SzukajSzukaj
dołącz do nas Facebook Google Linkedin Twitter

Nowa minister kultury o mediach publicznych: nie zatrzymamy się

W sprawie mediów publicznych podstawowy komunikat jest taki, że się nie zatrzymamy, idziemy ścieżką wyznaczoną przez ministra Sienkiewicza – zapowiada w rozmowie z PAP ministra kultury Hanna Wróblewska. Dodała także, że „Jeśli komuś wydaje się, że przyszła miła pani zamiast siepacza Sienkiewicza, jest w błędzie”. Nowa szefowa resortu kultury zapowiedziała także kolejne kroki w sprawie ustawy medialnej. 

Hanna Wróblewska, desygnowana na minister kultury i dziedzictwa narodowego, fot. PAP Hanna Wróblewska, desygnowana na minister kultury i dziedzictwa narodowego, fot. PAP

Hanna Wróblewska została nominowana na stanowisko ministra kultury i dziedzictwa narodowego przez premiera Donalda Tuska 10 maja. Zastąpiła Bartłomieja Sienkiewicza, który startuje do Parlamentu Europejskiego. 

Ministra kultury o ustawie medialnej

Szefowa MKiDN zapytana przez PAP, na jakim etapie są prace nad ustawą medialną, odpowiedziała: "Rozpoczynamy pracę nad założeniami do nowej ustawy medialnej. Myślę, że po wakacjach rozpoczniemy bardzo szerokie konsultacje społeczne".

Na pytanie, jak będzie wyglądało dokończenie zmian zapoczątkowanych w mediach publicznych przez b. ministra kultury Bartłomieja Sienkiewicza, odpowiedziała: "Idziemy ścieżką wyznaczoną przez ministra Sienkiewicza".

Zobacz: Co rząd przez pierwsze 100 dni zmienił w mediach i kulturze

Wróblewska: „Nie zatrzymamy się”

Przypomniała, że media publiczne zostały pozbawione pieniędzy, w tym wpływów z abonamentu. "W związku z tym został złożony wniosek o Trybunał Stanu dla szefa KRRiT Macieja Świrskiego".

Jak zaznaczyła, "mediami publicznymi nie można grać w ten sposób". "Podstawowy komunikat jest taki, że nie zatrzymamy się. Plan działania obejmuje wszystkie litery alfabetu - od A do Z. Jeśli komuś wydaje się, że przyszła miła pani zamiast siepacza Sienkiewicza, więc teraz będzie inaczej, jest w błędzie" - powiedziała Wróblewska.


Hanna Wróblewska pierwszego wywiadu po objęciu funkcji udzieliła Polskiej Agencji Prasowej

Polska Agencja Prasowa: Ustalmy, jak się do pani zwracać - "pani minister" czy "pani ministro"?

Hanna Wróblewska: Obie formy są dobre. Z przyczyn edukacyjnych preferuję jednak "pani ministro", choć za "panią minister" się nie obrażam.

Środowiska twórcze nie kryją radości z powodu pani nominacji. Mają w MKiDN swojego człowieka. Czy to dla pani przywilej, zobowiązanie, a może obciążenie?

Bardzo się oczywiście z tego cieszę. Dostałam mnóstwo gratulacji i czuję poparcie ze strony środowisk artystycznych. A jednocześnie jest to bardzo zobowiązujące. Rzecz jednak nie w tym, że to ja - Hanna Wróblewska – zostałam ministrą kultury. Ważne jest, że na czele tego resortu stanął człowiek ze środowiska. Polki i Polacy zauważyli, że ktoś, kto przez ponad 30 lat pracował w kulturze, tworzył lub współtworzył różne instytucje, nagle znalazł się po tzw. drugiej stronie. Jestem dowodem na to, że ministrowie kultury nie muszą wywodzić się tylko ze świata polityki czy twardego managementu, ale może nim zostać ktoś z nas. Ktoś, kto miał te same problemy, wie, gdzie jest najtrudniej, więc może nas - twórców i artystów - zrozumie.

