SzukajSzukaj
dołącz do nasFacebookGoogleLinkedinTwitter

„Nie patrz w górę” jako satyra na świat mediów i zjawisko ich infantylizacji

Głośny film Adama McKaya „Nie patrz w górę” ostrze satyry kieruje między innymi na świat współczesnych mediów. - Media na tyle często alarmują o tragicznych wydarzeniach i ścigają się na klikalność z konkurencją, podkręcając tematy, że czytelnicy są uodpornieni na tego typu teksty. Jak w bajce o chłopcu, który krzyczał „wilki, wilki!” - ocenia Radosław Czyż.

Kadr z trailera filmu "Nie patrz w górę" (screen: YouTube/Netflix Polska)Kadr z trailera filmu

Film opowiada o tym, jak studentka astronomii Kate Dibiasky (w tej roli Jennifer Lawrence) i jej profesor dr Randall Mindy (Leonardo DiCaprio) odkrywają, że po Układzie Słonecznym przemieszcza się ogromna kometa. Problem w tym, że znajduje się ona na kursie kolizyjnym z Ziemią, ale nikt się tym nie przejmuje. Okazuje się, że próba ostrzeżenia ludzkości przed zabójczym zagrożeniem wielkości Mount Everestu prowadzi do wielu niezręcznych sytuacji. Z pomocą dr. Oglethorpe'a (Rob Morgan) Kate i Randall szturmują media.

Zaczynają od biura beztroskiej prezydent Orlean (Meryl Streep) i uległego jej syna Jasona (Jonah Hill), który jest też szefem jej sztabu, a kończą w rozrywkowym porannym programie „The Daily Rip" prowadzonym przez Brie (Cate Blanchett) i Jacka (Tyler Perry). Do zderzenia komety z Ziemią zostało tylko sześć miesięcy, a opanowanie 24-godzinnego cyklu obiegu informacji i przyciągnięcie uwagi zafascynowanej mediami społecznościowymi opinii publicznej, zanim będzie za późno, okazuje się szokująco komicznym doświadczeniem. Co trzeba zrobić, by świat po prostu spojrzał w górę?

Autorem scenariusza i reżyserem „Nie patrz w górę" jest laureat Oscara Adam McKay („Big Short”, „Vice”). W pozostałych rolach wystąpili: Mark Rylance, Ron Perlman, Timothée Chalamet, Ariana Grande, Scott Mescudi (znany jako Kid Cudi), Himesh Patel, Melanie Lynskey, Michael Chiklis i Tomer Sisley.

Od 24 grudnia film można oglądać na Nefliksie, dwa tygodnie wcześniej miał premierę w kinach.

Czy przedstawiony w filmie świat amerykańskich mediów (zarówno tradycyjnych, jak i społecznościowych) może być zrozumiały dla polskiego odbiorcy? - Myślę, że widzowie zrozumieją. Nie jest to film hermetyczny, łatwo dostrzec odniesienia do Elona Muska (bardzo dobra rola Marka Rylance'a), Donalda Trumpa czy Grety Thunberg (gdy główną bohaterka grana przez Lawrence wykrzykuje „wszyscy zginiemy!”, szybko staje się to memem) - uważa Anna Nicz z Polsatnews.pl i Rytmy.pl.

- W ogóle odniesienia do świata memów są bardzo czytelne i trafne, pokazują pewne ogłupienie społeczeństw w dobie social mediów. Bardzo trafne, ale też bolesne, są analogie do naszej współczesności w ogóle. „Nie patrz w górę” pokazuje, w jakiej bańce, napędzanej social mediami i kapitalistycznym pędem, żyjemy. A przecież film też jest zrobiony dla pieniędzy - mówi dziennikarka.

Czy metafory użyte w „Nie patrz w górę” nie wydają jej się zbyt toporne? - Myślę, że taki był cel. Gdyby były mniej toporne, ludzie mogliby ich nie zrozumieć i skupić się na komediowej sferze filmu. A tak zamiast komedii mamy tragikomedię - podkreśla Nicz.

„Ten film powinien być al dente”

Toporność nie przekonuje krytyka filmowego i publicysty Łukasza Adamskiego. - Jestem wielkim fanem Adama McKaya, może nie wczesnych komedii, ale zarówno „Vice”, jak i „Big Short”. Tam wymieszał doskonale polityczne manifesty z komedią wyrosłą z „Saturday Night Live”. W „Nie patrz w górę” satyra jest rozgotowana, przestrzelona. McKay stracił część bezczelnego humoru i zaczyna za bardzo krzyczeć i moralizować. Za bardzo chce być Stanleyem Kubrickiem z „Doktora Strangelove” czy Berrym Levinsonem z filmu „Fakty i akty”. Za mało jest McKaya, którym był kiedyś - uważa Adamski.

