pracy z liderami opinii w sieci i z właścicielami agencji marketingowych utrzymujących farmami trolli. Ten proces nie jest jednak tak szybki, jak przewidywałem – mówi Mistewicz.  Zwraca też uwagę, że widać było w czasie poprzedzającym debatę, w trakcie debaty jak i po jej zakończeniu, że wciąż - jeśli chodzi o kształtowanie opinii publicznej - media tradycyjne w amerykańskiej polityce mają rolę dominującą. Stacje telewizyjne, portale internetowe należące do największych grup medialnych, stacje radiowe a nawet prasa, jak najbardziej tradycyjne medium, wciąż zachowują (a może po trwającym kilka lat załamaniu: odzyskują) swoje miejsce w kampanii politycznej. - I znów jest to proces odmienny od tego, który obserwuję od kilku już lat w kolejnych kampaniach w Europie, gdzie media tradycyjne to najczęściej oręż partii politycznych a prawdziwa walka, i to walka przekładająca się na wynik, odbywa się w internecie. Jeśli okazałoby się, że w Europie kampanie wygrywa się w internecie, a w Stanach wciąż jeszcze urabiając establishment tradycyjnych mediów, to byłby to jeden z ciekawszych wniosków z tych wyborów. Wtedy oczywiście wybory amerykańskie wygrałaby Hillary Clinton - podsumowuje Eryk Mistewcz w rozmowie z Wirtualnemedia.pl.

Dołącz do dyskusji: Establishment Hillary Clinton wygrał z populizmem Donalda Trumpa (opinie o debacie)

11 komentarze
Publikowane komentarze są prywatnymi opiniami użytkowników portalu. Wirtualnemedia.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii. Jeżeli którykolwiekz postów na forum łamie dobre obyczaje, zawiadom nas o tym redakcja@wirtualnemedia.pl
User
j
Farmy trolli to może wy w Polsce utrzymujecie.
odpowiedź
User
prawnik
Dziś rano słyszałem cytat z prasowy:
"Jeśli UK zasłużyło na Brexit, a Polska na Kaczyńskiego, to USA zasłużyło na Trumpa".

Wydaje się, że nadeszło pokolenie, które pragnie rozwiązywać rzeczywiste, a także zmyślone lub pozorne problemy przy użyciu metod nie nadających się do rozwiązywania czegokolwiek.

Inaczej ujmując: już prawie 100 lat nie było wielkiej wojny światowej, więc narody zaczęły śmiało kroczyć w stronę tej katastrofy.
odpowiedź
User
prawnik
Lub inaczej: Ludzie znudzili się, a jednocześnie ich wiedza ogólna spadła. Chcą coś zmienić, ale nie wiedzą co i próbują na ślepo znaleźć rozwiązanie problemu, którego nie potrafią opisać.
odpowiedź