PAP: Jaki jest zatem widok z tej drugiej strony?

Moje przejście na „drugą stronę” zaczęło się w momencie, kiedy zdecydowałam się dołączyć do teamu Bartłomieja Sienkiewicza, weszłam do ministerstwa i zostałam dyrektorką Departamentu Narodowych Instytucji Kultury. Tego samego, który przez wiele lat mnie nadzorował, kiedy byłam szefową warszawskiej Zachęty. Wcześniej to ja tutaj przychodziłam i usiłowałam coś wynegocjować. Później to do mnie przychodzili dyrektorzy innych instytucji, bo chcieli coś mi wytłumaczyć i coś ze mną wynegocjować. Powołanie na ministrę sprawia, że jestem odpowiedzialna za sprawy całej polskiej kultury.

PAP: Jakie priorytety stoją dziś przed resortem?

Po powołaniu bardzo często słyszę głosy: "Był Sienkiewicz, a teraz będzie zupełnie inaczej, bo jest Wróblewska". Będzie inaczej, ale powiedzmy sobie jasno - będzie kontynuacja działań rozpoczętych przez Bartłomieja Sienkiewicza. Zaczął duże porządki, wielkie rzeczy, które trzeba pociągnąć, żeby pójść dalej.

Gdy idzie o moją tożsamość, jako osoby ze środowiska kulturalnego, od lat mówiłam o tym, jak ważne są upowszechnianie kultury, dostępność i edukacja. Pracę nad tym zaczęłam wiele lat temu. Kontynuowałam ją w ramach ruchu Obywatele Kultury. Walczyliśmy o większe pieniądze, padało nawet chwytliwe hasło "Jeden procent z budżetu na kulturę". Ale pieniądze to nie wszystko, co państwo może zrobić. Równie ważniejsze jest budowanie mechanizmów dostępności i upowszechniania kultury.

PAP: W ostatnich latach nacisk kładziono na nowe muzea, budowane za wielkie pieniądze. W tej dziedzinie można spodziewać się zmiany?

Odnosząc się do nowych muzeów, podkreślę, że każda instytucja jest ważna. Wywodzę się przecież ze świata instytucji publicznych. Chciałabym jednak zauważać nie tylko te instytucje, które powstają lub powstały w ostatnich latach dzięki ogromnym dofinansowaniom, ale też pokazać, ile ważnych instytucji, powstałych dawno, przez ostatnie lata - i nie mówimy tutaj tylko o ostatnich ośmiu - było głęboko i strukturalnie niedofinansowanych. One potrzebują pomocy. Dla mnie instytucjonalnie ważne jest Muzeum Narodowe w Warszawie. Ani tam nie pracowałam, ani z nim blisko nie współpracowałam, ale wiem, jak ważna jest to instytucja nie tylko dla Warszawy, ale dla całego kraju. Pomoc w jej rozwoju jest dla nas priorytetem.

PAP: "Prosiłbym, żeby pani minister pracowała nad kształtowaniem postaw patriotycznych polskiej młodzieży. Ogromnie mi na tym zależy" - powiedział prezydent Andrzej Duda podczas uroczystości zaprzysiężenia. Jak interpretuje pani te słowa?

Pan prezydent niemalże przydzielił mi Ministerstwo Edukacji Narodowej, tymczasem pozostaję jednak Ministrą Kultury i Dziedzictwa Narodowego. Współczesny patriotyzm jest bardzo istotny - pytanie, czy rozumiemy go tak samo.

PAP: Czym jest ów współczesny patriotyzm w interpretacji Hanny Wróblewskiej?

Na różnych poziomach czuję związek z lokalnością, regionalnością i krajem, ale jestem gotowa na różne głosy i dyskusje. Patriotyzm mnie nie zamyka, ale otwiera. Daje mi poczucie, że wiem, kim jestem, dlatego nie mam problemu, żeby uznać, że ktoś może być kimś innym.