Zdaniem krytyka, „Nie patrz w górę” miejscami bardzo dobrze trafia jako satyra na świat mediów i zjawisko ich infantylizacji czy uzależnienie polityków od wielkiego biznesu. - Te trafne szpile mieszają się jednak z banalnymi przemyśleniami o social mediach. Czasem McKay trafia w próżnię, rozgotowuje. Ten film powinien być al dente, jak dwa poprzednie, a jest rozgotowaną satyrą. Ma nami wstrząsnąć, mówiąc: nikt z was nie słucha, że idzie globalne ocieplenie, katastrofa klimatyczna, która was zabije. Oglądając, pytałem: Adam, serio? Ja to, co chcesz mi wykrzyczeć w twarz, wiem, przejdźmy dalej, rozbaw mnie. To mój problem z tym filmem – zaznacza Adamski.

Publicysty nie przekonuje również argument, że ideologiczna toporność mogła być zamierzona. - McKay stracił pewien błysk. W „Big Short” potrafił fantastycznie wytłumaczyć, czym są przekręty finansowe Wall Street, umieszczając w filmie Anthony'ego Bourdain czy Margot Robbie, którzy tłumaczyli widzowi, czym są te kredyty, na przykładzie zupy rybnej. Albo „Vice”, kiedy Donald Rumsfeld i Dick Cheney siedzą przy stole i wybierają z karty dań rodzaje tortur, jakie będą stosowane w tajnych więzieniach CIA. To była satyra McKaya. Tutaj stara się być zbyt poważny, przez to nuży, nudzi i jest zbyt banalny - ocenia Adamski.

Media nie bez winy

Radosław Czyż z „Gazety Wyborczej” przyznaje, że satyra w „Nie patrz w górę” jest grubiej ciosana niż w poprzednich dziełach reżysera. - Kometa jest czytelną aluzją do kryzysu klimatycznego, globalnego ocieplenia. Niezamydlanie tego tematu bardziej zniuansowaną metaforą mogło służyć ułatwieniu odbioru, ujednoznacznieniu odczytania – zwraca uwagę. - Film jest prosty w interpretacji i chyba też taki był zamiar. Mówić o pewnych rzeczach wprost w satyrycznej formie. Słyszę dużo głosów, z którymi się zgadzam, że ten satyryczny wydźwięk bardziej straszy niż śmieszy, bo obraz krzywego zwierciadła jest zadziwiająco bliski naszej rzeczywistości – zaznacza Czyż.

Zdaniem krytyka „Wyborczej”, bliska naszej polskiej rzeczywistości jest również amerykańska tematyka „Nie patrz w górę”. - Przez ostatnich kilka lat wszyscy żyliśmy w bliskim kontakcie z tym, co dzieje się w amerykańskiej polityce. Ona rzutowała na to, co dzieje się w innych krajach, ten skręt w prawo widać było także u nas. Łatwo jest w postaci pani prezydent widzieć Donalda Trumpa, ale spokojnie można tam wcisnąć wielu innych światowych przywódców. To archetyp polityka wpatrzonego w swoje potrzeby, a nie wyborców czy obywateli – dodaje Czyż.

- Podobnie jest, jeśli chodzi o parodię mediów: poważne nie traktują poważnie tematu, w statystyce klikalności go nie ma, w telewizji śniadaniowej zaś prowadzący chcą wszystko załagodzić. Lubimy oglądać rzeczy nie do końca poważne, to problem nie tylko amerykański, ale globalny – mówi Czyż.

Czy jednak niosąca śmierć całej ludzkości kometa nie byłaby w rzeczywistym świecie newsem niewymagającym podkręcania, żeby zachęcić odbiorcę do kliknięcia? - Każdy by kliknął, ale nie czytałby dalej. „Już coś takiego kiedyś czytałem”. Ten film jest też o tym, że media na tyle często – czemu poniekąd my dwaj też jesteśmy winni – alarmują o tragicznych wydarzeniach i ścigają się na klikalność z konkurencją, podkręcając tematy, że czytelnicy są uodpornieni na tego typu teksty. Jak w bajce o chłopcu, który krzyczał „wilki, wilki!”. Kiedy czymś się straszy, odbiorcy prędzej czy później przestają traktować zagrożenie z należytą powagą – dodaje Czyż.

Dołącz do dyskusji: „Nie patrz w górę” jako satyra na świat mediów i zjawisko ich infantylizacji

19 komentarze
Publikowane komentarze są prywatnymi opiniami użytkowników portalu. Wirtualnemedia.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii. Jeżeli którykolwiekz postów na forum łamie dobre obyczaje, zawiadom nas o tym redakcja@wirtualnemedia.pl
User
Tomek
Nie trzeba koniecznie asteroidy, czy co tam w filmie sie pojawia. Obecna pandemia pokazala, ze nawet w sytuacji smierci tysiecy ludzi, liczy sie tylko sondaz i utrzymanie wladzy. Cynizm to znak XXI wieku.
odpowiedź
User
janek
Adamski chyba był głodny jak to pisał.
odpowiedź
User
pol
To ciekawy film a ta stacja telewizyjna to taki TVN cała prawda cała dobe włacznie z moralnoscią władzy i dziennikarzy
odpowiedź