PAP: PiS docenił rangę kultury, jednocześnie próbując stworzyć nowy model Polaka, myślącego i głosującego w wyborach w określony sposób. Zwiększył nakłady na kulturę. Czy uda się utrzymać je na tym samym poziomie?

Kultura nie jest kwiatkiem do kożucha, kultury nie wolno marginalizować, muszą być pieniądze na jej finansowanie. Ale nie, jak to było przez ostatnie osiem lat: my wam dajemy pieniądze na kulturę, wy nam w zamian róbcie propagandę. Kultura jest czymś, co nas łączy, nawet jeśli mamy różne zdania i opinie. To, że mimo wszystko rozmawiamy ze sobą, to są podstawy kultury.

PAP: Czy to oznacza, że pułap finansowy z ostatnich lat zostanie utrzymany?

Rozmawiacie z ministrą kultury, a nie ministrem finansów. Żyjemy wszyscy w konkretnej sytuacji finansowej. Tak, chciałabym, żeby pieniędzy na kulturę było jak najwięcej, ale przede wszystkim muszą być dystrybuowane w sposób transparentny i rzetelny.

PAP: Adam Michnik przy okazji jednej z kampanii wyborczych zwrócił się do Donalda Tuska z apelem o docenienie roli inteligencji. Co można zrobić, żeby przywrócić jej znaczenie?

Inteligencja jest ważna w każdym sensie znaczenia tego słowa. Ta grupa w dużej części tworzyła i tworzy polską kulturę. Ma wpływ na kształt naszej świadomości społecznej. Mamy środki, którymi można docenić inteligencję i pokazywać, jak jest ważna jako grupa odbiorców. To na przykład media publiczne, które nie powinny ulegać pokusie komercjalizacji i prezentować także ambitne i ważne treści. Chciałabym na przykład, żeby Program Drugi Polskiego Radia pozostał taki, jaki był, kiedy sama go słuchałam, zanim zaczął podlegać dyktatowi słuchalności. Kultura jest dla wszystkich. Potrzebna jest i kultura popularna i niszowa, poszerzająca spektrum wrażliwości i świadomości widzów. Sama robiłam wystawy w Zachęcie w taki sposób, żeby uwzględniać potrzeby różnej publiczności.

PAP: Skoro wspomniała pani o mediach publicznych, chcemy zapytać, jak będzie wyglądało dokończenie zmian zapoczątkowanych przez ministra Sienkiewicza?

Idziemy ścieżką wyznaczoną przez ministra Sienkiewicza. Media publiczne zostały pozbawione pieniędzy, w tym wpływów z abonamentu. W związku z tym został złożony wniosek o Trybunał Stanu dla szefa KRRiT Macieja Świrskiego. Mediami publicznymi nie można grać w ten sposób. Podstawowy komunikat jest taki, że nie zatrzymamy się. Plan działania obejmuje wszystkie litery alfabetu - od A do Z. Jeśli komuś wydaje się, że przyszła miła pani zamiast siepacza Sienkiewicza, więc teraz będzie inaczej, jest w błędzie.

PAP: Na jakim etapie są prace nad ustawą medialną? Kiedy możemy spodziewać się pokazania jej założeń?

Rozpoczynamy pracę nad założeniami do nowej ustawy medialnej. Myślę, że po wakacjach rozpoczniemy bardzo szerokie konsultacje społeczne.

PAP: A jak wygląda kolejny etap prac nad ustawą nad statusem artysty zawodowego, na którą czekają środowiska twórców?

Policzyliśmy się. Wraz z warszawską SWPS zrealizowaliśmy badania pod kierunkiem prof. Doroty Ilczuk, żeby wiedzieć dokładnie, ilu osób ta ustawa może dotyczyć. Trwają też konsultacje z różnymi zespołami i środowiskami artystycznymi. I po tych konsultacjach dochodzimy do wniosku, że środowisku zależy przede wszystkim na tym, żeby to była ustawa nie tyle o statusie artysty zawodowego, co o włączeniu artystów w system ubezpieczeń społecznych. To pokazuje sedno problemu - nie oceniajmy, kto jest artystą, a kto nie, powiedzmy, kto może korzystać z ubezpieczeń społecznych. Bardzo nam zależy, żeby ustawa została wprowadzona do końca tego roku.

PAP: Jakie inne inicjatywy ustawodawcze podejmie ministerstwo?

Inicjatywy wychodzą ze strony środowisk artystycznych. Byliśmy zaproszeni na posiedzenie senackiej komisji kultury, ponieważ twórcy teatralni chcieli przedstawić wstępne założenia ustawy o teatrze. Jestem bardzo ciekawa, w jakim kierunku pójdą te prace.
Przychodząc do resortu kultury, a nawet wcześniej, kiedy współpracowałam ze stowarzyszeniem Polski Komitet Narodowy Międzynarodowej Rady Muzeów ICOM, podkreślałam konieczność dalszych prac nad ustawą o muzeach. Potrzebna jest też nowelizacja ustawy o organizowaniu i prowadzeniu działalności kulturalnej.

PAP: Potrzebujemy określenia całościowego ustroju kultury?

Chciałabym, żebyśmy na nowo przeanalizowali "Pakt dla kultury" zawarty niegdyś przez środowiska artystyczne z rządem i zastanowili się, czy jest aktualny. Być może trzeba opracować go na nowo. Jedną z inicjatyw oddolnych, już zaakceptowanych przez MKiDN, jest organizacja Kongresu Kultury, czyli spotkania różnych środowisk twórczych i merytoryczna dyskusja. Kongres zaplanowany jest na koniec roku. Nawiązuje do historycznego wydarzenia z grudnia 1981 roku, ale też niedawnych spotkań we Wrocławiu i Krakowie. Ze strony rządu chcielibyśmy jeszcze raz porozmawiać ze środowiskiem, pokazać, jakie proponujemy rozwiązania i usłyszeć propozycje ludzi kultury.

PAP: W okresie rządów PiS MKiDN mnożyło liczbę instytucji współprowadzonych, żeby mieć wpływ na ich program, dając w zamian gwarancję finansowego bezpieczeństwa. Czy teraz liczba instytucji współprowadzonych się zmniejszy?

Cały czas przyglądamy się umowom o współprowadzeniu, ponieważ tych instytucji jest rzeczywiście bardzo dużo. Pracując w Departamencie Narodowych Instytucji Kultury sprawowałam nadzór nad kilkudziesięcioma, kolegom z innych departamentów podlegało kolejnych kilkadziesiąt. Niewykluczone, że cięcia są potrzebne, jednak każda z tych instytucji jest nieco inna - inne są zasady współprowadzenia, trochę inne budżety. Dla samorządowych instytucji dodatkowe finansowanie jest bardzo istotne, co pokazuje problem znikających pieniędzy na kulturę w samorządach.

Gdyby to było możliwe, chcielibyśmy wycofać się z niektórych współprowadzeń, ale nie powinniśmy dopuścić, żeby traciły na tym instytucje. Musimy wymyślić na nowo finansowanie kultury w samorządach, bo samo dofinansowanie przez ministerstwo nie załatwi problemu, nie zbawi świata. Mamy narzędzia - programy ministerialne, inne ścieżki dofinansowań lub współprowadzenie - jednak to tylko plasterki na ranę.

PAP: Bartłomiej Sienkiewicz zapowiedział współprowadzenie krakowskiego Teatru im. Juliusza Słowackiego. Jak wyglądają rozmowy z Sejmikiem Województwa Małopolskiego w tej sprawie?

Jak tylko Sejmik Województwa Małopolskiego wyłoni marszałka, będziemy w stanie wrócić do rozmów. Dokumenty wyszły od nas kilka tygodni temu. Pracujemy teraz nad ostatecznym kształtem umowy o współprowadzeniu, o finansach, a także o ostatecznym statucie instytucji współprowadzonej. Sprawa jest skomplikowana, ale z mojej perspektywy absolutnie otwarta.

PAP: A gdyby się okazało, że nie ma chęci porozumienia w sejmiku?

Nie wyobrażam sobie negatywnego scenariusza. Natomiast organizatorem Teatru Słowackiego są władze województwa. Możemy negocjować, ale nie odbijemy go siłą. Wierzę jednak w mądrość przyszłych władz sejmiku, niezależnie od ugrupowania politycznego, jakie będą reprezentować.

PAP: Jakich zmian w instytucjach podległych MKiDN i jakich konkursów dyrektorskich możemy spodziewać się w najbliższym czasie? Czy zmiany pójdą głębiej i obejmą średni poziom menedżerski?

Przygotowujemy konkurs na dyrektora Zachęty, a wkrótce też na szefa Centrum Rzeźby Polskiej w Orońsku. Ogłaszając konkursy staramy się wskazywać, że cenimy sobie pomysły na działania zespołowe. Tak jest w teatrach, kiedy kandydaci wskazują nam propozycje przyszłych zastępców do spraw artystycznych i administracyjnych. Trzeba pamiętać, że instytucja to organizm, który musi działać niezależnie od tego, czy dyrektor przychodzi na jedną czy dwie kadencje. Prowadzi zespół przez jakiś czas, a potem "oddaje" go komuś innemu. Dyrektorem, podobnie jak ministrem, tylko się bywa.

PAP: Czy takie ustawienie relacji nie sprawi, że dyrektor stanie się zakładnikiem zespołu, podległym przecież organizatorowi placówki?

Wsłuchiwanie się w głos zespołu nie zwalnia organizatora z odpowiedzialności za podejmowane decyzje. Dyrektor nie może się tego obawiać, bo od tego jest dyrektorem.

PAP: Zaufanie do konkursów dyrektorskich maleje, niektórzy uważają, że się zdewaluowały. Może więc to organizator po szerokich konsultacjach, np. z zespołem, powinien powoływać dyrektorów?

Konkursy to najlepsza droga wyboru kadry zarządzającej tam, gdzie się tworzy kulturę. Chcemy, żeby wybór był oparty na kompetencjach i programie dla danej instytucji. Oczywiście możemy brać pod uwagę różne formy konkursów - otwarte i zamknięte. To jest ważny temat dla całego środowiska, dlatego nad tym pracujemy. Główne kierunki zmian, których oczekuję, to odbudowanie autorytetu i zaufania do komisji konkursowych złożonych ze specjalistów w danej dziedzinie, zwiększenie transparentności konkursów i respektowanie zasad inkluzywności. Dyrektor powinien mieć świetny program, ale musi też zadbać o ludzi, którzy w przyszłości będą mogli obejmować takie funkcje. Dyrektorzy nie rodzą się na kamieniu.

PAP: Minister Sienkiewicz powiedział, że lekarz zabronił mu słodkości, więc sprawę Centrum Sztuki Współczesnej - Zamek Ujazdowski w Warszawie zostawia następcy. Co zatem z CSW?

Nie będę sięgać po metafory ministra Sienkiewicza, bo są jedyne w swoim rodzaju i tego konkursu nie wygram. W Centrum Sztuki Współczesnej trwa kontrola, czekam na jej wyniki. Jeśli pytanie dotyczy tego, czy jestem zadowolona ze sposobu działania CSW i dyrektora Piotra Bernatowicza, to odpowiadam, że nie jestem. I nie chodzi o sprawę wystawy Ignacego Czwartosa w Wenecji. Raczej o kwestie zanikającej tożsamości Centrum Sztuki Współczesnej - niegdyś laboratorium dla artystów o różnych wrażliwościach z różnych obszarów i dziedzin, służącego nam wszystkim, a dziś miejsca autoprezentacji poglądów jednej osoby.

PAP: Jaki jest najważniejszy prywatny cel, z jakim przychodzi pani do MKiDN?

Bliska jest mi ustawa o ubezpieczeniach społecznych dla artystów. Ważne jest też utrzymanie kontaktu ze środowiskami twórczymi. Nie jestem zakładniczką jednej grupy, choć moje serce jest po stronie sztuki współczesnej. Pracowałam także w Muzeum Getta Warszawskiego, działałam w Komitecie Narodowym Międzynarodowego Stowarzyszenia Muzealników ICOM - znam środowisko muzealników. Zależy mi na utrzymaniu szerokich kontaktów. Nie przestanę słuchać ludzi i będę działała przeciw ideologizacji kultury, bo dla mnie najważniejszy jest wielogłos. Przegrzanie w jedną lub drugą stronę może tylko wzmocnić polaryzację społeczeństwa, a z nią należy walczyć, a nie ją wspierać.


Hanna Wróblewska ukończyła historię sztuki na Uniwersytecie Warszawskim. W latach 2010-2021 kierowała Narodową Galerią Sztuki Zachęta, pełniła także funkcję komisarza Pawilonu Polskiego na Biennale w Wenecji. W latach 2022-2023 była wicedyrektorką ds. naukowych i wystawienniczych w Muzeum Getta Warszawskiego. Od grudnia 2023 r. pełniła funkcję dyrektorki Departamentu Narodowych Instytucji Kultury w Ministerstwie Kultury i Dziedzictwa Narodowego. Członkini Towarzystwa Zachęty Sztuk Pięknych oraz stowarzyszenia Polski Komitet Narodowy Międzynarodowej Rady Muzeów ICOM. 13 maja 2024 r. została powołana na urząd Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego.
 

Dołącz do dyskusji: Nowa minister kultury o mediach publicznych: nie zatrzymamy się

11 komentarze
Publikowane komentarze są prywatnymi opiniami użytkowników portalu. Wirtualnemedia.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii. Jeżeli którykolwiek z postów na forum łamie dobre obyczaje, zawiadom nas o tym redakcja@wirtualnemedia.pl
User
Koń by się uśmiał
Ciekawa zamiana wojskowego z junty wojskowej na służąca kultury. Może wojskowy boi się konsekwencji swoich nielegalnych czynów, więc zwiewa do europarlamentu.

Nie masz pojęcia, czym jest junta wojskowa, głąbie. I obyś nigdy nie miał okazji jej doświadczyć. Poczytaj sobie też jak działa immunitet PE. Nie ochroni ani parlametarzystów koalicji, ani PiS-u za działania z okresu z przed zaprzysiężeniem. I nie kompromituje się więcej przez swoją ignorancję.
15 14
odpowiedź
User
II piętro
Ciekawa zamiana wojskowego z junty wojskowej na służąca kultury. Może wojskowy boi się konsekwencji swoich nielegalnych czynów, więc zwiewa do europarlamentu.

Nie masz pojęcia, czym jest junta wojskowa, głąbie. I obyś nigdy nie miał okazji jej doświadczyć. Poczytaj sobie też jak działa immunitet PE. Nie ochroni ani parlametarzystów koalicji, ani PiS-u za działania z okresu z przed zaprzysiężeniem. I nie kompromituje się więcej przez swoją ignorancję.

Zapraszamy do oglądania Resetu, czyli miłości ekipy rządzącej do junty putina.
11 11
odpowiedź
User
HAHA
"Nie zatrzymamy się" - Co pani wygaduje. Właśnie ludzi PiS jak Cegielski awansujecie. Facet, który robił dobrze relacjami Dudzie za Waszych czasów został szefem informacji w Polskim Radiu. To są te Wasze zmiany. A Wałkuski z Waszyngtonu - choć wychwalał PIS w relacjach zza oceanu nadal pracuje. I jest pupilem Cegły. Niech więc pani nie mówi o zmianach.
8 3
odpowiedź